Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

17

Wstał z łóżka z samego ranka. Za oknem było bardzo mgliście. W domu, przy samej podłodze zdawała się unosić rzadka, ale doskonale widoczna, chłodna mgiełka. Harry podejrzewał, że nie spał zbyt długo, ale nie czuł zmęczenia. Nienaturalnie szybko jak na niego zerwał się z łóżka. Spodziewał się poczuć zimno w momencie, w którym jego stopy miały zetknąć się z podłogą, ale nic takiego nie nastąpiło. Spojrzał na zegarek, który stał na jego szafce nocnej. Chciał dowiedzieć się, która godzina, ale wskazówki szwankowały. 

- Znowu się zepsuł - mruknął pretensjonalnie sam do siebie. Wziął zegarek w dłoń i przyjrzał mu się. Wskazówki nie przestawały obracać się gorączkowo, jedna w prawo, druga w lewo. Harry uderzył dłonią w tył zegarka, jakby liczył, że nagle pokaże mu poprawną godzinę. Ale nic takiego się nie stało. Odłożył zegarek na miejsce gdzieś z tyłu głowy mając na uwadze, że musi wymienić go na nowy. 

Spojrzał na książkę przy jego łóżku i przypomniało mu się co miał zrobić, o co miał zapytać. Wyszedł z pokoju. Schodząc po schodach wsunął palce we włosy i przeczesał je nimi. Niesforne kosmyki tak czy inaczej żyły własnym życiem. 
Kiedy był już na dole schodów dopiero zauważył jaka cisza panuje w domu. Zupełna, głucha cisza. Jedyne co słyszał to swój własny oddech. Ogarnął go przedziwny rodzaj niepokoju. Ale zignorował go. Przynajmniej się starał, bo takie uczucie ciężko ignorować, a co dopiero stłumić. 

Zajrzał do kuchni spodziewając się zobaczyć ten sam obraz co zazwyczaj. Regulusa siedzącego przy stole ze śniadaniem, kubkiem kawy i gazetą. Ale w pomieszczeniu było pusto. 

Pewnie jest w salonie - pomyślał Harry kierując się tam. 

Idąc korytarzem przyglądał się obrazom na ścianach jakby widział je po raz pierwszy. Bo te wydawały mu się inne, chociaż doszukując się nie mógł dopatrzyć się w nich zmian. 
Wszedł do salonu i ustał w progu. Chciał się wycofać, ale coś kazało mu stać w miejscu. Na kanapie siedziała średniego wzrostu, szczupła kobieta o rudych włosach zaplecionych w warkocz. Wyglądała młodo. Naprawdę młodo. Obok niej siedziała nastoletnia dziewczyna. Miała smukłą sylwetkę, czarne włosy upięte w luźny kok i okulary. Harry pomyślał, że gdyby miał swoją żeńską wersję właśnie tak by właśnie wyglądała. 
Nieśmiało zrobił krok do przodu i rudowłosa odwróciła głowę w jego stronę mierząc go spojrzeniem pięknych, zielonych oczu. Odrzuciła warkocz z ramienia na plecy i wstała uśmiechając się promiennie.

- Harry - podeszła do niego. Wtedy miał okazję, aby lepiej jej się przyjrzeć. Kilka chwil mu zajęło zanim zorientował się skąd ją zna i kim ona jest. Widział już tyle zdjęć swojej matki z młodości. Sprawiała wrażenie ani trochę się nie zestarzeć. Jedno z jej najmłodszych zdjęć zostało zrobione kiedy miała dwadzieścia lat i na tyle właśnie wyglądała, kiedy stała przed nim. Zamknęła go w matczynym uścisku. - Synku, tak się cieszę, że tu jesteś. Dużo wytrzymałeś, Regulus dobrze się tobą zajął. Ale to już czas. Chodź z nami. - Odsunęła się do niego, a uśmiech nie zmywał się z jej twarzy. Nastoletnia dziewczyna podeszła bliżej zakładając za ucho niesforny kosmyk. 

- Ale.. jak to... wy żyjecie? Myślałem, że... - Zaplątał się Harry. 

- Wiem, synku. Musieliśmy się ukrywać. Ale to już pora, żebyś dowiedział się wszystkiego. Jesteś bezpieczny. Nic ci nie grozi. Nam też. To Euphemia, twoja siostra. - Ciemnowłosa uśmiechnęła się nieśmiało.  - Wszystko ci wyjaśnimy. Możesz mieć mętlik w głowie. To z pewnością dla ciebie trudne.

Harry stał bez słowa. Chciał tyle powiedzieć. Zapytać o tak wiele rzeczy, ale nie był w stanie. Usłyszał kroki tuż za sobą. Odwrócił się gwałtownie i przez chwilę miał wrażenie, że zobaczył siebie z przyszłości. Lecz już po chwili dostrzegł różnice. Brak blizny, inne oczy. Młody mężczyzna przed nim był jego ojcem. Uśmiechnął się do niego.

- Pójdziesz z nami, Harry? - Zapytał. Chłopak skinął głową. - Więc chodźmy.

- Zaraz... mam tyle pytań...

- Wszystko w swoim czasie - odpowiedziała jego matka. Objęła go jedną ręką - Na razie chodźmy. 

- Mogę się chociaż pożegnać z Regulusem? - Zapytał nie ruszając się z miejsca.

- Napiszesz do niego później. Na razie nie ma na to czasu - powiedział jego ojciec kierując się do wyjścia a cała reszta poszła za jego przykładem.

Harry miał wrażenie, że z każdym wypowiedzianym przez któregoś z członków jego rodziny słowem ich sylwetki się rozmywają. Było to niepokojące, ale nic nie powiedział. Na pewno mu się wydawało. 
W momencie, w którym James otworzył frontowe drzwi przed nim pojawił się niski, chudy człowiek z twarzą białą jak ściana, czerwonymi oczami i dwiema wąskimi szparkami zamiast nosa. Błysnęło zielone, śmiercionośne światło i James padł nieruchomo na ziemię, a na jego twarzy zastygło przerażenie.

- NIE! - Chciał krzyknąć Harry ale słowa utknęły mu w gardle

W jednej chwili Lily odepchnęła go ze siebie, a śmierć spojrzała również w jej oczy. Harry próbował wstać, uratować chociaż siostrę. Chociaż ją jedyną. Rozejrzał się ale nigdzie jej nie było. Przerażająca postać uniosła różdżkę aby zadać dla niego ostateczny cios. Nie bronił się. Chciał uciekać najdalej jak mógł ale coś go sparaliżowało. Zielony błysk pomknął w jego stronę...

Przeraźliwy, głośny krzyk rozległ się w całym domu. Harry poderwał się do siadu cały zlany potem. Przejechał dłońmi po swojej twarzy. Żył. Rozejrzał się. Przez okno do pokoju wpadały promienie sierpniowego słońca. Spojrzał na zegarek, który działał nienagannie i pokazywał, że są trzy minuty po dziewiątej. 

Powoli zaczynał odbierać, że to jest rzeczywistość. Tamto było snem.

Na korytarzu słychać było gorączkowe kroki i już chwilę później do pokoju wpadł Regulus. Zastał Harry'ego ze łzami na policzkach i powoli już malejącym przerażeniem na twarzy.

- Ich nie ma... Oni... on ich zabił... - Powiedział Harry patrząc prosto przed siebie, a jego głos był łamliwy.

Mężczyzna podszedł do niego i go przytulił. Domyślił się, że był to kolejny zły sen. Po kilku minutach chłopak zaczynał się powoli uspokajać. Odsunął się od Regulusa.

- Zły sen, mam rację? - Upewnił się mężczyzna.

Harry pokiwał głową.

- To było... straszne. Cała moja rodzina... Matka, ojciec, siostra... byli tam. Żywi. Chcieli, żebym z nim poszedł. Ale później... On się zjawił i ich zabił. Na moich oczach. Chciał dopaść też mnie ale się obudziłem.

Harry powoli oddzielał sen od rzeczywistości. Zwłaszcza jeden szczególny fakt. Jego rodzice wyglądali tak, jak na fotografiach z młodości. Gdyby naprawdę żyli byliby już po trzydziestce. Z pewnością nie wyglądaliby aż tak młodo. 

- Siostra? - Zapytał Regulus po chwili ciszy. - Harry byłeś i jesteś jedynakiem.

- A co jeśli nie jestem? - Zapytał cicho.

Mężczyzna zmarszczył brwi nie rozumiejąc do czego zmierza. Harry wziął książkę i jeszcze raz pokazał mu zapisek rozmowy Syriusza i Jamesa.

- Spójrz. A jeśli chodziło o dziecko? Może moja matka nieplanowanie zaszła w ciążę?

Regulus patrzył w zamyśleniu na książkę.

- Nie wydaje mi się... nie przypominam sobie, żebym widział brzuszek, czy coś. Ale nie miałem najlepszych kontaktów ani z twoimi rodzicami, ani z moim bratem. Nie w tamtym czasie. Dlatego mogę się mylić. Nie wiemy kiedy to pisali. Może pod koniec roku? Jeśli tak to jest taka możliwość...

Czy to było prawdopodobne? Bo nawet jeśli pojawiło się dziecko, to gdzie teraz było? Czemu nie znaleziono go w ruinach dwanaście lat temu? 

- Ale wątpię - dodał Regulus. - Najlepiej będzie spytać autora co miał na myśli. Niedługo go poznasz.  

- Wiesz, może po prostu mieli wcześniej dziecko, ale nie byli w stanie się nim zaopiekować i je oddali? - Ciągnął temat Harry. - Albo ktoś wcześniej wyciągnął je z ruin i przygarnął?

Regulus szczerze wątpił, żeby tak było, chociaż przypuszczenia Harry'ego nie były nielogiczne. Poza tym, skąd on mógł wiedzieć? Syriusz bardzo sporadycznie wspominał mu o Jamesie i Lily. Sam nie mógł sobie udzielić odpowiedzi na pytanie, czy to w ogóle było możliwe.

- Dowiemy się, Harry - uśmiechnął się pocieszająco - Chodź na śniadanie. Poczekam na dole.

Wyszedł z jego pokoju zamykając za sobą drzwi. Harry  zabrał szafy czyste ubrania i ręcznik. Wziął prysznic, ubrał się i z lekko wilgotnymi włosami wszedł do kuchni, gdzie czekało śniadanie. Uśmiechnął się, kiedy schodził po schodach, a cisza nie panowała w domu, jego uśmiech poszerzył się, kiedy zobaczył klasyczny, poranny widok Regulusa siedzącego w kuchni ze śniadaniem, kubkiem kawy i Prorokiem Codziennym. Harry usiadł naprzeciwko niego.

- Co tak się szczerzysz? - Regulus spojrzał na niego, ale niewielki uśmiech wkradł się również na jego twarz. - Jedz. - Zaśmiał się wracając do czytania.

Harry nie był głodny i obawiał się, że nie będzie w stanie zjeść zbyt wiele, ale o ile z początku się trochę zmuszał, później okazało się, że bez problemu zjadł wszystko. 

Poszedł do salonu. Wszystko było tak jak zawsze. Nikogo tam nie było. Tak właściwie nie liczył, że kogoś tam zastanie. Ale tak bardzo by chciał pewnego dnia zobaczyć w tym miejscu swoich rodziców, którzy okazaliby się żywi.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro