~1~
Drogi pamiętniku!
W moim życiu wiele się dzieje i to tylko w ciągu dwóch dni. Rodzice nie żyją, trafię do rodziny zastępczej, wyjadę do Los Angeles i zacznę tam nowe życie z całkowicie obcymi mi osobami. Trochę się tego boję. Nie znam tych ludzi, a oni przecież mnie również, więc po co mieliby mnie bez powodu do siebie brać? Zresztą wiele razy słyszałam, że rodziny zastępcze są okropne. Bałam się, ale w końcu nadszedł ten dzień. Już dziś wylatuję do USA. Spakowana, czekam przed moim domem, którego już nigdy więcej mogę nie zobaczyć. Zaraz ma przyjechać po mnie nijaki Nicolas, z którym widziałam się może dwa razy. Raz, gdy przyszedł do mojego mieszkania tamego dnia i drugi, kiedy wyrabialiśmy mi paszport, bo wcześniej go nie posiadałam. Teraz jednak muszę kończyć, bo właśnie ktoś podjechał. Samochodem, który wyglądał jak ze snu. Czy powinnam się obawiać bardziej? Nie wiem. Wszystko okaże się już niebawem.
- Gotowa? - spytał brunet, wychodząc z samochodu. Przez chwilę zastanowiłam się co mu odpowiedzieć, bo obawiałam się, że sprzeciw może go obrazić i jeszcze mnie jakoś ukarze, jak to zawsze robił tata, albo czasem i mama. Nic jednak nie opowiedziałam i tylko lekko skinęłam głową.
Wstałam z kamiennej posadzki i podniosłam z ziemi nieduży plecak, który musiał być już chyba starszy nawet ode mnie.
- Tylko tyle? - zdziwił się, wskazując plecak. Pokiwałam głową, a jego zdziwienie przybrało jeszcze większy rozmiar. W duszy nawet się z tego śmiałam. A tak naprawdę z jego dziwacznej miny, którą miał wymalowaną na twarzy.
- Mniejsza o to. Tym zajmiemy się potem. - obudził się nagle i wziął ode mnie torbę, następnie wkładając ją na tylnie siedzenie pojazdu. Potem otworzył mi drzwi i pomógł usiąść na miejscu pasażera. Było to dla mnie właściwie zadziwiające. Był miły czy tylko udawał?
Droga na lotnisko w Warszawie trochę nam minęła, ze względu na liczne korki oraz wypadek samochodowy na autostradzie, który uwięził nas pośród innych samochodów na prawie godzinę. W końcu jednak udało nam się dotrzeć i następne pół godziny zajęło nam omijanie bramek, przejście kontroli i dogadanie się na recepcji, aż w końcu dostaliśmy się na pokład samolotu. Moje zdziwienie było jednak duże, gdy nikogo oprócz nas tam nie zastałam.
- To samolot prywatny. - zaśmiał się Nicolas. - Mój bart specjalnie kupił go, abyś nie czuła się niezręcznie w samolocie z innymi ludźmi. - wyjaśnił. - Ponoć nigdy nie latałaś jeszcze. - dodał.
- Teraz to ja się czuję niezręcznie. - pomyślałam, ledwo powstrzymując się od wypowiedzenia tego na głos.
- Cały pokład do twojej dyspozycji. Ja muszę zająć się pracą i zadzwonić jeszcze do John'a. Odpocznij, bo czeka nas długa droga. - oznajmił i podał mi jakieś urządzenie. Nie duży tablet.
- Możesz skorzystać. - wytłumaczył, kiedy zauważył moją niepewność. - Potem załatwimy Ci jakieś lepsze urządzenia.
- Dziękuję. - odezwałam się w końcu, prawie że niesłyszalnie.
♡♡♡
Nawet nie wiem kiedy wylądowaliśmy, bo musiałam zasnąć. Obudził mnie dopiero Nicolas, informując, że jesteśmy.
Opuściłam samolot, a ciepły powiew wiatru, rozwiał moje włosy zaraz po wyjściu. Poczułam wraz z tym jakieś dziwne uczucie, którego nie potrafiłam nazwać. Wiem jednak, że nie czułam go już od bardzo dawna. Było to dla mnie nowe i nieznane, a jednak bardzo ciekawe i pociągające. Po raz pierwszy zapragnęłam wiedzieć co kryje się za wielkim budynkiem lotniska. Chciałam wiedzieć co tam zobaczę i jak będzie od dziś wyglądało moje życie.
- Idziemy? - usłyszałam głos Nicolasa i rozbudziłam się od razu.
Udaliśmy się na parking przy lotnisku, gdzie czekał na nas już pojazd. Nie wiedziałam jakiej marki było auto, ale byłam pewna, że samochód nie był tani ani byle jaki. Upewniło mnie w tym wnętrze pojazdu.
Skórzane fotele o bordowym kolorze. Wygodne oparcia, miejsce na napoje i pożywienie. Nieduża lodówka, mała lampka na suficie, przyciemnione szyby i wiele ciekawych funkcji. Oraz szofer za kierownicą, który powitał nas radośnie.
- Do domu, Nick? - odezwał się zaraz, gdy weszliśmy do pojazdu i zajęliśmy tylnie siedzenia.
- Jasne. - potwierdził Nicolas i ruszyliśmy.
♡♡♡
Poczułam się dziwnie, kiedy pojazd wjechał na teren ogromnego placu, będącego zaraz przed ogromną rezydencją.
Z samochodu wysiadłam z pomocą Nicolasa, bo ledwo stałam na nogach. Potem oboje ruszyliśmy w stronę budynku, a ja z każdym kolejnym krokiem czułam jak nogi bardziej się pode mną uginają.
- Któryś z nas oprowadzi cię potem po rezydencji, a teraz przedstawię cię reszcie. - oznajmił, kiedy zatrzymaliśmy się przed drzwiami do jakiegoś pomieszczenia. - To pokój dzienny. Tutaj często przesiadujemy. - wyjaśnił i nacisnął klamkę.
Wszedł pierwszy, a ja powoli za nim. Potem jednak nagle wmurowało mnie w podłogę, kiedy ujrzałam siedzących tam pięciu innych mężczyzn. Trójka z nich zajmowała kanapę, a pozostała dwójka siedziała na osobnych fotelach.
Jeden z nich wstał i stanął na przeciwko mnie. Był dosyć wysoki z bardzo ciemnymi włosami, brązowymi oczami, ostrymi rysami twarzy oraz z lekkim zarostem. Wydawał się być najstarszym z nich wszystkich.
- Witaj Ido. - wyciągnął rękę w moją stronę. - John Roberts. - przedstawił się. - Jestem najstarszym z nas wszystkim, a zarazem opiekunem moich braci i od dziś również twoim.
Potem bracia powoli zaczęli wstawać i chwilę później każdy z nich stanął przede mną. Prawie każdy.
- Nicolasa pewnie już znasz. - zaczął mówić John. - Jest drugą dorosłą osobą z naszej szóstki. Niedawno skończył dziewiętnaście lat. Ja jestem dużo starszy, bo mam aż dwadzieścia sześć. - tłumaczył powoli. - To jest Daniel i Michael. Bliźniacy. Są w twoim wieku.
Spojrzałam na wskazanych mężczyzn. Sama już nie wiedziałam, który z nich był którym. Byli prawie że identyczni. Oboje mieli brązowe włosy i również tego koloru oczy oraz ich wzrost był taki sam. Dopiero po chwili zauważyłam, że jeden ma kolczyk w nosie, a drugi nie. Domyśliłam się, że Daniel to ten z kolczykiem, ale nie byłam pewna.
Inna myśl jednak utkwiła mi w głowie. Widzę tutaj wśród nich blondynów, brązowowłosych i jak w przypadku John'a - czarnowłosych. Ciekawe jak do tego doszło, że trzy różne kolory włosów i ci sami rodzice? Genetyka jest dziwna... No albo mają farbowane.
- To Liam, ma osmienaście lat i jest najbardziej normalny ze wszystkich. - Nicolas przedstawił kolejnego mężczyznę, a pomiędzy pozostałymi przeszły ciche szepty oburzenia.
- Cześć. - uśmiechnął się Liam i już byłam pewna, że go lubię.
Nie był jakiś wysoki. Miał brązowe włosy z nieco jaśniejszymi pasemkami gdzieniegdzie. Oczy jego były brązowe, a rysy twarzy łagodne. Na nosie miał okulary, które w rzeczywistości tylko dodawały mu urody.
- No, a to Cody. Ma siedemnaście lat i siano w mózgu. - teraz głos zabrał Daniel, wskazując chłopaka, siedzącego na fotelu. Spojrzałam więc w tym kierunku i zmroziło mnie, kiedy zobaczyłam jego oczy. Jako jedyny z całej szóstki miał niebieskie, wręcz wyglądały jak najczystsze morze. Jednak kolor oczu nie był taki zły, tylko spojrzenie jakim mnie mierzył. Lodowate i złowrogie. Wzdrygnęłam się pod jego wpływem, a mina od razu mi zbledła.
- Cześć. - jego głos jeszcze bardziej przyprawił mnie o dreszcze. Był szorstki i chłodny. Dosłownie poczułam nagłe zimno, które spowiło powietrze wokół. Wydawało się jednak, że jako jedyna to poczułam, bo inni wydawali się być zadowoleni, wręcz wniebowzięci, jakby właśnie stał się jakiś cud na ziemi. A może ja o czymś nie wiedziałam?
- Cieszymy się, że od dziś będziesz częścią naszej rodziny. - głos zabrał Liam, przerywając niezręczną ciszę, która nagle zapanowała.
Mimowolnie lekko się do niego uśmiechnęłam, a on posłał mi jeszcze szerszy uśmiech. Swoje spojrzenie zaraz potem przeniosłam na John'a, czekając aż gospodarz domu zabierze głos.
- Nicolas zaprowadzi cię zaraz do twojego pokoju. - zwrócił się do mnie po chwili milczenia. - Będziesz miała czas na rozpakowanie się, chociaż z tego co wiem masz niedużo rzeczy, więc więcej niż dziesięć minut chyba nie będziesz potrzebować. Potem przyjdzie do ciebie jeden z nas i oprowadzi po domu. Najprawdopodobniej, któryś z bliźniaków lub Cody. Reszta z dorosłych ma pracę. Więcej szczegółów omówimy wieczorem u mnie w biurze i tam przedstawię ci zasady oraz standardy mieszkania tutaj.
Skinęłam lekko głową, a potem ruszyłam za Nicolasem.
Przebyliśmy długą i krętą klatkę schodową, aż wyszliśmy na podłużny korytarz, prowadzący w prawo i lewo. Tam się zatrzymaliśmy.
- Na drzwiach są oznaczenia pierwszą literą naszych imion, więc będziesz wiedzieć do kogo należy, jaki pokój. Na lewo pokój kolejno mam ja, Cody oraz John. Na samym końcu jest też biuro John'a i wspólna łazienka naszej trójki. Oczywiście może z niej korzystać każdy, ale nie radzę. Zamek nie działa i jak ktoś wejdzie ci do środka, to może być trochę dziwnie. - tłumaczył mi wszystko, powoli gestykulując przy tym rękoma. - W prawo kolejno pokój masz ty, Daniel i Michael. Na końcu jest wspólna łazienka dla was. Na przeciwko ciebie pokój ma Liam. Chcieliśmy, abyś miała w razie czego blisko siebie, któregoś z nas, a najbardziej ogarnięty jest właśnie on. Ja i John mamy dużo roboty na co dzień, a bliźniacy to wariaci. Cody żyje we własnym świecie. Na nich nigdy nie licz, ale zawsze możesz szukać pomocy u każdego, nawet u nich. Pomogą, jeśli będzie taka potrzeba. - wyjaśniał wszystko. - Więcej powie ci potem John. W pokoju jakby co, to każdy ma też własną łazienkę i osobną garderobę, więc nie przejmuj się prywatnością. Jeśli będzie potrzeba, John załatwi ci osobistą służkę. John pewnie jeszcze zadba o prywatnego kierowcę dla ciebie. Z takich innych ważnych informacji, to w szafie masz ubrania. Większość to męskie, ale znajdziesz coś damskiego, może być co najwyżej za duże. Tym się nie przejmuj, bo załatwimy lepsze ubrania w najbliższym czasie. Jeśli czegoś potrzebujesz, to zawsze jest Liam, a i ja postaram się być w razie czego. Możesz też zwracać się do innych braci. Radzę uważać tylko na bliźniaków. Kochają robić psikusy i hałasować w nocy. Zawsze możesz poskarżyć się na nich do John'a w razie konieczności, a on się nimi zajmie. Czuj się jak u siebie!
- Dziękuję. - posłałam mu lekki uśmiech, a on odpowiedział tym samym. Potem ruszył w swoją stronę, a ja powoli nacisnęłam klamkę białych drzwi, na których wyraźnie widniała litera ,,I" ozdobiona najróżniejszymi serduszkami, kwiatuszkami oraz gwiazdkami, które ktoś widocznie próbował wyciąć idealnie i starannie, choć nie wyszło to najlepiej. Mi się mimo wszystko podobało.
Niepewnym krokiem weszłam do środka. Moje źrenice momentalnie powiększyły się, widząc wystrój pokoju. Zaraz na przeciwko wejścia, kilka metrów dalej, stało pod ścianą, idealnie na środku, wielkie łóżko, gdzie na ścianie po obu stronach wisiały małe lampki. Po jednej, jak i drugiej stronie mebla, stały małe stoliki z lampkami nocnymi. Samo łóżko było jak ze snu. Puchowa kołdra oraz z kilka dużych poduszek, równo ułożonych mieniło się beżową barwą. Oprócz jednak ładnej pościeli oraz wygodnego materaca, zdumiała mnie najbardziej wielkość łóżka, bo w nim mogło się zmieścić z kilka osób.
Trochę dalej, po jednej i drugiej stronie łóżka moją uwagę przykuło dwoje szklanych drzwi, które były w połowie przysłonięte beżowymi zasłonami. Jak się domyśliłam, co też nie było trudne, oba wychodziły na duży balkon.
W prawo od wejścia, w kącie stała dość spora komoda i pusta szafka, jak się od razu domyśliłam, była to niewielka biblioteczka, mimo że książek na niej brakowało.
Również po prawej stronie, ale w drugim rogu moją uwagę przykuło biurko z nowoczesnym komputerem, laptopem, tabletem oraz telefonem na stole. Przypuszczałam, że może są one tutaj specjalnie dla mnie, ale nie liczyłam na to. W końcu nigdy nie miałam jeszcze nawet własnego telefonu, chociaż umiałam się takim urządzeniem całkiem dobrze obsługiwać, bo czasem mama dawała mi swój, gdy na to zasłużyłam i trochę nauczyłam się jak mniej więcej działają podstawowe aplikacje.
Po lewej stronie od drzwi, na środku, pod ścianą znajdowała się nieduża toaletka z niewielkim lustrem.
Po jednej stronie toaletki, jak i po drugiej, znajdowały się drzwi, gdzie jedne prowadziły do garderoby, a drugie do toalety.
Ściany były w kolorze beżowym, jak prawie wszystko w tym pokoju. Niektóre elementy były koloru czarnego. Właściwie taki wystrój panował w całym domu. Kolor beżowy i czarny. Podobało mi się to.
Do drzwi pokoju rozległo się ciche pukanie, a potem ktoś nieco je uchylił i chwilę później wyjrzała zza nich czyjaś brązowa czupryna. Potem reszta głowy. Nie zajęło mi też wiele czasu, aż rozpoznałam Liama.
- Mogę? - spytał cicho, a że lekko skinęłam głową, wszedł do środka już w pełni.
- Jak ci się podoba? - posłała mi pytające i uważne spojrzenie.
- Jest cudnie. - przyznałam.
- Od dziś twój i tylko twój pokój. Jeśli będziesz chciała coś w nim zmienić, to mów śmiało. Zajedziemy do sklepu i kupimy jakieś meble lub dodatki, bo raczej razi tutaj brakiem takich rzeczy. A gablotkę na książki przydałoby się czymś zapełnić. - zaśmiał się. - Nie koniecznie książkami, ale czymkolwiek tam chcesz, więc mów śmiało, a przejadę nawet choćby jutro.
- Dziękuję. Pomyślę jeszcze nad tym. - podziękowałam szczerze.
- Długo ci nie zajmę. Jakby co, to zaraz ktoś przyjdzie po ciebie i oprowadzi cię po domu. - oznajmił po chwili. - John i Nisolas pojechali na spotkanie i może ich nie być do wieczora. Ja mam zaraz wideokonferencję u siebie, więc jakbyś czegoś potrzebowała, to masz jeszcze bliźniaków lub Cody'ego.
- Jasne. Poradzę sobie. - zapewniłam.
- Okej. Będę się już zbierał.
Minęło może dziesięć minut od wyjścia Liama, kiedy odwiedził mnie Cody. I tak. Jego spotkania obawiałam się najbardziej, bo widocznie nie pałał do mnie jakąś specjalną chęcią. Od razu zauważyłam to po jego wejściu do pokoju, czego w zupełności się nie spodziewałam, bo wparował nagle, nie pukając wcześniej, jak zrobił to Liam.
- Idziesz? - bąknął cicho. - Mam cię ponoć oprowadzić. Nie żeby mi się jakoś do tego specjalnie paliło, ale jak już mnie przydzieli do tego zadania, to chcę wykonać je najlepiej jak najszybciej.
- Jasne. - odrzekłam tak cicho, że prawie ledwo słyszalnie, ale w jego towarzystwie obawiałam się mówić głośniej. Jego spojrzenie i ton głosu utrudniało mi jakiekolwiek mówienie. W pewnien sposób mnie przerażał.
- Dobra. Chodź. - wydukał nie zbyt przyjaźnie i opuścił mój pokój. Ruszyłam pospiesznie za nim.
W całym domu przeważały kolory wcześniej już przeze mnie wspomniane. Wszędzie było cieplutko i atmosfera w domu była bardzo przyjemna, przez co po raz pierwszy od tak dawna poczułam się w końcu bezpieczna.
Drzwi były białe i każde miało swoje oznaczenie. Nie ciężko było, więc się jakoś specjalnie pomylić.
Pierwsze piętro składało się z kilku głównych pomieszczeń, takich jak pokój dzienny, inaczej salon, pokój spotkań i rozmów, kuchnia łączona z jadalnią oraz osobna jadalnia w razie przybycia gości. Resztę pomieszczeń to były spiżarnie i ,,strefa" dla pracowników, gdzie jak stwierdził Cody, nie musiałam wchodzić ani zwiedzać, bo nie było mi to do szczęścia potrzebne. Ostrzegł mnie też od razu, że pracownicy w tym domu, to tylko pracownicy i żebym przypadkiem nie traktowała ich inaczej niż powinnam. Nie bardzo jednak rozumiałam o co chodzi, ale z czasem zauważyłam to, gdy podczas oprowadzania mnie, Cody nawet nie odpowiadał na witania się służących i pytania niektórych pracowników. Traktował ich jak powietrze, a mnie to w środku bolało. Byłam w końcu taka jak oni. Służącą w domu, która była poniżana i wyśmiewana. Tak było jeszcze niedawno.
Drugie piętro było tym, na którym znajdowały się wszystkie nasze pokoje oraz biuro John'a.
Trzecie piętro było piętrem wypoczynkowym. Biblioteka, sauna, pokój z jacuzzi oraz basenem. Wszystko co można było sobie zapragnąć.
Ogród jednak był najbardziej urokliwym miejscem. Wyjście do niego stanowiły szklane, ale solidne drzwi w kuchni. Ogród sam w sobie był ładny i zadbany. Było w nim dużo drzew i różnych roślin, pomiędzy którymi ciągnęła się wąska i nieduża ścieżka, usypana z kamyczków. Oprócz tego znajdował się tam ogromny taras oraz ku mojemu zaskoczeniu, kolejny basen o dość sporych rozmiarach z kilkoma skoczniami i dwoma różnymi zjeżdżalniami.
Pod budynkiem był też olbrzymi garaż, gdzie największe zaskoczenie stanowiła dla mnie ilość samochodów, ich nie byle jakie marki i fakt, że każda marka samochodu miała po kilka pojazdów w różnych kolorach. Wszystko ułożone w równych rzędach oraz zdumiewający wyjazd na podjazd przed budynkiem, który jakoś magicznie się otwierał. Czułam się normalnie jak we śnie.
- To tyle. - oznajmił Cody, kiedy zatrzymaliśmy się przed drzwiami mojego pokoju.
- Dziękuję. - posłałam mu delikatny uśmiech. Bałam się jego odpowiedzi na ten gest, ale on jedynie wzruszył ramionami i wyminął mnie. Może nie będzie tak źle.
●●●
Witam Was! W tym rozdziale mieliście okazję poznać nową rodzinę Idy. Jak myślicie? Znajdzie z nimi wspólny język?
Ten rozdział może nie był zbyt zachęcający do dalszego czytania i nieco nudny, ale kolejny postaram się, żeby taki nie był;) Choć nie mogę obiecać! Na początku będą opisy i wyjaśnienia, ale potem zacznie się dziać. To już mogę obiecać;)
Jeśli Was tym rozdziałem nie zniechęciłam, to zapraszam do kolejnych rozdziałów, które już są/pojawią się niebawem!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro