Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~

Po ulicach Wiednia przechadzało się coraz mniej mieszkańców. Mieli swoje domy, swoje rodziny. Na zewnątrz było trochę biało i bardzo zimno. Odrobinę wietrznie.

W takich warunkach młody Adolf spędzał swoje dwudzieste Boże Narodzenie w życiu. Rok temu mieszkał jeszcze w kamienicy z Augustem Kubizkiem, ale wyrzucono go, bo nie miał już pieniędzy na czynsz.

Teraz siedział w parku, na ławeczce, popijając piwo zdobyte przez przechadzającego się obok kolegi z przytułku dla bezdomnych.

- Wiesz co, Friedrich? - odezwał się po jakimś czasie.

- Chcesz jeszcze piwa?

- Nie, nie. Zastanawiam się, po co ludzie świętują całe to Boże Narodzenie.

Friedrich uśmiechnął się pod wąsem i usiadł obok towarzysza.

- To czas miłości i przebaczenia.

- Mówisz jak niedouczony klecha – mruknął Adolf. - Wiesz, że oni wszyscy świętują dziś urodziny Żyda? Nie to, żebym miał coś do Żydów, kilku z nich to porządni ludzie. Niektórych nazwałbym podludźmi, ale mówimy o czymś innym.

- Może jednak dolać ci piwa...?

- Nie, Friedrich. Popatrz, ile świateł wokół. Ilu ludzi okazujących sobie miłość. Ale dlaczego nie okazują miłości komuś takiemu jak my? Dlaczego ojcowie biją swoich synów, a oni przenoszą ten gniew na jeszcze młodsze dzieci?

Parę metrów dalej przez park pośpiesznie przeszła pani w eleganckim futrze. Adolf skinął na nią zziębniętą głową.

- Dlaczego takie kobiety poniewierają uczuciami ich adora... - Przełknął ślinę.

- Piwa?

- Poproszę.

Po dwóch łykach kontynuował.

- Lecz jak powiedział Schopenhauer, jedynym mężczyzną, który nie może żyć bez kobiet, jest ginekolog. Wiesz co, Friedrich? Tak naprawdę jestem bardzo wrażliwy. To bolesne, kiedy nikt mnie nie rozumie i wszyscy mnie odrzucają, i nawet w te cholerne święta urodzin Jezusa muszę siedzieć w parku, podczas gdy ludzie o wiele gorsi ode mnie, a nawet cudzoziemcy mogą się objadać aż do wymiotów.

- Z pewnością jesteś bardzo wrażliwy, Adolf – przytaknął Friedrich.

- Nie wiem, dlaczego nie przyjęli mnie do Akademii Sztuk Pięknych. Przecież tak się staram. Zawsze, gdy...

- Mówiłeś, że cię przyjęli i wyrzucili.

Hitler zapatrzył się przez chwilę w jedno z oprószonych drzew.

- No tak, nieważne. Zawsze, gdy się staram, nikt tego nie docenia, rozumiesz? Nikt. A ja jestem taki wrażliwy.

- Z pewnością jesteś wrażliwy – powtórzył Friedrich. - Jeszcze piwa?

- Nie.

Po paru minutach niezręcznej ciszy Adolf wstał.

- Przejdźmy się, będzie nam cieplej.

Przechadzali się po oblodzonych ulicach obsypanych piachem. Zerkali w okna, w których paliło się światło. Za wieloma z nich znajdowały się radosne, bawiące się rodziny.

- Chciałbyś być na ich miejscu? - spytał nagle Friedrich.

- Jak to powiedział Schopenhauer – mruknął Hitler - na świecie ma się do wyboru tylko samotność albo pospolitość.

W tej chwili niemal potknął się o niewielką istotkę siedzącą na ulicy. Popatrzyła na niego ze strachem i odsunęła się, kuląc się jeszcze bardziej.

- Co tu robisz, dziecko? - spytał Friedrich.

- Sprzedaję zapałki – pisnęła dziewczynka.

- Ktoś tu naczytał się Andersena – prychnął cicho Adolf.

Mała chyba nie miała pojęcia, kto to Andersen.

- Rodzice ci kazali? - Friedrich przycupnął koło niej.

Pokiwała główką

- Chodźmy stąd. - Adolf ciągle patrzył się gdzieś w dal.

- To dziecko zaraz tu umrze.

- Czy nie macie panowie jakiejkolwiek monety...? - wyszeptała dziewczynka.

Hitler przewrócił oczami.

- Czy nie mówiłeś przed chwilą, że ludzie powinni odnosić się do biednych w porządku? - roześmiał się Friedrich, przeszukując kieszenie.

- Sami jesteśmy bezdomni... jakbyś nie zauważył.

Towarzysz Adolfa w końcu natrafił na chłodny krążek, za który prawdopodobnie mógłby kupić parę bułeczek gorszej jakości. Nie wyjął go jednak, tylko zwrócił się do dziewczynki.

- Dobrze, dziecko, niepotrzebne mi zapałki, ale zaśpiewaj jakąś kolędę, a dam ci pieniążek.

- Friedrich, jest zimno.

- Wolę kolędę od zapałek.

- Proszę pana. - Dziewczynka wyciągnęła rączkę do Hitlera. - To zapałki dla pana. Czy mogę zaśpiewać „Cichą noc"? Nic więcej nie umiem.

- Oczywiście, malutka – odpowiedział Friedrich, chwytając pudełko, na które Adolf nawet nie spojrzał. - Zaczynaj.

Głos zmarzniętej dziewczynki był tak smutny, tak przejmujący. Hitler poczuł ucisk w sercu. Wpatrując się nadal gdzieś w koniec ciemnej uliczki, przypomniał sobie swoją siostrę.

Cicha Noc, Święta Noc...
Wszystko śpi, samotnie czuwa...
Tylko miła, święta para...

Jego mała, piękna siostra. Jedna z dwóch osób na świecie, które kochały go z wzajemnością, zaraz po matce.

Nadobny chłopczyk o kręconych włosach...
Śpi w niebiańskim spokoju...
Śpi w niebiańskim spokoju...

Ta mała, słaba istotka, którą bił, aby wyładować buzujące w nim emocje. Której nie pozwalał płakać.

Cicha Noc, Święta Noc...
Boży Synu, och jak się śmiejesz...
Słodko z Twych boskich ust...

Teraz wyobrażał sobie tylko, że spędza te święta w spokoju i cieple... W miłości, której zabrakło w ich rodzinnym domu.

Gdyż bije nam zbawienna godzina...
Chrystusie, w Twych narodzinach...
Chrystusie, w Twych narodzinach...

Przy tych słowach kolędy w Hitlerze coś pękło i po jego policzkach popłynęły łzy. Dziewczynka umilkła.

- Co się stało, proszę pana?

Nie odpowiedział.

Friedrich, wzruszony uroczym głosem dziecka, pogłaskał je po głowie i podarował mu monetę oraz resztkę piwa.

- Może uda się zamienić je na coś pożyteczniejszego. - Mrugnął porozumiewawczo do dziewczynki. - Wesołych świąt, aniołku! I szczęśliwego roku tysiąc dziewięćset dziesiątego.

- Nawzajem, proszę panów.

- Niech Bóg cię błogosławi, dziecko.

Friedrich wstał, pociągnął Adolfa za ramię i zaczęli powoli się oddalać.

- Z pewnością jesteś wrażliwy. - Pokiwał głową.

- Zamknij się.

- Czyż nie uważasz, że ta mała miała głos jak smutny aniołek?

- Miała głos jak moja siostra – wychrypiał Hitler.

Friedrich zmarszczył brwi.

- Mówiłeś mi, że twoje rodzeństwo umarło zaraz po narodzeniu.

- Zamknij się.

Tak więc wędrowali dalej w ciszy. Nagle Adolf przystanął, zawrócił się i szybkim krokiem powrócił do dziewczynki. Prawie nie ruszyła się z miejsca.

- Zaraz tu umrzesz, dziecko – mruknął Hitler, stawiając ją na nogi. - Nie mam pieniędzy, ale dam ci kilka moich malutkich obrazów, które noszę przy sobie. Wiesz, że mógłbym być sławnym malarzem? Na pewno sprzedasz je prędzej niż zapałki.

Gdy wkładał swoje małe dzieła do kieszeni płaszcza dziewczynki, ta odezwała się niepewnie:

- Dlaczego więc pan ich nie sprzedał...?

Hitler zagryzł wargi.

- Nie twoja sprawa.

- Przepraszam, proszę pana.

Tak naprawdę Adolf był zbyt nieśmiały, żeby zaczepiać potencjalnych klientów w takim stanie. Zniósł już tyle poniżeń w dzieciństwie, że naprawdę miał ich dosyć.

- Obyś wyrosła na mądrego człowieka – powiedział Hitler i oddalił się.

- Dziękuję, proszę pana! - zawołała słabo dziewczynka i powoli pokuśtykała w przeciwną stronę, ściskając butelkę z piwem w skostniałej rączce.

***

Tydzień później Hitler spędzał sylwestrową noc w podobnych okolicznościach. Wpatrywał się w gwiazdy na niebie, jakby chciał z nich odczytać swoją przyszłość. Marzył, aby coś zmieniło się w jego życiu. Aby ktoś go wreszcie docenił. Przyzwyczaił się do samotności, ale największy ból sprawiało mu to, że nikt nigdy nie powiedział mu, że jest w czymś dobry. Że go podziwia. Może jedynie August Kubizek... Kiedyś.

Wszystkie blizny na ciele i w sercu młodego Adolfa Hitlera wyciskały trwałe piętno w jego psychice.

Witając rok tysiąc dziewięćset dziesiąty, chłopak wyobraził sobie, jak za parę lat będzie świętować tę uroczystość jako ważny człowiek. Przypomniał też sobie ostatnią obietnicę złożoną siostrze.

Postanowił sobie zostać wodzem, którego każdy będzie znał. I w głębi serca wiedział, że tak się stanie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro