Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

(11)

— Myślisz, że bardzo zepsuliśmy im grę? — zapytała jasnowłosa, patrząc na oddalających się chłopaków. Shindo pomachał im jeszcze szybko, zanim razem z przyjaciółmi skierował się w stronę wyjścia.

— Nieee... — odparł pewnie Shinsou. — Przecież dwie ostatnie rundy obyły się bez dramatycznych śmierci.

Dziewczyna przytaknęła.

— Chcesz mi wygrać pluszaka z maszyny?

Hitoshi uniósł kącik ust, posyłając jej rozbawione spojrzenie.

— Pluszaka?

Dziewczyna pokiwała głową.

— Nigdy nie byłam w tym dobra.

— Zostaw to mistrzowi — powiedział i skierował się w stronę automatu. Szczerze nienawidził tego głupiego metalowego chwytaka, tych idiotycznie trudnych do złapania maskotek i tych kilkunastu minut, które zawsze na nich tracił .Nie wspominając o kolosalnej ilości żetonów.

Hikari przykleiła się do szyby, podczas gdy Hitoshi poprawiał rękawy koszuli, podwijając je jeszcze bardziej.

— Chcesz coś konkretnego? — zapytał, a dziewczyna pokręciła głową.

— Cokolwiek — uśmiechnęła się. Hitoshi wrzucił do maszyny jeden żeton i złapał za drążek do sterowania, marszcząc brwi w pełnym skupieniu. Hikari niemal skakała w miejscu dopingując go jak tylko mogła.

Hitoshi zawsze wychodził z niczym z potyczek z tą cholerną maszynę, jednak tym razem wystarczyły zaledwie trzy żetony, by wyciągnąć z wnętrza tego dziadostwa pluszową ośmiornicę w kolorze różowym.

Hikari wyglądała jakby ktoś wręczył jej właśnie kluczyki do nowiusieńkiego apartamentu i czek na kilka milionów. Chłopak nie miał pojęcia skąd się wzięła ta cała radość w związku z jakąś wypchaną rybą, ale uśmiech na twarzy dziewczyny, wynagrodził mu ten cały stres, którego się nabawił, polując na nią w odmętach tego cholerstwa.

— Polecam się na przyszłość — powiedział i uśmiechnął się lekko. — Skończyły nam się żetony.

— I tak jest już późno — powiedziała, zerkając na wielki cyfrowy zegar na jednej ze ścian salonu. — Wolę nie wracać sama po ciemku.

— Nie będziesz wracać sama — zauważył Shinsou, kierując się w stronę wyjścia. — Odprowadzę cię.

— Daj spokój to daleko — powiedziała.

— Nie zaczynaj.

— Shinsou Hitoshi, przemawiam ci do rozsądku.

— Abonent chwilowo niedostępny, zostaw wiadomość po usłyszeniu sygnału — odparł. Dziewczyna patrzyła na niego w milczeniu.

— No i gdzie ten sygnał? — zapytała. Hitoshi zerknął na nią kątem oka.

— Myślałem, że to było wystarczająco wymowne — odparł, a jasnowłosa uderzyła go w ramię. Chłopak zaśmiał się wesoło.

— Jeden zero, Katō.

Oboje zabrali swoje rzeczy z zamykanych przy wejściu szafek, pożegnali pracowników za kasą i wyszli na chłodne późnowieczorne powietrze. Wilgoć w powietrzu nadal była wyczuwalna i chłopak był niemal pewien, że padało.

— Chodź szybko — powiedział, kiedy dziewczyna zapięła do końca zamek swojej kurtki. — Nie ufam tej pogodzie.

Dziewczyna przytaknęła i ruszyła w stronę dworca. Hitoshi ponownie, niemal bez zastanowienia zajął miejsce po prawej stronie dziewczyny, trzymając ją jak najdalej od skraju drogi.

— To przesłodkie z twojej strony — powiedziała, a Shinsou przełknął ślinę, wlepiając spojrzenie przed siebie. Hikari uśmiechnęła się delikatnie, widząc zakłopotanie na twarzy chłopaka.

— NIe wiem o czym mówisz.

***

Dziewczyna czuła jak mokre od deszczu włosy przyklejają jej się do czoła. Oboje uciekali przed ulewą przez kilka minut, by w ostatniej chwili wbiec na stację metra i wskoczyć w odpowiedni wagon. Oboje oddychali ciężko, śmiejąc się z siebie nawzajem, bo zarówno Hitoshi jak i Hikari wyglądali okropnie, przemoczeni do suchej nitki.

Shinsou patrzył na nią kątem oka. Dziewczyna siedziała tuż obok niego w zatłoczonym wagonie, przyciskając do piersi różową ośmiornicę.

— Szkoda, że to nie pingwin — zagadał, a jasnowłosa uniosła głowę. Pod oczami miała ślady tuszu do rzęs, mimo że po złośliwym komentarzu przyjaciela usilnie próbowała się ich pozbyć.

— Nie szkodzi — odparła zmęczonym głosem. — I tak jestem strasznie wdzięczna.

— Nie postarałem się.

— Hitoshi — skarciła go z lekkim uśmiechem na ustach. Chłopak wzruszył ramionami i osunął się na siedzeniu, opierając przedramiona na kolanach.

Dziewczyna niemalże przysypiała, zmęczona zarwaną nocą, spędzoną na pisaniu z przyjacielem i masą wrażeń z dzisiejszego dnia. W przeciwieństwie do Hitoshiego nie była przyzwyczajona do siedzenia do czwartej nad ranem, wpatrując się w ekran komórki, dyskutując na głupie tematy i śmiejąc się z idiotycznych memów. Całą swoją energię zużyła na pokonywaniu chłopaka w kolejnych grach i teraz, kiedy nareszcie miała chwilę by odetchnąć, powoli traciła kontakt z rzeczywistością.

Hitoshi doskonale zdawał sobie z tego sprawę.

— Prześpij się — powiedział, a jasnowłosa zerknęła na niego nieprzytomnie. — Mamy jeszcze trochę stacji, obudzę cię.

Dziewczyna nie odpowiedziała, a Hitoshi chwilę później poczuł ciężar jej głowy, gdy oparła się o jego ramię.

— Nie przeszkadza ci to? — mruknęła, a Hitoshi uniósł kącik ust w lekkim półuśmiechu.

— Ani trochę — odparł, zerkając kątem oka na jej spokojną twarz, ledwo już widoczne, czarne smugi od tuszu na bladej od zimna skórze i mokre włosy przyklejone do czoła dziewczyny. Hitoshiego ogarnęło dziwne uczucie. Coś na kształt dumy, że może zapewnić jej poczucie bezpieczeństwa w tym okropnym świecie i zadowolenie, że jego przyjaciółka w końcu ma okazję na chwilę odpoczynku. Słowo przyjaciółka odbijało się echem w jego głowie. Brzmiało tak cudownie, tak obco i błogo jednocześnie. Uwielbiał je sobie powtarzać.

Hikari była jego jedyną przyjaciółką i był za to tak niesamowicie wdzięczny, że gdyby przyszło mu wyrazić to słowami, poddałby się już na starcie.

Nie był w stanie uwierzyć w swoje szczęście. Nie był w stanie uwierzyć, że ktoś naprawdę dał mu szansę, zaakceptował go takim, jakim jest i dawał mu więcej radości i ciepła niż ktokolwiek inny przez całe jego życie.

Chłopak miał ochotę dotknąć sklejonych pasm białych włosów i pogładzić jej gładką skórę tylko i wyłącznie po to, żeby upewnić się, że nie śni. Jej obecność była dla niego zupełną abstrakcją. Jej bliskość i dotyk był dla niego czymś niepojętym. Bał się, że w końcu się obudzi.

Nie byłby w stanie dalej funkcjonować, gdyby przyszło mu żyć dalej w świecie bez swojego pingwina.

Ta jedna konkretna myśl sprawiła, że spiął się momentalnie. Po tylu latach samotności był pewien, że zna samego siebie niemal na wylot, że niczym nie jest w stanie się zaskoczyć, jednak ta jedna, nagła myśl sprawiła, że miał ochotę dać sobie w twarz.

Myślał o tym za dużo, posunął się za daleko, za bardzo pokładał nadzieję w ich relacji, zagalopował się, za... Za bardzo pozwolił myślom hulać bez nadzoru.

"Przyjaźnicie się" - powtarzał sobie w głowie jak modlitwę przez całą dalszą drogę, nie mogąc uwierzyć w tę chwilę słabości, która nim zawładnęła.

To była tylko iluzja. Jego osamotniony mózg płatał mu figle, chciał wszystko na raz, spragniony bliskości.

Nie było opcji, żeby Hitoshi mu na to pozwolił.

— Miałeś mnie obudzić — mruknęła Hikari, podnosząc się powoli. Przetarła twarz dłonią i spojrzała na niego zupełnie zaspana.

— Sama się obudziłaś — powiedział, nie patrząc w jej kierunku. — Jeszcze jedna stacja.

— Yhym... — delikatny głos dziewczyny był jak muśnięcie skrzydeł motyla w słoneczny dzień.

Chłopak był pewien, że zaraz zwymiotuje.

Oboje podnieśli się, kiedy w wagonie rozbrzmiał sygnał, oznajmujący kolejny przystanek. Hitoshi przepuścił dziewczynę w drzwiach i postawił stopę na peronie, zdając sobie sprawę, że jego niedorzeczne myśli są pewnie początkiem halucynacji, nawiedzających człowieka z powodu długotrwałego braku snu, a tak się składało, że Hitoshi nie spał już od ponad trzydziestu godzin, jadąc na porannej kawie i dwóch energetykach, które dorwał w ciągu dnia.

Postanowił trzymać się tego wytłumaczenia.

Hikari była zbyt zmęczona by podtrzymywać jakąkolwiek rozmowę, a Hitoshi zbyt zajęty zastanawianiem się, dlaczego jego mózg nagle postanowił go zdradzić. Kiedy w końcu dał sobie mentalnie w twarz, spojrzał na przyjaciółkę, idącą razem z nim pustą uliczką mokrą od deszczu i zapytał:

— Nie zimno ci?

Minęła chwila zanim do Hikari dotarło pytanie, a kiedy porządnie się nad nim zastanowiła, wzruszyła tylko ramionami.

— Trochę.

— Chcesz kurtkę?

— Daj spokój.

— Serio pytam.

— Serio daj spokój.

Hikari jednak zdążyła zauważyć, że Hitoshi bywa niezwykle uparty, dlatego gdy chłopak ściągnął z siebie czarną kurtkę przeciwdeszczową, tylko przewróciła oczami.

— Dziękuję — mruknęła, zarzucając na siebie okrycie i wsunęła dłonie w ogromne kieszenie.

Nie odezwali się do siebie przez całą drogę do domu dziewczyny, jednak panująca między nimi cisza nie była niezręczna. Ich relacja była w tak zaawansowanym stadium, że chwila milczenia nie była niczym dziwnym.

Jasnowłosa podziękowała mu pięć razy. Za gry, za użyczenie ramienia, za odprowadzenie jej do domu, za pluszaka i za kurtkę, a Hitoshi pięć razy zapewnił ją, że to nic takiego.

Kiedy zniknęła za drzwiami swojego jednorodzinnego domku na przedmieściach, Hitoshi z westchnieniem ruszył z powrotem na stację, doskonale zdając sobie sprawę, że przez całą długą drogę nie będzie w stanie uspokoić myśli, a gdy wróci do domu, zamiast upragnionego snu dopadnie go bezsenność i kolejne kilka godzin spędzi wpatrując się w czarny sufit swojego pokoju i zastanawiając się, co do jasnej cholery dzieje się w jego głowie. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro