\5\
━━━━━ ◥ ◤ ━━━━━
Michael miał naprawdę po dziurki w nosie kłótni z Ashley, ale ona po prostu nie potrafiła zrozumieć, że separacja, w jakiej się znaleźli i podzielenie obowiązków pomiędzy ich dwoje, które to dotyczyły opieki nad córką wiązało się z tym, że mieli od siebie odpocząć. A raczej Clifford, który to czuł się osaczony, mógł odpocząć. Kiedy żona się wyprowadziła, nareszcie mógł odetchnąć i zająć się w spokoju swoją córką, a także pracą. Nie musząc się już przejmować scenami zazdrości - choć tak naprawdę i te się zdarzały. Nie zawracał sobie głowy noszeniem obrączki, bo doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że ich małżeństwa po prostu nie da się uratować. A już na pewno nie z jego strony. Brakowało mu inicjatywy, brakowało mu chęci czy zaangażowania w związek. Jeszcze jakiś czas temu uznał, że to wszystko po prostu się wypaliło, a on nawet jeśli miałby zapałki, to nie umiałby wzniecić płomienia ich miłości do tego stopnia, w jakim kiedyś się znajdowali. Jednak nie do końca żałował tego, że związał się z Ashley. Przecież doczekali się Melanie, a właśnie ta mała dziewczynka była oczkiem w jego głowie. Bardzo się o nią troszczył, bardzo ją kochał i obiecywał sobie, że zapewni jej najlepsze dzieciństwo, jakie tylko dziecko może sobie wymarzyć.
Tamtego dnia, a był to poniedziałek - czyli dzień, w którym w końcu widział się z Melanie po całym weekendzie rozstania - zapowiadał się na stosunkowo udany. Blondyn z radością wyszedł z pracy, po czym pojechał pod szkołę córki. Miał ją odebrać, poza tym dziewczynka zostawała w każdy jeden poniedziałek na jakieś dodatkowe zajęcia, więc bardzo dobrze się to składało i dzięki temu nie musiał fatygować specjalnie opiekunki. Po drodze zatrzymał się jeszcze w jakiejś cukierni i kupił ulubione ciastka małej dziewczynki, aby mogli je zjeść razem na deser po obiedzie.
Pod szkołę dotarł jeszcze przed czasem, więc wyszedł z samochodu, aby nie siedzieć w nim niepotrzebnie i oparł się o maskę. Poprawił swoją marynarkę, po czym skrzyżował dłonie na torsie, aby nie strzelać palcami. Był to nawyk, którego nie potrafił się pozbyć i choć jemu samemu to nie przeszkadzało, to niestety znalazłoby się całe mnóstwo innych osób, które wręcz błagałoby go o to, aby przestał. Psycholog jednak wiedział, że to miało swoje podłoże w jego własnej naturze i tak naprawdę zrodziło się tylko i wyłącznie przez stres jaki niegdyś fundowała mu żona. Ciągle się kłócili, a Michael, aby nie pić, czy nie palić znalazł sobie inną wymówkę - palce.
Upłynęło jakieś dziesięć minut, dzwonek zdążył zadzwonić, ale Melanie jak nie było, tak nie było i Clifford zaczynał się denerwować. W dodatku kilka mamusiek, które go mijały - z dzieciakami czy bez - wyraźnie dawały mu do zrozumienia, że taki samotny ojciec jak on wpadał im w oko za każdym razem coraz bardziej. Michaela trochę to bawiło, ale grzecznie kiwał głową, czy uśmiechał się w ramach odwdzięczenia się, nawet tym kobietom, które zdążyły go już minąć, a w dalszym ciągu spoglądały na niego wygłodniałym wzrokiem, czasem też posyłały mu sugestywne spojrzenia.
W końcu Melanie ukazała się w drzwiach wyjściowych, trzymając w dłoniach swój plecak, a także pluszowego misia, którego pewnie zabrała od Ashley. Clifford pomachał dziewczynce, aby zobaczyła gdzie się znajdował, po czym zaczął się śmiać, gdy zobaczył jak zaczęła biec w jego stronę z dłońmi wyrzuconymi do góry. Kiedy dziewczynka była już dostatecznie blisko, przykucnął i wyciągnął do niej ramiona, aby mogła się do niego od razu przytulić.
– Tata! – pisnęła uradowana i zaplotła swoje drobne rączki na szyi psychologa.
– Cześć, skarbie – Michael pocałował czoło dziewczynki i przytulił ją do siebie. Naprawdę się za nią stęsknił. – Jak w szkole?
– Całkiem dobrze, ale nudziło mi się dzisiaj i chciałam w końcu być z tobą – westchnęła, po czym podała mu swój plecak, a Michael wrzucił go na siedzenie obok fotelika, na którym zazwyczaj siedziała.
– Ja też się za tobą stęskniłem, kochanie – przyznał, po czym pogładził ją czule po główce i otworzył jej drzwi, aby wsiadła do samochodu. Zbierało się na deszcz, a nie chciał, aby zmokli i zaczęły się jakieś choroby. Nie było mu to potrzebne i wolał, aby córeczka się nie męczyła niepotrzebnie z katarem, bólem gardła i kaszlem. – Wiesz co kupiłem?
– Co?
– Twoje ulubione ciasteczka – spojrzał na Melanie przez ramię, gdy usiadł już za kierownicą. – Zjemy je po obiedzie, co ty na to?
– Tak!
:::
Michael wjechał na podjazd, po czym od razu zmarszczył brwi. Rozpoznał samochód, który znajdował się tuż obok i wiedział już, że Ashley jest w środku. Zaczął się tylko zastanawiać, o co znowu chodzi i jak wielką szopką to wszystko się skończy.
– Mama ci mówiła, że przyjedzie? – spojrzał na Melanie, a ona pokręciła głową, odpinając przy tym pas.
– Nie – dziewczynka odpowiedziała i zsunęła się z fotelika na ziemię. – Mogę pójść do Sophie? – dodała, mając na myśli swoją przyjaciółkę z sąsiedztwa.
– Jasne, tylko najpierw zapytaj, czy ma czas, aby się pobawić – posłał jej uśmiech, zabierając z siedzenia obok swoją aktówkę. – I nie siedź za długo, dobrze?
– Tak, wiem, wiem – pokiwała głową, po czym pobiegła już chodnikiem do sąsiedniego domu, który znajdował się po prawej stronie.
Blondyn odprowadził ją wzrokiem, po czym westchnął ciężko. Przeczesał palcami włosy i ruszył do drzwi wejściowych. Wiedział, że są otwarte i przyłapał się na tym, że wciąż zapominał wymienić zamki. W prawdzie dom był zapisany na niego, ale Ashley miała pełną swobodę ruchów, co do przebywania z nim, choć tak naprawdę mieszkała w jakiejś kamienicy w centrum. Michael zaczął się zastanawiać, co tak naprawdę chciała osiągnąć, że nachodziła go właśnie w taki sposób. Raz nawet znalazł ją roznegliżowaną w sypialni. Tłumaczyła się tym, że bardzo za nim tęskniła i musiała go po prostu zobaczyć. A to, że łudziła się, że uda jej się zaciągnąć go do łóżka było tylko dodatkowym punktem na liście, według której Michael powinien, choć tak naprawdę chciał w końcu wziąć rozwód. Ashley była jednak uparta i wmawiała wszystkim dookoła, że to tylko kryzys i za niedługo znów będzie pomiędzy nimi tak jak dawniej.
━━━━━ ◥ ◤ ━━━━━
ale spać mi się chce bożeeeee
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro