Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

29

Przez następne dni życie Regulusa wyglądało bardzo spokojnie, zwłaszcza, jeśli patrzyłaby na nie osoba trzecia. Zupełna rutyna, w którą popadł ani trochę mu nie przeszkadzała, tak właściwie, to przywykł do niej tak bardzo, że nie wyobrażał sobie, żeby miał wykonywać w ciągu dnia inne czynności, lub robić cokolwiek o innej porze niż zazwyczaj. Wstawał rano, jak zawsze przy śniadaniu przeglądał gazetę, odpisywał na listy, szedł do pracy, z wyjątkiem tych dni, w których miał akurat wolne, do domu wracał wczesnymi wieczorami. 
Ale mimo tego, lub właśnie przez to, że jego dni wyglądały niemal tak samo, odczuwał ogromny niepokój, który zwiewał mu sen z powiek i nie dawał skupić się na prostych czynnościach, bo cały czas zajmował jego głowę. Voldemort ostatni raz wezwał go w połowie września i od tego czasu siedział cicho. Większość osób na jego miejscu pewnie by się z tego cieszyła, ale nie on. On czuł jedynie obawę, że przez to może przegapić coś istotnego, że Czarny Pan przestał mu już ufać i przez to Regulus nie dowie się, co planuje. Wtedy straciłby przewagę. 
A to z kolei sprawiało, że coraz bardziej martwił się o Harry'ego. Zdecydowanie bardziej wolałby mieć go w domu, ale wiedział, że nie może odcinać go od reszty świata. Dumbledore obiecał, że zapewni Harry'emu bezpieczeństwu. Ufał mu, wiedział, że zrobi co w jego mocy, żeby go chronić. Przecież Dumbledore był bardzo potężnym czarodziejem, Voldemort się go bał, więc czy Regulus miał powody do obaw? Wydawałoby się, że nie, ale jednak w dalszym ciągu je miał. Nikt, nawet Dumbledore, nie uniknie śmierci. A Voldemort już kazał Snape'owi go zabić, więc to była tylko kwestia czasu, zanim po raz kolejny niewinny człowiek zginie z rąk śmierciożerców. A wtedy z pewnością wiele osób, które walczą przeciwko Czarnemu Panu, straci nadzieję. A bezpieczeństwo Harry'ego znacznie się zmniejszy.

Bardzo się starał, żeby nie wrócić do zbyt częstego picia alkoholu. Czasami o tym myślał. Że to tylko jeden wieczór, żeby się odstresować, ale udawało mu się w porę opanować. Jeszcze przed pojawieniem się Harry'ego popadł w alkoholizm. Zupełnie sobie nie radził i tylko w tym widział ucieczkę. Jakiś miesiąc przed tym, jak Volemort zniknął, a jego życie obróciło się do góry nogami, przy pomocy Syriusza udało mu się częściowo ogarnąć. A kiedy Harry pojawił się w jego życiu zupełnie przestał pić. Czy był teraz sens, żeby znowu popadać w nałóg? Żeby zatracać się, staczać i być niewolnikiem własnych uzależnień? Nie, absolutnie nie i doskonale o tym wiedział. Musiał stawić czoła rzeczywistości, zamiast od niej uciekać. Zwłaszcza, że tym razem miał dla kogo walczyć. Tym razem nie chodziło tylko o niego.

Aż w końcu nadszedł ten dzień, na który czekał. Miał wtedy wolne, więc siedział ze znudzeniem przeglądając, bo nawet nie można tutaj powiedzieć o czytaniu, jakąś książkę. Zupełnie nie miał co ze sobą zrobić. Aż nagle poczuł ten rozdzierający, piekący ból w lewym przedramieniu. Tyle razy już go czuł, że zdążył się do niego przyzwyczaić, jednak tym razem nadeszło to tak niespodziewanie, tak nagle, że przez moment zrobiło mu się niedobrze. Ale nie zważył na to, nie miał zamiaru zwlekać. Wziął swoją różdżkę i odpowiedział na wezwanie. 

Znalazł się w niedużym, jasnym pomieszczeniu, w którym było zupełnie pusto. Nie było tam nikogo oprócz niego i Voldemorta, który stał tyłem do niego, wpatrując się w okno. Zdusił w sobie niepokój. Dlaczego wezwał tylko jego? Wyraz twarzy jednak zachował zwyczajny, nie zdradzający zupełnie nic. Czarny Pan odwrócił się powoli w jego stronę, ale nic nie powiedział, jedynie wpatrywał się w niego uważnie, a Regulus starał się wytrzymać to spojrzenie. Nie odzywał się i nawet odrobinę nie zmienił wyrazu twarzy. 

- Czy domyślasz się już po co cię wezwałem? - Spytał chłodnym tonem.

Jedyne, czego Regulus się w tamtym momencie domyślał, to to, że Voldemort jakimś cudem wie o jego zdradzie, i zaraz go zamorduje.
Uniósł odrobinę głowę i spojrzał na niego.

- Nie, panie. - Odparł jedynie, dziękując komukolwiek kto być może był tam na górze, że jego głos nie zadrżał.

Voldemort przez kilka chwil patrzył na niego w milczeniu, jakby liczył, że doda coś więcej, albo nagle wpadnie na jakiś pomysł, ale Regulus uparcie stał cicho.

- Podejrzewam - powiedział w końcu Voldemort - i jestem pewny, że moje podejrzenia są słuszne, że w moich szeregach jest zdrajca. Mówiłeś, że podczas mojej nieobecności miałeś wgląd zarówno w to co się dzieje w zakonie, jak i u śmierciożerców, czyż nie?

Skinął sztywno głową.

- To prawda. - Potwierdził. 

- Więc może podejrzewasz kto może być zdrajcą?

Regulusowi odrobinę ulżyło. To oznaczało, że nie stracił zaufania Voldemorta, które budował bardzo długo i wielokrotnie próbował udowodnić, że na nie zasłużył. Teraz okazało się to bardzo przydatne.
Szybko przeanalizował wszystkie możliwości, a w głowie pojawił mu się nowy plan.

- Mam pewne podejrzenia, co do jednej osoby.

- Kto to? - Zapytał szybko.

- Avery. - Powiedział pewnie i szybko nasunęło mu się uzasadnienie. - Po pierwszej wojnie uniknął Azkabanu tłumacząc się, że był zmuszany do tego wszystkiego przez zaklęcie Imperius. Do tego zdaje mi się, że zdradził kilku śmierciożerców wydając ich prosto w ręce ministerstwa. Skąd możemy wiedzieć, że ich nie informuje? - Nie miał bladego pojęcia, czy tak było, wymyślił to dosłownie w chwili, kiedy mówił, ale Voldemort nie musiał o tym wiedzieć. Ton Regulusa był pewny i przekonujący, co tylko ułatwiało uwierzenie w to co mówił.

Czarny Pan pokiwał głową wyraźnie nad czymś rozmyślając. Regulus wiedział, że trafił prosto w punkt. Avery był jednym z pierwszych i najwierniejszych z jego ludzi, więc jego zdrada mogła być lekkim szokiem. Ale Regulus zdawał sobie sprawę, że Voldemort nie będzie ryzykował, a na robienie śledztwa nie mieli czasu. 

- Zabij go. - Powiedział obojętnie. - Jak najszybciej, najlepiej jeszcze dziś. 

Regulus skinął głową.

- Tak jest, panie.

- Możesz iść. - Powiedział i machnął na niego ręką.

Regulus teleportował się do siebie. Wcześniej zabił kogoś dwa razy. Raz, bo mu kazano, a drugi w obronie własnej. Na początku dręczyły go okropne wyrzuty sumienia, ale z czasem udało mu się ich wyzbyć. 
Tak właściwie to właśnie na to liczył. Że Voldemort każe mu go zabić. Teraz jego plan miałby szanse zadziałać. Początkowo chciał to przełożyć na wieczór, ale ostatecznie zdecydował, że lepiej będzie zrobić to od razu. Teleportował się pod adres Avery'ego i zapukał do drzwi. Czekał przez kilka minut i kiedy już miał wracać zakładając, że w domu nikogo nie było, usłyszał dźwięk klucza przekręcanego w drzwiach. Odsunął się od nich o krok, żeby nie oberwać w twarz. W wejściu ukazał się Avery, który zmierzył go wzrokiem marszcząc brwi.

- Co tu robisz, Black? - Zapytał niezbyt uprzejmym tonem.

- A, wiesz, mam do ciebie interesy. - Odparł beztrosko.

- Interesy? - Prychnął. - Jakie ty możesz mieć do mnie interesy?

- Bardzo ważne. - Powiedział kiwając głową. - Przychodzę prosto ze spotkania z Czarnym Panem.

Mężczyzna pobladł i wpuścił go do środka. Regulus wszedł za nim do salonu.

- O co chodzi? - Zapytał odwracając się w jego stronę.   

- Już mówiłem, interesy. - Powiedział, po czym z całej siły popchnął go, tak, że mężczyzna upadł tuż przy kominku. 

- Co ty odpierdalasz, Black?! - Krzyknął, po czym sięgnął po różdżkę jednocześnie próbując się podnieść, ale Regulus był szybszy. 

- Expelliarmus. - Różdżka wyleciała Avery'emu z ręki i poleciała na drugi koniec pokoju, Regulus kopnął go w brzuch zanim jeszcze udało mu się wstać i ukucnął przy nim przewracając swoją różdżkę w dłoniach. - Brachiabindo. - Mruknął, żeby go unieruchomić. - A teraz przejdziemy do interesów. W moim interesie jest, żebyś powiedział mi, gdzie Czarny Pan schował horkruksy. - Volemort mu ufał, musiał coś wiedzieć, Regulus był tego pewny.

Mężczyzna wił się jak złapana ryba próbując znaleźć drogę ucieczki, ale nic nie powiedział. Regulus uderzył go w twarz.

- Mów!

- Nic nie wiem. - Powiedział szybko, odwracając głowę.

- Ah tak? - Regulus uniósł jedną brew. - No to może zaraz się dowiesz? Crucio!

Avery skulił się z bólu, ale Regulus nic sobie z tego nie robił patrząc na niego z bezlitosnym spokojem wymalowanym na twarzy. Po jakimś czasie przerwał.

- I co? Dowiedziałeś się czegoś ciekawego?

Mężczyzna oddychał ledwie i niespokojnie wydając dźwięki, jakby próbował wydusić z siebie jakieś słowa.

- Jesteś pojebany. - Powiedział w końcu. Regulus zaśmiał się.

- Ale, że ty to dopiero teraz zauważyłeś? 

- Od kiedy jesteś po ich stronie? - Zapytał słabo, Regulus wyczuł, że próbował go zagadać, żeby zyskać więcej czasu.

- Och, ale ja nie jestem po ich stronie. Ja jestem po swojej stronie i tych, na których mi zależy. - Przechylił głowę na bok. - To jak w końcu? Wiesz coś przydatnego? 

- Nic ci nie powiem. - Wycharczał i splunął na podłogę. 

- Więc jednak coś wiesz. - Parsknął Regulus. - Czyli zaklęcie działa. Crucio!

Nie wiedział, w którym momencie życia jego psychika uszkodziła się do tego stopnia, że czuł chorą satysfakcję patrząc jak Avery zwija się z potwornego bólu, który mu zadawał. Nie czuł litości, nie było mu go żal. Czuł się tak, jakby jedynie słyszał o takim zdarzeniu, a nie w nim uczestniczył. 

- S-Stop! - Udało mu się powiedzieć, kiedy już nie wytrzymywał kolejnych minut tortur. Regulus opuścił różdżkę i przyjrzał mu się uważnie.

- Masz mi coś do powiedzenia?

Przez kilka chwil niespokojnie łapał oddech. Regulus patrzył na niego niecierpliwie.

- No nie mam całego dnia. - Powiedział nagląco i uniósł różdżkę.

- Nie! Powiem... już... - Wysapał. - Lestrange.

- Co?

- Lestrange go ma. 

- Podaj mi imię, kretynie. Kto z nich?! Rabastan?

Pokręcił głową.

- Bellatriks. Ona wie gdzie.

Regulus nie mógł być tego pewny, ale wydawało mu się, że mógł mówić prawdę. Bellatriks miała bzika na punkcie Voldemorta, więc nie dziwił się, że zaufał jej w tej sprawie.

- Mam nadzieję, że mówisz prawdę. - Mruknął w zamyśleniu. Avery gorliwie pokiwał głową.

- Dasz mi teraz spokój? - Spytał cicho.

Regulus uśmiechnął się i pokiwał głową.

- Oczywiście. - Powiedział unosząc różdżkę. - Spokój wieczny. Avada Kedavra!

Avery padł martwy, Regulus zamknął mu oczy, które po śmierci pozostały otwarte.
Być może i by go oszczędził, ale nie mógł, bo wtedy wygadałby się, że Regulus chciał od niego informacji o horkruksach. Poza tym, Voldemort i tak kazał go zabić, a więc wyrok już zapadł.

Po trupach do celu. - Pomyślał patrząc na martwe ciało leżące przed nim.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro