19
Kiedy mocny deszcz padał już trzeci dzień pod rząd Harry zupełnie odrzucił pomysł na spędzenie końcówki wakacji w ciekawy sposób. Stracił już na to chęci.
Ostatnie dni albo spędził na bezczynnym leżeniu w łóżku albo na chodzeniu po domu i narzekaniu, że mu się nudzi. Od czasu do czasu chodził na strych, ale nie robił tego aż tak często. Odkąd Regulus za pomocą zaklęć tam sprzątnął i sprawił, że zrobiło się przytulniej w oczach Harry'ego tamto miejsce straciło pewien swój klimat. Pomimo to lubił chodzić tam wieczorami, żeby trochę poczytać.
Harry siedział w salonie na fotelu przy oknie patrząc na świat za nim. Czuł się zmęczony, chociaż zaledwie godzinę wcześniej obudził się z dość długiego snu. Zdawał sobie doskonale sprawę, że to przez znudzenie. To nic, że miał mnóstwo pomysłów na zajęcie, skoro każdy z nich odrzucał. Obserwował sporadycznie przechodzących chodnikiem ludzi i po kilku minutach zaczął wymyślać historię tych ludzi. Kim są? Dokąd idą? Po co? Przechodnie mijali dom na tyle rzadko, że miał mnóstwo czasu, żeby to wymyślić.
Mogło to się wydawać głupie i infantylne, może nawet takie właśnie było, ale Harry'emu się to spodobało. Cóż, podobało. Do pewnego momentu. A mianowicie do chwili, w której widząc rudą kobietę w średnim wieku zaczął wyobrażać sobie, że to jego matka, która tak naprawdę żyje, i rozpaczliwie szuka swojego syna. Wtedy zdecydowanie stwierdził, że to koniec tej zabawy.
Poszedł do swojego pokoju i postanowił, że napisze do przyjaciół. Wyciągnął co trzeba, usiadł przy biurku i zaczął pisać. Nie zdążył nawet nic napisać, kiedy stwierdził, że jest mu niewygodnie. Przeniósł się na łóżko biorąc sobie książkę od eliksirów dla drugiego roku jako podkładkę.
Napisał dwa listy. Pisząc drugi przypadkowo wylał na podręcznik resztę atramentu.
- Jaka szkoda - powiedział ironicznie sam do siebie szybko zabierając list, który całe szczęście nie uległ zniszczeniu i patrzył jak ciecz powoli rozlewa się po stronach.
Schował podręcznik pod łóżko. Nie rozumiał, czemu te podręczniki były takie nietrwałe. Ostatni jakimś cudem utopił mu się w zlewie. Zaśmiał się cicho na własną myśl i dokończył pisanie listu.
Zszedł na dół po koperty ale nie było ich tam, gdzie powinny. Przeszukał wszystkie możliwe miejsca, w których mogły być, ale ich nie znalazł.
- Reg! Gdzie znowu wsadziłeś koperty?! - Krzyknął do niego wychodząc na korytarz.
- Od razu, że gdzieś je wsadziłem. - Prychnął. - Są tam, gdzie zawsze.
- No właśnie nie ma!
Regulus wyszedł z kuchni na korytarz i spojrzał na niego.
- Czyli najzwyczajniej w świecie się skończyły, wpadłeś na to?
- Och nie, bez twojej pomocy nawet bym o tym nie pomyślał.
Obaj zaśmiali się krótko w tym samym momencie.
- Może znajdę jakieś koperty w swoim pokoju. - Oznajmił Regulus. - Ilu potrzebujesz?
- Dwóch - odparł opierając się o ścianę.
Mężczyzna poszedł na górę, a Harry czekał na niego w korytarzu z nudów zawijając sobie sznurki od bluzy na palec i patrząc na obraz, który wisiał przed nim. Nagle usłyszał jak coś drapie w drzwi. Zmarszczył brwi i spojrzał w tamtą stronę, zdecydował jednak to ignorować. Dźwięk szybko ucichł, więc Harry stwierdził, że mu się jedynie wydawało. Pewnie to gałęzie drzew przy domu ocierały się o siebie na wietrze dając mylne wrażenie. Ale po krótkiej chwili znowu usłyszał ten dźwięk. Podszedł powoli do drzwi cały czas nasłuchując. Kiedy był już blisko słyszał już tylko uderzanie deszczu o rynny i wiatr. Zatrzymał się przy drzwiach dalej nasłuchując i po kilku dłuższych chwilach znowu to usłyszał. Był już pewny, że dźwięk nie pochodził od drzew. Po chwili wahania otworzył drzwi. Spojrzał przed siebie ale nikogo tam nie zobaczył. Zmarszczył brwi w pierwszej chwili myśląc, że się przesłyszał, ale nagle poczuł jak coś miękkiego naciska na jego udo. Podskoczył z zaskoczenia i spojrzał w dół. Przed nim stał czarny pies, który łapą szarpał nogawkę jego spodni, żeby zwrócić na siebie uwagę. Był cały przemoczony ale nie wyglądał jakby mu to przeszkadzało.
Patrzyli na siebie przez kilka długich, ciągnących się w nieskończoność chwil. Harry nic nie mówił, ani nic nie robił. Nie cofnął się, nie zamknął drzwi, po prostu tak stał nie spuszczając wzroku z psa. A zwierzak jedynie siedział i się mu przyglądał z ciekawością w oczach.
Chłopak usłyszał za sobą kroki.
- Znalazłem te koperty - powiedział Regulus idąc w jego stronę. Zatrzymał się kilka kroków za Harrym Spojrzał mu przez ramię. Widząc czarnego psa jego twarz przybrała dziwny, niezrozumiały wyraz. Otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale po chwili je zamknął tak jakby słowa utknęły mu w gardle.
Czarny pies spojrzał na niego i bez trudu przecisnął się między Harrym a drzwiami. Podszedł do Regulusa zostawiając na podłodze mokre plamy. Mężczyzna przykucnął obok niego i zaczął przyglądać mu się badawczo jakby chciał się upewnić, że zwierzę przed nim na pewno jest psem. W końcu wyciągnął dłoń i pogłaskał go po łbie.
Harry przyglądał się temu wszystkiemu nie za bardzo wiedząc co zrobić. Miał wrażenie, że Regulus jakoś niewerbalnie się z nim porozumiewa. Pokręcił głową zupełnie tak jakby odpowiadał na jakieś pytanie. Zwierzę wstało i pobiegło na górę, a on poszedł za nim.
- Zaczekaj, Harry, niedługo wszystkiego się dowiesz - rzucił mężczyzna odwracając się przez ramię. Jego mina wyrażała jakiś rodzaj tęsknoty.
Harry jednak niepewnie ruszył za nimi. Ostatecznie zdecydował zatrzymać się przy schodach. Czego miał się dowiedzieć? Jakiego wszystkiego? Z pewnością wpuszczenie do domu jakiegoś psa sprawi, że wszystkiego się dowie, a jego problemy znikną raz dwa. I na co niby miał czekać? Czuł, że ta sprawa jest zbyt... no właśnie, jaka? Dziwna? Niezrozumiała? W każdym razie wolał poczekać na wyjaśnienia zamiast iść na górę i udawać, że przynajmniej domyśla się co się dzieje. Przestąpił z nogi na nogę i włożył ręce do kieszeni zaczynając miąć materiał od środka. Odnosił wrażenie jakby za chwilę miał dowiedzieć się czegoś ważnego ale nie rozumiał dlaczego. Przecież nic takiego się nie stało. Po prostu nie wiadomo czemu Regulus wpuścił do domu jakiegoś psa przybłędę z ulicy nie rzucając nawet słowa wyjaśnienia. Tylko to nie powinno wzbudzać podejrzenia, że stało się coś istotnego.
Uznał, że po prostu mu się nudzi i dlatego doszukuje się czegokolwiek i szuka jakichś sensacji próbując zrobić z niczego coś wielkiego.
Gdzieś w środku poczuł irytację. Niespełna rok temu próbował namówić Regulusa, żeby kupili szczeniaczka. Ale on nie chciał i był nieustępliwy. Nijak nie dało się go namówić. Ani prośbą, ani groźbą, ani płaczem. A teraz tak po prostu uznał, że dobrym pomysłem będzie przygarnąć jakiegoś psa, który nie wiadomo skąd wziął się pod drzwiami domu?
Powoli wszedł na schody. Po co czekać? Czemu by nie miał zażądać wyjaśnień? Należały mu się. Zdecydowanie mu się należały. Kiedy był już na piętrze usłyszał Regulusa, który niewątpliwie z kimś rozmawiał. Tylko z kim? Ze Stworkiem? Harry uznał, że pewnie tak, ale wtedy usłyszał drugi głos. Zachrypnięty i niski, zdecydowanie nienależący do skrzata.
Przeszedł go dziwny dreszcz. Cicho podszedł bliżej, żeby dowiedzieć się o czym rozmawiali. I kto to do cholery był? Jak znalazł się w domu? Szybko okazało się, że dźwięk rozmowy nie wydobywał się, tak jak przypuszczał Harry, z pokoju Regulusa. Wydobywał się z pokoju obok. Z pokoju, do którego tak rzadko ktokolwiek wchodził. W głowie Harry'ego zaświeciła się czerwona lampka i pojawiło się podejrzenie. Podszedł najciszej jak potrafił do pokoju Syriusza, chociaż w tamtym momencie zdawało mu się, że nawet jego oddech był zbyt głośny i może go zdradzić. Zaczął nasłuchiwać stojąc pod drzwiami.
- Nie uważasz, że to zbyt nagłe? Powinienem go jakoś uprzedzić - odezwał się cicho Regulus.
Harry usłyszał jak ktoś nerwowo chodzi po pokoju.
- Nie, nie uważam. Czekanie nie ma sensu. - Odezwał się stanowczy głos nieznajomego.
- No dobrze, niech będzie - zabrzmiała odpowiedź, w której brakowało przekonania i pewności.
- Doprowadzę się tylko do porządku i... - dalej nie dosłyszał, bo jego uwagę zwrócił Stworek, który wchodził po schodach i marudził coś pod nosem jak to miał w zwyczaju kiedy Harry znajdował się w zasięgu jego wzroku. Chłopak ostrożnie odsunął się od drzwi. Spojrzał na skrzata.
- Jeśli mnie wydasz, to daję słowo, że twoja głowa zawiśnie na ścianie w korytarzu - warknął cicho i wszedł do swojego pokoju. Zamknął za sobą drzwi i usiadł na łóżku. Poczuł jak serce wali mu w piersi. Miał ochotę wejść do tamtego pokoju, upewnić się, że jego przypuszczenia są trafne, poprosić o jakieś wyjaśnienia. Problem w tym, że nie mógł. Z tyłu głowy miał jakieś obawy, które ciężko było mu zdefiniować. Rozejrzał się po pokoju jakby to mogło cokolwiek zmienić. Usłyszał kroki na korytarzu i wtedy uświadomił sobie, że siedzi jakby na coś czekał. Usiadł szybko w rogu łóżka i sięgnął po pierwszą lepszą książkę. Otworzył ją mniej więcej w połowie i zaczął udawać, że czyta. Był przekonany, że zaraz ktoś wejdzie do jego pokoju, ale nic takiego się nie wydarzyło.
Mijały kolejne długie minuty, a on tak siedział w oczekiwaniu na nie wiadomo co. Od czasu do czasu słyszał kroki na korytarzu i tylko czekał aż ktoś otworzy drzwi jego pokoju.
W końcu jednak uznał, że to bez sensu i sam musi zadbać, żeby się czegoś dowiedzieć. Wstał odkładając książkę i ruszył do drzwi. Już wyciągał dłoń w stronę klamki, kiedy ta przechyliła się i gdyby nie odsunął się w porę dostałby drzwiami w twarz. Przed nim ukazał się Regulus. Z jakiegoś powodu wydał się Harry'emu odrobinę młodszy chociaż wyraz jego twarzy był poważniejszy niż zwykle. Nie ukrył jednak radości błyskającej w oczach.
- Chodź ze mną - powiedział i poszedł w stronę schodów. Harry po chwili zaczął iść za nim zaczynając odczuwać zniecierpliwienie.
- Gdzie ten pies? - Zapytał kiedy schodzili po schodach.
- Wiesz... to nie był zwykły pies - wyjaśnił spokojnie mężczyzna.
- Nie był zwykły? To jaki? Magiczny? - Odparł ironicznie.
- Tak właściwie to tak - odpowiedział Regulus po chwili namysłu. - Magiczny. Animag.
Teraz Harry'emu już ciężko było zakwestionować własne przypuszczenia i był niemal pewny, że się sprawdzą.
Nie uczył się jeszcze w szkole o animagach, ale Regulus wspominał mu co nieco, więc orientował się w temacie.
- Zaraz się wszystkiego dowiesz.
Harry wszedł za nim do salonu. Zatrzymał się tuż przy wejściu. Zobaczył mężczyznę średniego wzrostu opierającego się o kominek i patrzącego prosto na niego. Miał długie, ciemne włosy sięgające mu do pasa. Jego skóra była blada i sprawiała wrażenie wykonanej z wosku. Pod szarymi, pozbawionymi emocji oczami widniały wory. Był przeraźliwie chudy, ubrania, które miał na sobie widocznie z niego zwisały. Przypominał trupa. W żadnym stopniu nie przypominał tego młodego, przystojnego mężczyzny ze zdjęć, które Harry widział. Gdyby nie artykuł w gazecie o jego ucieczce Harry z pewnością by go nie poznał.
Ogarnęła go pewna myśl. A co jeśli Syriusz go nienawidził? Jeśli obwiniał go za śmierć Lily i Jamesa? W końcu się przyjaźnili. Harry nie miał pojęcia co o tym sądzić, ale nie dawało mu to spokoju. Nie wiedział jak się zachować. Co powinien zrobić. Tylko tak stał. Wszystko co przychodziło mu do głowy zdawało się jednocześnie poprawne i nieodpowiednie w tej sytuacji.
- Już z pewnością wiesz kto... - zaczął Regulus, a Harry mu przerwał.
- Tak. Wiem kto to - odparł cały czas patrząc na Syriusza.
- Witaj, Harry - odezwał się zachrypnięty głos.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro