Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

16

Następny dzień był bardzo spokojny. Słońce świeciło, powiewał lekki wiatr. Większość okien w domu była otwarta, żeby wpuścić świeże powietrze, a stało się tak za sprawką Harry'ego, który tego dnia był zbyt leniwy, żeby wyjść na dwór, a jednocześnie chciał mieć z nim jakąś styczność. Siedział więc na parapecie w swoim pokoju, przy otwartym na oścież oknie odrabiając prace, które nauczyciele zadali im na wakacje. W tym roku postanowił zabrać się za to wcześniej niż dzień przed pierwszym września. Mimo to nigdy nie mógł pogodzić się z tym, że musiał pisać wypracowania nawet w dniach, które powinien mieć wolne.  W tym roku jednak nie narzekał tak bardzo. Temat pracy z zaklęć uznał za naprawdę ciekawy. 

Regulus i Harry nie rozmawiali ze sobą od rana, kiedy to wymienili między sobą tylko krótkie dzień dobry. W ciszy zjedli śniadanie. Później zajęli się swoimi sprawami.

Pod sam koniec pisania wypracowania Harry zaczął się z nim bardzo męczyć. Brakowało mu kilku zdań, żeby wypełnić potrzebną ilość miejsca. Nie mógł znaleźć zupełnie nic co mógłby dopisać. W końcu zrezygnowany postanowił przepisać wszystko na czysty pergamin większymi literami. W trakcie przepisywania zrobił dwa kleksy. 

- Cholera... - mruknął. Tak to było, kiedy za bardzo spieszył się przy pisaniu. Ale kto chciałby przepisywać drugi raz ten sam tekst? A co dopiero trzeci...

Zabrał się za to tym razem powoli, starając się, żeby to był ostatni raz, kiedy to przepisuje. Kosztowało go to czterdzieści minut. Do tego ubrudzona w atramencie dłoń bolała go od ciągłego trzymania pióra. Schował pracę i poszedł umyć ręce. Czarne plamy zmyły się zaskakująco łatwo. Ale woda była tak ciepła, że nie chciał wynurzać spod niej rąk. Trzymał je cały czas pod strumieniem. W końcu temperatura wody okazała się być za wysoka. Szybko odskoczył od kranu zabierając spod niego mokre dłonie i ochlapując przy tym lustro. Zaczął machać dłońmi jakby to mogło coś pomóc. Przynajmniej się nie poparzył. Zakręcił wodę i wrócił do swojego pokoju. 

Przy kolacji nadal panowała cisza. W prawdzie nie zupełna. Słychać było krzątającego się po domu Stworka. Harry zaczął dziobać widelcem w jedzeniu. Rzadko zdarzało im się tak mało rozmawiać, ale tym razem ten brak rozmowy wydawał się dziwnie naturalny. 

- Jak ci minął dzień? - Mruknął cicho Harry przerywając ciszę pomiędzy nimi i zaczynając w końcu jeść.  

Nagle poczuł irytację. Przez te kilka sekund ciszy, które nastąpiły pomiędzy zadanym pytaniem a odpowiedzią. Przez dźwięki dobiegające zza okna. Poczuł irytację przez wszystko co go otaczało. Jakby ten spokój, który towarzyszył mu przez cały dzień nagle się wyczerpał. 

- Dobrze. Ale nic szczególnego. A tobie? - Spojrzał na niego krzyżując ręce na piersi. - Patrząc na wczorajszy dzień, myślałem, że dziś będziesz pół dnia latał na miotle. 

- Ale nie latałem - odpowiedział Harry niezbyt przyjaznym tonem. Zaraz po tym jak te słowa wypłynęły z jego ust zrobiło mu się głupio, że odezwał się w ten sposób. Zwłaszcza, że Regulus mówił bardzo spokojnie. - Wybacz - dodał już nieco spokojniej. - Chyba jestem już trochę zmęczony - wytłumaczył się, chociaż było to kłamstwo. Nie był nawet trochę zmęczony.

Mężczyzna sięgnął po biały kubek. Harry zmarszczył brwi czując znajomy zapach, który jednak bardziej kojarzył mu się z porankiem niż z wieczorem. 

- Kawa o tej porze? - Zdziwił się. 

Pokiwał powoli głową.

- Zapowiada się długa noc. Mam jeszcze kilka rzeczy do zrobienia. Nie chcę odkładać tego na jutro. 

Skinął głową i wstał odsuwając od siebie na wpół pełny talerz. Bez słowa poszedł do swojego pokoju. Ale tam nie mógł sobie znaleźć żadnego zajęcia. Zaczął bezcelowo chodzić po korytarzu. Na piętrze było wiele pokoi, w których jeszcze nie był. Przez te wszystkie lata, podczas których mieszkał w tym domu niespecjalnie zastanawiał się co się za nimi kryło. Zupełnie tak jakby drzwi nie prowadziły o innych pomieszczeń, a były jedyne elementem ozdobnym. Z nudów postanowił sprawdzić co się za nimi kryje. 
Dwa pierwsze pokoje były zamknięte. Kiedy pociągnął za klamkę u trzecich drzwi, był przekonany, że ich również nie zdoła otworzyć. Ku jego zdumieniu udało mu się. Powoli uchylił drzwi, jakby spodziewał się zastać kogoś w środku. Oczywiście nikogo tam nie było. Powoli przekroczył próg. Pokój był tylko odrobinę większy od jego własnego. Unosił się w nim zapach staroci. Na środku stało duże łóżko z zakurzoną, białą pościelą. Tak naprawdę na wszystkim w tym pomieszczeniu osadziła się gruba warstwa kurzu. Po obu stronach łóżka stały szafki nocne z ciemnego drewna. Na jednej z nich była otwarta książka i okulary. Na drugiej kilka gazet. Harry podszedł do tej drugiej rozglądając się po ponurym pomieszczeniu, w którym stała jeszcze komoda. Artykuły w gazetach dotyczyły Voldemorta. Chłopak powoli zaczął je przeglądać unikając jednak brania pożółkłych stronnic w dłonie. Zaczął się zastanawiać do kogo należał ten pokój. Bo z pewnością już od bardzo dawna nikt w nim nie przebywał. Zauważył na komodzie zdjęcie oprawione w srebrną ramkę. Podszedł do niego i dłonią strzepał kurz. Na fotografii zobaczył cztery elegancko ubrane osoby. Na krześle siedziała kobieta z czarnymi włosami upiętymi w koka. Dumnie patrzyła przed siebie. Za nią stał wysoki mężczyzna z lekkim zarostem. Patrzył na kobietę i po chwili unosił głowę na wprost, patrząc w ten sam punkt co ona. Po bokach krzesła, tuż przed kobietą, na ziemi, siedziało dwóch chłopców. Byli podobni, chociaż jeden wyglądał na starszego o rok lub dwa. Obaj mieli czarne włosy, szare oczy o podobnym kształcie i zbliżone rysy twarzy. 
Harry zapatrzył się na to zdjęcie uświadamiając sobie, że ten pokój należał niegdyś do rodziców Regulusa. który nigdy za bardzo o nich nie wspominał. 

Wyszedł z pokoju. Zostały mu jeszcze jedne drzwi, których nie sprawdził. Te były trochę węższe od reszty. Wszedł do niewielkiego pomieszczenia. Było zawalone różnymi kartonami. W rogu pokoju była drabina. Po chwili wahania wszedł po niej. Wcześniej nie zastanawiał się gdzie w tym domu jest wejście na strych, ale wyglądało na to, że właśnie je odkrył. Rozejrzał się wokoło. Na dużej, drewnianej skrzyni przy oknie, stało kilka stosików zakurzonych, starych książek. Podszedł do nich, a deski pod jego stopami cicho zaskrzypiały. Spojrzał na pierwszą z brzegu książkę. Starł kurz odsłaniając nieco wyblakłą, czerwoną okładkę z jakimiś srebrnymi zdobieniami po bokach. Wyglądała, jakby miała się niedługo rozpaść, jednak kiedy Harry wziął ją w ręce nie odczuwał takiego wrażenia. Ale zdawał sobie sprawę, że była już stara, prawdopodobnie nawet wyszła już ze sprzedaży. Odłożył ją na bok i spojrzał na następną. Kurz na nią nie opadł i bardzo dobrze widział jasnoniebieską, poplamioną w kilku miejscach okładkę. Wszystko wskazywało na to, że była to książka dla dzieci, więc po otwarciu większość spodziewałaby się dużych literek i jakichś ilustracji. Harry otworzył książkę. Na pożółkłych, bardzo cienkich stronach ukazały mu się dość drobne litery. Przekartkował ją szybko. Gdyby dostał same strony, bez okładki, jedynie po treści domyśliłby się, że są one przeznaczone dla dzieci. Odłożył książkę i przeszedł do kolejnego stosu książek, które były już grubsze i wydawały się nowsze od tamtych. Po chwili powolnego przeglądania poznał, że są to podręczniki. Niektóre były te same, których on używał, innych zupełnie nie poznawał. Wziął podręcznik z zaklęć. Był przeznaczony dla siódmego roku, ale wiedział, że teraz tych podręczników nikt już nie używa. Przynajmniej nikt w Hogwarcie. Otworzył ją i na pierwszej stronie zobaczył niedbały podpis: Syriusz Black. Zaczął powoli kartkować książkę. Na marginesach było sporo rysunków tworzonych prawdopodobnie z nudów. Nie były to oczywiście jakieś piękne dzieła, a  wręcz bazgroły. W końcu trafił na ostatnie strony. Większość z nich byłą zupełnie pusta. Już był gotów zamknąć książkę, kiedy w ostatniej chwili zobaczył zapisaną jedną ze stron. Wrócił tam i zaczął to czytać. Było to coś w rodzaju konwersacji dwóch osób. Rozpoznał niedbałe pismo swojego chrzestnego i jeszcze inne, nieco ładniejsze. Nie wiedział czyje. Czuł trochę, że naruszyłby prywatność osób, których tak właściwie nie zna, gdyby to przeczytał. Ale ciekawość tak go kusiła.

Nikt się nie dowie. To prawdopodobnie zostało zapisane kilka, nie, kilkanaście lat temu. Teraz już nie ma takiego znaczenia jak kiedyś. - Tłumaczył sobie w myślach.

Utwierdzony w tym przekonaniu zaczął czytać.

James, co z tobą? Sprawiasz wrażenie, jakby ktoś cię podmienił!

James... tak miał na imię jego ojciec. Przecież on i Syriusz byli najlepszymi przyjaciółmi. Mógł się domyślić, że pisali coś do siebie podczas lekcji. 

Wydaje ci się.  - Harry wyobrażał sobie, jak jego ojciec pisze te słowa siedząc gdzieś w ostatniej ławce i mając nadzieję, że nauczyciel tego nie dostrzeże. 

Kłamiesz, znam cię. To przez Evans, tak?

A jak myślisz? Martwię się o nią. Nawet nie skończyliśmy szkoły, to wszystko nie powinno wyjść tak wcześnie.  Wspólne mieszkanie i to wszystko. 

Dalszej odpowiedzi nie było. Może Syriusz nie zdążył odpisać, bo lekcja dobiegła końca? Może nauczyciel do nich podszedł? Harry mógł tylko gdybać i chociaż czasem to było uciążliwe to lubił wyobrażać sobie młodość swoich rodziców, mimo, że prawie nic o niej nie wiedział.

Zastanawiało go o co mogło chodzić. Coś wydarzyło się na wcześnie. Wspólne mieszkanie. Nie rozumiał. Starł kurz z niewielkiej części wierzchu skrzyni i tam przysiadł. Zaczął patrzeć na zapisane słowa próbując zrozumieć ich sens. Starając się zrozumieć historię, która się za nimi kryła. A może jego rodzice nie pobrali się wcale z miłości? Może byli ze sobą przez aranżację związku? Nacisk, ze strony rodziców? Harry nigdy nie poznał swoich dziadków, więc nie był w stanie stwierdzić, czy byliby do tego zdolni.  Z jednej strony ta wersja wydawała mu się odrobinę naciągana. Z drugiej zaś zdawało się, że mogło tak być. Poza tym nie mógł znaleźć innego wytłumaczenia. Ale czy to możliwe, że jego rodzice zostali zmuszeni do ślubu?

Szczerze wątpił, żeby Regulus potrafił mu powiedzieć o co chodzi. Ale nic się nie stanie jeśli go zapyta. Zamknął książkę i zszedł po drabinie wracając do pokoju pełnego kartonów, trzymając książkę w lewej dłoni. Zszedł do kuchni, stanął w progu i rozejrzał się ale zastał tam tylko Stworka. Bez słowa wycofał się i zajrzał do salonu, ale tam również go nie było. Wrócił na górę i zapukał do jego pokoju. Odsunął się o krok i odczekał chwilę, po nieotrzymaniu odpowiedzi przez kilka chwil pociągnął za klamkę i wszedł do środka. Regulus siedział przy biurku odpisując na jakiś list. Kiedy usłyszał dźwięk otwieranych drzwi uniósł głowę i odwrócił się przodem w ich stronę. 

- Mówiłem ci już milion razy, żebyś nie czekał, tylko od razu wchodził. - Oznajmił krzyżując ręce na piersi.

- Przyzwyczajenie  - stwierdził Harry siadając na skraju jego łóżka.

Kiedy Harry był młodszy często zdarzało mu się wbiegać do pokoju Regulusa przez co często go rozpraszał. Wtedy mężczyzna poprosił go, żeby pukał i odczekał chwilę zanim wejdzie. Dzięki temu oszczędzał sobie nerwów. 

- Mam pytanie - kontynuował powoli chłopak kładąc sobie stary podręcznik na kolanach. 

- O co chodzi? - Zerknął na książkę i zmarszczył brwi.

Harry znalazł odpowiednią stronę i mu pokazał. Odczekał chwilę i upewniwszy się, że mężczyzna przeczytał całość zadał pytanie:

- Wiesz może o co chodzi? 

Regulus wziął od niego książkę i przeczytał rozmowę drugi raz. Zaczął powoli kręcić głową. 

- Myślałem, że to może chodzi o jakieś zmuszanie do małżeństwa, czy coś - podsunął. - Ale sam nie wiem. 

Mężczyzna ponownie pokręcił głową tym razem ją unosząc i patrząc na Harry'ego. Położył podręcznik obok niego.

- Skąd to masz? - Zapytał, zamiast udzielić odpowiedzi.

- Nudziło mi się, więc zacząłem chodzić po tych pustych pokojach. W końcu znalazłem strych. Zacząłem przeglądać książki, które stały na skrzyni pod oknem. 

Regulusowi niespecjalnie podobało się, że Harry chodził po starych, dawno nieodwiedzanych przez nikogo pokojach. Nie oznaczało to jednak, że był na niego o to zły. Chłopak mieszkał w tym domu i miał pełne prawo aby się po nim swobodnie poruszać. Gdyby Regulus nie chciał, żeby wchodził do jakiegoś pomieszczenia po prostu by je zamknął. Pokiwał więc jedynie głową. 

- Wiesz, może nie znałem za bardzo twoich rodziców, ale nie wydaje mi się, żeby mieli zaaranżowane małżeństwo. Zwłaszcza, że nie słyszałem jeszcze, żeby czarodziej czystej krwi miał zaaranżowane małżeństwo z mugolakiem. - Spojrzał na niego spokojnie. - Nie bierz tego za coś złego, tak po prostu się nie zdarzało. 

Rozumiał to. Oczywiście, że to rozumiał. Regulus miał rację. W rodach czystej krwi aranżowano małżeństwa głównie po to, żeby tę czystość utrzymać. 

- Poza tym - dodał mężczyzna - nawet ja widziałem jak bardzo twój ojciec biegał za twoją matką i chciał zwrócić na siebie jej uwagę.  

Chłopak pokiwał głową w zamyśleniu. Szukał jakiejś innej odpowiedzi.

- A może...  a może to właśnie o to chodzi. Wiesz, może moim dziadkom nie podobało się to, że jest z kimś, kto nie jest czystej krwi i przez to byli zmuszeni tak wcześnie zamieszkać razem? Wiesz, żeby móc być ze sobą. - To wydawało mu się sensowne. Spojrzał na Regulusa szukając w wyrazie jego twarzy odpowiedzi. Chociaż podświadomie szukał tak naprawdę potwierdzenia swoich słów.

- Nie, to też nie wchodzi w grę. Co jak co ale rodzice Jamesa byli bardzo tolerancyjni i nie mieli nic przeciwko takim związkom. 

Harry zmarszczył brwi.

- Skąd wiesz? Znałeś ich? - Podświadomie chyba nie chciał odstępować od swojego wytłumaczenia. Nie mógł na jego miejsce wymyślić innego a bardzo chciał wiedzieć o co chodziło. Wolał karmić się kłamstwem myśląc, że jest prawdą, niż nigdy tej prawdy nie poznać.

- Ja nie. Ale Syriusz tak. Wiem od niego to i owo.

Harry westchnął i pokiwał głową. 

- W takim razie nie mam pojęcia...  Jakieś sugestie? 

- Nie mam żadnych.

Zrezygnowany chłopak wziął książkę i ruszył do swojego pokoju. Jeszcze leżąc w łóżku zamiast zasnąć zastanawiał się o co mogło chodzić.

Może powinienem to zostawić? To mogło być zupełnie wyrwane z kontekstu. Opisywane skrótowo, żeby nikt postronny nie domyślił się o co chodzi - zastanawiał się Harry. Ale nawet kiedy próbował zostawić ten temat on sam do niego wracał. 

Spróbował zebrać fakty. Jego ojciec martwił się o matkę. Coś wydarzyło się za wcześnie. Musieli przez to zamieszkać razem. 
A może chodziło o niego? - Wpadła mu myśl. - Jego matka zaszła w ciążę. To mogła być rzecz, która wydarzyła się za wcześnie... Szybko jednak odrzucił ten pomysł. Jego matka urodziła go w wieku dwudziestu lat, nie siedemnastu. Czyli to nie wchodziło w grę. 

Zaczął szukać innej odpowiedzi i nagle coś sobie uświadomił. A co jeśli miał rodzeństwo? Jeśli wcale nie był jedynym dzieckiem? Jeśli tak było, to czemu Regulus to zataił?

Pojawiła się w nim iskierka nadziei, że ma jeszcze jakąś rodzinę. Która żyje. Być może ma starszą siostrę lub brata. Który, lub która go szuka. 

Chciał wstać z łóżka, pobiec do Regulusa i go o to spytać. Usłyszeć u niego potwierdzenie, wyjaśnienie, dlaczego wcześniej mu o tym nie powiedział. Ale był środek nocy. Stwierdził, że zapyta go rano. Ale z tych wszystkich emocji jeszcze długo nie mógł zasnąć.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro