P o s t 2
s o n g: l a s t o n e s t a n d i n g - z o e c l a r k
"Mężczyźni wbrew pozorom są bardziej emocjonalni i skomplikowani, niż kobiety, ponieważ to płeć piękna została uhonorowana jako ta, która potrafi prowadzić konwersację i przeżywać własne uczucia. Nie jest to wina oczywiście nikogo innego, jak facetów samych w sobie i systemu, który postawił sobie za cel upośledzenie nas o proste komunikowanie własnych potrzeb oraz przeżywanie tego, co właśnie czujemy. Nie wierzycie mi? Uważacie, że kolesie są łatwiejsi w obsłudze i nietrudno nas zrozumieć, bo jak mamy ochotę na kebsa, to po prostu zamawiamy kebsa? Przyjrzyjcie się kiedyś waszemu ojcu, dziadkowi i wujkowi, jak oglądają mecz. Spektrum histerii rozgrywa się na waszej kanapie, wcale nie na deskach teatru. My faceci po prostu dostajemy komunikat: bądź silnym samcem alfa i jazda. Ale nie będę z wami rozmawiać o tym, że patriarchat zidiocił nas wszystkich, przyszliście tu po herbatkę, nie na umoralniające gadki, od których pęka wam już głowa, jak mniemam, bo Internet w ostatnich latach wypełniły wyjątkowe płatki śniegu i każdy nagle jest taaaaki wrażliwy.
Są jednak kwestie, na które warto zwracać uwagę i w tym krótkim poście was na nie uczulę. Jako, że faceci to enigma, otwieram nitkę, w której opowiadam o czerwonych flagach, uderzających nas wszystkich prosto w twarz, gdy nawet nie jesteśmy tego do końca świadomi. Na dziś trzy.
1. Kiedy jego ulubiony film to Pulp Fiction – nie, on prawdopodobnie nie rozumie o co chodzi na ekranie, a jeśli uważa, że tak, jest posiadaczem plantacji marihuany. Może też mieć problem ze znajomością kina i próbuje udawać, że jest bardziej edgy, niż jest w rzeczywistości.
2. Kiedy znacie się trzy dni, a on już ma plany na waszą przyszłość – możecie chcieć się wiązać, ja nie chcę, zatem dla osób, które jednak wolą przygody, pierwsza wzmianka o treści „za tydzień moja ciocia ma..." oznacza podświetlony, zielony napis „wyjście". Ale nawet jeżeli szukacie czegoś na stałe, musicie być świadomi, że osoba najpewniej:
a. Jest waszym stalkerem
b. Nie interesuje się wami, jako człowiekiem, po prostu chce jakiejkolwiek stabilności, co może wypływać z naprawdę wielu kwestii
c. Nie radzi sobie z samotnością, niekoniecznie rozumie samego siebie i zamiast pójść na terapię, woli stworzyć sobie scenariusz, w którym będzie zajmować się tym związkiem, zamiast kilometrowym gównem, jakie drzemie w jego głowie
d. Ma skłonności do manipulacji i narcyzmu, składa wam obietnice, których prawdopodobnie nie dotrzyma, po prostu chce sprawić wrażenie, abyście łyknęli wszystkie te piękne koncepcje i stopniowo coraz bardziej uzależniali się od wizji tego wyimaginowanego życia, zamiast trzeźwo oceniać rzeczywistość
3. Ma tendencję do tego, aby nieustannie się nad sobą użalać i powtarzać, że nie jest dostatecznie dobry dla was. Uciekajcie, to nie ma sensu, bo jasne, są ludzie, którzy mają problemy i o ile związki z takimi osobami nie zawsze muszą kończyć się fiaskiem, na samym początku relacji, nie musicie nadszarpywać własnego zdrowia, dla cudzego komfortu i głaskania kogoś po główce. Przykład: kiedy facet spóźni się na randkę, nie zrobi rezerwacji, albo zapomni zatankować samochód i zamiast próby obrócenia tego w żart, bo przecież przypadki chodzą po ludziach, albo szczerych przeprosin, dostaniecie całą litanię „jestem idiotą, jak taka cudowna osoba, jak ty może w ogóle chcieć patrzeć na taką ofermę jak ja", najprawdopodobniej najlepsze co możecie powiedzieć to: „tak". Brzmię okrutnie, ale jeśli zaczniecie trząść się nad nim i zmienicie temat na pocieszanie go, to wciąż... Stoicie gdzieś na poboczu bez paliwa, jesteście godzinę w plecy, ponadto głodni. Nie mówię wam, abyście byli divami, ale czasem warto być divą, albo przynajmniej chłodno myślącą jednostką, niebojącą się określić swoją wartość.
To takie pierwsze trzy czerwone flagi, które przyszły mi na myśl, z czego dwie są totalnie poważne, a ta pierwsza raczej indywidualna. Jeżeli macie własne, koniecznie zostawcie po sobie coś w komentarzu.
Ciao x"
Anonim: A co jeśli moim ulubionym filmem jest narzeczony mimo woli?
Autor: Och, to znaczy, że jesteś uroczym pantofelkiem, który prawdopodobnie lubi być dominowany ;)
*
Nigdy nie należałem do rannych ptaszków i byłem strasznie wkurzony na społeczeństwo, że to właśnie do nich dostosowano funkcjonowanie wszelkiej administracji. O stokroć bardziej wolałbym przychodzić na uczelnię popołudniami, przez co być może nie miałbym zbyt wiele czasu wieczorami, ale jakbyśmy wszyscy przerzucili się na produktywność od pierwszej do dziewiątej, to nikt nie patrzyłby na mnie jak na szaleńca, kiedy około północy urządzałem sobie spacery po kampusie. Całe liceum leciałem na najniższych obrotach, udając, że jestem po prostu głupi, nie niewyspany, aby czasem nikt z nauczycieli nie wymagał ode mnie więcej, niż potrzeba. To dość zabawne, bo miałem bardzo dobre oceny, głównie przez to, że raczej niewiele osób chciało się wówczas ze mną przyjaźnić, ale jednocześnie na każde pytanie dodatkowe odpowiadałem „nie wiem", lub wzruszeniem ramionami. Kierowałem się złotą zasadą Damona Salvatore, to znaczy „jeśli będziesz pokazywał, iż jesteś dobry, ludzie będą oczekiwać od ciebie dobrych rzeczy". Nie byłem tu, ani nigdzie indziej, by spełniać jakiekolwiek oczekiwania, dlatego ze spokojem, bez potrzeby zdobycia uznania ze strony nauczycieli, czy wykładowców, skupiałem się na wyniku, nie na staraniu. Bo starań i tak nikt nie docenia, umówmy się.
Czasem jednak żałowałem tego, że pogodziłem się ze swoim losem nocnego Marka. Może gdybym w myśl reguł wielkich milionerów, pracował dwadzieścia godzin na dobę i wstawał wraz z pierwszym zapianiem koguta, wreszcie przywykłbym do tego, że moja percepcja powinna działać o ósmej rano, bym na dziewiątą swobodnie rozsiadł się w upragnionym, tylnym rzędzie auli wykładowej.
Ashton się poddał. Odkąd zamieszkaliśmy razem, nagle zrozumiałem, że to lepiej, gdy nie dzieli się pokoju z przyjacielem, bo wtedy zaczyna się traktować tego człowieka, jak swoje rodzeństwo. Nie miałem rodzeństwa, ale widziałem tę zależność właśnie u Irwina. Raczej nie był przychylny temu, aby jego siostra spędzała z nami czas na mieście, bo i tak musiał oglądać ją w domu, poza tym rodzeństwo kopniesz, zwyzywasz i raczej nie masz przy nim żadnych zahamowań. Zatem mogę śmiało powiedzieć, że na studiach pokochałem Ashtona jak brata, którego nigdy nie miałem, bo nie miałem też żadnych oporów, by zacząć głośno krzyczeć, gdy jego budzik dzwonił od samego rana.
Pod względem poranków byliśmy jak ogień i woda. Ja spałem do ostatniej minuty, nie łudząc się, że śniadanie cokolwiek zmieni w moim samopoczuciu, a on miał trzy dzwonki i wstawał za pierwszym, parząc sobie świeżą kawę, by móc jak typowy stary powgapiać się w okno przez piętnaście minut rozkoszowania się kofeiną. Wiecie o jaki typ wgapiania się w okno mi chodzi, prawda? To kiedy kontrolujesz, czy trawa równo rośnie, czy sąsiad dobrze zaparkował, czy tynk z garażu schodzi równomiernie; nawet jeśli za szybą mieliśmy zwyczajnie kolejny budynek, właśnie w ten sposób Ashton patrzył przez okno, irytując mnie widokiem jego kolan przy mojej poduszce.
Na pierwszym roku, a zaczynaliśmy letni semestr roku trzeciego, jeszcze siadał obok mnie mówiąc coś jak „Mikey, no weź, szkoda dnia", na roku drugim słyszałem „ty cholerny leniu!", ale wtedy... Wtedy Ashton uznał, że jest na to za stary i wcale mnie nie wychowuje, dlatego ze smakiem wykorzystywałem swoje piętnaście minut studenckiego spóźnienia, przeszczęśliwy, iż tak naprawdę nie wyszło mi z Craigiem, dlatego nie muszę już pchać się do bistro, zanim skończy siłownię.
Miało to również swoje minusy, to znaczy rzadko kiedy pojawiałem się na pierwszym wykładzie w czwartki, bo ktoś uznał, że dobrym żartem będzie wstawić logikę na ósmą rano studentom względnie humanistycznego kierunku. Nigdy nie rozumiałem sensu w potrzebie uczenia się matematyki i dopiero dostając do nauczenia się logikę oraz statystykę, naprawdę zatęskniłem za planimetrią.
Co mnie miało zachęcić do pójścia na te zajęcia? No co? Chyba tylko i wyłącznie fakt, że i tak wydałem na swoje wyższe wykształcenie za dużo pieniędzy, własnych na dodatek, by uwalić przez chęć dokończenia jakiegoś durnego snu, o którym zaraz zapomnę, dlatego widząc, że zostało mi dziesięć minut, aby wziąć prysznic, ubrać się, wyjść z akademika i w mżawce dostać się do budynku... Właściwie jeszcze musiałem sprawdzić którego, z niezadowolonym jękiem sturlałem się z niskiego posłania na ziemię. Przecierając twarz zerknąłem w stronę łóżka Ashtona, które zostawił nienagannie pościelone.
@cliffo.official: czwartki są sierpniem i godziną czternastą tygodnia.
*
W studiach ceniłem najbardziej ten fakt, że są dobrowolne i jeżeli nie ma się ochoty gdzieś zjawić, to właściwie pozostaje odpowiedzialnością studenta, a nikt z profesorów nie będzie modlił się wręcz nad jednym, wyjątkowym przypadkiem bez poczucia odpowiedzialności i czasu. Również tej zależności nienawidziłem, bo czasem korzystałem z tego, że nauczyciele bywają litościwi, dlatego pozwolą mi poprawiać coś na ładne oczy. Na moje nieszczęście koleś, który wykładał logikę przeżył z dwieście lat i gdybym miał zaliczać u niego egzamin ustnie, wolałbym chyba doznać samozapłonu na dziedzińcu.
Wizja niezdania tego przedmiotu wydała mi się bardziej realna kiedy wbiegłem do budynku spóźniony dobrą godzinę, zatem zostało mi jeszcze trzydzieści minut zajęć, bo padł mi internet w telefonie i nie mogłem znaleźć sali, poza tym jakoś nieszczególnie dobrze szło mi wytoczenie się z akademika. Fryzura na trzydniowy nieład tak naprawdę wymaga przynajmniej piętnastu minut przed lustrem, poza tym średnio się czułem tego dnia na zarost, toteż musiałem z cierpliwością tybetańskiego mnicha, dokładnie ogolić każdy włosek.
Korytarz był prawie pusty przez nieustannie wczesną godzinę, a to, że miałem tak wielką miłość do ciemnych okularów, by nosić je również w pochmurne dni, sprawiło iż prawie potknąłem się o sznurówki własnych martensów, gdy tylko dostrzegłem, że winda jest na parterze razem ze mną.
Dopiero na piętrze złapałem zasięg, a tym samym połączenie z wifi, dlatego patrząc w ekran komórki, szedłem przed siebie już powoli, przesuwając okulary z nosa na czoło.
Michael: Sprawdzał obecność?
Lisa: dziś nie
Odetchnąłem z ulgą, uśmiechając się zwycięsko, choć niepotrzebnie w ogóle wytaczałem się z łóżka, ale no cóż, byłem już na miejscu, zacząłem zatem planować zakup kawy i być może jakiejś słodkiej bułki, przy okazji przeglądając główną na Instagramie. Jeżeli zastanawialiście się wcześniej dlaczego wpadłem na Luke'a tyle razy, tutaj macie odpowiedź: rzadko zakładałem okulary do widzenia, choć powinienem je nosić, z reguły nie rozstawałem się ze swoimi słuchawkami, no i lubiłem rozpraszać się komórką.
Tamtego poranka jednak nie staranowałem go, a potknąłem się o jego długie, wysunięte wzdłuż posadzki przed moją salą wykładową, nogi. Poczułem, że tracę grunt, on też się zorientował, że kogoś poskładał, wyciągając własne słuchawki z uszu, tak samo jak trochę się uniósł, dostrzegłszy, że lecę i to był chyba jego błąd, że zainterweniował, bo mniej żenującym by było, gdybym zaliczył bliskie spotkanie z podłogą, a nie zawisł na jego udach, jak nieznośne dziecko podłych rodziców, oczekujące kary za złe zachowanie.
I gdybym ja jeszcze był normalny, całkiem stabilny psychicznie, nie wykorzystałbym tego dziwacznego ułożenia tak, jak w rzeczy samej to zrobiłem. Mianowicie obróciłem głowę, uniosłem jedną brew, zmierzyłem ze stoickim spokojem buzię Hemmingsa i zapytałem:
- Dasz mi teraz klapsa?
- Co? – zapytał zmieszany.
- Co? – powtórzyłem po nim.
Zdezorientowany Luke pomógł mi się pozbierać, a później podał mi komórkę, którą upuściłem, dlatego usiadłem obok niego na krześle, zastanawiając się dlaczego uznałem, że właśnie to chcę powiedzieć. Jasne, jakbym wpadał tak na kogoś ze swoich przyjaciół, pewnie posiliłbym się nawet o jakiś żart z „tatusiem", albo innym kinkiem, lecz jego nie znałem wcale aż tak dobrze. Zresztą... Nie chciałem go tak dobrze poznawać, ale na moje nieszczęście Hemmings wpatrywał się we mnie wyczekująco, chowając swoje słuchawki bezprzewodowe do pudełka.
Westchnąłem ciężko masując swój brzuch, bo potężnie zawisłem na jego kolanach, a nie zjadłem nawet śniadania.
- Chcesz mnie przeprosić? – zasugerowałem nie mogąc znieść tego wzroku.
- Nie – odparł na co zmarszczyłem czoło.
- Okej. – Skinąłem.
Zapadła między nami dłuższa chwila ciszy. Jakby... Rozumiałem jego bycie niegrzecznym, bo dosłownie półspał i miałem połowę korytarza, by ominąć jego nogi, tak samo jak osobiście również rzadko zdobyłem się na coś kulturalnego powodując jego upadki, dlatego uznałem, że widocznie daliśmy sobie po razie. To było dziwne, gdyż z jednej strony wolałbym chyba już wejść na tę logikę, by nie musieć koło niego siedzieć, ale z drugiej, mogłem też pójść do bistro i ignorować to, że wcześniej już zająłem miejsce obok Luke'a dość odruchowo. Nic nie mówiliśmy, oboje skupialiśmy się na pustej przestrzeni przed sobą, dlatego chcąc uniknąć niezręczności, ponownie podłączyłem słuchawki do telefonu, ale w momencie, gdy odpaliłem muzykę, Luke dobył z siebie jakiś dźwięk. Zamknąłem oczy na moment zirytowany faktem, że teraz muszę wyjąć te słuchawki i jak ostatni idiota zapytać „co?", bo przecież korona by mu z głowy spadła, gdyby nie czekał aż odłączę się od niego i świata.
- Słucham? – zapytałem mimo wszystko wymuszając lekki uśmiech, bo nieustannie pamiętałem, że rozmawiam z dwumetrowym piłkarzem, nie z gościem, którego sam mogę poskładać jednym ruchem ręki.
- Nic, nieważne.
Przewróciłem oczami teatralnie wiedząc, że on tego nie zobaczy, ponieważ znów wyłożył swoje długie, chude, piękne swoją drogą, nogi, opuścił powieki i skrzyżował ręce na piersiach, chyba marząc o tym, że się właśnie mumifikuje.
- Och, okej – mruknąłem cicho, ale gdy raz jeszcze chciałem założyć te słuchawki, Luke powiedział wreszcie, bardziej w przestrzeń, niż do mnie:
- Nie odpisałeś mi.
Wtedy się zdziwiłem, bo nie miałem zielonego pojęcia o co mu chodzi. Może próbował coś ode mnie wyciągnąć na Messengerze, ale nie sprawdzałem niepotwierdzonych rozmówców od miesięcy, albo chciał się do mnie dobić na twitterowym dm, dlatego przekrzywiwszy głowę, zacząłem motać spojrzeniem jego profil.
Tutaj muszę się zatrzymać i oddać chłopakowi to, jak piękny, prosty od nasady, choć zadarty na koniuszku, malutki piegowaty nosek ma. To było niesamowite, kiedy zaobserwowałem ten atrybut Luke'a, ponieważ wydawało się totalnie absurdalne wobec wielkiej postury naprawdę przystojnego faceta, jakiego miałem przed sobą. Z tego wszystkiego zapomniałem, że się wgapiam, dlatego odrobinę zapiekły mnie policzki i musiałem mechanicznie przypomnieć sobie o czym rozmawiamy.
- To znaczy? – palnąłem odruchowo przekierowując wzrok na tatuaż, który miałem na palcu, ale aby nie wyjść na spłoszonego, znów uniosłem podbródek, przybierając bardziej pewną siebie, zdekoncentrowaną minę.
- Na GG, napisałem do ciebie, nie odpisałeś mi.
Zamarłem na moment i aż mnie zmroziło. Przede wszystkim dlatego, że niekoniecznie rozumiałem jego intencje. Kilka dni temu, kiedy widzieliśmy się po raz ostatni, powiedział mi, że spotyka się z Lisą. Z Lisą, która pociągała każdego człowieka zainteresowanego kobietami choć odrobinę, zresztą Luke sam w sobie mógłby robić jej konkurencję wizualną. Gdybym był bi, to miałbym przy nich bi panic, taką właśnie parę stanowili. Rzeczywiście anonimowy komentator przedstawił się jako Luke, teraz poruszał ten temat i nawet nie próbował się ukrywać, więc o co w zasadzie mogło mu chodzić? O Craiga? W końcu się znali... Dlatego oblizałem usta i pokiwałem głową. Próbowałem sobie dokładnie przypomnieć o czym pisaliśmy przez chwilę, gdy wymienialiśmy komentarze na moim blogu. Wydawało mi się, że flirtujemy, zatem... Okej, ustalmy fakt: Luke Hemmings to seksowne dziwadło.
- Jeżeli chcesz, aby ludzie brali cię na poważnie, nie ustawiaj piłki na ikonkę, od razu twoja poczytalność jako osoby spada – odparłem dość niepewnie.
Pokiwał głową w odpowiedzi.
- Punkt dla ciebie.
Zapadła między nami chwila niezręcznej ciszy i pierwszy raz od naprawdę dawna poczułem od kogoś mieszane wibracje, gdzie nie mogłem określić, czy to mnie przerasta ta rozmowa, czy jednak on zaryzykował, aby ją przeprowadzić. Zebrałem się w sobie na tyle, by chociaż udać, że jestem pewny siebie w tej chwili, dlatego resztkami sił, nie gestykulując, ani nie pozwalając swoim mięśniom zdradzić czegokolwiek, spojrzałem mu prosto w oczy.
- Czego szukałeś na tej stronce? – Albo ja zabrzmiałem ostro, albo Luke próbował się wycofać i o ile oczekiwałem odpowiedzi „opisu twojej randki z Craigiem", patrząc na jego trochę spanikowaną buzię, nie zdziwiłbym się wcale na zdanie: „testu na geja".
Dla mnie to było oczywiste, Luke wcale nie lubił tylko dziewczyn, albo... W ogóle ich nie lubił, jednak nie przyspieszajmy faktów, ta niezręczność jest konieczna, a zarówno ona sprawiła, że siedząc wtedy przed salą od logiki, czułem, że o ironio, cała logika, jaką mam w głowie właśnie ulatuje. Nieszczególnie chciałem być w towarzystwie chłopaka po raz kolejny, ten pierwiastek we mnie odpowiedzialny za poczucie bezpieczeństwa, zaczął odrobinę panikować, ale nie wiedziałem dlaczego. Niby wyczułem jakieś zagrożenie.
- Chłopaki myśleli, że to będzie zabawne jeśli Craig cię zbaituje i pójdzie z tobą na randkę, ale jak się okazało masz większe jaja, niż oni wszyscy razem wzięci, bo na koniec dnia to ty napisałeś dobry tekst i zarobiłeś pewnie na tym pieniądze. Szanuję.
Powstrzymałem prychnięcie, a potem zebrało się we mnie trochę złości.
- Więc próbowałeś być następny i mnie zbaitować? I masz rację, Luke, Luke prawda? – Wymusiłem uśmiech; doskonale pamiętałem jego imię, ale chciałem, aby myślał, że ta informacja nie zajmuje ani skrawka miejsca w mojej głowie.
- Nie... Właściwie to trochę głupie, bo sam nie wiem czemu tak wyszło, chciałem z tobą przez chwilę pogadać, ale nie wiedziałem jak wyjaśnić fakt, że w ogóle tam wszedłem, bo... - Wzruszył ramionami. Bardzo się speszył, zwłaszcza pod wpływem mojego wyczekującego, przeszywającego spojrzenia. – Czasem robię głupie rzeczy, dobra? Chciałem zwrócić twoją uwagę, dobrze piszesz i tyle.
Zaśmiałem się bardzo cicho i krótko, a potem omotałem go wzrokiem tak, by nawet jego słodki nosek zrobił się czerwoniutki, niczym pomidor i udało się, dlatego oblizałem dolną wargę, raz jeszcze oglądając swoje dłonie.
- Żebyśmy się dobrze zrozumieli, twoi koledzy chcieli zrobić sobie ze mnie żarty, ale przypomnieli sobie, że nie jesteśmy już w podstawówce, tylko na studiach i wszystko co nas wyróżnia, może być podstawą do zarabiania pieniędzy, nie ukrywania się w cieniu, albo w szafie?
- Chyba tak, poza tym Craig naprawdę cię lubił, a teraz wszyscy na siłowni się z niego nabijają za ten ser. Nikt mu nie kazał, to była jego inwencja twórcza, zresztą... Gdybyśmy mieli się identyfikować jako postaci z bajek, on byłby Rikko z Pingwinów z Madagaskaru.
- A ty? – Przekrzywiłem głowę, zamiast czepiać się ich durnej konspiracji, którą na dłuższą metę nawet nie byłem w zasadzie urażony. – Kim byłbyś ty?
- Roszpunką – rzucił bez zawahania, dlatego znów się zaśmiałem.
- Nie musiałeś długo nad tym myśleć, nieźle. – Poklepałem go lekko po ramieniu.
Na moment zapadła między nami chwila ciszy. Luke wciąż był zażenowany chyba bardziej sobą, aniżeli mną, czy nawet tym, jak upadłem na jego kolana, a ja mniej spłoszony jego niewytłumaczalnie osobliwą aurą, bardziej powoli rozluźniający się ze świadomością, że raczej więcej interakcji mieć nie będziemy, bo średnio pasował mi pod archetyp ludzi, z którymi tworzyłem przyjaźnie.
- Piszesz o swoich randkach, bo masz tyle doświadczeń, czy masz tyle doświadczeń, żeby mieć o czym pisać? – zapytał wreszcie, jakby to męczyło go przez ten cały czas.
- Pytasz mnie, czy umawiam się z kolesiami, żeby mieć o czym pisać? Nie. Tak naprawdę szukam miłości swojego życia, bo marzę o tym, żeby już wziąć ślub i adoptować siódemkę kotów. – Zabrzmiałem na tyle poważnie, że Luke prawie się zapowietrzył patrząc na mnie z szeroko otwartymi oczami. – Oczywiście żartuję, lubię randki i przygody, lubię pisać, a jeśli mogę, tak jak mówiliśmy, zarobić na jednym i drugim, to idealny biznes dla mnie. A ty? Czytasz takie rzeczy, bo nie chodzisz na randki, czy dlatego, że chodzisz na nich tak wiele, że szukasz asocjacji z cudzymi doświadczeniami?
- Hm, po pierwsze, zawsze chciałem mieć kota, ale mam zabójczą alergię, dlatego adoptuj ich jak najwięcej. – Odpowiedziałem mu półuśmiechem. – A po drugie, cóż, aktualnie nie chodzę na randki, bo jestem z Lisą od trzech lat, ale było ich trochę, więc można powiedzieć, że oba? Nie mogę powiedzieć, że twoja historia o serze zaspokoiła moje wewnętrzne potrzeby, ale z pewnością poczułem się lepiej z moimi beznadziejnymi historiami.
- Dawaj, chcę to usłyszeć. – Poruszyłem brwiami.
- Ale w sensie?
- Opowiedz mi swoją najgorszą randkę, chyba mi to wisisz, skoro wiedziałeś, że twój kolega chce mnie wkręcić i mi nie powiedziałeś. – Żartowałem sobie, ale Luke'a widocznie to zestresowało, dlatego nie przerwałem swojej narracji, robiąc znaczącą minę.
- Umn... Okej, w takim razie... Jeszcze w szkole średniej zabrałem dziewczynę do parku i zaproponowałem, żeby zdjęła buty, bo było ciepło, zrobiliśmy sobie piknik. Jestem z Atlanty, bardziej z przedmieścia, ona nie była, niedaleko domu moich rodziców jest taki miejsko-wiejski park, ona nie wiedziała, ja nie pomyślałem, że... No cóż, ludzie zabierają tam pieski, raczej średnio po nich sprzątają. I właściwie z mojej winy, bo pociągnąłem ją za rękę, wdepnęła gołą stopą w kupę.
- O mój boże. – Aż zasłoniłem usta dusząc śmiech. – To nie była Lisa, prawda?
- Myślisz, że Lisa byłaby moją dziewczyną gdybym... Mniejsza, proszę bardzo, jesteśmy kwita za Craiga?
Pokiwałem szybko głową dalej chichocząc. Boże, jakie to było głupie, ale po śmiechu znów zamilkłem i nawet jeśli nasza chaotyczna, durna rozmowa dała mi jakieś pozytywne emocje, nie bardzo chciałem to ciągnąć. Po prostu coś wydawało mi się nie na miejscu, aczkolwiek Luke chyba tego nie odczuł, bo postanowił kontynuować.
- Przeczytałbym książkę w twoim wykonaniu o randkach.
- Nigdy nie myślałem o napisaniu książki, wtedy to dopiero babcia by mnie prześwięciła. – Podciągnąłem kolano pod brodę, sprawdzając przy okazji godzinę w telefonie. Miałem wiadomość właśnie od Lisy, która ewidentnie nie wiedziała, że Luke tu na nią czeka, bo napisała, żebym koniecznie ją złapał, bo ma do mnie prośbę.
- Babcia? – zaczepił.
- Taa, mama dalej jej wmawia, że robię katolicki kanał na fejstubgerze.
- Na czym?
- No właśnie, a jak napiszę tę książkę, nazwę ją „To co odwaliłem, abyś ty nie musiał". Dzięki Luke, pogrubiasz mój portfel. – Zrobiłem znaczącą minę, a on lekko zachichotał.
Nie zdążyliśmy jednak powiedzieć nic więcej, bo być może zajęcia miały skończyć się za minutę, ale Lisa już wypadła z sali, poprawiając torebkę na ramieniu, kiedy zobaczyła nas natomiast razem, jasno się zaskoczyła.
- Hej, a ty co tu robisz? – Od razu usiadła na kolanach swojego chłopaka, który trochę zmieszany ją objął, jakby nie lubił okazywać czułości publicznie, co byłem w stanie zrozumieć. Ale pozwolił dać sobie krótkiego buziaka.
- Odwołali mi ćwiczenia, a zdążyłem już wstać. Chcesz iść na śniadanie gdzieś? – Zerknął na mnie. – W sumie to... Chcecie? Sam nie wiem, Michael, prawda? – odgryzł mi się, dlatego pokręciłem głową z lekkim niedowierzaniem, trochę mrużąc oczy. Po mimice Luke'a widziałem, że ma z tego satysfakcję.
- Umn... Jasne, jestem za śniadaniem, ale muszę skoczyć do łazienki, Mike, pójdziesz ze mną?
- Do damskiej łazienki? – Uniosłem jedną brew.
- Bo to sprawi, że staniesz w płomieniach. – Dziewczyna położyła dłoń na moim ramieniu. – Chodź, opowiem ci przy okazji co słyszałam, że będzie na wejściówce z technologii informacyjnej.
Nie chciała rozmawiać o wejściówce i widziałem to w jej oczach, dlatego wstałem przerzucając sobie torbę przez ramię. Ostatni raz spojrzałem za Lukiem, który jakby nigdy nic zaczął szukać w komórce, które śniadaniowe menu w najbliższych knajpkach będzie mu odpowiadało. Naprawdę nie czułem się pewnie w jego towarzystwie. Było w tym chłopaku coś co mi nie pasowało, jednakże jeszcze nie umiałem rozgryźć co. I słowa Lisy, która zamknęła za nami drzwi do łazienki, odrobinę rozjaśniły mi w głowie pod tym względem.
*
Hej kochani, tak mi mocno średnio idzie z pisaniem krótkich rozdziałów, ten właściwie był jeszcze dłuższy, ale no cóż, nie będę się do niczego zmuszać, myślę, że i tak wychodzą względnie optymalne.
Dajcie znać co myślicie? Na to aż serio serio poznacie Luke'a, musicie jeszcze troszkę zaczekać, ale gwarantuję, że czasem może okazać się zupełnie inny, niż teraz wygląda. Wkrótce też będzie więcej dialogów, niż opisów, ale chciałabym abyście lepiej poznali Mike'a i przywykli trochę do jego narracji.
Będę wdzięczna za każdy komentarz, bo odkryłam w sobie to, że im więcej ich się pojawia, tym bardziej sama jestem zmotywowana, aby pisać, bo uwielbiam czytać jak integrujecie się z moimi pracami i co uważacie o bohaterach i ich przemyśleniach.
All the love xx
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro