Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

post 3: śniadanie u Tiffany'ego

   P o s t  3
   s o n g:  t h e r a p i s t  -  m a e  m u l l e r

@cliffo.official: nigdy nie mieszajcie się w związki swoich przyjaciół...
@cliffo.official: no chyba, że proponują wam trójkąt

Lisa nie zasugerowała, abym poszedł do łóżka razem z nią i Lukiem, ale krzątając się po łazience marudziła coś na temat tej relacji, jakbym nie będąc jej częścią, ani tak naprawdę nawet obserwatorem, miał wiedzieć wszystko o nich. Westchnąłem ciężko stając przed lustrem, podczas gdy moja koleżanka załatwiała się w kabinie.

Naprawdę lubiłem swój wygląd, ponieważ odzwierciedlał to, kim w rzeczy samej byłem. Moje włosy od bardzo dawna nie miały swojego naturalnego koloru, wówczas nosiłem na głowie coś, co przypominało lilię przechodzącą w głębszy fiolet. Nie żałowałem pierwszego tatuażu na ręce, który zrobiłem za zgodą mamy w wieku szesnastu lat, choć jednocześnie każdy nauczyciel powtarzał, że będę zdruzgotany, jakby usuwanie tatuaży nie istniało, choć może w świecie starych pierników naprawdę nie ma takich opcji. Jeden ślad na skórze i już zawsze pozostajesz naznaczonym, prawdziwym kryminalistą. To brzmi zabawnie, ale tak widzę tych wszystkich uprzedzonych dziadersów, obrażonych o fakt, iż wraz ze zmianami technologicznymi, zmienia się również poziom świadomości społecznej. Tacy ludzie nigdy nie lubili moich tatuaży, kolorowych włosów, tego, że uwielbiałem wielowarstwowe, z reguły ciemne ubrania i pomalowane paznokcie. Odpowiadała mi ich niechęć, czułem wtedy, że jestem sobą, bo w tej samej chwili oddziaływałem na takie osoby podobną falą zgorszenia.

Poprawiłem skajowy plecak na ramieniu i spojrzałem sobie przez ramię, kiedy Lisa wyszła z ubikacji. Uśmiechnąłem się sympatycznie, udając że naprawdę słuchałem litanii na temat jej związku z Lukiem, aż wreszcie, kiedy opadła na umywalkę przy mnie, musiałem zapytać:

- Czego ode mnie oczekujesz? – To bardzo źle, że zdecydowałem się na ten konkretny dobór słów. Poinformowałem ją bowiem, że jestem zainteresowany pomocą, że byłbym w stanie stawić czoło jej strapieniom, a skoro opowiadam wam tę historię, to znaczy, że coś poszło nie tak. Byście wiedzieli jak bardzo...

- Nie wiem, rady? – zaproponowała. – Ty jesteś królem randek...

- Gejowskich – szepnąłem, niby to była jakaś tajemnica.

- Widzisz, dlatego daję ci do analizowania faceta, mógłbyś pietrać, jakby to Luke poprosił cię o pomoc w mojej sprawie. – Zakładając ręce na piersiach, poruszyła brwiami, dlatego zrobiłem minę pełną politowania.

Mógłbym powiedzieć „nie" i po prostu zamknąć temat, ale coś mnie ciągnęło do zbudowania tej intrygi. Jakby wizja analizowania Luke'a Hemmingsa nagle stała się natarczywie kusząca, nawet jeśli miałbym zrobić to dla Lisy, nie dla własnej przyjemności. Zresztą spodziewałem się dwóch, albo trzech zdań i komunikatu o treści „porozmawiajcie ze sobą o seksie", ale nie, tu było naprawdę sporo do odgrzebywania. 

Prawdę mówiąc, kiedy patrzyliśmy sobie z dziewczyną w oczy w tej damskiej łazience, byłem pewny, że ona coś wie, albo czegoś się spodziewa, tylko po prostu sama nie chce tego odkryć, albo nie potrafi. Toteż pokiwałem powoli głową.

- W czym tkwi problem? – zapytałem w końcu, a ona uśmiechnęła się szeroko, klaszcząc w obie dłonie, dlatego przewróciłem oczami teatralnie. – No dawaj, nie mamy całego dnia, nie chcesz chyba, żeby twój chłopak myślał, że srałaś. – Zmarszczyła czoło, jakby chciała zapytać, czy to w czymś przeszkadza, dlatego machnąłem ręką.

- W sumie to... Sama nie wiem – wypaliła po chwili, wyciągając z torebki szczotkę, którą przeczesała swoje piękne, ciemnobrązowe, gęste włosy. – Mam wrażenie, że od jakiegoś czasu, zwłaszcza od tego semestru Luke jest jakiś inny...

- Inny? – zapytałem. – Nie znam go dobrze, skąd mam wiedzieć jaki był wcześniej? Dosłownie, poznałem go...

- Osobiście i na serio dziś, wiem, wiem. – Westchnęła, a ja ugryzłem się w język, bo nie miałem pojęcia, że Lisa nie wie o naszych wiadomościach, albo o przeżutym chińczyku. – Chodzi o to, że mam wrażenie, że ja go już zwyczajnie tak nie pociągam, że nie robię na nim efektu wow...

- Skarbie, na związkach długoterminowych też się aż tak dobrze nie znam.

- Przykładowo – kontynuowała. – Próbowałam mu ostatnio wymyślić ksywkę, jakąś uroczą, ale nie chciał zaakceptować żadnego misiaczka, ani nic z tych rzeczy, kiedyś mówiliśmy do siebie ładniej, a teraz po prostu po imieniu, bo mam wrażenie, że on patrzy z politowaniem wszystko, co wymyślę.

- A próbowałaś z nim o tym porozmawiać? – zasugerowałem, bo nie rozumiałem przede wszystkim idei roztrząsania spraw związku, bez angażowania obu partnerów. – Z całą miłością, może on zwyczajnie nie wie, że coś jest nie tak, albo ma inne zmartwienia, którymi nie chce cię obarczać, może rzeczywiście wkradła się wam rutyna... Spróbowałaś nazywać go skarbem? Ja nazwałem tak ciebie, brzmi pozytywnie, trochę przekornie, gdy zechcesz sassy. – Wzruszyłem ramionami. – I pogadajcie, tyle, więcej nie pomogę, bo nie wiem jak.

- Michael. – Lisa pociągnęła mnie za ramię, gdy ruszyłem już do wyjścia. – Błagam, załatwię odpowiedzi do egzaminu z logiki, zrobię ci połowę obliczeń ze statystyki, potrzebujesz tego.

- Okej, tak, potrzebuję. – Zatrzymałem się w półkroku nieustannie nieprzekonany. – Ale to nie zmienia faktu, że nic więcej nie mogę zrobić.

- Możesz... Go lepiej poznać – palnęła wygładzając materiał mojej katany narzuconej na ramiona. – Zaprzyjaźnić się trochę i takie tam, będziesz wiedział co jest na rzeczy i przede wszystkim, jak sprawić, żeby znów kochał mnie na zabój.

- Okej, ja wiem, że wyszedł nowy sezon Elite i zapowiedzieli powrót Plotkary, ale w prawdziwym życiu, ludzie ze sobą rozmawiają. – Otworzyłem szeroko oczy, aby zrozumiała.

- Chcę go zaskoczyć, a tobie przydadzą się nowe przyjaźnie, poza tym... Calum Hood. – Zrobiła krok w moją stronę, a potem wyszeptała prosto do mojego ucha coś, co zabrzmiało jak marzenie. – Jest bi. – Lisa pogłaskała mój policzek, dlatego powstrzymałem parsknięcie, bo widocznie robiła to odruchowo przy każdej interakcji z mężczyzną. Jakby używała na mnie swojej tajnej broni. – No i dzieli pokój z Lukiem, nie mówię, że będzie chciał pójść z tobą na randkę, ale zawsze warto próbować.

Zamierzała odejść, jednak zatrzymałem ją jeszcze za nadgarstek, robiąc znaczącą minę.

- Nie będę dwulicową pizdą, mogę z Lukiem porozmawiać, mogę się trochę wokół niego pokręcić i myślę, że będę mógł cokolwiek na to zaradzić, ale nie jestem gościem od szpiegowania twojego chłopaka, więc...

- Mikey, spokojnie. Po prostu chcę, żebyś zjadł z nim śniadanie i zaprosił go na drinka, by męsko podyskutować. To nie jest żadna wielka, niecna konspiracja.

- Jakbym zaprosił go na drinka, a potem zjadł z nim śniadanie, to brzmiałoby jak całkiem udana randka, Lisa.

- Hah, myślisz, że odbijesz mi chłopaka? – Uniosła jedną brew zakładając ręce na piersiach, dlatego ja założyłem swoje.

Staliśmy już praktycznie w wyjściu z łazienki.

- Nie wiem, ty mi powiedz.

Dziewczyna zaczęła się śmiać, bo ona tylko żartowała, podczas gdy ja poczułem nawet małą ochotę, by coś jej udowodnić, ale nie planując do tego wracać, sam parsknąłem.

- Nie no, błagam cię, nie wierzę, że istnieje ktoś bardziej hetero, niż Luke. On nawet nie chce oglądać tyłków chłopaków w szatni po treningach, przebiera się w osobnej kabinie i takie tam.

- Mhmm... - Pokiwałem głową, a potem poklepałem przyjaciółkę po ramieniu. – No to masz rację, nie mam z tobą szans.

Wiecie co mi się przypomniało na wieść o unikaniu męskiej szatni? Wnętrze szafy każdego, nie-hetero kolegi z liceum, którego miałem okazję przelizać i potem gadać z nim godzinami zjarany słabym, zmieszanym z tytoniem zielskiem. Ale to były tylko moje przypuszczenia, tak samo jak myśl, że nie zobaczę już nikogo tak pięknego, jak Luke Hemmings, a on sięgnął najwyższego, możliwego poziomu bycia atrakcyjnym, gdy tak zwyczajnie pił wodę stojąc już na zewnątrz, w porannych promieniach przebijającego się przez chmury słońca.

- Co wam zajęło tyle czasu? – zapytał, kiedy podeszliśmy do niego.

- Poprawiałam makijaż – wyjaśniła szybko Lisa, biorąc swojego chłopaka pod ramię, a zatem temat się skończył.

*

Jedna moja strona spodziewała się tego, podczas gdy druga była w ciężkim, poirytowanym szoku, ale bez względu na to, faktem było, iż Lisa nie tworzyła konspiracji wyłącznie ze mną. Nie, ona uknuła to sama ze sobą, bo nie chciało mi się wierzyć ani trochę, że po naszej rozmowie w toalecie, kiedy tylko zasiedliśmy przy stoliku w pobliskiej uczelni restauracji, nagle dostała wiadomość, że musi koniecznie pojechać pomóc babci. Za dużo dziadków mi zmarło podczas randek, bym w to uwierzył. Więc się stało. Spiknęła mnie ze swoim facetem, co byłoby niepokojące, gdyby domyślała się tego, czego domyślałem się ja. 

Szczerze? Patrząc wtedy na Luke'a, byłem pewny, że nie potrzebowałbym ani odrobiny alkoholu, gdyby ktoś taki jak on chciał zaciągnąć mnie do łóżka. Niekoniecznie lubiłem się z moralnością, toteż pomyślałem, że mógłbym mu powiedzieć wprost co wyczuwam i czemu, a potem zaproponować szybki numerek, aby pozbyć się nęcącego napięcia. Ale nie chciałem zranić Lisy, nie chciałem tracić swojej szansy na bzyknięcie Caluma Hooda i przede wszystkim, naprawdę zależało mi, aby zdać statystykę oraz logikę. Poza tym nie miałem pojęcia co siedzi mu w głowie i czy mnie irytuje, czy nurtuje tak po prostu jako osoba.

Nie wyglądał jakby był w szoku z powodu zniknięcia swojej dziewczyny, ale ponad wszelką wątpliwość nie czuł się komfortowo gdy zostaliśmy sam na sam. Nie planowałem zmieniać jego aury, dlatego dalej wpatrywałem się prosto w twarz Luke'a, ciekaw co powie i czy coś w ogóle. Ale do momentu, kiedy kelnerka nie przyniosła naszych jajek na twardo z majonezem, kompletnie milczał.

- Sport pozwala mi się wyżyć, sprawia, że zapominam o całym świecie, poza tym czuję się doceniony i mam wrażenie, że robię coś ważnego, bo nie zawsze byłem „fajny", przez co nie zawsze czułem, abym należał do jakiejkolwiek drużyny. Poza tym nie jestem fanem biegania rekreacyjnego, albo częstej siłowni, piłka jest dla mnie trochę jak rozgrywka na padzie, ale z większą kontrolą postaci – wyrecytował wręcz, kładąc sobie do ust całą połówkę jajka na raz, podczas gdy ja, kompletnie zdezorientowany, bez pojęcia o czym ten koleś mówi, układałem ser i pomidora na kanapce. – Lubię sitcomy, bo są głupiutkie, ale mają dużo sezonów, więc kiedy przywiążesz się do tych postaci, możesz płakać i się śmiać jednocześnie. Każdy widział przyjaciół, the office, ale najlepsze moim zdaniem jest parks and recreation, zawsze płaczę na tym ze śmiechu. Kiedyś chciałem, żeby Holt z Brooklynu udzielił mi ślubu, ale jak usłyszałem z jego ust „ślub to umowa między dwójką ludzi i w sumie to tyle", to spasowałem. Więc lubię oglądać różne seriale, ale głównie tego typu. Ulubionej piosenki nie mam, bo wszystko u mnie zależy od humoru, godziny, dnia, tego co mi się aktualnie przypomni. – Wzruszył ramionami. – Twoja kolej. – Skinął mi.

Siedziałem tak przez dłuższą chwilę zastanawiając się z jakiej przyczyny z ust Hemmingsa wypadło tyle słów na raz i to na domiar wszystkiego o tak wczesnej godzinie. Zbliżenie się do niego powinno być dla mnie trudne, powinienem wysilać się i robić z siebie idiotę, ale nie, widocznie Luke uznał, gdzieś tam sam w środku, że będę jego nowym znajomym i chce nawiązać ze mną normalną konwersację, tak jak zrobił to w jadalni akademika, zupełnie bez powodu. 

No tak... Wtedy zapytałem go o zainteresowania i padły te trzy rzeczy. Dopiero kiedy zrozumiałem co jest grane, skinąłem i ugryzłem swoją kanapkę.

- Fajnie – odparłem, bo co chciał na to usłyszeć?

- Fajnie? – Luke uniósł jedną brew.

- Mhm, wiesz rzeczy na swój własny temat, to dobrze, jak nauczysz się interpretować i łączyć kropki, będziesz wiedział o sobie wszystko. – Oblizałem palce, ręką wsuwając sobie jajko do ust.

- Masz tupet, Clifford – powiedział to nie ze zgorszeniem, a chyba z uznaniem. – Skąd pomysł, że nie umiem tego interpretować?

- Zgaduję – odparłem, a Luke uśmiechnął się pod nosem i pokręcił głową z lekkim niedowierzaniem. – Oglądam poważniejsze seriale, kiedy w mojej głowie jest jasno i mogę poświęcić się wyimaginowanym problemom, wybieram te komediowe, gdy mam syf dookoła siebie.

- Lubisz wymyślać sobie zmartwienia? – zapytał, wchodząc mi w słowo, na co uniosłem jedną brew. Luke powielił moją mimikę, jedną jeszcze zabawnie poruszając, dlatego cicho parsknąłem. – Niektórzy ludzie muszą mieć niestabilny grunt, w innym wypadku nie czują się bezpiecznie, nie czujesz się bezpiecznie, Michael?

- Masz tupet, Hemmings – mruknąłem popijając łyk porannej herbaty.

- Przepraszam jeśli cię uraziłem, po prostu chciałem... - Podrapał się po karku, bo bardzo szybko się wycofywał. To nie ja odnosiłem wrażenie, że jestem zagrożony w tej chwili. 

- Wiem, w porządku, ale dam ci radę. – Delikatnie kopnąłem podeszwę jego trampków pod stołem. – Nie wycofuj się z takich gierek.

- Nie chciałem cię urażać, ani niczego nadinterpretować...

- Jest okej, serio, serio okej. Tylko gadamy. – Wzruszyłem ramionami. – Muzykę lubię... W sumie to każdą, aktualnie mam fazę na te niskobudżetowe kawałki, których nikt nie zna i w zasadzie brzmią podobnie, ale zanim coś powiesz nie, nie próbuję być edgy. – Zachichotał. – A najbardziej lubię pisać, czuję wtedy kontrolę, być może dlatego, że to pomaga mi poczuć się bezpiecznie na moim niestabilnym gruncie – ostatnie zdanie wyszeptałem.

Zapadła między nami kolejna salwa milczenia, którą przerywały tylko dźwięki restauracji w tle. Nie byłem na niego zły, ani szczególnie nie miałem nic przeciwko wnioskom, którymi rzucał. Luke niewiele się pomylił, robiłem wokół siebie zmęt, do którego byłem przyzwyczajony, ale to nie zmieniało faktu, że czułem się z tym w porządku. Z tropu zbijała mnie informacja, że on o tym wie. Znów poczułem się niepewnie, a to nie było w moim stylu, ani nie było to czymś, co znałem. Dlatego zmierzyłem Luke'a kątem oka, oblizując palec od kanapki. On również patrzył na mnie bardziej przenikliwie, ale się uśmiechnął, bo najpewniej to był jego sposób na pozbycie się speszenia.

- Lisa, hm? – zapytałem wreszcie.

- Słucham? – Luke mi skinął, na co cicho westchnąłem.

- Umawiasz się z Lisą, mówiłeś, że całkiem długo. Fajnie.

- Mhm, bardzo fajnie.

Nie byłem dobry w zagajaniu ludzi, zwłaszcza takich, którzy pożądanych przeze mnie tematów nie ciągnęli sami. Te momenty niezręcznego milczenia między mną, a Lukiem stały się dość stałym i pulsującym wręcz napięciem w powietrzu, elementem naszej konwersacji. Poznałem wielu facetów i naprawdę z wieloma miałem relacje, ale nigdy nie czułem się przez kogoś tak onieśmielony, a w tej samej chwili byłem pewny, że on czuje się przy mnie dokładnie tak samo. 

Dojadłem swoją porcję śniadania, widząc że chłopak zrezygnował z pomidorów, dlatego wyciągnąłem rękę po jego talerz.

- Mogę?

- Hm? – Przebudził się z letargu, kolejny raz delikatnie rumieniąc się na policzkach i nosie, choć osobiście nie miałem pojęcia czemu to się działo. Uniosłem jedną brew, a Luke chrząknął. – W sensie... Chcesz zjeść moje pomidory...

- Tak, mogę?

- Pewnie, weź... Widocznie ciągnie cię do mojego jedzenia. – Raz jeszcze, dość delikatnie szturchnąłem go nogą pod stołem. – Chyba, że teraz ja przeżuję...

- Fuj, straciłem na nie ochotę.

Mówiac to wsunąłem pomidora do ust, co z jakiejś przyczyny go rozbawiło. Luke bardzo ładnie się śmiał, on cały był bardzo ładny, dlatego aby o tym nie myśleć, spojrzałem w telewizor wiszący na ścianie obok naszego stolika, jakbym zainteresował się puszczoną w nim piosenką.

- Dlaczego pytasz o Lisę? – rzucił wreszcie, na co dygnąłem, jakby to było bez znaczenia.

- Tak po prostu... To z kim się spotykamy, zwłaszcza długo, sporo o nas mówi, nie uważasz?

- Nie, dlaczego? – Zmarszczył brwi. – Nie chcę powiedzieć czegoś nieodpowiedniego, ale czy ty akurat nie powinieneś myśleć odwrotnie?

- Bo jestem gejem, czy dlatego, że miałem dużo randek?

- Oba? – zaproponował, zatem ponownie wzruszyłem ramionami.

- Chciałbyś spotykać się z kimś, kto byłby na przykład... Sam nie wiem, zaryzykuję, wyborcą Trumpa?

- Ugh, nie. – Oboje się zaśmialiśmy po tym, jak Hemmings się wzdrygnął.

- Widzisz. – Wskazałem na niego. – Związki w jakimś sensie nas definiują, dużo o nas mówią, kiedy się na nie decydujemy, czy coś, ale mniejsza, powiem ci co mówi o nas najwięcej. – Złożyłem naczynia na stoliku, bo zjedliśmy śniadanie i wypiliśmy swoje herbaty. – Nasze toxic treatment, jakie jest twoje?

- Myślisz, że mam tylko jedno? – powiedział to w taki sposób, jakby przedstawiał mi marki aut, które posiada, dlatego znów zacząłem się śmiać.

Zebraliśmy się do baru, aby zapłacić i dość odruchowo, telefonem uregulowałem oba nasze rachunki. Luke zmierzył mnie od góry do dołu, po czym wyciągnął banknot z portfela i na samym wyjściu wsadził mi go do tylnej kieszeni spodni. W pierwszej chwili poczułem się dziwnie i zlustrowałem go, niczym ducha, bo w jakimś sensie dotknął mojego tyłka. Luke raz jeszcze zarumienił się aż na dekolcie i uszach, a ja nieustannie wpatrywałem się w jego oczy, podczas gdy ręka chłopaka wciąż znajdowała się w moich spodniach.

Dawał mi sprzeczne sygnały! Nie miałem pojęcia jakim jest typem człowieka, bo raz brzmiał na pewnego siebie, a zaraz po chwili kompletnie się wycofywał. To było dziwne, ale też intrygujące.

- Nie musisz za mnie płacić, to jedno z moich toxic treatment, nie pozwalam nigdy za siebie płacić.

- Ja z reguły płacę, więc nie musisz mi oddawać, to tylko śniadanie. – Wzruszyłem ramionami.

Musieliśmy wyglądać bardzo dziwnie stojąc w wejściu knajpki, sprzeczając się ze sobą o coś miłego, co każdy próbował zrobić dla tego drugiego. Utarty standard, mówiłem wam o tym, że faceci bywają trudni – to właśnie jest trudne, nasze ego, które sugeruje, że dominuje ten, który uregulował rachunek. Ja chciałem być po prostu miły, bo zarabiałem swoje pieniądze, nie wiedziałem jak jest w jego przypadku, a zatem zachowałem się tak, jak zrobiłbym to w towarzystwie najbliższych przyjaciół, mając dobry miesiąc, a po serze miałem świetny miesiąc, bo mój instagram był pełen memów na ten temat.

- Okej, niech będzie. – Luke zabrał rękę z mojego pośladka.

- Ale dłoń mogłeś tam zostawić – zażartowałem sobie sugestywnym tonem, otwierając przed nim drzwi.

Może jednak trochę też próbowałem zaznaczyć kto tu dominuje? Ciężko unikać pewnych automatów, sam z nich korzystałem, choć nawet nie miałem tego w pamięci.

- Umn...

Spojrzałem na Luke'a jak na wariata, aby nie peszył się na moje żarciki, albo flirciarski ton. Taki miałem sposób bycia, jeżeli mu nie odpowiadał, mógł nie jeść ze mną śniadania, albo już w tamtej chwili pójść w swoją stronę, choć oboje i tak wracaliśmy na teren uczelni.

- Ja mam tu. – Skinął na budynek, który mijaliśmy.

- Ja kawałek dalej, więc hej.

- No, hej... I... Mike...

- Hm? – Obróciłem się jeszcze do niego, kładąc dłoń na ramiączku plecaka.

- Do zobaczenia?

Przygryzłem dolną wargę w lekkim uśmiechu, kiwając twierdząco głową. 

________________

Hej kochani, co tam jak tam? Podobał wam się rozdział? Co myślicie o ich dziwnych dość interakcjach, lubicie jak prowadzą ze sobą rozmowę? niedługo zrobi się ciekawiej, ale póki co muszę was tu trochę wprowadzić. 

All the love xx


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro