13
Dnia trzydziestego pierwszego lipca poranek był bardzo chłodny, a nad ziemią wisiała bardzo gęsta mgła, która ograniczała pole widzenia.
Harry, dość szybko jak na niego, wysunął się spod kołdry i stanął na równe nogi. Na jego rękach i nogach niemal od razu pojawiła się gęsia skórka. Skrzyżował ręce na piersi i podszedł do szafy. Ubrał się i podszedł do okna. Otworzył je i wystawił przez nie dłoń. Odczekał chwilę. Wciąż za zimno - stwierdził i narzucił na siebie bluzę. Wygrzebał z dna dużego, drewnianego kufra, w którym trzymał różne, rzadko używane przez siebie rzeczy, pelerynę niewidkę, którą dostał dwa lata temu na święta. Zarzucił ją na siebie i po cichu wyszedł z pokoju. Bezszelestnie szedł wzdłuż korytarza. Dotarł do schodów i zaczął ostrożnie schodzić starając się nie narobić hałasu. Ale jak o często bywa, kiedy staramy się nie narobić hałasu zazwyczaj to właśnie robimy. I kiedy Harry już prawie zszedł, nie zauważył jednego, ostatniego stopnia i jedna jego noga zsunęła się z niego jak po zjeżdżalni. Westchnął głośno przestraszony niespodziewaną sytuacją. Zatrzymał się na chwilę przy schodach i odczekał kilka minut nasłuchując. Usłyszał kroki w salonie. Stał w bezruchu. Kiedy nie słyszał już nic więcej, oprócz cichego szumu wiatru dobiegającego zza otwartego okna, ruszył dalej prosto do drzwi. I wtedy właśnie Regulus wszedł z pomieszczenia zagradzając mu drogę. Harry'emu przeszło przez myśl, że albo to czysty przypadek, albo wcześniej go usłyszał i w końcu wyszedł sprawdzić co się stało. Harry na chwilę zamarł w bezruchu wstrzymując oddech. Bojąc się, że nawet to mogłoby go zdradzić. Cofnął się powoli zapominając o dywanie, który leżał tuż przy jego stopie. Przypadkowo zagiął jego róg. Zdawało się jednak, że jego opiekun tego nie zauważył. Harry szybko cofnął się jeszcze o kilka kroków. Regulus podszedł bliżej i zaczął uważnie wpatrywać się w jego stronę i Harry już wiedział, że chociaż nie mógł go dostrzec to doskonale wiedział o jego obecności. Powoli wyciągnął przed siebie rękę próbując znaleźć pelerynę niewidkę. Zacisnął dłoń w pięść w tym samym czasie, w którym Harry się cofnął. Ale chłopak zrobił to o sekundę za późno, bo peleryna została w niego zsunięta i bezwładnie opadła na podłogę. Regulus skrzyżował ręce na piersi i spojrzał na Harry'ego.
- Gdzie się wybierasz? - Zapytał surowym głosem.
- Tu i tam. - Odparł Harry kiwając się lekko na boki.
- A gdzie jest to twoje tu i tam?
- No... tam i tu - uśmiechnął się głupawo.
Regulus westchnął.
- Harry... jak chcesz gdzieś wyjść to wystarczy, że mi o tym powiesz. Nie będę musiał cię wtedy szukać po całym domu zastanawiając się poszedłeś.
- Skąd wiedziałeś, że tu jestem?
Regulus uśmiechnął się pobłażliwie.
- Harry, jeśli chcesz się wymykać to rób to cicho. Myślałeś, że cię nie słyszałem? Poza tym na moich oczach zawadziłeś o dywan. Wiesz, one zazwyczaj same się nie zaginają. - Przewrócił oczami. - Więc gdzie idziesz?
- Umówiłem się.
- Na randkę?
- Nie! - Krzyknął i się zaczerwienił. - Nie. - powiedział już normalnym tonem. - Nie ma takiej opcji.
Regulus złapał się za głowę.
- Jejku, tylko pytam. Dobra, idź, bo się spóźnisz.
- Serio? Tak po prostu mnie puszczasz?
- Czemu nie? Jak miałeś iść to idź. Po pierwsze nie ma powodów, żebyś nie mógł. Po drugie znając ciebie i tak byś się wymknął.
Harry uśmiechnął się lekko i przeszedł obok niego, ale Regulus go zatrzymał.
- No co? - Zapytał chłopak i odwrócił się w jego stronę.
- Zmień bluzę.
- A co ci w tej nie pasuje?
- Jest brudna.
- Gdzie?
Regulus wskazał palcem jego lewe ramię.
- Tu.
Harry westchnął i na niego spojrzał.
- Nie mam innej.
- Masz.
- Mówię ci, że nie mam!
Regulus oparł się o ścianę.
- Dobrze wiem, że masz.
- No dobra, może i mam, ale mi się nie podobają. - Zaczął miąć rękaw bluzy. - Tylko ta mi się podoba.
Regulus uniósł lekko jedną brew.
- Ach tak? Jakoś nie narzekałeś na nie, kiedy je sobie wybierałeś.
Harry przechylił lekko głowę na bok.
- Znudziły mi się, okej?
- Narzekasz.
- Głupi jesteś. - Prychnął Harry.
- Ty też.
Harry odwrócił się na pięcie i poszedł w stronę swojego pokoju.
- Możesz wziąć moją - krzyknął za nim Regulus.
- Co?
- No bluzę, idioto. Tylko ma wrócić w jednym kawałku.
Harry przewrócił oczami i poszedł do jego pokoju. Rzucił na ziemię swoją bluzę i założył czystą, zieloną. I nagle coś sobie uświadomił. Podniósł swoją bluzę i poszedł do Regulusa.
- Przecież wystarczy jedno zaklęcie i ta bluza byłaby czysta. I mógłbym już spokojnie wyjść.
Regulus zaśmiał się.
- A możesz to zaklęcie rzucić?
- Dobrze wiesz, że nie! Ale ty byś mógł i byłoby po sprawie!
- Dobra, nie marudź. - Wyciągnął różdżkę i rzucił zaklęcie czyszczące.
Harry zdjął jego bluzę, rzucił w niego i założył swoją.
- A tak serio, to wszystkiego najlepszego. - Harry spojrzał na niego zdziwiony. - No co? Myślałeś, że zapomniałem? - Zaśmiał się.
- W sumie... to tak, tak myślałem.
- Prezent czeka w salonie. - Spojrzał na zegarek. - Ale zakładam, że jesteś zbyt spóźniony, żeby go otworzyć...
- Która godzina?
- Ósma dwadzieścia.
- Dwadzieścia minut! Tyle jestem spóźniony! - Powiedział wybiegając z domu.
W biegu zarzucił na głowę kaptur. Zaczął iść na umówione miejsce. W końcu dotarł na mostek nad jeziorem. Zobaczył na nim smukłą sylwetkę, która patrzyła w taflę jeziora pocierając ramiona dłońmi, aby się trochę rozgrzać. Harry podbiegł i ustał obok. Draco spojrzał na niego i uśmiechnął się lekko.
- Cześć. - przywitał się Harry.
Draco oparł się o barierkę.
- Wszystkiego najlepszego. - Wręczył mu niewielką paczuszkę.
Harry westchnął.
- Czego nie rozumiesz w zdaniu: nie chcę żadnych prezentów?
Draco kilka razy stuknął palcem w skroń.
- Nie ma takiego zdania w moim słowniku. - Stwierdził. - Ale jest tam za to zdanie: spóźniłeś się pół godziny.
- Wiem, przepraszam. Miałem małe... zamieszanie.
Blondyn westchnął.
- Kto normalny umawia się w wakacje tak wcześnie? Wiesz jakie to poświęcenie wstać przed ósmą? W dzień wolny?
- Najwyraźniej wstawanie tak rano jest warte spotkania ze mną. - Harry wyszczerzył zęby. Blondyn prychnął.
- Chciałbyś.
- No wiesz, jednak to zrobiłeś.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro