Epilog
Tego roku zima była wyjątkowo łagodna, nie obdarzyła mieszkańców Anglii nawet gramem śniegu, a jedynie deszczem i błotem dookoła. Był dwudziesty trzeci grudnia, dorosły mężczyzna o ciemnych włosach szedł opustoszałym chodnikiem zmierzając w stronę cmentarza i trzymając za rękę czteroletniego chłopca, który bardzo go przypominał. W drugiej ręce trzymał kwiaty. Kiedy byli już blisko bramy, chłopiec wyrwał mu się, zmierzając na cmentarz. Za nimi szła dwunastoletnia dziewczynka, która roześmiała się patrząc na swojego brata.
- Regulusie Jamesie Potterze, wracaj tu w tej chwili. - Powiedział Harry widząc, jak jego syn zaczyna biegać między grobami. Wziął go na ręce i dał pstryczka w czoło. - Tak się nie robi. - Upomniał go.
Całą trójką zaczęli iść pomiędzy grobami, aż w końcu dotarli na sam tył cmentarza. Zatrzymali się przed ciemnym nagrobkiem. Harry przyklęknął i złożył kwiaty na płycie nagrobnej. Pomimo tylu minionych lat, za każdym razem, kiedy widział imię i nazwisko wypisane na grobie, sprawiało mu to ten sam ból. W tym przypadku czas nie uleczył tej okropnej rany.
Starał się przychodzić codziennie, chociaż rzadziej zabierał ze sobą dzieci, zazwyczaj tylko w rocznice. Stali przez chwilę w ciszy aż w końcu odezwała się jego córka.
- Tato? - Spytała. Harry spojrzał na nią. - Co roku zabierasz nas tutaj, ale nigdy nie powiedziałeś nam kim był Regulus Black.
Harry nie odpowiedział od razu, jakby stosownym było zachować chwilę ciszy.
- On był... Był człowiekiem, który mnie wychował. Był dla mnie jak ojciec. - Powiedział w końcu.
- A ty byłeś dla mnie jak syn. - Powiedział Regulus stojąc przy nim i czując dumę, że wyrósł na takiego człowieka.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro