Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

4. I'm not afraid of death, okay?


   Nie miałem zamiaru komukolwiek o tym mówić. Byłem głęboko przekonany, że robienie z tego jakiejś wielkiej afery, tylko pogorszyłoby sprawę. Mogliby wyskoczyć z gadkami typu "o czym ty mówisz?" i "nawet o tym nie myśl!", chociaż sami w głębi duszy właśnie tego by chcieli. 

Pieprzeni herosi. 

   Przystanąłem na chwilę i wziąłem głęboki oddech, spoglądając w ciemne, nocne niebo. Może i nie chciałem żegnać się z ludźmi, ale... Musiałem przyznać, że będzie mi brakowało ludzkiego życia. W końcu doskonale wiedziałem co mnie czeka.

Muszę zabrać jego ciało.

   Westchnąłem, przypominając sobie o tym co trzeba zrobić, po czym przymknąłem oczy, czując na sobie chłód i mrok cienia. W ten oto sposób znalazłem się w chłodni, w której trzymano trumnę wraz z ciałem syna Posejdona. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę z tego, że nigdy tu nie byłem. Może dlatego, że większość herosów ginęła w niewyjaśnionych okolicznościach, a ich ciała rzadko kiedy były transportowane aż do Obozu.

Może. 

   Gdy tylko podszedłem bliżej, momentalnie poczułem skutki częstych podróży cieniem. Zatrzymałem się więc na moment i starając się nie zemdleć, oparłem się o jeden z filarów podtrzymujących dach. O mało nie strąciłem przy tym jednej z pochodni oświetlających budynek.

Oddychaj Nico, zaraz ci przejdzie...

   Chciałem to mieć jak najszybciej za sobą. Myśl, że ktoś może mnie tu znaleźć, po prostu mnie przerażała. W końcu teoretycznie każdy mógłby tu wejść, w każdej chwili. Z drugiej strony właśnie dlatego czekałem aż do nocy. Chciałem ograniczyć takie ryzyko do minimum.

Dasz radę. Za niedługo będzie po wszystkim.

   Przełknąwszy ślinę, podszedłem do przykrytego białym materiałem ciała Percy'ego Jacksona. Na samą myśl o tym, że jeszcze dwa dni temu trzymałem je w ramionach, coś ściskało mnie w piersi. Westchnąłem ciężko i odkryłem prześcieradło. Wyglądał zupełnie inaczej niż ostatnim razem, gdy go widziałem. Obmyty i przebrany... Zupełnie jakby ucinał sobie drzemkę w tym miejscu.

Dlaczego zwyczajnie nie śpisz, Jackson? Dlaczego nie ruszysz tego swojego bohaterskiego dupska i nie pójdziesz spać do łóżka jak człowiek?

   Zacisnąłem powieki, nie pozwalając łzom na ujrzenie blasku ognia. Nie miałem czasu na rozklejanie się. Zamiast tego zacisnąłem zęby i złapałem go za rękę z zamiarem przerzucenia go sobie na plecy.

To tylko i wyłącznie moja zasługa. 

– Co Ty do cholery robisz? – Zdziwiony głos, rozbrzmiewający zza moich pleców sprawił, że omal nie zrzuciłem całej trumny wraz z ciałem półboga na podłogę.

– Jason?! 

Wszyscy, tylko nie on. Naprawdę, nie miałem ochoty teraz z nim rozmawiać 

– To wszystko... To nie tak jak myślisz. – Spróbowałem jakoś z tego wybrnąć, jednak zdałem sobie sprawę jak to wszystko wyglądało.

– Oświeć mnie w takim razie. – Syn Jupitera skrzyżował ramiona na piersi i zmarszczył brwi. – Co ty tak właściwie zamierzasz zrobić, co?

– Ja... – odwróciłem wzrok, wzdychając ze zrezygnowaniem.

Nie miałem innego wyboru. Musiałem mu powiedzieć, bo inaczej wszystkich obudzi i cały mój plan spali na panewce.

– Po prostu chcę to wszystko odkręcić. Pójdę z nim do Podziemia i...

– Z nim? – wskazał na ciało, a jego oczy wręcz świdrowały mnie zapytaniem, czy stroję sobie z niego żarty.

– Słuchaj, Grace. Nie bardzo mam teraz czas na pogaduszki, więc jakbyś był tak miły i dał mi działać, byłbym bardzo wdzięczny – odparłem pospiesznie, odwracając się do niego plecami i kontynuowałem wyciąganie syna Posejdona z trumny.

– Hej, zaczekaj! – zawołał i złapał mnie za ramię, pozbawiając mnie tym samym jedynych szans na ucieczkę – Nigdzie nie pójdę zanim nie dowiem się, co dokładnie zamierzasz zrobić!

   Wlepiłem w niego najbardziej nienawistne spojrzenie, na jakie było mnie stać. Wiedziałem, że nie jeden raz wywołałem w nim strach. Tym razem jednak nie udało mi się go odtrącić w ten sposób. Musiałem coś zrobić. Przecież nie mogłem zabrać go ze sobą.

– Dobra, okej. Powiem ci wszystko, tylko mnie puść – mówiąc to, sam delikatnie opuściłem zwłoki i odsunąłem się od trumny, chcąc mu tym samym pokazać, że nie ucieknę.

   Mimo wszystko determinacja w jego oczach wyraźnie mi mówiła, że nie ma opcji, by mnie zostawił do czasu, aż mu wszystkiego nie wyjaśnię. Westchnąłem więc ciężko i puściłem ciało Jacksona. 

– Wystarczy, że zabiorę go do Hadesa. 

– I co wtedy?

– No i... – zerknąłem na trumnę ponuro. – Wróci do was jak gdyby nigdy nic.

   Gdy tylko to powiedziałem, dostrzegłem błysk nadziei w jego oczach. Nic dziwnego, w końcu Percy był jego bliskim przyjacielem. Nikt nie umiał się pogodzić z tym, że już go z nami nie ma.

– Co chcesz przez to powiedzieć? Możesz sprawić, by jakimś cudem zmartwychwstał? – zapytał z widocznym zapałem. – A co jeśli wybrał już odrodzenie?

– Rozmawiałem z nim... To znaczy z jego duszą. Wybrał Pola Elizejskie. 

– To świetnie! – ucieszył się, jednak po chwili jego mina zrzedła – Tylko... Co musisz zrobić w zamian?

No tak. I co teraz? Powiedzieć mu?

– To bez znaczenia. Ważne, że mam plan. Tylko... Żeby go zrealizować, muszę się streszczać, także możesz mnie już puścić.

– Jak to bez znaczenia? – Mówiąc to, ścisnął lekko moje ramię, choćby chciał mi w ten sposób uzmysłowić, że nie mam szans na ucieczkę. – Nico... Proszę, powiedz mi co musisz zrobić.

   Gdy tylko to do mnie dotarło, spojrzałem z powrotem do wnętrza trumny. Naprawdę nie chciałem mu mówić. Nie chciałem, by cokolwiek mnie tu trzymało. Bałem się, że się zawaham. Jednakże, gdy tak patrzyłem na ciało Percy'ego, wyobraziłem sobie jego powrót do Obozu. W moich uszach zadziwiająco realnie rozbrzmiały okrzyki szczęścia i niedowierzania.

I nikt, dosłownie nikt nie zapytał "Gdzie jest Nico?".

– Powiem ci, pod warunkiem, że nie będziesz mnie powstrzymywał. – Zadecydowałem, gdy wszelkie emocje zniknęły już z mojej twarzy.

Nawet jeśli mu powiem, to gdy tylko ujrzy swojego przyjaciela, szybko o tym wszystkim zapomni.

– Powstrzymywał przed czym?

–  Obiecaj mi, że pozwolisz mi zabrać Percy'ego do Hadesu.

–  No dobra, obiecuję – odparł z westchnieniem, jednak wciąż mnie nie puszczał. – Powiedz mi wreszcie o co w tym wszystkim chodzi.

– Słuchaj. W Podziemiach panuje taka zasada, że można dokonać pewnej... Emm... Wymiany. Dusza za duszę, która oszukała śmierć.

– Co chcesz powiedzieć przez "oszukała śmierć"? – zapytał, formując palcami cudzysłów.

– Bogowie, czemu musisz zadawać teraz takie pytania? – warknąłem i przeczesałem nerwowo włosy palcami – Miałem zginąć i to już jakieś dwa razy, ale jakimś cudem zawsze wychodziłem z tego cało. Najpierw przesiedziałem paręnaście lat w Hotelu Lotos, a teraz Jackson się za mnie poświęcił. 

–  Zaraz, zaraz... – pokręcił głową, kładąc drugą dłoń na moim dotychczas wolnym ramieniu. – Chcesz mi powiedzieć, że chcesz pójść za niego? Nico, to przecież niczym się nie różni od samobójstwa!

– Nie boję się śmierci, okej? – mruknąłem, po czym wzruszyłem ramionami, wbijając wzrok w wyryty na trumnie trójząb. – Poza tym wy go potrzebujecie.

– Ciebie też potrzebujemy! – zaoponował oburzony. – Pomyśl o Hazel! O Reynie! Nawet Will ostatnio o ciebie pytał. Wszyscy się o ciebie martwią. Nico, my wiemy, że się obwiniasz, ale naprawdę nie powinieneś...

– Bzdury – parsknąłem, piorunując go wzrokiem. – To przeze mnie nie żyje, więc obwinianie się jest jak najbardziej na miejscu. Zresztą, i tak już postanowiłem. A teraz przepuść mnie, bo serio nie mam czasu. 

– O nie, nie ma mowy. Nigdzie się nie wybierasz.

– Obiecałeś.

– Tak, ale zgoda na twoją śmierć nie wchodziła w umowę.

– Nie potrzebuję twojej zgody – warknąłem i odepchnąłem go od siebie.

   Ten jednak szybko stanął między mną, a trumną. Nie rozumiałem jego oporu. Powinien okazać mi wsparcie w tej decyzji, a zamiast tego tylko to wszystko utrudniał.

– Uspokój się, stary. Zostaw to wszystko. Czasami trzeba się pogodzić ze stra...

– Skończ prawić mi morały, Grace, bo niedobrze mi się od nich robi. Suń się – prychnąłem, jednak ten nie bardzo palił się do zejścia mi z drogi.

– Zaprowadzę cię do domku jak chcesz, bo z tego co widzę, to nie najlepiej się czujesz i zaczynasz świrować.

– Zaczynasz mnie irytować. Złaź mi z drogi - zagrzmiałem, nie powstrzymując już gniewu.

– Nico, po prost...

– ZEJDŹ. MI. Z DROGI! – wrzasnąłem, zaciskając dłoń w pięść i uderzyłem nią w najbliższą kolumnę. 

   Nie minęła sekunda, jak podłoga rozstąpiła się, by grupka nieumarłych wygramoliła się z zaświatów. Gdy tylko zobaczyli przyczynę mojej furii, od razu się na niego rzucili. Teraz mogli przytrzymać syna Jupitera z daleka ode mnie i ciała, które zamierzałem ze sobą zabrać. 

– Nico, nie rób tego!

   Nie miałem zamiaru go słuchać. Złapałem pospiesznie Percy'ego, po czym jakimś cholernym cudem wyjąłem go z trumny.

– Puszczajcie! – krzyknął, starając się polecieć z nimi w górę, jednak było ich zbyt wiele. Nie miał żadnych szans – Nico, błagam, nie rób tego! 

– Percy zrobiłby to samo dla Annabeth.

– Percy pogodziłby się z tym, że odeszła. Byłoby mu ciężko, ale w końcu dałby radę.

   Nie mogłem się powstrzymać od wybuchnięcia gorzkim śmiechem.

Żarty sobie ze mnie robisz?

– Ten bohaterski przygłup? Chyba sam nie wierzysz w to co mówisz. – Pokręciłem głową i uśmiechnąłem się z politowaniem.

   Nie odpowiedział. Zamiast tego ponownie spróbował się wyrwać, jednak było już za późno.

– Trzymaj się, Jason – mruknąłem cicho, zanim całkowicie pogrążyłem się w mroku, a wraz ze mną ciało, które dwa dni wcześniej sam przyniosłem do Obozu.

Muszę przyznać, że będzie mi ciebie brakowało...


***

Hello darkness my old friend <3

Oto przedostatnia część i w sumie nie napisałabym jej gdyby nie moja ukochana cichawodabrzegirwie ^^

Zmusiła mnie xD

Kolejna część będzie kiedyś tam.

Mam nadzieję, że nie za rok xD

Edit: nooo, sami wiecie co wyszło z tego "nie za rok" ;P

Hope you enjoyed & see ya~! <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro