Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

(5)

— Przepraszam — rzuciła Hikaru, odsuwając się lekko od wysokiego chłopaka, który właśnie na nią wpadł. Ten skinął jej głową i ruszył w swoim kierunku, wsuwając dłonie w kieszenie szarej marynarki. Wyglądał na trzecioklasistę, a sądząc po smarze na twarzy i przedramionach, prawdopodobnie był na profilu inżynierskim. Dziewczyna odwróciła się do Hitoshiego i skrzywiła z obrzydzeniem.

— Co jest? — zapytał chłopak, widząc jej zdegustowany wyraz twarzy.

— Tyle razy już słyszałam... znaczy... czytałam niestosowne komentarze w moją stronę, że to już naprawdę robi się uciążliwe.

— Powinienem wyjaśnić tamtego gościa? — spytał, a jasnowłosa uśmiechnęła się do niego.

— Rycerz w lśniącej zbroi — zakpiła. — Musiałbyś wybić jedną trzecią męskiej populacji.

— Da się zrobić — odparł chłopak wzruszając ramionami. — A tak na poważnie... Nie możesz po prostu nie czytać ludziom w myślach?

Dziewczyna westchnęła.

— Staram się — odparła. — Ale czasami taki bodziec po prostu... Nie wiem, to tak niechcący.

Hitoshi skinął głową.

— No i wiesz jaki jest świat... Czasem gdy widzę jak ktoś się na mnie usilnie patrzy wolę się upewnić, że nie ma zamiaru mnie zabić czy cokolwiek...

— Wy naprawdę macie z tym problem — mruknął do siebie, wpatrując się w korytarz przed sobą.

— Wy?

Hitoshi podrapał się zakłopotany w kark.

— No dziewczyny... — odparł. — Wybacz, Kato, nie miałem nigdy przyjaciółki.

— Nie szkodzi — odparła, częstując go jednym z mochi, które dopiero co kupiła w szkolnym sklepiku. — Mogę cię wprowadzić w ten tęczowy świat pełen jednorożców i brokatu.

— Spasuję — mruknął nastolatek, wsuwając kuleczkę do ust. — Nigdy nie byłem fanem jednorożców.

— Są tam też pingwiny — powiedziała.

— Zamieniam się w słuch.

— Wiesz... — westchnęła, a chłopak otworzył drzwi, prowadzące na dach szkoły. Usiadła pod barierką i spojrzała na rozciągający się pod nimi dziedziniec. — Bycie kobietą jest dużo cięższe niż się wydaje.

Hitoshi otworzył puszkę z mrożoną kawą, nie odrywając od niej wzroku.

— Czasami boję się wracać do domu inaczej niż główną drogą, bo nigdy nie wiem czy ktoś nie postanowi mnie zaczepić. Po zmierzchu w ogóle nigdzie sama nie wychodzę. Zawsze mam przy sobie cokolwiek, co może mi posłużyć jako potencjalna broń i... Cholera, to takie uciążliwe — westchnęła. — Wiem, że mamy bohaterów. Znam podstawy samoobrony i jestem silniejsza niż wyglądam, ale... Nawet jeśli mogę przewidzieć zamiary drugiej osoby... Nic mnie tak nie przeraża jak wizja bycia napadniętą w jakiejś ciemnej uliczce.

Hitoshi wziął łyka zimnej kawy, wpatrując się w jakiś punkt przed sobą.

— Ale to ssie — mruknął. — Strasznie mi przykro, Kato.

— Spoko — westchnęła, biorąc od niego puszkę. — Takie życie, nie? Jest jak jest.

— Jak będziesz musiała gdzieś kiedyś iść sama, dawaj znać. Będę cię eskortował.

— Coś ty taki nadopiekuńczy? — zaśmiała się. — Nie to, że narzekam...

— Szczerze, Kato? — westchnął ciężko, odbierając dziewczynie swoją kawę, zanim jeszcze zdążyła wziąć choćby łyk. — Perspektywa utraty jedynej mi bliskiej osoby, która nie jest moim ojcem jest nie do zniesienia. Trochę mi zbrzydła samotność po szesnastu latach.

Hikari milczała przez chwilę, wpatrując się w błękitne niebo. Szturchnęła go przyjacielsko ramieniem i posłała mu ciepły uśmiech.

— W takim razie możesz mnie eskortować — odparła. — Będzie mi bardzo miło.

Hitoshi westchnął i podniósł się z miejsca.

— Już za późno, Kato — powiedział. — Zmieniłem zdanie.

— Nie wierzę ci — odparła z uśmiechem.

— Nie, no serio. Oferta nieaktualna — upierał się, kierując w stronę wyjścia z dachu.

— Hitoshi, wiem, że tak nie myślisz — powiedziała. Shinsou odwrócił się z uniesioną brwią i kpiącym uśmieszkiem.

— Wlazłaś mi do głowy?

— Nie, ale cię znam i wiem, że tak nie myślisz.

Hitoshi patrzył na nią intensywnie.

— Na pewno?

Dziewczyna zmieszała się, Milczała, na zmianę otwierając i zamykając usta. Hitoshi uśmiechnął się złośliwie.

— Mam cię.

— Oj przestań! Nie umiem w kontakty międzyludzkie! To strasznie trudne, kiedy nie wiem o czym myślisz! — oburzyła się, zgarniając marynarkę z podłogi i ruszając w stronę chłopaka.

— Jestem dla ciebie wyzwaniem, co, Kato?

— Jesteś upierdliwy — mruknęła, a chłopak zaśmiał się gardłowo, zerkając na nią z góry, gdy w końcu się z nim zrównała. Przez chwilę szedł w milczeniu, co chwilę zerkając na jej oburzony wyraz twarzy.

— Odprowadzić cię dzisiaj? — zapytał. Hikari wzięła głębszy oddech i zerknęła na niego kątem oka.

— Tak — powiedziała z nutką złości w głosie, a Hitoshi uśmiechnął się do siebie.

Uwielbiał tę dziewczynę.

***

Hikari wsunęła dłonie w kieszenie marynarki i spojrzała na chłopaka, lekko zadzierając głowę.

— Hitoshi... — zaczęła. — Jesteśmy przyjaciółmi już dość długo i...

— Jakieś dwa tygodnie — zauważył, jednak dziewczyna go zignorowała.

— Muszę ci się do czegoś przyznać — dokończyła. Chłopak spojrzał na nią lekko zbity z tropu.

— No?

— Nigdy nie widziałam pingwina na żywo.

Hitoshi zmarszczył brwi i spojrzał na nią z powagą.

— Żartujesz?

— Nie, mówię serio, nigdy.

— Nie, ja... — westchnął ciężko. — Myślałem, że chodzi o coś poważnego, ale... — zaśmiał się i przetarł twarz dłonią w geście rezygnacji. — Czego ja się po tobie spodziewałem?

Hikari uśmiechnęła się do siebie.

— A ty? Widziałeś pingwina?

— A bo to raz? — zdziwił się. — Nigdy nie byłaś w tokijskim ZOO?

Dziewczyna pokręciła głową.

— Nie gadaj — spojrzał na nią z niedowierzaniem. — Już wiesz co będziesz robić w weekend.

— Zabierzesz mnie do ZOO? — spytała z nutką nadziei w głosie.

— Tak — odparł bez wahania. — Czuję się zobowiązany.

— Jesteś najlepszym przyjacielem jakiego miałam — oznajmiła.

— Ciężko to uznać za komplement — zmarszczył brwi, a dziewczyna zaśmiała się.

— Uznajmy, że to był komplement.

Oboje spojrzeli na siebie z uśmiechem. Znali się tak krótko, a jednak ta nić porozumienia, która ich połączyła wydawała się nadzwyczaj mocna. Oboje miewali problemy z komunikacją, oboje nie mieli zielonego pojęcia o przyjaźni i relacjach międzyludzkich, ale obecny stan rzeczy bardzo im odpowiadał.

Liczyło się tylko to, że mają siebie nawzajem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro