five
Kolejny dzień minął dziewczynie na porządkowaniu swojego pokoju, garderoby i spiżarni. Chciała, aby wszystko było idealne. Tak jak on. Zmęczona porządkami runęła na łóżko i zatopiła się w głębokim śnie. Tak głębokim, że nie obudził jej budzik ustawiony na 10.00, 10.05 i 10.10.
Oczy otworzyła dopiero, gdy dzwonek telefonu już po raz kolejny upierdliwie brzęczał. Spojrzała na wyświetlacz i nie odbierając połączenia, wyskoczyła z łóżka.
- Cholera, cholera, spóźnię się, cholera - mruczała pod nosem ubierając się - Luke! Luke! Lucas!!
- Już już. Co tam?
- Mam dwadzieścia minut, żeby dojechać na lotnisko. Zawieziesz mnie?
- A nie możesz...
- Jak wezmę taksówkę to na pewno się spóźnię - przerwała bratu zakładając buty.
- Skoczę po kluczyki.
- Luke, pośpiesz się!
- Nie mogę jechać szybciej, Mia. Wiem, że dawno go nie widziałaś, ale wstrzymaj się.
Gdy dojechali na miejsce, dziewczyna szybko wyskoczyła z auta i popędziła na lotnisko. Miała szczęście. Samolot Justina dopiero co wylądował. Próbowała się przedostać przez tłum ludzi śpieszących na samolot, by w końcu móc przytulić chłopaka. Wreszcie zobaczyła go w tłumie. Blondyn stanął i rozłożył ręce. Mia ruszyła biegiem w jego kierunku i w końcu wpadła w jego ramiona. Trwali w objęciach przez dłuższy czas. Gdy odsunęli się od siebie, Jus spojrzał jej głęboko w oczy.
- Tęskniłem.
- Ja bardziej.
Znów objęli się i ruszyli do samochodu Luka. Justin włożył walizkę do bagażnika i siadł obok Mii na tylnym siedzeniu. Położyła głowę na jego ramieniu i rozkoszowała się jego obecnością.
- Chodź, zaprowadzę cie do pokoju.
- Mia?
- O mamo, to jest Justin. Justin, to moja mama- dziewczyna przedstawiła sobie, można powiedzieć, dwie najważniejsze w jej życiu osoby.
- Miło mi panią poznać. Mi dużo o pani opowiadała.
- Och, mam nadzieję, że same dobre rzeczy. Dobrze już idźcie, nie będzę was zajmować - zreflektowała się widząc wzrok córki.
- Jutro pokażę ci Sydney. Pójdziemy do Taronga Zoo*. Tam jest niesamowicie. Albo zostaniemy w domu, jak wolisz. O matko, tak się cieszę! - dziewczyna trajkotała, nie pozwalając dojść do słowa swojemu chłopakowi. Dobrze, że Jus wiedział co w takich sytuacjach robić, bo na prawdę musiałabym dużo opisywać. Wracając, blondyn podsunął się do dziewczyny i łapczywie wpił się w jej usta. Zagryzał jej dolną wargę, bawił się ich językami, a robił to z taką pasją i tęsknotą jakby nie widzieli się rok, a nie ledwo ponad tydzień.
- Możemy zostać w domu - mruknął gdy zakończyli pieszczotę. Chłopak wtulił się w brzuch brunetki i zmęczony podróżą zasnął.
Gdy blondyn się obudził, para zgodnie stwierdziła, że dzisiejszy dzień, a raczej popołudnie, spędza w pokoju brunetki. Leżeli przytuleni w łóżku, oglądając filmy na laptopie. A gdy kinowe produkcje juz ich znudziły, pogrążyli się w rozmowie. Justin opowiadał o ledwo co zakończonych nagraniach nowej płyty, a Mia o zakupach z przyjaciółmi i o sesjach zdjęciowych, w których zdążyła wziąć udział.
Kolejny dzień zaczął się dość późno dla pary celebrytów leżących pod czerwoną kołdrą na piętrze domu Heminngsów. Mia obudziła się o jedenastej i zeszła do kuchni, by przygotować Bieberowi śniadanie. Wiedziała, że Justin uwielbiał takie niespodzianki, więc przygotowane danie ustawiła na drewnianej tacy i zaniosła do pokoju.
- Justin, wstawaj - mruknęła mu do ucha, a usta blondyna wykrzywiły się w uśmiechu.
- Dzień dobry- otworzył oczy i cmoknął swoją dziewczynę w policzek - Śniadanko!
- Wiesz Lottie chciała cie poznać, więc może poszedłbyś ze mną, Charlotte i Jo na kawę? - zagadnęła gdy dopijali herbatę i przełykali ostatnie tosty.
- Jeżeli chcesz...
- Świetnie! Zadzwonie do nich, a ty się ubierz - zaśmiała się, wstając z łóżka.
- Ale tak mi wygodnie! - zawołał do dziewczyny.
- Nie wyjdziesz tak na miasto. Nawet jak jesteś ubrany, to wszystkie pożerają cię wzrokiem, pomyśl, co będzie jak wyjdziesz w samych bokserkach.
- Po prostu jesteś zazdrosna- zaśmiał sie.
- Mam o co - mruknęła do siebie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro