10 // Luke
— Mam nadzieję, że twoje buty są wystarczająco wygodne, bo czeka nas długi i bardzo dotleniający spacer — oświadczyłem pół żartem, przypatrując się postaci Avidale. Nadal była zła, żeby nie powiedzieć wściekła, co dało się zauważyć po maksymalnie zaciśniętych mięśniach szczęki i wyrazie oczu, choć starannie odwracała wzrok, patrząc wszędzie tylko nie na mnie.
— Miałam cichą nadzieję, że weźmiesz mnie wtedy na barana — odparła żartem, uprzednio odchrząknowszy. Jej mina nadal pozostawała jednak poważna, nawet najmniejszy uśmiech nie pojawił się na jej twarzy.
Szturchnąłem delikatnie dziewczynę łokciem.
— Nie proszę wiele, ale wierzę, że delikatny uśmiech na twojej pięknej buźce sprawiłby, że atmosfera byłaby ciutkę lepsza — zauważyłem. Vidy westchnęła.
— Przepraszam, po prostu... właśnie dlatego przestałam chodzić na imprezy.
— Przez tego jednego buca? Naprawdę? A wyglądałaś na taką inteligentną.
Blondynka spojrzała na mnie złowrogo, lecz jej wargi powoli zaczynały drzeć ku górze.
— Jestem dużo mądrzejsza, niż ci się wydaje. Co prawda impulsywna, ale inteligentna, pomimo blond włosów, ładnej buzi i makijażu.
— Często ludzie oceniali cię przez pryzmat tego, jak wyglądasz? Uważali cię za głupią tylko przez urodę?
Avidale zastanowiła się przez moment.
— Było kilka takich sytuacji. Na kółku matematycznym w pierwszej klasie musiałam walczyć o przyjęcie, a gdy mówiłam, że jestem w grupie lekkoatletycznej i nawet mam szansę na stypendium na jednej z dość prestiżowych uczelni, to byłam wyśmiewana i mówiono mi wtedy, że z tak krótkimi nóżkami nie da się tak szybko biegać. Zresztą, przecież krasnale nie biegają.
— A ty im pokazałaś, że się da.
— Całe życie pokazuje, że się da. I momentami mam już tego dosyć. Wolałabym pokazać środkowy palec tej osobie bądź tym osobom i odejść w tylko sobie znaną stronę. Jednakże grzeczność, której nauczyli mnie rodzice, nie pozwala mi na to. No, może czasem.
— Tak, zaznałem tego czasem — odparłem z westchnięciem. Tym razem Vidy mnie szturchnęła.
— Nie narzekaj. Przynajmniej dostałeś okazję od losu, by poznać jakże ciekawą osobę, jaką jestem ja.
— W to, że jesteś ciekawa, to nigdy nie wątpiłem — powiedziałem, mrugając w jej stronę. — Już ci trochę lepiej, jak się stamtąd wyrwałaś?
— Troszkę. Zaczęłam być bardziej zaciekawiona, gdzie masz zamiar mnie zabrać. Cholera, czuję się, jakby to była randka.
Zaśmiałem się.
— Obawiam się, że nam obojgu do randek jeszcze trochę brakuje.
Nastolatka pokiwała głowa.
— Obawiam się, że możesz mieć rację.
Po kilkunastu minutach spaceru przeplatanego rozmowami na najbardziej niezobowiązujące tematy, jakie tylko mogły istnieć, dotarliśmy do jednego z większych wzgórz w tym mieście.
— Naprawdę każesz mi wejść na ten pagórek? I to jeszcze w tych butach? — zapytała moja towarzyszka z niedowierzaniem, na co rozłożyłem ręce.
— Podobno jesteś wysportowana, pani biegaczko.
Mina Vidy z zaskoczonej stała się zawzięta. Blondynka najpierw ściągnęła obcasy ze stóp, co skwitowałem głośnym śmiechem, aby następnie mnie wyprzedzić i ruszyć wydeptaną ścieżką aż na samą górę.
— Zaskakujesz mnie Vidy i jeśli ta relacja ma tak wyglądać, to jestem ciekawy, jak ona się rozwinie.
Johnson obejrzała się za mną do tyłu, lecz ani się nie zatrzymała, ani nie spowolniła tempa.
— Naprawdę chcesz nawiązać ze mną przyjacielską relację?
Wzruszyłem ramionami.
— Skoro nasi przyjaciele chcieli to zrobić, to czemu nie mielibyśmy dać im tego, czego chcą?
— Bo ja nie mam w zwyczaju dawać ludziom tego, czego pragną, a wręcz przeciwnie, zdarza mi się robić im pod górkę.
— Zatem może zrobisz chwilową przerwę od tej zasady? — zaproponowałem.
Avidale nie odpowiadała tak długo, dopóty nie weszła na sam szczyt.
— Rozważę to — odparła krótko, bez żadnej riposty.
Rzuciła swoje obcasy obok jedynej drewnianej ławki tutaj i zaczęła rozglądać się po miejscu, jednocześnie przyglądając się widokowi.
— Ładnie tu — stwierdziła, zakładając ręce na piersi.
Uniosłem lewą brew w niemym geście zaskoczenia.
— Tylko "ładnie"? Żadnego zapierającego dechu w piersi ani nic z tych rzeczy?
Tym razem Vidy wzruszyła ramionami.
— Uwielbiam patrzeć na ładne rzeczy, zaspokajają mnie estetycznie, lecz nie lubię ich opisywać. Boję się, że stracą wtedy całe swoje piękno, a ludzie będą się opierać tylko na moim opisie, który, tak naprawdę, jest niepełny — odpowiedziała, wybierając trawę zamiast ławki i siadając na niej. Zająłem miejsce obok niej.
— Nie starasz się mimo to?
— Czasem, kiedy wiem, że uda mi się w miarę oddać sens i piękno. Nie zawsze to jednak wychodzi.
Pomiędzy nami zapadło chwilowe milczenie, podczas którego oboje musieliśmy zebrać myśli. Cala ta sytuacja wyszła na tyle spontanicznie, że musieliśmy uwierzyć w jej istnienie i prawdziwości.
— Dlaczego ty i Lucy zerwaliście?— zadała pytanie Vidy, tym samym przerywając ciszę. — Byliście ze sobą dłużej niż ja i Jack.
Zanim odpowiedziałem, wziąłem głęboki wdech.
— Zaczęło jej, kolokwialnie mówiąc, odpierdalać. Byliśmy ze sobą trzy lata, podczas których nie dałem jej, a przynajmniej tak mi się wydaje, cienia szansy, aby była o mnie zazdrosna. A mimo to zaczęła. Dopytywała się szczegółowo o każde moje wyjście, grzebała w telefonie, sprawdzając smsy. Bez mojej wiedzy zainstalowała aplikację do śledzenia mnie, dzięki czemu przestała mnie ciągle wypytywać, gdzie jestem, z kim i dlaczego tam, a nie z nią. Myślałem, że dała sobie w końcu spokój, zrozumiała, że te ciągle pytania źle wpływają na nasz związek, lecz był to zaledwie początek jej szaleństwa. Zaczęła zabraniać mi chodzić na kółko filmowe, na piłkę, pragnęła, abym cały swój wolny czas poświęcał jej. W momencie, gdy specjalnie wylała wodę na korytarzu tylko po to, żebym skręcił kostkę, dzięki czemu mogłaby się mną opiekować i spędzać tym samym więcej czasu ze mną stwierdziłem, że to zaczyna być za dużo. Wtedy też z nią zerwałem. W przerwie między rentgenem a założeniem opatrunku, w szpitalnej toalecie. Dostałem za to w pysk.
— Niezasłużenie moim zdaniem.
Pokiwałem głową.
— Dzięki. Nie tylko ty tak uważasz, ale chyba jesteś jedyną dziewczyną, która mi to powiedziała. Jej przyjaciółki przez kilka dni wyzywały mnie od najgorszych, a ona sama maltretowała mnie wiadomościami i liścikami przez dobre dwa tygodnie z błaganiem, abyśmy do siebie wrócili, z tekstem, uwaga, że "ona mi wybaczy i wszystko będzie po staremu".
Vidy parsknęła śmiechem.
— Co prawda psychiczna laska, ale zabawna.
— Uwierz, mi wtedy do śmiechu nie było. A ty i Jack? Początkowo plotki mówiły, że to on cię zdradził, ale później fronty i opinie zaczęły się zmieniać, każdego dnia inne.
Blondynka pokiwała głową.
— Pierwsza wersja była prawdziwa. Zdradził mnie na jednej z imprez. Zniknęłam na moment z dziewczynami i kazał mu czekać tam, gdzie teraz stoi. Gdy wróciłam, jego tam nie było, więc zaczęłam go szukać. Udało mi się go znaleźć po kilkunastu minutach poszukiwań w łazience na piętrze ze spodniami ściągniętymi do kolan i z ustami przyklejonymi do ust innej laski. I nie było bata, żeby się pomylił, dziewczyna miała czarne włosy, ciemną karnację i dwadzieścia centymetrów więcej.
Syknąłem.
— Ten widok musiał zaboleć.
Johnson pokiwała głową.
— I zabolał. Stwierdziłam jednak, że w tamtym momencie się nie rozpłaczę i nie pokażę, jak słaba jestem, a już zwłaszcza w momencie, gdy Jack przyznał, że już od dawna chciał ze mną zerwać, a teraz nadarzyła się okazja. Wszystkie emocje związane z rozpadem tego związku przezywałam w domu, zamknięta w swoim pokoju. Przestałam chodzić na imprezy, ale to już wiesz, głównie ze strachu, że go tam spotkam, każdego razu z nowym nabytkiem. Zaczął zmieniać dziewczyny jak rękawiczki, widocznie stwierdził, że teraz korzysta z życia.
— Wkurza cię to?
— Bardzo, ale wierzę, że pewnego dnia wróci do mnie na kolanach z błaganiem o wybaczenie. Zobaczymy, kto wtedy będzie się śmiał.
— Pomijając to, w co wierzysz, sytuacja na imprezie wyprowadziła cię z równowagi.
— A ciebie by nie wyprowadziła? Tak naprawdę pierwszy raz od jakiś trzech miesięcy wyszłam z domu na imprezę i pierwszy raz wierzyłam, że dzisiaj będę się dobrze bawić. Najwyraźniej jednak Jack nie potrafił sobie odpuścić i musiał zepsuć mi ten wieczór, bo inaczej by nie przeżył.
— Ty ostatnio mało nie pobiłaś się z jego nową laską.
Vidy uniosła palec wskazujący.
— Ta przynajmniej miała jaja. Poprzednie chowały się za Jacka w poszukiwaniu ratunku.
Po kolejnych kilku chwilach milczenia, które było dzisiaj stałym gościem, Avidale wyszeptała:
— Czasem za nim tęsknię. Nie za tym, kim jest teraz, ale za osobą, którą był kiedyś. Za tym, jak bardzo mnie kochał, szanował i opiekował się mną.
Pokiwałem głową w geście zrozumienia.
— Ja też, Vidy. Ja też. Czasem chciałbym cofnąć czas, ale potem stwierdzam, że to i tak by nic nie dało, bo, pomimo że to ja zerwałem, to nie było w tym mojej winy.
— Ale przyznaj, że czasem masz momenty zawahania, myślisz, że może jakbyś zrobił kilka rzeczy inaczej, bardziej się postarał albo coś w ten deseń, to może wszystko poszłoby w innym kierunku.
Przytaknąłem.
— Owszem, czasem mam takie myśli. Dlatego też zacząłem imprezować. Złudna nadzieja pozwalała mi wierzyć, że alkohol sprawi, iż tych myśli nie będzie. A tak naprawdę chyba tylko pogorszyłem swoją sytuację. Przyjaciele, podejrzewam, zaczynają mieć mnie dosyć.
Tym razem dziewczyna wykonała przytakujący ruch głową.
— Moi chyba też — wymruczała. — Wiesz co, Luke?
— Hm? — wymruczałem, odwracając twarz w jej stronę.
— Może jednak nasi znajomi mieli rację co do tego, żebyśmy się spotkali.
— Tak uważasz? — zapytałem zaskoczony, co ona potwierdziła.
— Wiem, że na początku obaj stworzyliśmy tak naprawdę fałszywy obraz siebie nawzajem, ale, doceń, że to mówię, bo są małe szanse, że kiedykolwiek się powtórzę, dobrze mi się z tobą rozmawia i rzeczywiście mam wrażenie, że mnie rozumiesz, a nie jak dziewczyny, które mnie pocieszały po zerwaniu, choć miałam wrażenie, że te słowa są puste.
— To jest największy komplement, jaki od ciebie dostałem — przyznałem, uśmiechając się w stronę blondynki.
— Dlatego mówię ci, żebyś go docenił, bo szczerze wątpię, że się kiedykolwiek powtórzę.
— Polubiłem cię, wiesz Vidy?
Dziewczyna uniosła brew i się uśmiechnęła.
— Co ty nie powiesz, naprawdę? Dopiero? Cholera, że też tyle czasu musiało ci to zająć.
— Sama przyznałaś, że na początku stworzyliśmy fałszywy obraz siebie. I tak tylko przypomnę, że nasza znajomość zaczęła się od mojego beznadziejnego zaparkowania i bójki na boisku.
— Takie znajomości zaczynają się najlepiej, nie narzekaj. Jeszcze trochę i będziemy razem konie kraść. Znaczy się, ty będziesz kradł, a ja będę się śmiała z tego, jak nieudolnie to robisz.
Westchnąłem.
— Takiego wsparcia właśnie potrzebowałem, dzięki. Na ciebie zawsze można liczyć.
Avidale zasalutowała.
— Polecam się na przyszłość. Mój numer masz jak coś.
— No właśnie nie mam.
Dziewczyna zmarszczyła brwi.
— Nie masz?
— Ja nie prosiłem, ty nie zaproponowałaś... no rozumiesz.
— Ciamajda z ciebie jak nic, Hemmings. Daj mi swój telefon.
Podałem jej urządzenie. Vidy wstukała kilka cyferek, machnęła ładny podpis i oddała mi komórkę.
— Teraz już masz. A skoro tak, to z chęcią bym na kebsa poszła, albo na hot doga, co ty na to?
— Ty i ta twoja umiejętność przeskakiwania z jednego tematu na drugi. Ja oczekiwałem jakiś rozczulających historii z życia, a tobie tylko jedzenie po głowie.
— Staram się nie rozczulać ani nad sobą, ani nad kimś. Piłeś coś na imprezie?
Pokręciłem głową.
— Nie zdążyłem.
— Bliżej jest stąd do mnie czy do ciebie?
— Zgaduję, że do mnie.
Blondynka spojrzała na mnie błagalnie, na co jęknąłem.
— Dobra, jedziemy na stację po hot doga. Czego się nie robi dla przyjaciół?
— Ooo, nazwałeś mnie swoim przyjacielem, uroczy jesteś.
Skrzywiłem się.
— Wolałbym usłyszeć, że jestem przystojny albo seksowny, ale nie liczę na takie słowa w moją stronę od ciebie.
— I słusznie, przyjacielu.
Uśmiechnąłem się szeroko w jej stronę.
— No co? Nie licz narazie na dużo, będziesz musiał udowodnić swoją wartość. A twoim pierwszym testem będzie duży hot dog z sosem czosnkowym. Zgłodniałam przez te zwierzenia.
— Ja też. Zwijamy się, bo burczenie w moim brzuchu niedługo obudzi jakieś dzikie zwierzęta i nie będzie zabawnie.
— Zależy jak dla kogo — stwierdziła Vidy, powoli schodząc z pagórka.
— Dla ciebie co bym nie zrobił, to będzie zabawnie.
— W punkt wielkoludzie.
Relacja Avidale i Luke'a powolutku się rozwija... Miłego wieczorku ludki!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro