Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2

Znalazł się w ministerstwie. Sporo ludzi przechadzało się korytarzem pracując, lub załatwiając jakieś sprawy. Regulus zawahał się. Może powinien iść od razu do ministra? Nie, to bez sensu. Poszedł dobrze mu znaną drogą do gabinetu szefa departamentu przestrzegania prawa czarodziejów. Już kila razy tam był, załatwić kila drobnych spraw. Ustał przed drzwiami i dwukrotnie w nie zapukał. 

- Wejść - usłyszał donośny głos. 

Jedna jego ręka powędrowała do klamki, a druga odgarnęła z czoła niesforne kosmyki włosów. Wszedł do pomieszczenia zamykając za sobą drzwi. Pan Crouch nawet nie podniósł wzroku znad papierów. Regulus miał ochotę ze złością uderzyć w jego biurko, aby mężczyzna na niego spojrzał, zamiast udawać, że nikt nie wszedł, ale w porę się opanował. Odchrząknął cicho.

- Chciałbym wiedzieć, kiedy będzie proces Syriusza Blacka. 

Mężczyzna w końcu uniósł głowę. Wyglądał na zmęczonego. Patrzył dziwnie na Regulusa. 

- Syriusz Black nie będzie miał procesu - powiedział poważnym, szorstkim tonem.

Regulus zmarszczył brwi.

- Nie rozumiem. 

- Nie ma tu nic do zrozumienia. Dowody są niepodważalne. Zabił tuzin mugoli i jednego czarodzieja, spędzi dożywocie w azkabanie.

Regulusa zamurowało. Niby wiedział co grozi za masowe morderstwo, ale nie myślał jeszcze o tym w kontekście tej sytuacji. Liczył, że w trakcie procesu brata, będzie mógł coś zaradzić. Ale proces miał się nigdy nie odbyć. Uznał, że nie ma sensu się kłocić.

- Chciałbym się z nim zobaczyć. 

Mężczyzna siedzący za biurkiem spojrzał na niego jak na człowieka, który próbuje mu wmówić coś niemożliwego. W kąciku jego ust czaił się ironiczny uśmiech, którego nie udało mu się ukryć.

- Pozwalamy ludziom z zewnątrz widywać się z więźniami tylko w wyjątkowych sytuacjach. Kim pan jest, że pan tego żąda?

Regulus poczuł wewnętrzną irytację. Już kila razy rozmawiał z tym mężczyzną, a on nadal go nie pamiętał?

- Regulus Black - odpowiedział chłodno, patrząc ostro na swojego rozmówcę. 

Ironiczny uśmieszek, który nadal gdzieś się błąkał nagle zniknął. Zastąpił go poważny wyraz twarzy. Odchrząknął.

- Pana brat jest bardzo niebezpiecznym przestępcą, nie wiem, czy powinienem na to pozwalać. 

Regulus miał ochotę uderzyć go w twarz i wykrzyczeć, że Syriusz nie jest żadnym przestępcą, ale przez te wszystkie lata nauczył się zachowywać opanowanie w podobnych sytuacjach.

- Nalegam -  z całych sił starał się przybrać uprzejmy ton.

Mężczyzna westchnął. Wyciągnął czysty pergamin i zaczął coś na nim pisać. Zmarszczył brwi w skupieniu, a liczba zmarszczek na jego twarzy zdawała się zwiększać przez co wyglądał na starszego niż był w rzeczywistości. W pomieszczeniu słychać było tylko skrobanie pióra. W końcu złożył papier w samolocik. Machnął różdżką, a drzwi się otworzyły. Regulus odsunął się i spojrzał na korytarz. Samolocik przeleciał obok niego i poleciał gdzieś dalej.

- Jest pan pewien? - Usłyszał głos za sobą.

Odwrócił głowę i spojrzał na pana Croucha. Pokiwał powoli głową. Chwilę później ktoś wszedł do pomieszczenia. Mężczyzna w średnim wieku i  z dość pogodną miną. Nic nie mówił. Regulus domyślił się, że był aurorem. Złapał go za przedramię, które tamten do niego wystawił, aby się teleportować. Prawdopodobnie niezbędne informacje zostały zawarte w liściku, więc nie miał potrzeby, aby o coś dopytywać. 
Gdy się teleportowali poczuł trochę nieprzyjemne uczucie, ale był już do niego przyzwyczajony. Znaleźli się przed więzieniem. Pogoda była okropna, zanosiło się na deszcz. Otrzepał rękawy płaszcza z niewidzialnych grudek kurzu. Poczuł okropne, przytłaczające uczucie, które tylko się nasiliło, kiedy weszli do środka. Smutek, żal, może trochę strachu, wszystko naraz. Nie mógł w to uwierzyć. Jego brat był zmuszony być w tym miejscu już kilkanaście godzin, podczas gdy on sam ledwo tam wszedł, a już chciał się wynosić jak najdalej. Z niepokojem patrzył na dementorów, którzy krążyli wokół. Auror zobaczył jego zmartwioną minę.

- Spokojnie, nie zaatakują - powiedział ponuro. 

Gdy wypowiedział to zdanie, dementorzy oddalili się nieco. 

Szli przez długi korytarz po  którego obu stronach były nieduże pomieszczenia z kratami, w których znajdowali się więźniowie. Brudne, zwisające ubrania, chude ciała i podkrążone, niemal bez życia oczy przyprawiały go o mdłości. Jeśli nic nie zrobi, za jakiś czas jego brat będzie wyglądał tak jak oni. W połowie korytarza weszli na schody, które prowadziły na kolejne piętro. Atmosfera w tym miejscu była okropnie przytłaczająca. Poszli niemal na koniec kolejnego korytarza i dotarli do odpowiedniej celi. Kolejni dementorzy oddalili się od nich. 

Regulus spojrzał z ogromnym żalem, na brata, który leżał tyłem do niego, skulony na starym, więziennym łóżku. Zastukał delikatnie w kraty. Najpierw usłyszał śmiech, cichy, słychać w nim było szaleństwo, a potem Syriusz powoli odwrócił się w jego stronę. Jego mina nagle spoważniała. Wstał i podszedł do brata nie kryjąc zdziwienia. Obiema dłońmi złapał się krat. 

- Co tu robisz, bracie? 

Regulus nie odpowiedział na jego pytanie. Spojrzał ukradkiem na aurora, który stał kilka metrów od nich. 

- To nie ty. Powiedz mi, że to nie ty. 

- Oczywiście, że to nie ja. Pettigrew mnie wrobił, ale i tak nikt nie chce mi uwierzyć. 

Mówili cicho, aby rozmowa pozostała tylko między nimi.

- Wyciągnę cię stąd.

Syriusz prychnął.

- Nie łudź się, nawet tobie to się nie uda. 

- Zrobię wszystko, żeby cię stąd wyciągnąć - powiedział stanowczo.

- Mam do ciebie tylko jedną prośbę - powiedział Syriusz.

Regulus przechylił głowę na bok.

- Tamtej nocy, kiedy zginęli Lily i James, pojechałem do nich, żeby zabrać Harry'ego, ale Hagrid nie chciał mi go dać. Powiedział, że Dumbledore chce go umieścić gdzie indziej. Więc pożyczyłem mu motor i pobiegłem szukać tego zdrajcy. 

- Więc, czego ode mnie oczekujesz?

- Chcę, żebyś zaopiekował się Harrym. Mam złe przeczucia co do jego nowego domu. Ufam ci, wierzę, że się nim dobrze zaopiekujesz.

- Syriuszu, ja i małe dziecko?! Nie dam rady, nie mogę. Zaufajmy, że Dumbledore wie co robi. 

Syriusz spojrzał na niego błagalnie.

- Proszę, zrób to dla mnie, dla Harry'ego. 

- Nie boisz się mi zaufać? - Obaj wiedzieli do czego nawiązywał.

- Nie jesteś taki jak oni, więc się nie boję - miał rację.

Regulus westchnął. 

- W końcu jestem ci coś winien. Ale my nawet nie wiemy, gdzie on teraz jest.

- Dasz radę, myślę, że nie trudno ci się będzie dowiedzieć. Jesteś ślizgonem, liczę na twój spryt. 

Regulus pokiwał głową. W duchu był przerażony tym, na co się zgodził ale nie chciał tego pokazywać. Auror podszedł do nich i złapał Regulusa za ramię.

- Koniec, musimy iść.

- Chwila! - Krzyknął Syriusz.

Obaj a niego spojrzeli, jednak ten zwrócił się tylko do brata.

- Powiedz Remusowi jak było.

Regulus skinął głową. Po chwili wszystko zawirowało i znalazł się z powrotem w ministerstwie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro