post 6: heterosi
p o s t 6
s o n g: h o r n y l o v e s i c k m e s s - g i r l i n r e d
Jedną z moich ulubionych cech w ludziach jest komunikatywność i nie mam tu na myśli bycia rozgadanym ekstrawertykiem, a umiejętność jasnego przekazywania informacji i precyzowania swoich potrzeb. Z reguły nie lubimy kiedy ktoś jest niespójny, albo nie potrafi powiedzieć nam wprost czego od nas oczekuje. Z tej przyczyny kiedy poznałem Caluma Hooda, naprawdę bardzo mocno przypadło mi do gustu to, w jaki sposób rozegrał sprawę między nami. Nie byłem osobą do związków; budowania planów na świetlaną, wspólną przyszłość, przeglądania ofert domów z ogródkami, albo stron informacyjnych o adopcji dzieci. Raczej odpuszczałem sobie po kilku randkach i szedłem dalej, wyrzucając petenta ze swojego życia raz na zawsze, aby czasem nie usłyszeć propozycji spędzenia wspólnie świąt. Z Calumem to wyglądało inaczej i nie mam na myśli wyssanej z palca bajki o tym, że jego magiczny penis zmienił moje postrzeganie partnerstwa. On zwyczajnie powiedział mi bezpośrednio, że po pierwsze nie życzy sobie wylądować na moim blogu, a po drugie ma totalnie gdzieś kogo jeszcze pieprzę. Mogliśmy tak zwyczajnie bujać się ze sobą, czasem znikać z imprez w ubikacji i robić to na ścianie, a mnie to okrutnie pasowało, bo podobał mi się koncept przyjaźni z korzyściami, która wydawała się dość bezpieczna, ponieważ Cal od razu oznajmił, że w sposób romantyczny, potrafi być tylko z kobietami, ale nie będzie narzekał, gdy od czasu do czasu skoczymy na coś jak randka, ale taka prywatna, bez oceniania jej w sieci, no i nie będzie to randka, a raczej wspólne chillowanie. Jakkolwiek chciał to nazwać, byłem w tym, bo brzmiało dobrze, zresztą skonsultowałem swoje przemyślenia na ten temat z Lisą, która znała Caluma całkiem dobrze i uznała, że on ma tylko intencje nakierowane na przyjemność i jest definicją kompletnego luzu.
Potrzebowałem kogoś takiego w swoim życiu, a zatem ucieszyłem się na samą myśl o tym, że spędzimy wspólny wieczór. Poza tym po ostatnich doświadczeniach z facetami, chciałem nastawić się na coś względnie normalnego. Zanim mnie tu poprawicie i powiecie: serio, Mike? To nazywasz normalnym?! Przypomnę wam: ser, nieletni Jason i nieporozumienie z prostytucją.
Następnego wieczoru od dnia, gdy wpadliśmy na siebie na korytarzu z Calumem, a raczej to ja wpadłem na jego najlepszego kumpla, umówiliśmy się na pojeżdżenie po okolicy samochodem Hooda, byśmy mogli pogadać, przekąsić coś w jakimś drivie i się lepiej poznać. To co teraz powiem brzmi nieodpowiedzialnie, bo chłopak zostawił mi klucz do swojego pokoju, zanim poszedł napisać zaległego kolosa, abym już tam na niego poczekał, z nadzieją, że przed wyjazdem trochę się pomizamy, ale to był już następny wieczór, poprzedniego spotkaliśmy się pod prysznicem i pisaliśmy praktycznie cały ten czas! Zresztą umówmy się, pani Robinson czasem na wyrywki robiła nocny przegląd studentów, by sprawdzić, czy nie mamy ze sobą narkotyków, a gdybym chciał Calumowi coś ukraść, to chyba ewentualnie cnotę, której i tak nie miał za grosz, tak samo zresztą jak i ja.
Z tą myślą w głowie wszedłem do wnętrza pokoju, który Hood dzielił z Lukiem Hemmingsem i zanim rozejrzałem się dookoła, poczułem niesamowicie przyjemny, znajomy zapach perfum Luke'a. Nie przyszedłem tam dla niego, nic nie robiłem dla niego, ale nie mogłem się powstrzymać i kierując się intuicją, która część pokoju jest czyja, stanąłem po stronie właśnie blondyna, podświadomie przypisując mu jakieś cechy na podstawie zaobserwowanych rzeczy. To nie było do końca w porządku, bo to nie on mnie tam zaprosił, poza tym skoro kręciłem z Calumem, siłą rzeczy powinny interesować mnie jego pierdołki i dziwactwa, ale jak miałem przejść obojętnie koło wieży, obok której leżały przy sobie płyty NF i girl in red? Unosząc oba pudełeczka znalazłem jeszcze Lady Gagę i jedną, podpisaną „bopy", na której musiał mieć chyba zgrane swoje ulubione kawałki.
Oblizałem dolną wargę oglądając się za siebie. Drzwi wciąż pozostawały zamknięte, ale na korytarzu co jakiś czas ktoś się krzątał. Zestresowałem się zupełnie bez powodu, zwłaszcza gdy kolanem pchnąłem krzesło, z którego spadło kilka ubrań Luke'a. Wiedziałem, że były jego, bo pachniały jak on, a gdy je zbierałem, znów zacząłem się bezsensownie stresować.
Nigdy nie poznałem kogoś, o kim sama myśl dawała mi tak niecodzienne reakcje, zwłaszcza, że wiedziałem o Luke'u niewiele i gdyby nie Lisa, nie chciałbym chyba nawet tego zmieniać.
Podnosząc ostatnią, jasną, kremową, przyjemną w dotyku bluzę, ponownie spojrzałem na drzwi. Skarciłem się w głowie, że jestem dziwnym creepem, ale nie mogłem się powstrzymać i powąchałem kaptur tej bluzy, a gdy opuściłem powieki pomyślałem, że właśnie to czułbym, gdybyśmy się przytulili.
- Kurwa – zakląłem odwieszając kawałek materiału na krzesło, a potem wstałem z kolan i biorąc głęboki oddech przeszedłem się po całym pokoju, położywszy sobie samemu dłonie na karku.
Miewałem już crushy, również zupełnie nierealnych, dlatego doskonale wiedziałem, że posiadanie kogoś w ten deseń jest bardziej emocjonalnie odczuwalne, niż prawdziwe bycie blisko z człowiekiem, nawet takim, który niesamowicie ci się podoba. Tak po prostu jest, platoniczna miłość to ta najsilniejsza w brzuchu, czy tam we fiucie, ale sęk w tym, że jeśli chodziło o Luke'a, to było coś jeszcze innego, niż crush. Ten właśnie taki... Stres? Jakby fascynacja? Świadomość, że gdybym to dobrze rozegrał, mógłbym mieć go na noc, czy dwie, a potem nic by mi nie było, ale fakt, że nie mogłem nawet próbować, rozdzierał mnie od środka? Bo z pełnym oddaniem do Caluma, Chada, czy innych moich podbojów seksualnych, nikt nie zaspokajał moich potrzeb estetycznych w taki sposób, jak robił to Luke Hemmings.
@cliffo.official: kill all men 2021
@cliffo.official: a w szczególności seksownych facetów sksk
@l.penguins: @cliffo.official nie chcę nic mówić, ale będziesz pierwszy do odstrzału
Łapiąc jednak trzy głębokie wdechy, uznałem, że jestem walnięty, skoro w ogóle się nad tym zastanawiam i aby już zupełnie wyjść ze swojego nastawienia i pozbyć się niezręczności, którą stworzyłem sam wobec własnego ja, odpaliłem tę podpisaną przez Luke'a płytę w jego wieży. Zmarszczyłem brwi, bo spodziewałem się czegoś równie alternatywnego, albo chociaż mniej mainstreamowego, tak jak choćby girl in red, ale gdy rozbrzmiały pierwsze dźwięki don't cha pussycat dolls, powstrzymałem parsknięcie. Nie zrozumcie mnie źle, bo kochałem takie hity, wychowałem się na takich hitach, ale byłem trochę w szoku, więc uznałem, że pewnie Lisa zostawiła tę płytę u Luke'a.
Wystarczyło jednak, bym się rozproszył, choć i tak mocno ściszyłem, przy okazji patrząc na karteczki samoprzylepne, które chłopak zostawił na biurku. Miał tam głupie rzeczy, takie jak siłka, czy trening, ale znajdowały się jeszcze informacje typu „zadzwoń do mamy", dlatego oblizałem usta w lekkim uśmiechu. Właściwie to Hemmings niczym szczególnym mnie w swojej części pokoju nie zaskoczył, no może z wyłączeniem tych płyt, ale poza tym... Nie odnalazłem w osobowości tej przestrzeni nic nadzwyczajnego.
Wreszcie przypomniałem sobie po co naprawdę tam przyszedłem, ale zanim przeniosłem się na stronę Caluma, dotknąłem jeszcze główki jednej z różowych róż, które stały w wazonie na rogu biurka. Lisa naprawdę źle to rozegrała, choć z dwojga złego dostał to, czego oczekiwał, więc nie powinien się złościć.
Wzdychając ciężko, zacząłem snuć się po pokoju, aż koniec końców opadłem na materac Caluma i przeciągnąłem się w czarnej pościeli. Byłem pewny, że Luke'a dziś nie będzie, bo Hood powiedział, że zbierał się, by nocować u swojej dziewczyny, ale to nie Cal wszedł do pokoju kiedy nucąc pod nosem poruszałem nogą i przeglądałem telefon w łóżku.
Podniesienie wzroku na Luke'a w tamtej chwili było moim błędem, bo nie spodziewałem się tego, co zobaczyłem. Otworzyłem usta, nie potrafiąc się wysłowić, a naprawdę rzadko mi się to zdarzało. Chłopak też był zdezorientowany, zwłaszcza, że miał na sobie tylko krótkie spodenki, które ja najpewniej nazwałbym spodenkami depresji, bo właśnie tak wyglądały te moje, w których mając gorsze dni spałem, jadłem, a gdy porządnie miałem wszystko w dupie, nosiłem je nawet do sklepu. Ale wy wiecie, że nie na spodenkach się skupiłem, a na jego nagiej klatce piersiowej i tym, jak po cudownych, szerokich barach Luke'a, płyną kropelki wody. Przełknąłem ślinę, a on zmierzył mnie całego, nie mówiąc ani słowa, bo domyślił się, że przyszedłem do Caluma.
- Hej – mruknął tylko.
- Hej – odparłem, obracając się na bok, by dalej go obserwować, kiedy Luke sięgnął po tę samą bluzę, którą jeszcze parę minut temu wąchałem i na lekko wilgotne ciało spryskał się jeszcze dezodorantem, a potem narzucił ubranie.
„Użyj tych perfum" pomyślałem, bo gdyby to zrobił, po pokoju rozniósłby się ich jeszcze bardziej intensywny zapach. Ale w tym wypadku chyba działały też feromony, bo ja pieprzę, dlaczego nie mogłem przeżywać dziwacznej fascynacji kimś, z kim mógłbym normalnie przejść na grunt otwartego flirtu? Szybciej miałbym ten dyskomfort z głowy, a teraz nie dość, że chillowałem z Calumem, to jeszcze kumplowałem się z Lisą, a zatem nieszczęścia widocznie chodzą trójkami.
Zrobił trochę głośniej, nie pytając nawet o to, czy grzebałem w jego płytach, a potem ułożył się na swoim łóżku, odpalając stary telewizor, który stał po środku całego pomieszczenia, mając przy sobie dwa pady. Chłopak chwycił jeden sterownik, po czym tylko na moment zerknął w moją stronę, jakby bał się, że sam stanie w płomieniach, jeśli wymienimy pełne lustrowania siebie wzajemnie spojrzenia, tak jak zrobiliśmy to wcześniej.
Właściwie zastanawiałem się dlaczego Luke sam nie zagadał, wcześniej to robił, zresztą wydawało mi się, że próbuje odnaleźć we mnie kumpla. Może był zły o te kwiaty? Albo o to, że bujałem się z jego przyjacielem? Może... Coś go kiedyś z Calumem łączyło? Przypatrując się Hemmingsowi pomyślałem, że sam chciałbym wiedzieć o nim więcej, co wcale nie było w moim stylu, ale nie mogłem się powstrzymać, dlatego wstałem z posłania, ująłem w dłoń drugiego pada i położyłem się bezceremonialnie tuż obok Luke'a, łapiąc wcześniej poduszkę z łóżka Caluma, by ułożyć ją pod swoją głową.
- W co gramy? – zapytałem.
Nie musiałem go dotykać, by poczuć jak się spina, toteż ja sam poczułem się dziwnie, bo nie chciałem naruszać jego strefy komfortu.
- Zawsze jesteś taki nachalny, Michael? – Poruszył brwiami, wreszcie patrząc na mnie, dlatego błysnąłem uśmiechem, kiwając twierdząco głową. Luke tylko cicho prychnął, ale w ten sympatyczny sposób. – W fifę, spuszczę ci lanie.
- O nie, fifa. – Przewróciłem oczami. – Twoje życie naprawdę kręci się wokół piłki?
- A twoje wokół ssania fiutów?
Aż otworzyłem usta, bo nie spodziewałem się tego usłyszeć! Wydałem z siebie tylko cichy dźwięk brzmiący być może jak „aha"?! Dlaczego to w ogóle padło? I czy miał na myśli droczenie się ze mną, czy jednak zamierzał być uszczypliwy? Kim jesteśmy, do czego dążymy? Naprawdę powinienem był częściej przychodzić na filozofię na pierwszym roku.
- Umn... - Zagiął mnie.
- Jeśli tak to spoko. – Luke delikatnie szturchnął moje ramię, a potem przekrzywił głowę, by na mnie spojrzeć. – Uraziłem cię? Przepraszam, myślałem, że jesteś... Sam nie wiem, tak mega zdystansowany i...
- Nie, w sensie... Jest git, powiedziałeś co powiedziałeś, prawdę mówiąc to nie, moje życie kręci się raczej wokół zaliczenia tych studiów, pisania, tworzenia nowych projektów... Ostatnio pochłaniam seriale detektywistyczne. – Powinienem się wkurzyć za to co powiedział, ale z jakiegoś powodu to się nie stało. – No i zagrałbym w coś, co nie wymagałoby bycia bandą spoconych kolesi biegających za piłka. Ale skoro fifa, to ty się przygotuj na lanie.
- W co innego grasz? – zapytał, odpalając jednak moją „ukochaną" grę.
- Wstyd się przyznać, ale w call of duty – szepnąłem. – Najlepiej na ruskich serwerach, kiedy jedyne co umiem powiedzieć po rusku to „kurwa ja pierdole". – Luke zaśmiał się szczerze. – Nie wiem czy grałeś kiedyś w Assassina, najbardziej lubię Włochy... Kiedyś notorycznie nawalałem w Lola...
- Ja też, ale jak moja mama się dowiedziała, zabrała mi dostęp do kompa, bo usłyszała gdzieś, że ta gra daje uszczerbek na zdrowiu, a na studiach nie chciało mi się już do tego wracać – odparł. – Aktualnie poza fifą z Calumem, siedzę na serwerze Minecrafta, bo znowu chwyciła mnie zajawka po tych wszystkich latach.
- Dodaj mnie na serwer – zaproponowałem, na co Luke pokiwał głową, że nie ma problemu. – Więc jednak twoje życie nie kręci się wokół piłki, jesteś trochę nerdem!
- Trochę jestem – przyznał. – Przepraszam za tamten tekst, nawet jeśli cię to nie uraziło, serio, po prostu... Sam nie wiem. – Wzruszył lekko ramionami. – Grasz Napoli? – zaproponował mi, a ja spojrzałem na niego jak na idiotę, bo czy Luke'owi naprawdę wydawało się, że mam jakiekolwiek pojęcie o drużynach w tej grze? Kłamałem, że go załatwię, nigdy nie ciągnęło mnie do fify! – Okej, niech będzie, dam ci Barcelonę.
- Luke, cokolwiek – mruknąłem. – I nie ma sprawy. Wszystko okej? – zapytałem, bo wydawał mi się jakiś inny.
- Tak, jest git. Trochę się zmęczyłem, bo zrobiłem dodatkową serię na siłowni.
- Szacun, mi by się nie chciało.
- Musi mi się chcieć. – Zrobił znaczącą minę, dlatego skinąłem, by kontynuował opowiadanie czemu właściwie aż tak bardzo zależy mu na formie. – Co roku mam stypendium sportowe, poza tym mój kierunek ma musztrę, wyobrażasz sobie mieć musztrę o szóstej rano?
- Nie – odpowiedziałem niemal od razu, bardzo zdecydowanie. – Więc pewnie jesteś wykończony.
- Mhm.
Przenieśliśmy wzrok na ekran, bo gra się zaczęła, a Luke poklikał wszystko tak, byśmy mogli przejść do treningu przed meczem towarzyskim między drużynami, których nazw nawet nie zapamiętałem.
- Miałem iść do Lisy na noc, ale chyba mamy spinę, a ja nawet nie wiem o co – mruknął. – Poza tym ostatnie czego mi się chce teraz, to wysłuchiwać zrzędzenia.
- Dlaczego heterosi nienawidzą siebie nawzajem, a i tak są w związkach – to rzuciłem tak, jakbym szukał jakiejś prawdy objawionej. Hemmings tylko zmarszczył brwi i sam nie byłem pewny czy to na „heterosi", czy na nienawidzenie siebie nawzajem. – Wybacz, ale jesteś w hetero związku...
- A w jakim innym miałbym być, co? – Spojrzał na mnie niby rozbawiony, choć wydawał mi się jednocześnie odrobinę spanikowany. – Michael, nie każdy na ciebie leci, wiem, trudno to zrozumieć.
- Nie no skąd – parsknąłem. – Ale ty akurat trochę tak. – Szturchnąłem go w ramię.
- Nie?! – Luke prawie pisnął, dlatego znów zacząłem się śmiać, by rozładować napięcie. – Przestań mnie podpuszczać, bo dostaniesz lanie nie tylko w grze!
- Mów mi tak, tatusiu! – Na samym początku, kiedy wywróciłem się na jego kolana chciałem zrobić ten żart z daddy kinkiem, ale wtedy nie wiedziałem jeszcze jak do końca rozmawiać z Lukiem. Nie żebym wówczas stał się ekspertem, ale żartowaliśmy sobie i potrafiłem z tego wybrnąć!
Przynajmniej tak myślałem, do momentu gdy nie popchnął mnie tak, że spadłem z posłania prosto na podłogę, ale oboje nieustannie śmialiśmy się właściwie z absurdu swojej głupiej dyskusji. Wychylił się, by spojrzeć na mnie z góry, a loki Hemmingsa poleciały na jego piękną, roześmianą, trochę zaczerwienioną buzię.
- Wszystko okej? – zapytał odrobinę się uspokajając.
- Tak, jest w porządku. – Odruchowo odgarnąłem mu kosmyk za ucho, po czym bez komentarza na ten temat, podniosłem się i wróciłem na swoje miejsce, posyłając mu szczery uśmiech. – Więc macie kłopoty w raju? – Wróciłem do tematu, który z założenia miałem analizować, ale dostrzegłem, że Luke jeszcze procesuje moje „zarzuty".
Dowiedziałem się przynajmniej tego, że jest w szafie, bo nie wierzyłem w jego pełną heteroseksualność ani przez chwilę. Nie z tą defensywnością i tym peszeniem się za każdym razem, gdy tylko żartowałem o potencjalnej opcji, która mogłaby nas postawić w sytuacji erotycznej względem siebie nawzajem.
Nie zdążyłem nawet wziąć pada, bo chłopak wbił mojej drużynie bramkę, a potem od razu drugą, dlatego tym razem kopnąłem go lekko w łydkę.
- Hej! – zawołałem.
- Nie grasz, to masz. – Wzruszył ramionami.
- To jest nie fair, skarbie – powiedziało mi się tak po prostu i jakby nigdy nic mocno chwyciłem konsolę, chcąc zrobić cokolwiek, ale musiałem wyczuć najpierw jaki kontroler odpowiada za jakie ruchy. Dopiero się uczyłem grania w fifę, ale bez większego trudu, tym razem to ja wbiłem Hemmingsowi bramkę, bo sam przestał grać na moment patrząc na mnie ukradkiem, widocznie za tego „skarba".
- Życie nie jest fair, skarbie – odpowiedział mi, po prostu faulując mojego piłkarza, który ponownie przejął piłkę. – Ups.
- Hej! – Rzuciłem w niego małą poduszką, która leżała przy moich nogach. – Nie powiedziałeś jakie kłopoty dotykają wasz raj.
- Bo to nie jest istotne, przejdzie nam obojgu, zawsze przechodzi.
- Szczerze, Luke? – Zerknąłem na niego. – Gdybym był na miejscu twojej laski i widział takie podejście, poszedłby mi chyba żar z pizdy, serio.
- Mike, ona strzeliła focha, bo byłem zażenowany kiedy dostałem kwiaty na środku korytarza, podziękowałem i takie tam, ale zasugerowałem, by nie robić takich rzeczy publicznie, bo nie lubię publicznego okazywania uczuć i takie tam, poza tym... - Zamilkł na moment, zerknął po mnie, a potem, widocznie z trudem wydusił. – Dziękuję za kwiaty, są śliczne – powiedział to do mnie, choć nie zapłaciłem za nie, ani nie dałem ich Luke'owi do ręki.
Byłby głupi gdyby nie wiedział, że maczałem w tym palce, ale z jakiegoś powodu przeszedł mnie dreszcz, gdy usłyszałem ten miękki, trochę zestresowany, ale niesamowicie przyjemny ton głosu, jakiego użył mówiąc do mnie wtedy. Wówczas to ja nie chciałem patrzeć Luke'owi w oczy, ale nie mogłem się powstrzymać, bo wyjątkowy odcień baby blue, jaki miałem ujrzeć przyciągał mnie, niczym magnes. Jesteś miękką pizdą, Clifford – pomyślałem, obracając głowę.
- Nie ma za co – szepnąłem.
Odniosłem wrażenie, że atmosfera między nami zgęstniała. Luke nie patrzył już w ekran, tylko na mnie, uśmiechając się trochę z krępacją, ja tym czasem zacząłem wpatrywać się w niego bardziej natarczywie. Czym była ta relacja między nami? Czy my ze sobą flirtowaliśmy, choć wcale nie powinniśmy? Jakie on miał w ogóle przemyślenia na mój temat? Przełknąłem ciężko ślinę. Czy on w ogóle wiedział, że mnie pociąga?
Z letargu wyrwał mnie dźwięk komentatora w grze, który poinformował, że Luke właśnie strzelił mi następną bramkę, dlatego zdezorientowany przeniosłem wzrok na jego dłonie i jak się okazało, wciąż grał, nawet cholera na oślep, a widząc moją oburzoną minę, gdy się zorientowałem, wybuchnął szczerym śmiechem.
- Pogodzisz się z porażką, Michael? – zapytał.
- Nienawidzę cię, Hemmings. – Przewróciłem oczami. – Z niczym się nie pogodzę, ja nigdy nie przegrywam!
- Oho, jasne, to mamy problem, bo ja też.
Usiedliśmy bardziej skoncentrowani przed telewizorem, ale nie zdążyłem się zrewanżować, albo chociaż wyrównać ogromnej różnicy między naszą punktacją, ponieważ do pokoju wszedł Calum, rzucając swoją torbę na łóżko. Powstrzymał chichot widząc nas tak.
- Hej. – Podszedł bliżej, siadając przy mnie. – Matko, stary, mógłbyś nie miażdżyć Michaela, potrzebuję go dziś bardzo pewnego siebie. – Zwrócił się do Luke'a i jakby nigdy nic ułożył swoje dłonie na moich, by pomóc mi trochę odbić sobie punktację.
- Nic nie zniszczy mojej pewności siebie, a już na pewno nie będzie to piłka, fu.
- To gra na ps4, w którą póki co ssiesz – rzucił Luke.
Gdy dostrzegł, że moi zawodnicy wreszcie zaczęli grać sensownie, zorientował się, że Calum mi pomaga, dlatego prychnął i zastopował całą grę.
- Hej! – zawołał Hood.
- Oszukałeś, ja wygrałem. – Luke podniósł się z łóżka i podszedł do tego należącego do Cala, by wyciągnąć sobie z jego torby batona.
- Wcale nie! Nigdzie nie było powiedziane, że nie można oszukiwać! – zawołałem od razu, a Calum tylko zerknął zrezygnowany za swoim słodkim. Mógłbym powiedzieć, że Luke oszukał, patrząc mi głęboko w oczy wcześniej, ale poczułem, że Hemmings nie chciałby, aby ktokolwiek się o tym dowiedział.
- Nigdy nie można oszukiwać!
- Dobra, jebać to. – Hood oparł brodę o moje ramię. – Lecisz do laski? – zapytał Luke'a, który pokręcił przecząco głową. – No weź, chcemy pokój, umawialiśmy się.
- Mamy spinę, poza tym wiem, że pojedziecie na jedzenie, dlatego jadę z wami, a potem możecie mnie zostawić na mieście, czy cokolwiek. – Chłopak otworzył szafę wyciągając z niej obcisłe, czarne jeansy. – No chyba, że to randka.
Zerknęliśmy z Calumem po sobie. Niby nie umówiliśmy się na randkę, ale jednak mieliśmy spędzić trochę czasu ze sobą. Z dwojga złego Luke już się ubrał, a mnie samemu... Odrobinkę podobała się wizja tego, że dłużej będę wąchał jego cudowne perfumy. Dlatego westchnąłem ciężko i podnosząc się z posłania, przeciągnąłem się.
- Pójdę po Ashtona, poznamy się wszyscy, zrobimy męski wypad – rzuciłem, a Luke i Calum zgodzili się ze mną bezzwłocznie.
__________________________
Ten rozdział miał zawierać jeszcze męski wypad, ale już by był za długi, więc będzie w następnym! Mam nadzieję, że się wam podobają te takie... Podchody między nimi, bo inaczej bym tego nie znała. Już bardzo powolutku, troszkę zaczynamy poznawać Luke'a... Poza tym Calum w tym ff jest spoko imo, także najs.
Co mi powiecie? Ja skończyłam studia i zapisuję się na kolejne, bo jak widać jestem masochistką xdd
all the love xx
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro