25
Później jak gdyby nigdy nic zszedł do salonu i zajął się czytaniem niedawno zaczętej książki. Pogoda dopisywała, więc zastanawiał się, czy po południu nie wybrać się na spacer, żeby trochę odreagować ostatnie wydarzenia. Usłyszał ciche, znajome stukanie w szybę. Podszedł do okna i odebrał od sowy poranne wydanie Proroka Codziennego. Przekartkował je szybko i odłożył na stół nie mając ochoty do niego zaglądać. Usłyszał jak ktoś schodzi po schodach i po krokach poznał, że to Harry. Wyjrzał na korytarz, chłopak go nie zauważył, od razu zajrzał do kuchni i zatrzymał się w progu, Regulus myślał, że wejdzie, ale on szybko się wycofał. Odwrócił się w jego stronę i podszedł do niego.
- Jesteś - powiedział Harry dziwnym tonem.
Regulus skinął głową krzyżując ręce na piersi.
- Owszem, jestem.
- Gdzie byłeś? - Dopytywał Harry patrząc na niego przenikliwie.
- To nieistotne. - Odparł tylko. Chłopak spojrzał na niego z wyrzutem.
- Nieistotne? Co się z tobą dzieje? - Spytał z żalem w głosie. Z pewnością nie rozumiał, co Regulus mógłby mieć przed nim do ukrycia, z pewnością też był na niego w jakimś stopniu zły.
- Nie musisz wszystkiego wiedzieć. - Warknął Regulus.
- Cały czas tylko znikasz gdzieś bez słowa, albo wymyślasz jakieś kiepskie wymówki! Nie chcesz mi powiedzieć gdzie chodzisz, ani co robisz! Myślałem, że sobie ufamy!
- A mi się wydaje, że nie musisz wtykać nosa w moje sprawy! - Regulus chyba pierwszy raz na niego krzyknął i od razu tego pożałował.
- Ale to robię, bo się o ciebie martwię, idioto! - Wykrzyczał ze łzami w oczach.
- Najwyraźniej niepotrzebnie. - Powiedział Regulus zaciskając palce na skrawku swojej koszuli.
Harry spojrzał mu prosto w oczy.
- Tak, najwyraźniej. Jeśli to tak ma wyglądać, to żałuję, że nie wybrałem Syriusza.
Te słowa uderzyły w Regulusa bardzo mocno. Poczuł nieprzyjemne ukłucie w sercu.
- Nie, Harry, poczekaj. - Powiedział, ale chłopak zdążył już wybiec z domu.
Regulus oparł się o ścianę i odetchnął głęboko starając się uspokoić. Sekrety nigdy nie kończyły się dobrze. Zwłaszcza w jego przypadku. Nie chciał się z nim kłócić. Chciał go przeprosić za tę sprzeczkę i za to, że uniósł głos. Wyszedł z domu i zaczął przechadzać się ulicami próbując go znaleźć, ale nigdzie nie było po nim ani śladu. Zaglądał w każdą mijaną uliczkę, ale nadal nic. Nagle przypomniał sobie, gdzie Harry zazwyczaj uciekał, kiedy miał zły dzień. Niedaleko był stary, opuszczony, mugolski plac zabaw, na którym zdarzało mu się przesiadywać. Regulus zawrócił i zaczął iść w tamtą stronę mając nadzieję, że tam go znajdzie. Przyspieszył kroku i już po kilku minutach dotarł na miejsce, które nie wyglądało zbyt zachęcająco.
Drewniany płotek ogradzający plac zabaw był wyłamany w kilku miejscach. Trawa sięgała nieco ponad kostki i przebijała się nawet przez piach w piaskownicy, kolorowa farba, którą były pokryte ramy zjeżdżalni była powycierana i wyblakła, karuzela obrosła bluszczem. W powietrzu unosił się ziemisty zapach. Harry bujał się na trzeszczącej okropnie huśtawce, wzrok miał wbity w ziemię i Regulusowi krajało się serce, kiedy zobaczył jego mokre policzki.
Machnął różdżką i trawa się skróciła, a pośród niej wyrosło mnóstwo ładnych kwiatów. Podszedł Harry'ego i usiadł na huśtawce obok zaczynając się powoli na niej kołysać. Chłopak otarł ręką łzy z twarzy.
- Harry... - Zaczął Regulus spoglądając w jego stronę. Ten nadal na niego nie patrzył, mimo to postanowił kontynuować. - Przepraszam za tę kłótnię. - Westchnął i zacisnął dłonie na swoim udzie. - I za to, że się uniosłem, to nie powinno nigdy mieć miejsca. - Dodał po chwili. - Chodzę ostatnio cały w nerwach i nie chciałem, żeby to się odbiło na tobie, obiecuję, że to nigdy więcej się-
Harry spojrzał na niego i zamrugał szybko.
- Ja też się uniosłem. - Przerwał mu. - I też przepraszam. I może nie powinienem wtykać nosa w nie swoje sprawy, ale naprawdę się martwię, zwłaszcza, że nie mam pojęcia co się dzieje.
Regulus spojrzał na niego troskliwie.
- Nie musisz przepraszać. Posłuchaj, ja wiem, że nie za wiele ostatnio rozmawiamy, nie chcę cię okłamywać, ale nie mogę ci powiedzieć prawdy. Czasem niewiedza jest dobra, uwierz mi. Nie robię tego, żeby zrobić ci na złość. Wszystko ci powiem, kiedy przyjdzie na to czas. - Uśmiechnął się do niego słabo. - I wiesz... - Nerwowo potarł dłonią kark. - Jeśli jednak wolisz zostać z Syriuszem to to zrozumiem. - Zastanawiał się, czy tak nie byłoby lepiej.
Harry pokręcił głową i pociągnął nosem.
- Nie... powiedziałem to w złości. Nigdzie się nie wybieram, zostaję z tobą.
Regulus pokiwał głową, poczuł jak kamień, który ciążył mu na sercu nagle zelżał. Wstał i spojrzał na niego.
- Wracamy do domu? - Harry pokiwał głową i poszedł za nim. - Wiesz, dziś mam wolne popołudnie, więc może spędzimy trochę czasu razem? - Spytał niepewnie. - Pójdziemy na pokątną, kupimy ci w końcu rzeczy do szkoły, czy coś.
Harry szturchnął go w bok.
- Wyluzuj trochę i przestań się tak przejmować tą kłótnią.
- Nie przejmuję się! - Zaprotestował.
- Owszem, przejmujesz.
Regulus wywrócił oczami.
- To co z tymi zakupami? - Zmienił temat. Oczywiście, że nadal przejmował się tą kłótnią.
- I tak musimy na nie iść. - Powiedział Harry z uśmiechem. Regulus zdziwił się, że tak szybko wrócił mu humor.
Po południu wybrali się na pokątną. Wstąpili do księgarni po nowe podręczniki.
- Co to za dziwaczna książka? - Zapytał Regulus patrząc na książkę od opieki nad magicznymi stworzeniami, którą musieli obwiązać taśmą, bo inaczej by ich pogryzła.
- A ty tak mnie zachęcałeś do tych lekcji - Harry pokręcił głową.- Już same książki odpychają!
Zakupili też pergaminy, pióra i atramenty. Wstąpili do Madame Malkin po nowe szaty dla Harry'ego. Ostatecznie wrócili dopiero wieczorem, bo chłopak interesował się niemal każdą rzeczą pokazaną za szklanymi szybami na wystawach i upierał się, żeby wejść do środka i je obejrzeć.
*
- Jak ty tak mogłeś, Syriuszu? - Zapytał Regulus przeciągając powoli każdą sylabę. - Pomóc uciec z Azkabanu tylu niebezpiecznym przestępcom? - Uśmiechnął się ironicznie. Syriusz nachylił się i wyrwał z jego rąk gazetę, po czym zaczął przejeżdżać po niej wzrokiem.
- Jak zwykle muszą znaleźć sobie kozła ofiarnego. - Mruknął.
Tej nocy z Azkabanu uciekli wszyscy śmierciożercy, tak jak Regulus się tego spodziewał, jednak ministerstwo i gazety oczywiście oskarżyły o to Syriusza. Bo kto inny, jak nie on mógłby ich uwolnić?
- To dziwne. - Powiedział Syriusz przyglądając się przenikliwie swojemu bratu. - Coś tutaj nie gra. Coś się dzieje. Coś się szykuje. - Powiedział nie kryjąc niepokoju w głosie. Regulus pokiwał jedynie głową, Syriusz zmarszczył brwi i nachylił się nad nim. - A ty coś wiesz. - Zmrużył oczy, Regulus zamarł, z opresji uratował go Harry, który akurat wszedł do kuchni i usiadł obok niego.
- Cześć. - Przywitał się z uśmiechem. - Mam do was taką sprawę. A konkretnie do ciebie. - Spojrzał na Regulusa, który przechylił głowę na bok.
- O co chodzi?
- No, bo wiesz... na trzecim roku możemy wychodzić do Hogsmeade. Ale nie wyjdę bez twojej zgody. - Położył na stole papier.
Regulus spojrzał znacząco na Syriusza, jakby najpierw jego chciał zapytać o zgodę. Nie miał zamiaru zabraniać Harry'emu wycieczki, ale zastanawiał się, czy nie byłoby to właściwe w obecnych okolicznościach. Skoro śmierciożercy wydostali się z Azkabanu, to dla Harry'ego mogło być szczególnie niebezpiecznie. Syriusz westchnął z irytacją.
- Podpisz mu tę cholerną zgodę, bo jak nie, to ja to zrobię. - Powiedział nagląco.
Regulus westchnął i wstał zaczynając szukać czegoś do pisania. W końcu znalazł i z powrotem usiadł.
- Nie będę przecież tym gorszym bratem. - Mruknął i zaczął przeglądać papier. W końcu złożył podpis u dołu kartki i podał ją Harry'emu. - Proszę bardzo.
Syriusz odchrząknął.
- Już nim jesteś.
Regulus spojrzał na niego z przekąsem.
- Normalnie z grzeczności bym nie zaprzeczył, ale w tym przypadku muszę.
Harry parsknął śmiechem.
- Dzięki - powiedział do Regulusa, po czym wstał. - Pójdę polatać trochę na miotle przed domem.
Regulus pokiwał głową, kiedy Harry wyszedł Syriusz zaczął mu się badawczo przyglądać.
- Co to? - Zapytał nachylając się i ujmując w dłoń buteleczkę na szyi Regulusa. Mężczyzna szybko schował ją pod bluzkę i wstał. Syriusz pobladł i zrobił to samo. Zamknął szybko drzwi od kuchni. - Regulusie, czy to jest trucizna?
Regulus nie odpowiedział. Syriusz dosłownie przycisnął go do ściany.
- Mów o co chodzi. Co przede mną ukrywasz?
Regulus zacisnął wargi, ale wiedział, że nie wymiga się od odpowiedzi.
- To nie przypadek, że śmierciożercy uciekli z Azkabanu - szepnął.
- Co ty wygadujesz? - Zapytał Syriusz nie wiedząc do czego zmierza.
- Syriuszu, posłuchaj mnie uważnie i obiecaj, że nikomu o tym nie powiesz, dobrze?
Syriusz skinął głową.
- Obiecuję.
Regulus westchnął, wiedział, że zwykłym obietnicom nie można ufać, ale Syriusz mu już tyle razy pomógł, że zasługiwał na prawdę.
- Voldemort powrócił. - Cały czas mówił szeptem, jego brat pobladł jeszcze bardziej. - Przeczuwałem to od jakiegoś czasu. On ma horkruksy. Pamiętasz ten medalion, który wykradłem lata temu? - Syriusz skinął głową. - To też horkruks. Pomagam Dumbledore'owi je wszystkie namierzyć, już mam pewien trop. Do tego w dalszym ciągu udaję, że jestem po stronie Czarnego Pana. Udało mi się zmylić wszystkich.
Syriusz odsunął się i przejechał dłonią po twarzy.
- Po to te wszystkie sekrety? To dlatego cały czas znikałeś? - Regulus pokiwał głową. - Mogłeś mi powiedzieć. Dalibyśmy sobie z tym radę razem. Jak zawsze. Pomogę ci, dobrze?
Regulus stanowczo pokręcił głową.
- Nie! - Uderzył pięścią o blat. - Myślisz, że robię to po to, żeby pozwalać się narażać komukolwiek innemu?! Żeby pozwolić ryzykować życiem twoim? Albo Harry'ego?! Nie po to to robię!
- Nasze życia i tak są zagrożone...
- Więc nie muszą być jeszcze bardziej!
Zdenerwował się. Chciał ich wszystkich chronić. Chronić tych, którzy byli mu bliscy.
- Ale ta trucizna... czemu ją nosisz?
Regulus westchnął.
- Posłuchaj mnie uważnie. - Znowu ściszył ton. - Śmierciożercy w końcu zorientują się co jest grane i będą chcieli mnie zlikwidować. Ale poprzedzą to okropnymi torturami, żebym najpierw wyznał im najistotniejsze informacje. Teraz mogę panować nad tym co wiedzą, a czego nie, ale obawiam się, że pod wpływem bólu mógłbym... Och, nawet nie chcę o tym myśleć. Dlatego to przy sobie noszę. W takim wypadku otruję się nic im nie mówiąc.
- To szaleństwo!
- Jestem Blackiem, szaleństwo jest wpisane w moje życie od dnia narodzin.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro