Twelve
Czeka mnie przyjemny wieczór na który tak długo czekałem.
- Przyniósłbyś mi wodę- szepnąłem do bruneta czując suszę na którą nie pomagała ślina.- I iak kogoś spotkasz to nie mów, że się obudziłem.
- Jasne- puścił moją dłoń i skierował się do wyjścia. Ostatni raz na mnie popatrzył i wyszedł.
Od razu kiedy zamknął drzwi usłyszałem krzyk Carbonary, który zapewnie był wściekły, że Gregory się tutaj znajduje. Przymknąłem oczy w obawie, że Nico zaraz tu przyjdzie. Nie to, żebym nie chciał go widzieć, ale ZakShot był ostatnimi osobami, które chciałbym widzieć. Niestety usłyszałem ciche skrzypnięcie drzwi.
- Cześć Erwin. Wiem, że był u ciebie Montanha i nie mam za dużo czasu bo pewnie zleci się policja z wiedzą o mnie. Ale przyszedłem życzyć ci zdrowie i byś się obudził. Brakuje nam ciebie wiesz?- Zaśmiał się cicho.- Będziemy czekać aż się wybudzisz. Może nawet Fleece zrobimy, może kasyno. W zależności co będziesz chciał.- Rzekł i wyszedł z pokoju. Ze spokojem otworzyłem oczy i wpatrzyłem się w sufit. Może i to co powiedział było prawdziwe ale dalej nie chciałem nikomu ufać i mówić tego czego dowiedziałem się od Rick'a.
- Proszę- teraz usłyszałem głos Gregorego, który trzymał w ręce kubek z wodą. Przejąłem go i upiłem połowę.
- Dziękuję- uśmiechnąłem się i odstawiłem plastik na stolik.
- Powiesz mi czemu nie chciesz, żeby ktokolwiek wiedział, że się wybudziłeś?
- Mam straszny mętlik w głowie. Nie mogę powiedzieć czemu. Nawet nie wiem komu ufać.- Popatrzyłem w jego brązowe jak czekolada oczy. Widziałem w nich opanowanie a za razem smutek pomieszkany z troską. Jakby czegoś się bał, ale nie wiem czego.- Nie wiem co mam robić Grzesiu, to wszystko mnie przytłacza.
- Chodź- rozłożył ramiona a ja nie mogłem się zbytnio ruszać przez ból.- No tak- wstał z krzesła i usiadł na łóżku by następnie się na nim położyć i mnie przytulić.- Nie ważne co by się działo jestem z tobą. Kocham cię, mały.
- Ja ciebie też duży- cicho się zaśmiałem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro