Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 6

Rozdział 6

– Teraz, nagle opowiem pani o zupełnie innej historii, która jest wyrwana z kontekstu, ale dla mnie jest ważną częścią całości. – Wzięłam głęboki oddech, ostatni raz myśląc o tym, czy to mówić. – Gdy byłam mała, często jeździłam z babcią i rodzeństwem nad morze. Nie byłby to ten sam wyjazd, gdybyśmy nie odwiedzili starego miasta w Gdańsku. Bywaliśmy tam co roku. Byłam zakochana w tym magicznym klimacie. – Na chwilę zamilkłam, przygryzając poliki od środka. Nigdy nie mówiłam o moich odczuciach związanych ze śmiercią babci. Już jako jedenastoletnia dziewczynka stwierdziłam, że to nie ma sensu. Że łatwiej będzie udać, że mnie to w ogóle nie rusza, mimo że na początku cierpiałam aż za bardzo i zbyt mocno to okazywałam. – Ostatni raz byłam tam gdy miałam dziesięć lat. Babcia zmarła kilka miesięcy później. W moje urodziny. Pamiętam, że mama zaprosiła na wtedy gości, siedziałam i bawiłam się w najlepsze. Babcia była wtedy w szpitalu, ale jej stan był stabilny. Nikt nie spodziewał się że umrze. Nawet rozmawiałam z nią przed samą imprezą. Tata około osiemnastej odebrał telefon ze szpitala. Wyszedł na balkon by dowiedzieć się o co chodzi. Gdy wrócił, powiedział o tym tylko mamie i dziadkowi. Mi powiedzieli dopiero wieczorem. – Westchnęłam głośno, czując jak łzy napływają mi do oczu. – Wykrzyczałam wtedy, że ich nienawidzę, że nie powiedzieli mi wcześniej. Z całego rodzeństwa, tylko ja odstawiłam taką aferę o to. Nie chcąc nikogo widzieć zamknęłam się w łazience, gdzie usnęłam na podłodze. Rodzice dopiero po północy przenieśli mnie do pokoju. Przez kilka dni nie odzywałam się do nikogo, a na pogrzebie byłam obrażona na cały świat. – Otarłam łzy, krańcem rękawa. – Byłam obrażona może tydzień. Później mi „przeszło". Moje ostatnie wakacje z babcią, były ostatnim razem, kiedy byłam nad morze. Nie chciałam tam wracać, by nie pamiętać tych wszystkich cudownych chwil, jakie tam spędziłam. Chciałam żyć tak, jakby babci nigdy nie było w moim życiu. Jak ognia unikałam tematów związanych z nią. Chciałam zapomnieć, by nie tęsknić, co nie za bardzo mi się udawało.

***

To niesamowite. Wzrokiem badałam każdy szczegół starego miasta w Gdańsku. Nie wierzę, że pamięć dziesięciolatki wyłapała tak wiele szczegółów. Że zapamiętam uczucie promieni słońca tańczących po mojej twarzy. Najróżniejsze zapachy otaczały mnie z każdej strony. Mieszały się one z letnim, ciepłym wietrzykiem. Otworzyłam z niedowierzaniem usta, robiąc krok za krokiem po nierównej powierzchni. Jak byłam mała i ktoś mnie pytał o magię, zawsze wymieniałam to miejsce. Za każdym razem było tu niezwykle, mimo że było tu okropnie wiele ludzi, czułam się swobodnie. Zawsze z każdej strony otaczała mnie muzyka grana na żywo, na jakimś samotnym instrumencie.

– Pamiętasz to miejsce? – spytał ciemnooki, wpatrując się w bezchmurne niebo.

– Pamiętam – odpowiedziałam. – Nie umiałabym go zapomnieć.

Szłam powolnym krokiem w tylko mi znanym kierunku. Promyki słońca tańczyły po mojej twarzy. Zapanował we mnie spokój. Nie wiem jak, ale poczułam się bezpieczna. Wzrokiem jeździłam po budynkach. Piękne. Kolorowe. Tego nie da się zapomnieć. To miejsce ma w sobie coś, co sprawia, że człowiek czuje się tak jakby był w innym wymiarze. Muzyka skrzypiec otaczała mnie ze wszystkich stron. Bańki frunęły wprost do nieba. Wszystko jest takie jakie zostało w mojej pamięci. Muzyka na żywo i bańki. Może nie wyglądało to tak na co dzień, nie wiem, nie jestem w stanie ocenić, ale już w wieku kilku lat zakochałam się w tym miejscu. Pamiętam że marzyłam o tym by kiedyś zabrać tu swoją córkę, iść z nią na lody, zrobić jej zdjęcie przy fontannie Neptuna. Zarazić ją moją miłością do tego miejsca.

– Czyż nie jest tu cudownie? – spytałam, odwracając się do Skrzydlatego, który szedł za mną.

– To twoje wyobrażenie tego miejsca, nie mam prawa oceniać – odpowiedział.– Ale tak, jest cudownie – zaśmiał się.

– Pamiętam że zawsze było tu pełno ludzi. Tak dziwnie gdy jesteśmy tu sami –powiedziałam, idąc przez chwilę tyłem.

Chłopak zwolnił kroku i zaczął uważnie przyglądać się temu co robię.

Przymknęłam oczy, a nogi same poniosły mnie w rytm muzyki. Podczas któryś wakacji, chwyciłam Magdę za ręce z zamiarem zatańczenia razem z nią. Prowadziłam ją przez nieznany jej świat tańca. Ja byłam w swoim żywiole, a ona musiała czuć się trochę niezręcznie. Była starsza i na pewno zniesmaczona tym, że ludzie patrzą na jej nieporadne ruchy, które ja nazywałam tańcem. Doskonale pamiętam wzrok tych wszystkich ludzi, przyglądających się temu, co robimy. Teraz też nie zatańczyłabym, gdyby otaczał mnie tłum ludzi, ale dla kilkoletniej mnie, nie było to problemem.

Miałam siedem lat. Nie wstydziłam się tego co kocham. Nie wstydziłam się tego jak wyglądam. Byłam po prostu dzieckiem, korzystającym z każdej okazji do dobrej zabawy.

Teraz czułam się, właśnie jak dziecko. Jak mała ja, dziesięć lat temu. Tańcząca i nieprzejmująca się nikim. Pozwoliłam stopą co chwila odrywać się od nierównego podłoża, po czym, z powrotem na nim lądować. Sprawiało mi to delikatny ból, ale starałam się nie myśleć o nim.

Zatrzymałam się, przypominając sobie, że nie jestem sama, że na mój taniec patrzy Skrzydlaty.

– Czemu przestałaś? – spytał.

– Nie będę się jeszcze bardziej pogrążać – odpowiedziałam. – Tym bardziej, chyba nie mamy czasu.

– Nie pogrążasz się, tańcz dalej – powiedział z uśmiechem.

– Chodźmy –rzuciłam twardo, odwracając się od niego.

W odpowiedzi blondyn odwrócił mnie, złapał mnie za dłonie i poprowadził w tańcu. Może nie był idealnym partnerem do tańca, ale czułam się wspaniale gdy zakręcał mną i przechylał lekko w tył. Szybko to ja objęłam prowadzenie w naszym tańcu. Odniosłam wrażenie że bańki tańczą nad nami, starając się dorównać naszym krokom, że muzyka dopasowała się do naszych ciał, pozwalając by to nasze serca nadały tempo muzyki. To bez sensu, ale tak się czułam. Wolna. Szczęśliwa. Żywa. Nic, oprócz akurat stawianego kroku, się nie liczyło. Byliśmy my. Nasze splecione dłonie. Klatki piersiowe, które raz się o siebie ocierają, a chwilę później jest między nimi ponad metr różnicy. Jak będę żywa, przyjadę tu i będę przyjeżdżać tu co roku, tylko po to by tu być. Być w miejscu, w którym zakochałam się jako kilkuletnia dziewczynka.

Przerwaliśmy dopiero po dłuższym czasie, gdy muzyka zaczęła cichnąć, a chwilę później zniknęła całkowicie. Melodię zastąpił znajomymi głos. Leciutki wietrzyk niósł słowa do moich uszu.

Nie myślałam o tym co robię. Wyrwałam dłoń z przyjemnego uścisku i ruszyłam w kierunku źródła głosu. Z początku moje kroki były leniwe i powolne, lecz szybko leniwe tempo zastąpił marsz, a chwilę później bieg. Czułam każdą nierówność podłoża pod bosymi stopami i rwący ból w łydkach. Nie przejmowałam się tym. Czułam że muszę tam być, że każda stracona sekunda może uniemożliwić mi sprawdzenie, do kogo należy głos, mimo że byłam niemalże pewna kogo słyszę.

Zatrzymałam się dopiero przy fontannie z rzeźbą Neptuna. Była tam moja babcia. Staruszka stała oparta o murek fontanny, za barierkami. Wyglądała zupełnie tak, jak ją zapamiętałam.

Widzę ją, lecz nadal nie dowierzam moim oczom. Stało się tu tak wiele niemożliwych rzeczy, a ja nie mogę uwierzyć w widok swojej babci.

– Zuziu, wreszcie jesteś – powiedziała z uśmiechem. – Tęskniłam.

Jej głos był jak zwykle ciepły i gościnny. Zastygłam w miejscu przyglądając się jej dokładnie. Chciałam do niej podbiec, wpaść w ramiona, ale tego nie zrobiłam. Stałam i patrzyłam.

– Ja też –wydusiłam z siebie, robiąc kilka pierwszych kroków w stronę barierki, która była jedyną przeszkodą dzielącą mnie od kobiety.

Widzę ją po raz ostatni, gdy wrócę do żywych, jeśli w ogóle wrócę, już nigdy jej nie zobaczę. To ostatnia szansa się z nią pożegnać, tak jak chciałam zrobić przed jej śmiercią.

Przyglądałam się jej ze zdumieniem. Była ubrana w elegancką beżową sukienkę i czarną marynarkę. Siwe włosy miała spięte w koczka. Makijaż miała nienaganny. Tak samo wyglądała: nienagannie. Jak za życia. Była idealna. Dokładnie taka jak ją zapamiętałam. Dokładnie taka jak ze zdjęcia sprzed dziesięciu lat.

Zawsze jak zabierała nas na wakacje, nikt nie chciał uwierzyć, że była naszą babcią. Kiedyś razem z Magdą podeszłyśmy do pana sprzedającego kukurydzę na plaży, babcia dała nam wtedy za mało drobnych, więc moja starsza siostra poprosiła, żeby pan poczekał chwilę, to ona pójdzie po więcej pieniędzy, żeby móc zapłacić. Ja zostałam obok niego. Czekaliśmy dość długo, przez co zaczęłam się martwić. Pan chcąc mnie uspokoić, powiedział, że moja siostra idzie razem z mamą. Dopiero gdy spojrzałam w kierunku Magdy i babci, wytłumaczyłam mu, że moja babcia. Zapamiętałam tę sytuację. Gdy babcia jeszcze żyła, często mówiłam o tym rodzinie, mimo że każdy słyszał to już po kilka razy.

– Tyle chciałabym ci powiedzieć, ale mam za mało czasu. Zapewne wiesz dlaczego tu jestem – powiedziałam, gdy byłam, może metr od dzielącego nas płotku.

– Kochanie, jasne że wiem. Chcę o tym z tobą porozmawiać. Jesteś pewna że chcesz wracać? Na ziemi jest tyle bólu. Możesz zostać tu ze mną. Wśród baniek i gry skrzypiec. Będziemy razem, już zawsze – powiedziała odpychając się lekko od fontanny.

Podeszła do barierki dzielącej nas, a dokładniej do furtki. Oparła dłonie o staranne wykończenia i wpatrywała się wprost we mnie.

Może ma rację.Tutaj jestem szczęśliwa, żyjąc cierpiałam. Bałam się tylu rzeczy. Tyle razy płakałam w poduszkę chcąc ukryć mój ból. Czy jest sens wracać do tego zakłamanego świata?

– Wiedziałam kochanie że wybierzesz słusznie – skomentowała, gdy zrobiłam krok do przodu. – Chodź skarbie do babci.

Otworzyła czarną furtkę i chwyciła mnie za rękę. Jej uchwyt był mocny, skóra zimna i oklapła. W ogóle nie przyjemne. Ale nie zwracałam na to uwagi. Dopiero gdy spojrzałam w jej oczy. Były całe białe. To już nie jest moja babcia. Ona nie żyje.

Spróbowałam wyrwać nadgarstek z jej uścisku. Nic z tego, a na domiar złego chyba wyczuła co zamierzam zrobić bo wbiła mi paznokcie w skórę.

– Puść mnie –krzyknęłam, próbując choć trochę poluźnić jej uścisk.

Jak na nieżywą od dziesięciu lat staruszkę miała niewiarygodnie dużo siły. Popchnęła mnie w stronę fontanny, tak że moje ciało zderzyło się z murkiem. Wydawał się on teraz o wiele niższy niż był w rzeczywistości. Normalnie jest dość wysoki, teraz sięgał mi zaledwie do pasa. Dosłownie sekundę później staruszka chwyciła mnie za kark, wpychając mi głowę pod wodę. Zamknęłam oczy, a zimna i orzeźwiająca ciecz zaczęła się robić coraz gęstsza i metaliczna. Starałam się wydostać z jej uścisku, starałam się walczyć, lecz z każdą sekundą brakowało mi tlenu i sił coraz bardziej.

Dopiero po dłuższej chwili uścisk się poluźnił, a ja mogłam wyjąc głowę z cieczy. Nie była to już woda, lecz krew z grudkami. Wszystkie wnętrzności cofnęły mi się pod samo gardło. Jedyne o czym myślałam to, to że moja twarz była zanurzona we krwi.

– Zuzia uciekaj! – Usłyszałam głos skrzydlatego, który trzymał za ramiona moją babcie.

Nie myślałam dużo nad jego słowami, tylko ruszyłam biegiem przed siebie. Tym razem każda nierówność sprawiała ogromny ból moim stopom. Było to nie do zniesienia, jakbym stąpała po szkle. Łzy samowolnie zaczęły wypływać z moich oczu. Odwróciłam na chwilę głowę by wyszeptać „Kocham cię". Wiedziałam że ta kobieta nie jest moją babcią, ale nie zmienia to faktu że wygląda jak ona, a ja nigdy nie miałam okazji się z nią pożegnać, co chyba w tym wszystkim boli mnie najbardziej.

Moje blond włosy pokryte były gęstą cieczą, przylegając do moich polików i ubrania. Nadal miałam ochotę zwrócić wszystko co jadłam przez całe moje życie. Pozwoliłam by łkanie wydostało się spomiędzy moich warg. To ponad moje siły. Prawie utopiłam się we krwi.

Biegnąc miałam wrażenie że z każdego okna ktoś na mnie patrzy. Ocenia. Wręcz widziałam przerażające żółte ślepia wyłaniające się zza szyb. Wlepione były wprost we mnie. Zagryzłam wargę starając się nie zwracać na to uwagi, ale było to jeszcze trudniejsze niż może się wydawać.

– Zuzia! – Głos skrzydlatego sprawił że się zatrzymałam.

Spuściłam głowę, wbijając wzrok w podłoże. Łzy nadal spływały mi po polikach. Starałam się stłumić łkanie, lecz bezskutecznie. Każda próba zaciśnięcia warg, kończyła się łapczywym łapaniem powietrza i jeszcze większym okrzykiem rozpaczy.

– Dlaczego cię przy mnie nie było?! – krzyknęłam, zanosząc się jeszcze większym płaczem.

– Byłem, ale ty nie raczyłaś nawet na mnie spojrzeć! – odpowiedział tym samym tonem co ja.

– Mogłeś zareagować, zrobić cokolwiek. Zostawiłeś mnie na pastwę losu! – Ponownie pozwoliłam na to, by mój ton był przesiąknięty pretensjami.

– To twoje zadania! Musisz sama przez nie przejść! Wykrzyczał. – Wiesz jak ryzykuję towarzysząc ci? – dodał ciszej.

– Nie wiem! Nawet nie wiem kim jesteś! Nie wiem co się dzieje! Dlaczego ci ufam! Dlaczego się tego podjęłam! Nic nie wiem, ale staram się walczyć.

Schowałam twarz w dłonie. Przez moje krzyki czułam się tak, jakby ktoś jeździł papierem ściernym po mojej krtani. Chyba niczego innego nie pragnę w tej chwili jak po prostu się poddać. Zniknąć stąd. Umrzeć.

– Mogę to skończyć? – spytałam szeptem.

– Nie chcesz tego – odpowiedział mi z typową dla siebie pewnością w głosie.

– Skąd ty możeszwiedzieć czego chcę? Nie mam już siły – wydarłam się ile siłw krtani.

– Jeszcze niedawno mówiłaś że chcesz wrócić do rodziny. Nie pozwolę ci się poddać – odpowiedział, obejmując mnie.

– Ale ja już nie mam siły – powtórzyłam, tym razem ciszej.

– Nie zostało wiele – oznajmił, tak jakby sam wierzył w to co mówi.

– To dopiero trzecie zadanie! Myślisz że jestem głupia czy nie umiem liczyć do dwunastu? Wiem że czas leci, a ja się nad sobą użalam. Wiem że czeka mnie tu wiele prób, wiele załamań i zrozum tylko to, że ja nie mam siły.

Poczułam że chłopak wyjmuje coś z moich włosów. Podejrzewam że nawet mnie nie słuchał, bo zajął się wydłubywaniem tego z moich, niegdyś w miarę ładnych blond kłaków.

– Słuchasz mnie? – spytałam z rezygnacją.

– Csii – wyszeptał. – Miałaś grudkę krwi we włosach.

– Jakbyś nie zauważył cała jestem we krwi. – Zaśmiałam się sztucznie, pozwalając łzą dalej wyznaczać coraz to nowsze ślady na moich polikach.

– Zuza, posłuchaj, wiem że jest ciężko, ale nie obiecywałem że będzie łatwo. Przejdziesz przez to, okej? No dawaj, jesteś silna. Wrócisz do życia, do rodziny by się do nich sztucznie uśmiechać. Przecierpisz całe to zło. Teraz jest źle, tylko dlatego żeby kiedyś było lepiej, wiesz? Zobaczysz, czeka cię wspaniała przyszłość – mówił, a jego głos brzmiał tak, jakby wiedziało czym mówi.

– Naprawdę? – wyszeptałam w zgięcie w jego szyi.

– Nie, jeśli teraz się poddasz – powiedział, będąc w pełni spokojnym.

– Nie o to mi chodzi. Jeśli tam wrócę, w przyszłości będzie mi lepiej?

Nadzieja. To wtedy mi dał. Nadzieję na to, że kiedyś to wszystko się skończy. Odwieczny sztorm, ucichnie, a ja będę mogła w spokoju przemierzać oceany.

– Jeśli postarasz się o to by było lepiej, to tak. To ty piszesz swoją historie.

Wyswobodziłam się z jego objęć i prychnęłam dość głośno. Dziękuję za podarowanie mi nadziei, a później dodanie, że wszystko będzie dobrze jeśli sama będę tego chciała. Tak jakbym kiedykolwiek chciała być nieszczęśliwa.

– Och, dziękuję– sarknęłam, wkładając dłoń w moje włosy, starając się,odnaleźć w nich grudki krwi, by się ich pozbyć.

– Skąd u ciebie w takiej chwili wzięła się ironia? – spytał, splatając dłonie na swoim karku i wlepiając wzrok w niebo.

– Ironia? – rzuciłam ze śmiechem, chcąc jeszcze dodać coś typu „a co to, ta cała ironia?", lecz Skrzydlaty mnie ubiegł i to jego słowa wybrzmiały między nami.

– Nie udawaj, że nie wiesz co to jest! Przecież ty wręcz masz wypisane na czole „Jestem wredną księżniczką u której nie usłyszysz nic, co nie jest nasiąknięte ironią." – zadrwił, starając się momentami udawać mój głos.

– Wow – powiedziałam, z trudem powstrzymując śmiech. – Muszę mieć naprawdę szerokie czoło.

Skrzydlaty sam zaśmiał się na moją wypowiedź. Chwilę staliśmy i śmialiśmy się z naszego zachowania.

– Okej... będę walczyć dalej – odpowiedziałam, biorąc głęboki oddech.

Dla takich chwil, naprawdę warto spróbować. Skrzydlaty ponownie rozłożył ramiona w które ja wpadła po dosłownie kilku sekundach. Zamknęłam oczy,chcąc się nacieszyć chwilą, podczas której nie muszę wykonywać, żadnego zadania.

***

Hej, hej!

Mój ostatni dzień ferii... nie chcę wracać do szkoły. Możecie napisać w komentarzach, kto jutro idzie do szkoły, a kto nie.

Jutro nie mam pojęcia o której pojawi się rozdział, postaram się wrzucić go przed lekcjami, ale nie obiecuję.

Miłego dnia i do jutra.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro