post 24: zdradzona kobieta
p o s t 2 4
s o n g: n a k e d i n y o u r a r m s - s u b t l e p r i d e, s i l v e r & s m o k e
Długie dnie mają to do siebie, że z reguły kończą się jeszcze dłuższymi nocami, zwłaszcza gdy są przepełnione emocjonalną farsą, do której nie jest się przyzwyczajonym. Nie chciało mi się gadać ani z Calumem, ani tym bardziej z Ashtonem, bo ten drugi widząc mój wzrok po powrocie z szatni już wiedział co zrobiłem i to najwyższy czas, abym usłyszał „a nie mówiłem?!" Cóż poradzić, Irwin zawsze znajdował się parę kroków przede mną, kiedy przychodziło co do czego w kwestii głupich decyzji, ale w tym samym momencie, gdybym miał prowadzić jego nudne i zwyczajne życie, chyba bym się podpalił, dla choćby efektywnej śmierci.
Nie miałem żadnych nowych przemyśleń, ani tym bardziej wniosków. Parokrotnie próbowałem złożyć do Luke'a wiadomość, by dowiedzieć się, jak się trzyma, ale z drugiej strony żaden z tych tekstów nie miał sensu. Zacząłem żałować swojej zgody na tę wyprawę do Atlanty, dlatego próbowałem wykombinować też coś, by nie musieć jechać, lecz Luke za wszelką cenę chciał pomóc mnie i mamie, nawet gdy czuł się niezręcznie po pocałunku. Mógłbym być takim wielkim dupkiem, by stworzyć sobie wymówkę? Dlaczego bycie zakochanym musi tak strasznie ssać, w normalnych warunkach znów uśmierciłbym w tym terminie jakiegoś wujka, jednakże Luke by mi nie uwierzył, choć znów – nie powinien ode mnie niczego oczekiwać, zwłaszcza jakiejś chorej wierności, skoro dalej pieprzył Lisę. Przed spaniem pomyślałem, że pewnie robią to właśnie w tej chwili po udanej randce. Ugh! Calum wiedział, toteż nie wypadało mi pójść do niego, bo wypchnąłby mnie za drzwi, albo zasugerował, że możemy obejrzeć film w odległości metra od siebie.
Na co mi oglądanie czegokolwiek bez majstrowania rękoma pod kołdrą?!
Głupi Luke, głupia Lisa, głupie moje serce, które rosło za każdym razem dla takich ewenementów.
Nie mogąc usnąć odpaliłem Twittera, ale znalazłem tam tylko bezsensowne dramy o rzeczy, które nie mają najmniejszego znaczenia w kontekście wieczności. Nie wyhodowałem aż tak stabilnych nerwów, by chcieć śledzić to godzinami. Na Instagramie nagle wyświetlały mi się same zdjęcia szczęśliwych par, dlatego przewracając oczami zablokowałem komórkę. Szkoda, że słuchawki mi się ładowały, a Ashton spał w najlepsze, pooglądałbym tik-toka, choć tam pewnie też dowiedziałbym się o sobie czegoś jak „hej, jesteś zaburzony, masz traumy, wylecz się", a na to nie miałem ochoty bardziej, niż na dramy na Twitterze.
Popełniłem zatem głupi błąd, bo kliknąłem ikonkę aplikacji Facebooka, a widząc na głównej zdjęcie Chada i Christie, gdzie oboje mieli jakieś żenujące nadruki na koszulkach, w obrzydliwie heteroski sposób celebrujący ich ciąże, prawie się zrzygałem, rzucając telefonem. Nie żebym miał coś do związków kobiet i mężczyzn, aczkolwiek te „humorystyczne" napisy na ubraniach, które mają przekazać wszystkim, że on w niej był, więc teraz kształtują człowieka, są ironiczne wobec tego, kto i jak może obnosić się z własnym seksem.
Też nie powinienem się wypowiadać, bo dosłownie płaciłem za swoją edukację, pisząc posty na temat podrywania kolesi, ale wiecie o co chodzi!
Chad i Christie ze śpioszkami z napisem „będę taki jak mój tata". Czyli co? Też będziesz zdradzać laskę, żeby potem świecić przed nią oczami, udając, że jesteś najbardziej niegejowskim facetem tego świata? Ustaw się w kolejce, gówniarzu, od razu za kaszojadem, którego pewnie Hemmings stworzy wraz z Lisą, a jeśli tak dalej dobrze pójdzie nam przyjaźń, to ja z głupoty zgodzę się jeszcze wziąć tego podpierdka na chrześniaka.
Michael: Luke, jestem wkurzony i podminowany, bo zepsułeś we mnie pewne mechanizmy, dlatego ciężko mi zachować racjonalność, doszło do czego doszło wtedy pod prysznicem, ale dla mojego dobra, nie tyle twojego, myślę, że lepiej będzie, jeśli przestaniemy się widywać i nie pojadę z tobą do twojej rodziny, bo nie czuję się na siłach...
Pisanie wiadomości przerwało mi agresywne pukanie do drzwi, dlatego marszcząc czoło, zrobiłem screena, skasowałem tekst i poszedłem otworzyć, aby dramaty ciągnące się za moją osobą nieustannie, nie zaburzyły rytmu snu Ashtona.
Uniosłem jedną brew widząc rozpaloną do czerwoności Lisę, która rozplątując ręce z wcześniejszego trzymania ich na piersiach, niczym obrażona za niewstawienie ziemniaków matka, wyciągnęła mnie za kaptur bluzy na korytarz. Nie spodziewałem się tego, byłem w szoku, nie zdążyłem nawet porządnie zamknąć drzwi, gdy poczułem, jak otwarta dłoń dziewczyny ląduje na moim policzku.
- Och, czyli już wiesz. – Potarłem skórę na twarzy, jednocześnie klnąc w myślach, bo nie dogoliłem się tak, jakbym tego chciał. Lisa chyba oczekiwała jakiś wyjaśnień, gdyż jej nozdrza poruszały się w agresji, ale co miałem powiedzieć? – Posłuchaj... Nie mam usprawiedliwienia, zachowałem się jak najgorszy cham na świecie, nie powinienem...
- Oczywiście, że nie powinieneś, Michael. – Była widocznie oburzona, do czego miała prawo. – Nie mogłeś po prostu go puknąć? Każdego gościa traktujesz jako tanią torebkę z chińczyka, którą można wymienić i akurat Luke musiał być dla ciebie Gucci?
- Chyba jest jakiś powód, dla którego sama uważałaś go za Gucci, chociaż nie, skoro i tak dostałem w pysk, to to powiem, dla ciebie był torebką Parva Mea, o której nie miałaś pojęcia, dlatego sprzedałaś ją w necie za trzydzieści dolców.
- O woah, naprawdę cenisz sobie Luke'a na sześć milionów euro?
- Widzisz, Lisa, to jest twój problem, dlatego wam nie wyszło. – Wiedziałem, że zrobiłem źle zdradzając ją jako koleżankę, ale skoro i tak już zawiniłem, to mogłem przynajmniej powiedzieć, co myślę. Wskazałem na nią dłońmi.
- Tak? – prychnęła pod nosem. – W takim razie twoja torebka Parva Mea jest narąbana w windzie i możesz ją przygarnąć, to już nie jest moja odpowiedzialność.
- Słucham?! – Wściekły na to co usłyszałem, automatycznie ruszyłem przed siebie, ale musiałem mieć ostatnie słowo, więc obróciłem się jeszcze do niej na pięcie. – Ludzie to nie torebki!
- Ty stworzyłeś tę metaforę i ty zwodzisz ludzi, żeby ich porzucić, albo żeby porzucili swoje dziewczyny, normalne życie, plany na przyszłość i...
- Lisa, okej, jasne, Luke zachował się okropnie, bywa straszny, jest rozpieszczoną księżniczką, która zachowuje się, jakby bycie rozchwianym usprawiedliwiało granie na cudzych uczuciach, ale nie wpadłaś na to, że być może, tylko być może, właśnie twoje nastawienie, „plany na przyszłość" i pojęcie „normalności" uczyniło go takim? Nie jest niewinny, tak samo jak ja i ty. No kurwa, to oczywiste, ale był twoim chłopakiem sto lat, kochałaś go sto lat i dalej go kochasz, bo nie idzie przestać kogoś kochać z dnia na dzień, dlatego mogłabyś chociaż zaprowadzić go do łóżka ostatni raz, zanim zrobi sobie krzywdę, albo puści pawia w tej windzie!
Miałem wrażenie, że żyłka na moim czole zaraz wybuchnie, więc przetarłem twarz dłońmi. Ten napad złości doprowadził do pobudki Ashtona, który natomiast wyjrzał za drzwi, patrząc pytająco na Lisę.
- Co się dzieje? – mruknął, drapiąc się po głowie.
- Michael zrobił z Luke'a geja – powiedziała Lisa bez zawahania.
Miała tupet. Parsknąłem lekceważącym śmiechem.
- Luke zawsze był i zawsze będzie gejem! – wydarłem się, kompletnie ignorując fakt, że ona naprawdę wie i naprawdę postanowiła wyoutować go, zanim sam się na to zdobył. – To nie działa tak, że możesz jednego dnia stwierdzić sobie „o, dziś będę gejem!" To jest ten, do jasnej ciasnej, główny szkopuł istniejący w problemach mojej społeczności, czy wiedząc, jak się traktuje gejów, ktoś by sobie to po prostu wybrał?! Nie!
- Michael... - Ashton oparł skroń o futrynę, na co ona zamrugała powoli, obserwując mnie jak ducha.
- Ash ma rację, powinieneś wyluzować – mruknęła.
- Nie wyluzuję i nie będę spokojny, bo gdyby nie ten cały „gej" w tym wszystkim, to byś go po prostu zostawiła za to, że zdradził cię z inną, to prawdopodobnie on byłby bardziej stabilny, bo nie miałby ataku paniki i wycofania w związku z faktem, że jeśli zrobi się szczery z samym sobą, może czasem stracić miłość swoich starych i być wytykany palcami w pewnych miejscach. Gdyby nie ten cały „gej", to nie lądowałbym w koszu na śmieci przez trzy lata liceum, a moja mama nie musiałaby mnie odbierać z zajęć dodatkowych, bym znów nie dostał w twarz od osiedlowych dresów! I... Ugh, jebać. – Machnąwszy ręką obróciłem się znów i ruszyłem taki rozpalony do windy.
Jasne, kochałem mężczyzn, to jak się przy nich czułem, w żaden sposób nie katowałem samego siebie, aby spróbować chociaż umówić się z kobietą, ale niewiele było takich osób jak ja, które dostawały jednocześnie akceptację rodziców i pytania na temat, czy mają jakiegoś fajnego chłopaka. Większość musiała przejść przez drogę z wyparciem na samym początku, musiała złamać kilka dziewczęcych serc, albo dusić się w sobie, trzymając resztki nadziei o bycie przyjętym we własnej rodzinie. Nie chciałem tego dla Luke'a i czułem się osobiście urażony wobec tego, jak z wielką łatwością Lisa uznała, że to ja „zrobiłem z niego geja". Nie miałem aż tak wielkiej mocy sprawczej, choć bardzo chciałbym ją posiadać, choćby po to, by go „odczynić", żeby nie musiał teraz siedzieć w tej windzie, najpewniej zarzygany i zapłakany, bo skoro mnie Lisa skonfrontowała tak, jego musiała trzy razy bardziej.
Miała prawo czuć się zdradzona, bo tym w rzeczy samej była: zdradzoną kobietą, ale właśnie w takich podbramkowych sytuacjach, z ludzi, nawet „sojuszników", wychodzi całe bagno, jakie mają w sobie.
Potarłem policzki, podciągnąłem nosem i nacisnąłem guzik. Powstrzymałem ironiczny śmiech, ponieważ wyobrażałem sobie, że Luke jeździ tak w górę i dół od parunastu minut, kompletnie nieświadom gdzie jest. Skoro nie była w stanie dowlec go do łóżka, musiał pewnie już pokładać się na podłodze i nie dziwiłem mu się. To był bardzo ciężki dzień, zwieńczony raz jeszcze tak ciężką nocą.
Nie zastałem go jednak w środku, a wyłącznie zapach alkoholu, perfum Hugo Bossa i rachunek z baru, gdzie naliczono dwie butelki tequili.
Przełknąwszy ciężko ślinę wszedłem do dźwigu, by wydostać się z korytarza, w którym nieustannie stała dziewczyna, najpewniej uspokajana przez Irwina próbującego być zdrowym rozsądkiem sytuacji. Zawsze to robił, choćby dramat miał oczywiste rozwiązanie, on starał się zadowolić wszystkich, bo widocznie wydawało mu się, że na wszelakie tematy człowiek powinien mieć opinię. Gówno prawda, czasem niektórzy muszą zamknąć mordę, co ja powinienem zrobić godząc się na ten dziwny układ z Lisą, co Luke powinien zrobić będąc dla mnie dupkiem po przyłapaniu mnie i Kevina i co widocznie była dziewczyna Luke'a powinna zrobić, wyrażając swoje zdanie na temat faktu, że Hemmings jest gejem.
Pomasowawszy skronie, wybrałem numer chłopaka i oparłem się o zbite lustro w windzie, a gdy odebrał, od razu wiedziałem, że muszę wrócić na górę, bo gdy my się kłóciliśmy, on pewnie na czworaka, doczłapał się do łazienki, której echo okazało się słyszalnie w słuchawce.
- Mike?
- No, zgaduję, rzygasz?
- Mhm...
- Idę do ciebie.
- Weź apteczkę.
- Aż tak źle? Chyba nie da się zwymiotować żołądka, tylko mówię. – Wychodząc w holu, wybrałem tym razem schody, bo nimi było można prędzej dostać się do ubikacji.
- Nie... Po prostu... Zbiłem lustro i chyba mam szkło w ręce, a totalnie tego nie czuję, tylko tequilę.
Zacisnąłem szczękę, złapałem głęboki oddech. Więc Lisa nie próżnowała w komentowaniu, skoro doszło do tego, że musiał walnąć w zwierciadło. Z drugiej strony zastanowiłem się, czy była tego świadkiem, czy raczej poniosło go, gdy już sobie poszła?
- Kiedy uderzyłeś w lustro? – zapytałem, bo chyba chciałem wiedzieć, na ile ją przestraszył.
- Jak powiedziałeś, że bywam okropny... Umn, słyszałem... Wróciłem się, chciałem przespać się w aucie Caluma, ale ciśnienie mi się podniosło...
- Och... Jakby... Okej, nieważne, idę do ciebie.
- Mhm... Michael... Zapytałeś czy mógłbym, albo... W sensie. – Wydał z siebie dźwięk umierania, więc spekulowałem, że znów zwymiotował.
Ja tym czasem pokonywałem po dwa stopnie jednocześnie, a później, biorąc bandaż, gazę i wodę utlenioną ze wspólnej kuchni, ruszyłem naokoło, by nie wpaść na Ashtona i Lisę, którzy nie wiedziałem, czy jeszcze tam są.
- O co ci chodzi? Spokojnie, wdech - wydech, powiedz co masz na myśli.
- Czy w jakiś pokrętny sposób podejrzewałeś mnie o uderzenie Lisy?
- Nie! Kurwa, Luke, nie po prostu, jesteś pijany, ja sam chciałbym ją dziś udusić.
- Och... Jestem okropny, ale nie... Ja pierdolę, chcę się zabić.
- Nie! – krzyknąłem głośniej i przyspieszyłem kroku.
- Ale jestem okropny i uważasz, że mógłbym skrzywdzić kogokolwiek... Ja...
- Luke Hemmings, ogarnij się, zaraz pogadamy, jest okej.
- Nie jest okej! – Zaciągnął się mocno powietrzem, przez co wiedziałem już, że nie tyle będzie zarzygany, co zasmarkany i w większej rozsypce, niż mógłbym się spodziewać. – Teraz to ty mnie rzucisz... - Zignorowałem to ostatnie zdanie, choć może nie powinienem.
W amoku wręcz popchnąłem drzwi, rozłączając się. Znalazłem go opierającego czoło o muszlę, co było beznadziejnym rozwiązaniem i wiedziałem doskonale, jak Luke zareaguje na samo wspomnienie, że to właśnie zrobił, z jego monumentalną obsesją na punkcie pielęgnacji. Wyglądał jakby naprawdę dopuścił się czegoś okropnego, niby zabił człowieka, albo się naćpał, ale on był tylko zmęczony, rozgoryczony i nawalony oraz przede wszystkim miał pocięte kostki, na szczęście żadnego szkła w dłoni. Odetchnąłem z lekką ulgą, ponieważ gdybyśmy musieli teraz zbudzić Caluma, by zawiózł nas na pogotowie, chcąc założyć szycie na ranę, chyba sam zacząłbym rozważać wylogowanie się z życia, jeśli wiecie co mam na myśli.
- Hej, jestem tu, już jest okej. – Odgarnąłem mu włosy z czoła.
- Nieprawda. – Luke był na tyle niestabilny, że zamiast podnieść na mnie wzrok, po prostu oparł skroń na moim ramieniu, gdy ukucnąłem. – Ja nie chciałem być takim problemem dla wszystkich, serio...
- Wiem, skarbie. – Przytuliłem go do siebie.
Zacząłem żałować, że nie mam tego mieszkania, bo moglibyśmy sobie pozwolić na większą swobodę, choćby z natychmiastowym wejściem do brodzika, a później położeniem się razem do dużego, dwuosobowego łóżka. Teraz bałem się zostawić go tam samego, by móc wziąć ręcznik i jakieś ubrania, bo znając nasze szczęście, Luke skończyłby leżąc nago na podłodze i nie wybaczyłby sobie, gdyby jakiś pierwszoroczniak zrobił mu zdjęcie. Dlatego próbując wymyślić jakiś plan, oparłem brodę na jego głowie, siadając pod ścianą.
Chłopak był ode mnie większy, poza tym wciąż miał na sobie płaszcz i śmierdział jak popielniczka. Półleżał na mojej piersi, dając mi przetrzeć sobie wstępnie kostki gazą, zanim wpadłem na to, jak logistycznie zorganizować nam względnie wygodną eskortę do łóżka. Tylko jakiego, skoro Calum był na nas zły (pewnie i tak by pomógł, ale już wiele zrobił), a Ashton albo odprowadzał Lisę, albo kręciłby nosem, że moje huczne życie, dezorganizuje jego poukładane. Zamknąłem oczy na moment, gdy Luke strącił materiał apteczny i zwyczajnie ujął moją dłoń. Zachciało mi się frustrująco śmiać, bo to, że mieliśmy teraz oboje ręce od krwi, wydało mi się zbyt artystyczne i wyniosłe, jak na zarzyganego studenta w akademickim kiblu w środku nocy.
- Co zrobimy? – wyburczał.
- Ja wiem co ja zrobię. – Oparłem potylicę o ścianę za sobą, zjeżdżając trochę po nawierzchni, więc mieliśmy głowy bliżej siebie. – Rozkręcę sobie karierkę bardziej i wynajmę mieszkanie, bo jeśli zamierzasz w ten sposób odkrywać swoje prawdziwe ja, będziesz potrzebował przyjaciela z mieszkaniem, skoro ten z samochodem nie wystarcza.
- Chcesz mieć ze mną mieszkanie? – dalej mówił w moją zieloną koszulkę, pod rozpiętą, czarną bluzą, która wciąż miała zaciągnięty kaptur od gestu Lisy.
Nic nie odparłem, bo to chyba nie była chwila, w której powinienem tłumaczyć mu, że „moje mieszkanie" nie będzie „naszym mieszkaniem", a ewentualnie miejscem, w którym ze spokojem sobie zezgonuje, po pierwszych szaleństwach w gejowskich klubach. Tak to sobie wyobrażałem, Luke natomiast miał chyba inną wizję.
- Przepraszam, że odwaliłem taki syf, że bywam okropny...
- Skończ już z tym, każdy z nas bywa okropny, jesteś bałaganem, to zrozumiałe i wybaczam ci ten cały syf, dalej masz prawo się tak czuć, dalej możesz ze mną pogadać, tylko wiesz... Może to czas, żebyśmy zaczęli być ze sobą przede wszystkim szczerzy.
- Tak... Tak, zdecydowanie tak, nie chcę związku bez szczerości, już to przerabiałem i... - Chciałem coś powiedzieć, nawet uchyliłem usta, ale on nie widział mojej trochę spanikowanej miny, więc kontynuował, podczas gdy ja zacząłem bawić się materiałem kołnierza w jego płaszczu. – Mam nadzieję, że będziemy sobie wszystko mówić, mieszkanie to jest dobry pomysł, starzy mnie pewnie zabiją, więc może jak ledwie ujdę z życiem, to pójdę na zaoczne studia, będę pracował na etat, albo... Albo wiem, może naprawdę zrobię to co tata kazał, pójdę do wojska, to mi wybaczą... Wybaczą mi, prawda? I może z nimi będzie trudno, ale poradzimy sobie i będziemy bardzo szczęśliwi...
- Umn, Lu. – Nie mogłem pozwolić mu na dalsze brnięcie w tę stronę. – Jesteś w szoku, wciąż jesteś pijany, nie uważam, żeby związek był dla ciebie teraz dobrym rozwiązaniem.
- Co?! Nie, Michael, nie zostawiaj mnie, proszę, ja to powiedziałem, że jestem gejem, bo ja chcę... - Zacisnął mocniej powieki, wraz ze swoją ręką w mojej tali.
- To nie jest normalne, wiesz o tym. – Przeczesałem jego włosy palcami. – Nie mam na myśli „bycia gejem", tylko tego, jak się traktujemy, oboje jesteśmy paskudni dla siebie nawzajem.
- Ale ja nie chcę cię stracić! – krzyknął tak desperacko, jeszcze bardziej mnie przytulając, że sam musiałem go objąć, by zrozumiał, że ten uścisk jest zbyt mocny. Rzeczywiście go zelżył. – Pocałowałeś mnie pierwszy, chciałeś mnie... Boże...
- Dalej cię chcę. – Oblizałem usta, próbując jakoś to wszystko ułożyć. Musiałem być silniejszym ogniwem w tamtej chwili, zwłaszcza w kontekście faktu, iż mój strach przed zobowiązaniem kazał mi go teraz tak zranić, by już nie próbował wracać. Ale to był demon do pokonania i wiedząc jaki jest, musiałem zdobyć się na dyplomację wobec pijanego człowieka. – Ale żebyś był, musisz być bardziej pogodzony ze sobą, małe kroczki, Lu, musisz się przede wszystkim doprowadzić do porządku, wytrzeźwieć i zgadzam się w jednym, bądźmy ze sobą szczerzy, chcę, żebyś powiedział mi wszystko, co czujesz, ja powiem tobie, każdą swoją obawę, o każdym moim lęku, ale nie zróbmy sobie wzajemnie krzywdy poprzez... Związek.
- Więc mam żyć z myślą... – Nawet nie wziął czasu, by się zastanowić, co chce powiedzieć. Podniósł się ze mnie i spojrzał mi prosto w oczy, na co przeszedł mnie dreszcz. Topiłem się w tym błękicie, naprawdę. – Że nie mogę mieć cię na wyłączność, bo uważasz, że sobie z tym nie poradzę? Z myślą, że emocjonalnie należę do ciebie, podczas gdy ty skaczesz sobie z kwiatka na kwiatek, dla „mojego dobra", chociaż cię kocham?
Otworzyłem usta, bo tego się nie spodziewałem. Być może miałem problemy z przywiązaniem, być może traktowałem się jak przedmiot i regularnie dusiłem w sobie całą serię emocji, ale on przerósł moje najśmielsze oczekiwania i właśnie dlatego, że Luke chciał mnie bardziej posiadać, niż być moim partnerem, wiedziałem, że to nie jest ten moment, gdzie powinniśmy się w to ładować. Zawahałem się, jasne, ponieważ ta desperacja była romantycznie piękna, ale tak szkodliwa, że nawet ja, jako naczelny, zaburzony koleś w relacji, wiedziałem co jest z tym nie tak.
- Nie kochasz mnie – powiedziałem cicho, kręcąc przecząco głową.
- Och, więc teraz ty też będziesz mówić mi co czuję? To też jest moje toxic treatment? Zawsze chcę być przy ludziach, którzy wiedzą lepiej, niż ja, co mam właśnie w głowie? – Odsunął się, ale był w stanie tylko oprzeć się o przeciwległą ścianę. – Więc co kocham, powiedz mi, Michael, ideę ciebie? – sarknął.
- Fakt, że jestem pierwszym facetem, z którym zrobiłeś jakikolwiek krok w stronę swojego prawdziwego ja. – Chciał wejść mi w słowo, ale wyciągnąłem do Luke'a dłoń, by dał mi mówić. – Nie znasz mnie dobrze, nie masz pojęcia o moich najbardziej gównianych zagrywkach...
- To daj mi się poznać – wyszeptał bardzo desperacko, wyciągając dłoń w moją stronę.
- Luke, ty po prostu nie chcesz być sam...
- Masz rację, nie chcę, bo po co mam być sam, skoro z tobą jest mi dobrze i ty też wiesz, że ze mną jest ci dobrze, zwyczajnie nie chcesz tego przyznać, bo nigdy nie byłeś w związku i się tego boisz.
- To prawda, boję się. – Pokiwałem głową. – I masz też słuszność w tym, że wszystko każe mi teraz uciekać, ale jestem tu dalej i dalej z tobą rozmawiam, bo przede wszystkim znalazłem w tobie przyjaciela, nie potencjalnego partnera do łóżka na parę nocy i nara, więc patrząc na to, patrząc na ciebie i na mnie, jako przyjaciel mówię ci, że cię nie zostawiam w tym wszystkim, że nie wykluczam tego, że mógłbyś kiedyś mnie kochać...
- Michael, ja kocham cię teraz. – Chciał się poderwać, by znów mnie objąć, ale zatrzymałem go za ramię, co nie było trudne przez stan Luke'a.
- Nie.
- Tak! – krzyknął. – Kurwa, czy ty wiesz jak długo na ciebie lecę, jak długo nie mogę spać po nocach i wyobrażam sobie nas razem do poduszki?!
- Więc może jednak naprawdę kochasz ideę mnie?! – sam się uniosłem. – Wszystko, co próbuję ci powiedzieć, to to, że chciałbym abyś wytrzeźwiał, chciałbym żebyś dał sobie czas i poznał się lepiej, zanim władujesz się w kolejny związek, bo wiele o mnie nie wiesz, a jeszcze mniej, mam wrażenie, wiesz o sobie.
- Więc co?
- Więc pozwól mi się tobą zaopiekować, jako ktoś, komu zależy na tym, żebyś był bezpieczny, pozwól mi na ustosunkowanie się do tego, przede wszystkim emocjonalnie i logicznie, bo nie możesz oczekiwać ode mnie, że będę teraz stał tu z otwartymi ramionami, dając wywrócić całe moje życie do góry nogami... Jeśli mnie kochasz, jak sądzisz, dasz mi ten czas i przede wszystkim, zacznij się uczyć i rozumieć siebie. – Położyłem dłoń na jego policzku, widząc natomiast przerażone, zaszklone spojrzenie Luke'a, uśmiechnąłem się do niego lekko. – To nie będzie aż takie złe, zawsze możesz mi wszystko powiedzieć.
- Kiedy mi w takim razie uwierzysz w moje „kocham"?
- Kiedy będę przekonany, że sam się nie nienawidzisz i nie próbujesz być ze mną z konieczności, a z chęci.
- Hm... - Luke pokręcił głową i odetchnął wtulając policzek w moją dłoń. – Możemy chociaż pójść razem do kina? Bo nie chce mi się wierzyć w to, że naprawdę pojedziesz ze mną jutro do Atlanty.
- Pojadę, jeśli wciąż mnie tam chcesz.
- Chcę. – Zamknął oczy.
Nie siedzieliśmy tak przez kolejne pół godziny tylko dlatego, że do łazienki zawitał Ashton, który sam z siebie przyniósł mi ręcznik i dwie pary moich wygodnych ubrań wraz z kosmetyczką. Luke schował się trochę za mną, bo widocznie było mu wstyd za siebie, ja natomiast podniosłem wzrok na współlokatora.
- Pomyślałem, że będziecie tego potrzebowali.
- Dzięki, Ash. – Skinąłem.
- Pójdę położyć się do Caluma.
Chciałem coś jeszcze powiedzieć, jednak gdy tylko Irwin się obrócił, dostrzegłem jego zmęczoną minę w lustrze, dlatego spasowałem. To wszystko zrobiło się takie dobijające.
- Wrócę do siebie, narobiłem wam problemu – odezwał się jednak Luke, zatrzymując tym samym Ashtona trzymającego już za gałkę od drzwi. Przeniósł na Hemmingsa wzrok pełen politowania, natomiast koniec końców pokiwał głową.
Zaczęły pulsować mi skronie, jednakże zacisnąłem zęby i pomogłem Luke'owi wstać, a potem się rozebrać. To był ten pierwszy raz, kiedy nie patrzyłem na niego ani trochę seksualnie, choć powinienem, skoro oficjalnie wyszedł z szafy i desperacko chciał zacząć się ze mną umawiać. Problem w tym, że ja też miałem w tej relacji uczucia, które musiałem uporządkować i szybciej niż Luke dostrzegłem na ile potrafimy zrobić sobie wzajemnie krzywdę.
Dlatego sam wszedłem po prysznic w ubraniu, pomagając mu pokonać pierwszy stopień, a gdy oparł się o ścianę, puściłem ciepłą wodę i namydliłem swoje dłonie. Nie myślałem o tym, że teraz chłopak będzie pachniał moim żelem i będzie nosił moje dresy oraz koszulkę. Nie chciałem skupiać się nad tym, jak jego miękka skóra nagina się pod moimi palcami, a ta chwila sama w sobie mogłaby stać się bardziej namiętna, niż czuła.
- Michael... - szepnął ciągnąc za materiał przylegający do mnie mocno, więc pokręciłem przecząco głową.
Nie chciałem więcej toksycznych relacji, nie miałem na to siły, ani serca, które pozwoliłbym sobie złamać. Zawsze dbałem tylko o siebie, przekroczyłem z nim granice i złamałem dosłownie każdą zasadę, ale nie wierzyłem w to „kocham", przynajmniej nie na ten moment. Chyba zależało mi za bardzo, aby pozwolić sobie na jazdę bez trzymanki z zasłoniętymi oczami, to co mieliśmy wymagało pracy, troski, wiele samozaparcia i przede wszystkim założenia, że oboje jesteśmy w pełni świadomi, na co się piszemy, albo z czego chcemy zrezygnować.
Co z tego, że pijany i rozgorączkowany Luke Hemmings uważał, że mnie kocha, skoro na trzeźwo mógł ponownie chcieć zamknąć się w swojej skorupie? Co z tego, że teraz rzucilibyśmy się na siebie, jak zrobiliśmy to wcześniej tego dnia, jeśli potem każda noc polegałaby na agresywnym seksie i kłóceniu się o zależność od siebie?
- Przecież możemy się po prostu razem wykąpać – dodał ciszej.
Zlustrowałem Luke'a wzrokiem, uśmiechnąłem się lekko i pokiwałem głową. Miał rację, może i prysznice były naszym miejscem pokonywania przeciwności, ale tym razem chyba dalibyśmy radę stać w miejscu, zwyczajnie pozwalając, by woda zmywała nasze grzechy. Dlatego zdjąłem koszulkę, a potem spodenki, więc stanęliśmy naprzeciw siebie nago, pozwalając, by strumyki gorąca spływały po nas, wraz z miętowo pachnącą pianą.
Spojrzałem prosto w jego oczy, przełykając ciężko ślinę, Luke spojrzał w moje. Było coś, czego nie mogłem sobie odmówić, dlatego robiąc krok przytuliłem go takiego. Hemmings się zawahał, ale koniec końców oddał mój uścisk.
To był inny typ nagości, niż ten, jakiego doświadczałem niemalże każdej, piątkowej nocy. Zupełnie różnił się od naszych wcześniejszych uniesień, dlatego uwierzyłem, że prawdopodobnie kiedyś nadejdzie taki dzień, gdzie ja sam, z czystym sumieniem, będę mógł powiedzieć, że też go kocham.
_______________________
heej, nie spodziewałam sie, że ten rozdział powstanie ale muszę powoli odrobaczać to jabłko w postaci ich relacji, a Luke w ostatnim i tak stał przed barem, to nie było dziwne, że się nawalił, ani fakt, że Lisa wiedziała, ze to zrobi.
Koniecznie dajcie mi znać co myślicie i zaraz przejdziemy do rodzinnego spotkania, na któe wiem, że czekacie, ale ta rozmowa, to wszystko było mega ważne, soo...
All the love xx
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro