Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

post 17: cukier tata

     p o s t 1 7
     s o n g: m i d n i g h t l o v e  -  g i r l i n r e d 

    W moim przeświadczeniu istnieją trzy typy ludzi: ci którzy wydają polecenia, ci którzy pracują i ci, którzy ignorują system wcześniej wymienionych grup. Osobiście raczej należałem do tych ostatnich, choć jednocześnie miałem zapędy, aby się nieładnie rządzić, co wynika najpewniej z faktu, że jestem marcowo rodzonym baranem, a wyszedł ze mnie ten pierwiastek podczas remontu. Luke oczywiście przewracał oczami, jak to na naburmuszonego byka, któremu coś się każe przystało, choć koniec końców i tak robił wszystko po swojemu, bo na remontach znał się naprawdę dobrze. 

Nie pomyślałem wcześniej, że spocony facet w okularach (które zabrał do cięcia tapety, choć miałem pewność, że tak na ogół nos soczewki, w tych czasach mało kto ma sprawny wzrok), delikatnie opryskany farbą, przy okazji marudzenia o jakości pędzla, będzie dla mnie atrakcyjny, a tu proszę! Wystarczył jeden seks oralny i nagle Luke mógł brzmieć, jak mój dziadek-specjalista-od-wszystkiego, a i tak miałem na niego ochotę. Zwłaszcza na jego tyłek w szortach.

Nie dziwiłem się, że Karen uderzała tył mojej głowy za każdym razem, gdy tylko złapała mnie na tym, że się gapię, ale to nie była moja wina! Podczas tego przedsięwzięcia, pierwszy raz w życiu poczułem się zawstydzony z powodu swojego pragnienia jakiegoś człowieka. Nakręciłem się na ten weekend, miał odbyć się bez żadnego wstydu, tylko ja, Luke, trochę pracy fizycznej i uniesienia namiętności, mające zetrzeć z nas to napięcie, które rosło za każdym razem, kiedy tylko zostawaliśmy sam na sam.

Nie wierzyłem w miłość, a w miłość od pierwszego wejrzenia już tym bardziej, jednakże gdybym wierzył, jestem pewny, iż czułbym lęk przed przyzwyczajeniem się do tego stanu rzeczy. Wiecie, ludzie z łatwością przywykają do tego, co ich uszczęśliwia, trudniej uświadomić sobie, że nieprzyjemny stan rzeczy utrzyma się na dłużej, lecz w tamtej chwili, nie spodziewałem się żadnych trudności.

W połowie dnia, kiedy paliliśmy papierosy już z paczki Karen, bo moja się skończyła (choć tak naprawdę jestem okazyjnym palaczem), opierając się o parapet, doszedłem do wniosku, że Luke Hemmings powinien mieć ostrzeżenie wypisane na twarzy. Jakby informację, że nieważne jak bardzo toksyczny potrafi się stać i tak cię oczaruje, więc warto wziąć pod uwagę notoryczne szczypanie się w nadgarstek. Z drugiej strony... Od pierwszej chwili, kiedy przyjrzałem się jemu i jego małemu, piegowatemu noskowi dokładniej, byłem pewny, że nie ma ładniejszych ludzi na świecie, a zatem istniało ostrzeżenie. Najbardziej efektowne i atrakcyjne rzeczy, to te najbardziej destrukcyjne.

- Nie chce mi się już – mruknąłem siadając na parapecie, wywołując cichy chichot chłopaka.

- Mikey... - Spojrzał na mnie, jakby próbował mnie podpuścić.

- No co?!

- Mikey...

- Hm? – Założyłem rękę na piersiach, wyrzucając niedopałek do popielniczki.

- Przecież ty nic nie robisz – wyszeptał złośliwie, tym samym szturchnąłem go w ramię robiąc groźną minę. Luke zaśmiał się słodko, dziecinnie, jednocześnie łapiąc mnie w tali, bym nie wypadł z okna. – Okej, dobra... To co tu zrobiłeś? Słucham. – Tylko się ze mną droczył, o czym świadczył świetlisty błysk w jego oczach.

- Wiele rzeczy! – prychnąłem. – Zmieniam nam co chwila muzykę, podaję ci wałek, odkręciłem ci listwy... - Luke uniósł jedną brew. – Okej, próbowałem odkręcić listwy, ale wciąż, to twoja wina, bo się rządzisz!

- Ja się rządzę?!

Oboje zachichotaliśmy, a w ten sposób oparłem czoło na jego ramieniu. Przeszedł mnie przyjemny dreszcz, kiedy palce chłopaka powiodły po moim boku, a potem ulokował je na łopatce. Byłem z nim bezpieczny, nie znałem tego uczucia, przynajmniej nie w tym aspekcie.

- No dobra, ja się rządzę – burknąłem.

- Wiem. – Opierając brodę na mojej pochylonej głowie, to Luke wyrzucił swoją fajkę a potem odsunął się dość drastycznie, kładąc sobie dłonie na biodrach. Przechylił się odrobinę do tyłu, bo zdecydowanie bolały go już plecy.

- Hej... Jak coś to wiesz, dzięki za to i przepraszam, że będziesz mieć prawdopodobnie zakwasy do końca życia przeze mnie. – Podrapałem się niezręcznie po karku, na co tylko skrzywiłem się niemrawo, bo nie spodobał mi się koncept tego, że ja też jestem spocony.

Należałem do bardzo przebojowych, a w tym bardzo czystych ludzi i jeśli to nie prowadzi nas do wizji seksu pod prysznicem, do czego innego miałoby? Ale patrząc na Luke'a, który wrócił do pracy wykończeniowej, pomyślałem sobie, że on nie chce, żebym odebrał mu ostatnie dziewictwo, jakie posiada, a zatem tylko westchnąłem i wróciłem do pilnowania śrubek od listew, abyśmy na sto procent ich nie zgubili.

*

Mówiłem wam już o tym, że nie jestem fanem goszczenia się w mieszkaniu mojej własnej matki. Perspektywa zawstydzania mnie, albo tej osoby poprzez paplaninę Karen wydawała mi się na tyle żenująca, abym nawet nie rozważał takich opcji. To, że Luke pojechał ze mną wynikało z racji faktu, iż niczego od niego nie oczekiwałem, a nasza relacja, gdy tylko składałem mu propozycję, zdawała się pozostawać w granicach czystej przyjaźni z ewentualnym, zbyt długim patrzeniem sobie w oczy.

Co ciekawe, nie byłem też fanem pojawiania się w tym domu ze znajomymi, jakbym wewnętrznie wiedział, że nie każdy musi zaakceptować, czy polubić to jaka jest moja mama, a w tej samej chwili, ona może obrazić moich przyjaciół w na tyle inteligentny sposób, że poczują od niej niechęć, ale dowiedzą się, iż zostali podsumowani, jednego, bezsennego wieczoru, gdy zwyczajnie ich olśni.

 Czasem miałem wrażenie, że opiekujemy się z Karen sobą nawzajem. Bardzo szybko sprowadziła mnie do roli rozumnego, dojrzałego dzieciaka, potrafiącego zrozumieć jej dorosłe problemy, dlatego często zostawałem sam, albo nie byłem wypraszany, gdy to ona widywała się z koleżankami. Doceniałem te czyste, otwarte karty między nami, aczkolwiek nauczyło mnie to zdecydowanie zbyt szybko faktu, jak zawistni i nieodpowiedzialni potrafią być ludzie, a jednocześnie dwulicowi i zasadniczo nie warto im ufać. Wysłuchiwałem historii sercowych przyjaciółek mamy, znałem z nazwiska każdego, zdradzającego je dupka, a na skutek odpowiedniego spojrzenia, oni czuli, że ten randomowy dzieciak na ulicy ich ocenia. To widocznie zostało ze mną i utkwiło w moich mechanizmach obronnych, by mrozić mężczyzn wzrokiem, kiedy chcę dać im do zrozumienia, że mają nie zbliżać się na krok. Z drugiej strony wyćwiczyłem też zalotne spojrzenie, którego używałem totalnie świadomie i w ten właśnie sposób spojrzałem na Luke'a, który wszedł do pokoju po prysznicu, ubrany w bermudy i tank top, ścierając kropelki wody ze swojego karku.

Na dworze zrobiło się naprawdę bardzo ciepło, zwłaszcza że okno w salonie usytuowano od wschodu i do popołudnia promienie raziły nas po twarzach. Rzeczywiście czułem wszystkie mięśnie, a patrząc na chłopaka, byłem więcej jak pewny, że on też. Miałem ochotę po prostu położyć się teraz pod wiatrakiem i odpoczywać tak z nim wspólnie, oglądając odmóżdżającą komedię romantyczną, albo bajk... film animowany. Lecz dwupokojowe mieszkanie, w którym jedno z pomieszczeń właśnie schło, dało nam mamę do towarzystwa, choć Karen i tak założyła słuchawki, przerzucając strony witchcraftowej książki.

Luke zerknął na nią, później na mnie, bo sam zajmowałem miejsce pośród miękkiego, poduszkowego fotela, oddając mamie łóżko. Odsunąłem się odrobinę, a on opadł w sam środek pufy, przy okazji podważając moją część siedzenia, tym samym trochę wpadłem na niego. Powstrzymałem ciche parsknięcie, odgarniając mu włosy. Objąłem chłopaka ramieniem, bo nie mieliśmy zbyt wielu opcji wygodnej pozycji, ale on zamiast zrozumieć, że nie mam zamiaru go erotycznie obściskiwać przy własnej mamie, automatycznie cały się spiął i zaczerwienił.

Powinniśmy wrócić do akademika, nie mieliśmy żadnych rozwiązań jeśli chodziło o spanie, a jednak wciąż siedzieliśmy w tym zatłoczonym przez naszą trójkę mieszkaniu, podduszając się oparami remontu. To wiele mówiło o tym, jaki oboje wytworzyliśmy stosunek do swojego towarzystwa z dala od uczelnianych znajomych, mojego przyjacielskiego seksu z Calumem i związku Luke'a z Lisą.

Odsunąłem się nieznacznie, bo wciąż był zmrożony. Luke oblizał dolną wargę, a potem zerknął na mnie tak, jakby przepraszał i jednocześnie pytał co na ten temat myśli moja mama, więc wzdychając bardzo ciężko i pretensjonalnie, przełożyłem nogi przez jego nogi, opierając łopatki o ścianę za sobą. Mój tyłek wisiał w zawieszeniu pomiędzy tapetą, a fotelem.

- Jesteście zabawni – mruknęła w końcu Karen, nie podnosząc nawet wzroku znad swojej lektury. Wyciągnęła tylko jedną słuchawkę.

- To znaczy? – zapytałem przeciągając się odrobinę.

- Nie jestem ani głupia, ani ślepa, nie musicie zachowywać się tak, jakby ten drugi był lawą. – Dopiero wówczas mama opuściła okulary na nos, patrząc prosto w oczy zarumienionego Luke'a.

- To nie tak... - Chyba poczuł potrzebę, by się wytłumaczyć, na co zjechałem trochę plecami po ścianie.

- A jak, Luke? – zapytała trochę złośliwie.

- Umn... My tylko...

- Nie muszę tego wiedzieć, a ty nie musisz mi o tym mówić, jeśli będziecie chcieli pogadać, albo jakkolwiek przedstawić mi... To. – Wskazała na naszą dziwaczną, zaplątaną pozycję. – To chętnie was wysłucham, w porządku.

Chciałem coś powiedzieć, ale nawet nie wiedziałem jak ubrać to w słowa. Przez siłę nacisku moich pleców na ścianę, pufa odsunęła się po panelach, tym samym upadłem na podłogę, ale w bezbolesny, zamortyzowany sposób. Luke tym czasem prędko położył dłoń na mojej kości ogonowej, jakby chciał ten wypadek znieczulić maksymalnie. Posłałem mu szczery uśmiech, co odwzajemnił. Chciałem się wtedy wychylić i go pocałować, zwłaszcza, że niedaleko jego dłoń znalazła się w tamtej chwili od mojego pośladka, a doskonale pamiętałem, jak ściskał to miejsce w nocy, zachwycony faktem posiadania mężczyzny w swoich ramionach.

Koniec końców musieliśmy się podnieść, by znów usiąść względnie wygodnie, lecz kiedy ja opadłem na mebel, Luke podszedł bliżej mojej mamy, zajmując miejsce w nogach łóżka. Przeczytał tytuł książki przez nią wetowanej, ale zanim zdążył zadać jakiekolwiek pytanie, Karen odłożyła lekturę i poprawiła poduszkę za swoimi plecami.

- Interesuje cię to? – zapytała go, na co zmieszany Luke wyłącznie delikatnie rozchylił wargi. – Wczoraj oglądałeś moje rysunki, może chcesz się czegoś dowiedzieć, śmiało, pytaj. – Wzruszyła ramionami.

Karen zawsze była bardzo otwarta i miała już zarys tej konwersacji, dlatego z lekkim uśmiechem, wyciągnąłem komórkę z kieszeni i pozwoliłem im po prostu rozmawiać.

- Nie znam się na takich rzeczach, w sensie... Jest pani... Wróżką? – Uniósł jedną brew. Nie wyglądał jakby ją wyśmiewał, raczej chciał wiedzieć, ale mamę to rozbawiło.

- Raczej nie należę do pań, które przepowiedzą ci przyszłość za SMS-a na antenie jakiegoś dennego programu, skarbie. – Ściągnęła okulary z nosa. – Mogę postawić ci tarota, mogę oczyścić twoją energię, manifestować dla ciebie rzeczy... Tak tłumacząc to laikowi, ale ogólnie rzecz biorąc to głębsza sprawa.

- Och... Okej. W sensie, a może pani mnie nauczyć rzucać klątwy na wykładowców?

- Luke, to nie jest dobry pomysł. – Poklepała go po ramieniu. – Michael kiedyś rzucił jedną na swojego historyka, ale spotkał się z zemstą...

- Spadłem ze schodów trzy razy! – Podniosłem rękę, nie patrząc na nich, a nieustannie w ekran telefonu. – Co nie zmienia faktu, że w to nie wierzę, ale jeśli ty tak, to luz, mama cię wprowadzi, będziesz potem naczelną zielarką akademika. – Dopiero wtedy spojrzałem na Luke'a z lekkim zastanowieniem. – Chociaż nie, może lepiej cię tak nie nazywajmy, bo jeszcze pani Robinson wbije z narkotykowym NYPD do twojego pokoju i się skończy czarowanie.

- Taki z ciebie niedowiarek, Mikey, a przez połowę dzieciństwa musiałam ci wypędzać „coś" spod łóżka.

- Hej, hej! Potwory pod łóżkiem to inna sprawa. – Założyłem ręce na piersiach, a Karen przewróciła oczami. Luke aż zasłonił usta, by nie parsknąć na głos. – Dawaj, mamo, postaw mu tarota.

- Nie... Raczej nie. – Chłopak podrapał się po karku. – Nie żebym był jakkolwiek przekonany, że to nieprawda, co pani praktykuje, ale chyba właśnie dlatego wolę nie dmuchać na zimne i raczej pozostawić przyszłość w niewiedzy, żeby samemu nie musieć wypędzać potworów spod łóżka.

- Jasne, jak zmienisz zdanie, to mogę to zrobić. – Uśmiechnęła się do Luke'a lekko.

- Ja ci postawię tarota. – Poruszyłem złośliwie brwiami, choć on doskonale wiedział, co było tarotem w mojej wypowiedzi, więc zerknął na mnie tak, abym był świadom, że właśnie chce prychnąć.

- Naprawdę nie lubię jak ryzykujesz z rzeczami, w które nie wierzysz, Mike – mama odrobinę spoważniała, a potem spojrzała na Luke'a. – Michael to typ osoby, która wchodząc do lasu, kiedy zobaczy podejrzaną lalkę zawieszoną na drzewie, koniecznie musi ją strącić z gałęzi i zabrać do domu.

- To zdarzyło się raz i okazało się, że Ashton robił sobie ze mnie jaja!

- Mhm. – Karen westchnęła ciężko. – Kiedyś twój temperament doprowadzi cię w bardzo mroczne miejsca, słoneczko. Nie stawiaj kart, jeśli nie masz wobec nich odpowiedniego szacunku.

- Dobra, dobra, tylko żartowałem. – Przewróciłem oczami teatralnie. – Luźno.

Luke siedział przez moment zamyślony, wpatrywał się raz to we mnie, raz w tatuaże na rękach mojej mamy, aż wreszcie chwycił tę książkę, którą czytała i zaczął lustrować spojrzeniem opis na tylnej stronie okładki. Była o jakiś bogach, czy innych tego typu sprawach. Moje zainteresowanie panteonem umarło wraz z miłością do Perciego Jacksona, ale on i tak przechodził przez jakąś religijną traumę, poza tym nigdy wcześniej nie był na tak długo w towarzystwie rodziny choć odrobinę podobnej do naszej, toteż eksplorował.

- Mogę mieć bardzo ryzykowne pytanie, które nie powinno zabrzmieć obraźliwie, ale...

- Pytaj – powiedzieliśmy oboje z Karen w tym samym momencie.

- Jak to jest, że moich rodziców w kościele nauczyli tego, że Bóg ma coś przeciwko gejom, a... No... Wiecie do czego piję...

Uśmiechnąłem się z lekkim politowaniem, kręcąc głową, bo dyskusje na temat wiary, albo jej braku, zawsze odbywały się, gdy tylko ktoś już przyszedł do mojego domu i konwersował z moją mamą. Nie chciałem mu na to odpowiadać, gdyż sam nieszczególnie wierzyłem w cokolwiek nadnaturalnego, a zatem skupiłem swój wzrok ponownie na komórce, dając Karen się popisać. To mogło trwać albo dziesięć minut, albo dziesięć godzin; ta rozmowa. Mnie wystarczyła jedynie wiedza, że Hemmings podważa, zastanawia się i zadaje pytania. To znaczyło, że z jego szafy wypadały zawiasy.

Osobiście przestałem słuchać, bo powtarzali banały, a zamiast tego ukradkiem spoglądałem w stronę chłopaka, który przechodził przez jakieś niewyobrażalne katharsis. Chwilę potem oboje wstali i poszli do kuchni, ponieważ Luke dał się na tyle wkręcić, by chcieć tego tarota, albo... Odrobinę prywatności z Karen, bo jeśli ja umiałem prześwietlać ludzi, to ona była w tym mistrzem.

Zostając sam, przeciągnąłem się na swoim fotelu, a potem wypuściłem powietrze ze świstem. Naprawdę nie chciałem wracać do akademika, potrzebowałem pobyć z Lukiem jeszcze chociaż przez chwilę, dlatego wpadłem na pomysł, który powinien stanowić dla mnie samego jedną, wielką czerwoną flagę.

*

Nie zdarzyło mi się pracować w supermarkecie, ani znać nikogo, kto miał taką okazję, ale nie potrzebowałem wiedzy ze strony zespołu osób zatrudnionych, aby wiedzieć, że obsługiwanie średnio trzeźwej, robiącej raban młodzieży, nie jest ulubioną rzeczą dla dosłownie nikogo.

- Nie mam pojęcia kiedy stałem się takim dziadkiem – powiedziałem cicho w stronę Hemmingsa, opierającego się ramionami o wózek, podczas gdy ja wrzucałem do środka zakupy, obiecane mamie za pożyczkę pick-upa na noc. – Serio, nie wiem czy ja też taki kiedyś byłem, a teraz mi odbiło „na starość", czy ta dzieciarnia jest po prostu żenująca?

- Szczerze, ignoruję ich. – Spojrzał na mnie znacząco, zatrzymując się przy dziale z chipsami. – Mogę chrupki orzechowe?

- Po pierwsze: fuj, a po drugie: nie pytaj mnie, jak coś chcesz, to bierz. – Sam sięgnąłem za opakowaniem, a biorąc jednak dwa, uzupełniłem nimi koszyk. – I jasne, ja też na ogół totalnie ignoruję nastolatków, ale aż mi było szkoda tej kasjerki.

- Fakt. – Luke trochę się skrzywił. – To weź jeszcze doritosy, jak już jesteś dziś moim cukier tatą. – Zerknąłem za nim rozbawiony, a że byliśmy sami w alejce, posłał mi teatralnego buziaczka.

- „Poproszę jeszcze... chłopaki przestańcie... torbę... chłopaki noo, jestem taka szalona dziś, ja wiem, haha, co? Nie, nie mam karty członk... Jason!" – sparodiowałem głos dziewczyny, która chyba miała swój moment głównej bohaterki, podczas gdy my wchodziliśmy do sklepu i połączyliśmy się w bólu z kasjerką.

- Nie no, niemożliwe, żebyś kiedykolwiek taki był, jeśli kiedykolwiek taki byłeś, to wstydzę się za ciebie nawet ja. – Luke włożył jeszcze do koszyka zgrzewkę wody, bo stała dość wysoko, był przy tym stoisku, plus mama zapisała ją na liście.

- Hej, ale jesteś dziś trochę zaczepny we mnie, nie? – Szturchnąłem go biodrem.

- Nope, to moja osobowość. – Poruszył brwiami na co zachichotałem.

Bardzo chciałem poznać Luke'a kiedy nie musi walczyć ze sobą i może zwyczajnie zachowywać się tak, jak jest mu najwygodniej. Odpowiadał mi taki odrobinę złośliwy, całkiem ucieszony i zrelaksowany, kompletnie nie dbając o to, że ma moje o pół rozmiaru za małe japonki na nogach, luźno wiszący tank top i chodzi po markecie w niektórych miejscach jeszcze brudny od farby, aczkolwiek po długim prysznicu. To był taki widok, do którego mógłbym się przyzwyczaić.

- Ja mam dziś wahania osobowości, bo jak zobaczysz jakie nam spanie zorganizuję, to upadniesz na kolana, zanim cię o to poproszę. – Wsunąłem dłoń w tylną kieszeń jego spodni, ale naszą bańkę przebiło dwoje ludzi wchodzących do alejki z chipsami i słodkimi napojami.

- Mikey – szepnął, bym zabrał rękę, a ja podniosłem wzrok na intruzów.

Zamarłem na moment, przełykając ślinę rzeczywiście zabrałem rękę z hemmingsowego tyłka, a potem po prostu ułożyłem delikatnie palce na rączce wózka, bardzo blisko jego dłoni. Moje serce zabiło szybciej, nie przez nasz kontakt fizyczny, a przez stres, który zaczął wiercić monstrualną dziurę w moim brzuchu.

- Michael! – zawołał facet prowadzący drugi wózek przed nami. – No proszę, nie wiedziałem, że tak szybko się spotkamy, ty musisz być jego chłopakiem, Luke, prawda?

Żołądek miałem gdzieś w gardle, a serce w dupie, bo każde słowo, które wypadało z ust Chada docierało do mnie jak zza szyby. Byłem blady jak ściana, ale policzki miałem wściekle czerwone, Luke natomiast zrobił się aż szarozielony, zwłaszcza gdy głaszcząca się po swoim ciążowym brzuszku Christie, zaczęła patrzeć na nas, niczym obsesyjna fanka szipująca dwóch członków zespołu oddychających w jednym pomieszczeniu.

Po pierwsze – Luke miał problem z dotknięciem mnie przy mojej mamie, po drugie – z jakiego powodu jakiś obcy facet zwracał się do niego po imieniu i to jeszcze w formie „chłopak Michaela Clifforda"! Po trzecie... Dotarło do mnie, że mam więcej nasrane we łbie, niż myślałem, że mam, bo Chad zapuścił włosy, więc wyszło na to, że jego blond czupryna, stała się blond lokami.

- Cześć, Chad – mruknąłem zbyt niepewnie, jak na siebie. – Christie. – Skinąłem jej.

W normalnych warunkach, gdyby stał koło mnie ktokolwiek inny, niż Luke, przeciągnąłbym ten temat i ze stoickim spokojem dał im mocno wierzyć w swój szczęśliwy związek, ale bardziej, niż wyjść na idiotę, czy kłamcę przed swoim... Tak naprawdę byłym, dbałem o to, by nie zranić w jakimś sensie Luke'a.

I tu mnie zaskoczył, bo Hemmings prędko załapał sytuację i nieproszony położył dłoń na moim biodrze, uśmiechając się życzliwie w stronę Chada i Christie. Przeszedł mnie dreszcz, gdy to się stało, jeden z tych przyjemniejszych, więc podniosłem na niego wzrok z dołu, uśmiechając się lekko.

- Miło wreszcie poznać jakiś znajomych Mike'a. – Wyciągnął rękę do Chada, który widząc nas takich zakłopotanych, zaczął marszczyć czoło. – Tak, jestem Luke.

Nie tylko ja zauważyłem wtedy, że mam typ. Widział to każdy z naszej czwórki. Dlatego. Docelowo. Nie. Umawiam. Się. Z. Futbolistami!

- Słyszałem ostatnio o tobie, nie wierzę, że mały Mikey wreszcie się ustatkował, co? – Chad szturchnął mnie w żebro, a ja rozkminiałem tylko jak wydostać się z tej alejki tak, by nie wyszło na to, iż przed nimi uciekamy.

- Och, że Michael znajdzie sobie ładniejszego chłopaka, niż każda dziewczyna w naszej szkole, to było do przewidzenia, wszyscy tylko zakładali się kto zakończy jego flirciarską karierkę – wypaliła Christie.

- Dobra, dobra, bez wspominek, musimy lecieć... Gratuluję celnego wytrysku, swoją drogą. – Miałem na myśli to dziecko w jej brzuchu.

- Czekajcie, nie wiedzieliśmy, że będziecie w okolicy, może wpadniecie do nas na grilla, ostatnie ciepłe dni się zapowiadają, będą chłopaki z drużyny. Michael zawsze kochał się z nimi droczyć.

- Taa. – Przewróciłem oczami. – Innym razem, serio, Luke i ja mamy plany.

- Oj, na pewno da się je przełożyć. – Nalegała Christie.

Jeśli typowe, przedmiejskie, białe, amerykańskie małżeństwo millenialsów miałoby twarz, byłaby to twarz Chada i Christie.

- Nie da się. – Pokręciłem energicznie głową, ciągnąc Luke'a i nasz wózek za sobą, nie pozwalając Hemmingsowi nawet wydusić z siebie słowa, choć wydawało mi się, że jest tak zajawiony mną, gdy panikuję, że dla tego widoku, zgodziłby się grać mojego chłopaka przez następne dwa tygodnie, miesiące, lata... Do końca życia. Mniejsza.

- I co takiego będziecie robić, hm? – Christie założyła ręce na piersiach.

- Starać się o dziecko – rzuciłem widząc już światełko w tunelu, w postaci alejki z alkoholami.

- Ale homoseksualiści chyba nie...

- Kochamy próbować! – Obróciłem się jeszcze do nich, energicznie machając. – Mamy sesję, trzymajcie się, innym razem, pa!

- Umnn... Miło było was pozn...

- Luke, patrz tequila na promocji!

- O mój boże, serio?! – Powstrzymałem parsknięcie, bo nie wierzyłem, że naprawdę byłem w stanie go tym zwabić.

Chad i Christie spojrzeli za nami, jak za wariatami, a potem machnęli ręką i sami zniknęli w dziale dietetycznego jedzenia.

- Hej, nie ma promocji na tequilę. – Luke wydął dolną wargę. – Wypijemy wino? – zaproponował podnosząc butelkę, a ja patrzyłem na niego w szoku, wciąż z prędko bijącym sercem, bo byłem zestresowany i jednocześnie zaskoczony.

*

Wciąż pozostał we mnie niepokój, kiedy Luke wnosił zakupy do mieszkania, a ja w tym samym czasie znosiłem na pakę pick-upa koce, kołdry i poduszki. Mijaliśmy się kilkukrotnie w drzwiach, choć z jakiegoś powodu chciałem, by miał niespodziankę, więc skłamałem, że wynoszę pościele, by nie przeszły smrodem farby. Ukryłem też pod siedzeniem reklamówkę z naszymi przekąskami i winem oraz laptop, bo poczułem potrzebę, zwłaszcza po tym głupim wydarzeniu, zrobić dla Luke'a coś miłego. Poza tym i tak byłem mu wdzięczny za odwalenie praktycznie całej roboty z remontem, zasłużył na relaks.

Po dłuższej chwili zajęliśmy miejsca kierowcy i pasażera, zaczęło się ściemniać, do odtwarzacza wrzuciliśmy płytę Cage The Elephant, a naszym celem okazała się przydrożna pizzeria, z której rozmawiając tak naprawdę tylko o muzyce, bo Luke nie znał wcześniej tego zespołu, pojechaliśmy prosto nad jezioro.

Pudełko z familijną, ostrą pizzą spoczywało na tylnych fotelach, słońce bardzo powoli zachodziło, dźwięki z radia doskonale zgrywały się z krajobrazem niskich zabudowań. To miało być swego rodzaju pożegnanie, dlatego chciałem, aby wyglądało estetycznie. Skoro Luke lubił kwiaty, musiał lubić też inne tego typu gesty, więc nic nie stało na przeszkodzie, abym się troszkę postarał. W imię naszych małych grzechów i pięknej, pozbawionej napięcia, przyszłej przyjaźni.

- To był ten Chad? – Ale najpierw musieliśmy to jednak przegadać.

- Mhm. – Pokiwałem głową, przełykając ślinę. Od konfrontacji było mi dziwnie.

- Niezły – mruknął patrząc na mnie znacząco, na co pokazałem Luke'owi język, bo wiedziałem, że chciał wyciągnąć ze mnie informację, jak bardzo w moim typie jest, choć teraz już wiedział, iż... bardzo.

- Mhm.

- Hej...

- No? – Zwolniłem wjeżdżając na zalesiony teren.

- Czekaj. – Hemmings się rozejrzał. – Wywozisz mnie do lasu, żeby co? Zatrzeć ślady konceptu, w którym ktokolwiek myśli o tobie, jako o zajętym kolesiu?

- Nie, wywożę cię do lasu, żeby zobaczyć twój zachwyt. – Chciał coś powiedzieć, lecz się powstrzymał, jedynie machając ręką lekceważąco. – Wiesz, to nie miało tak wyglądać, w sensie... Rozmawiałem z nim jakiś czas temu przez telefon i temat zszedł na związki, potrzebowałem skłamać, że z kimś jestem, a ty... - Chrząknąłem, bo nie umiałem płynnie wykrztusić z siebie tych słów. – Przyszedłeś mi na myśl jako pierwszy. – Nawet na niego nie spojrzałem, włączając długie światła.

- Calum? – zapytał niepewnie, już tracąc swoją pewność siebie, wynikającą z mojego zakłopotania. Wówczas znów byliśmy zakłopotani oboje.

- Tak mi się powiedziało, myślałem o tobie rozmawiając z nim.

- To znaczy? – Luke przeniósł wzrok za szybę, bo powoli wydostawaliśmy się z zarośniętego obszaru, bardziej na górkę, z której mieliśmy widok na jezioro, podobny do tego z opuszczonego budynku, gdzie Hemmings mnie pocałował.

- To nic nie znaczy. – Wzruszyłem ramionami pochylając się trochę do przodu, jakby ta pozycja i spokojny głos miały mnie uchronić przed zniszczeniem podwozia. – W sensie... Często o tobie myślę, skarbie, to nie jest żadna wielka rzecz.

- Mhm – mruknął, ale nieobrażony, ani skonsternowany, bardziej... Zaczerwieniony na policzkach i nosku, niby też potrafił tak po prostu w ciągu dnia o mnie myśleć. – W porządku. – Przełknął ślinę. – Serio, byłem w szoku, w pierwszej chwili się nawet trochę zirytowałem, ale wiem jak to jest chcieć zagrać na nosie komuś, z kim niby masz pozytywne stosunki, ale jednak tak nie do końca.

- Taa, Chad mnie zranił. – Luke był pierwszą osobą, która usłyszała to ode mnie. Ashton spodziewał się, że tak właśnie było, ale z czasem uwierzył w moją wersję, gdzie uznałem, że niczego od niego nie chciałem i mnie bawił, ale gdzieś tam w środku, mając te szesnaście lat, wierzyłem, że nasza historia skończy się happy endem.

Luke położył dłoń na moim kolanie, po czym pokiwał głową.

- Przykro mi.

- A mnie w sumie nie, bo tak jest lepiej. – Wzruszyłem ramionami. To akurat była prawda.

Wreszcie dotarliśmy na miejsce. Okolica naprawdę robiła wrażenie, a poczucie wyobcowania dodawało nam przeświadczenia o komfortowej wolności. Luke przygryzł usta w uśmiechu, podchodząc bliżej zakończenia pagórka, gdzie ukucnął. Zmierzyłem go wzrokiem, jednak nie podszedłem bliżej, bo chciałem, żeby obracając się zobaczył, że rzeczywiście trochę się wysiliłem. Podniosłem pokrywę z paki samochodu, a potem wniosłem na przygotowane już na starym materacu wypełniającym całą przestrzeń pościele, nasze przekąski, wraz z pizzą, winem i laptopem. Podgłośniłem trochę muzykę, zapaliłem jarzeniówkę, wygrzebałem z fotela dwie swoje bluzy i ciepłe skarpetki, które nam zabrałem, jakby miało zrobić się chłodno, aż wreszcie wskoczyłem tyłkiem na materac, rozkładając się wygodniej.

- Hej! – zawołałem do Luke'a, a gdy ten się obrócił, aż otworzył szeroko buzię.

- Ja pieprzę, Michael! – Przybiegł do mnie tak, że niemal po drodze zgubił japonka. – Jak ty to...

- No przecież nie mogliśmy spać w pokoju z moją mamą, szanujmy się. – Otworzyłem karton, częstując się pierwszym kawałkiem pizzy. – Jeśli to wypali mi ryj... - Ugryzłem, a potem sięgnąłem po wodę, którą prędko podał mi Luke, śmiejąc się pod nosem.

To był jego pomysł, żeby wziąć najostrzejszą pizzę, a ja jak głupi się zgodziłem!

Zamiast jeść, albo wejść do mnie, do tej dziupli, którą stworzyłem dla nas, on tak zwyczajnie stał i się wzruszał, jakby nie wierzył, że ktokolwiek, kiedykolwiek mógłby zrobić coś takiego docelowo dla niego.

- No już nie patrz tak, Karen wozi tu wiecznie materac, bo robiła mi i Ashowi takie bazy w dzieciństwie, to nie jest nic specjalnego.

- Kłamca – mruknął po chwili, wgrzebując się w pościel. Przy okazji musiałem uratować pizzę przed jego kolanem, co na szczęście się udało. – To jest coś specjalnego, przynajmniej dla mnie, bo wow... Jak tu jest pięknie, no i jednak musiałeś się trochę postarać, prawda? – Oparł się na łokciu, a wzrok wlepił w zachodzące powoli słońce. Nic nie odparłem. – Wiesz, zawsze piszesz o beznadziejnych randkach, ale może problem jest w tym, że to ty robisz najlepsze randki, więc nic ci się nie podoba i nic cię nie zadowala? – zasugerował.

- Myślisz, że jesteśmy teraz na randce?

- Myślę, że skoro weekend się jeszcze nie skończył to tak.

Ja siedziałem ze skrzyżowanymi nogami, a Luke półleżał, dlatego bez problemu oparł skroń o moje kolano. Czułem, że rytm mojego serca jest jeszcze prędszy, a wszystko dookoła mówi mi, jak bardzo wpadłem w to, co właśnie czuję, jednakże strasznie chciałem to czuć, dlatego ignorowałem wszelkie ostrzeżenia.

Nie byłem zakochany, tylko trochę... Tak odrobinkę zauroczony... Może. Sam nie wiem, cholera, to trudne.

- Mam takiego kumpla, Chestera, z którym Lisa była w pierwszej kolejności. – Pokiwałem głową, jakby Lisa miała oznaczać jakiś wyimaginowany byt bez wpływu na nasze realne życie. – Zarąbał mój pomysł z podróżą po Stanach, a potem jeszcze Lisa mnie z nim zdradziła. – Tak jak on zdradzał ją właśnie ze mną. Nie wiedziałem kiedy, nie wiedziałem jak, ten związek był dziwny i podświadomie poczułem, że jestem tylko malutkim trybikiem ich konfliktowej, ale wybuchowej relacji. – I chyba bardziej zraniło mnie to, że zrobiła to z Chesterem, niż, że w ogóle to zrobiła.

- Przykro mi – odparłem mu tak, jak on mnie wcześniej. – Nie wiem po co ktoś miałby cię zdradzać. – Klasycznie już zacząłem bawić się jego włosami. – Tak zupełnie serio, nie mam pojęcia. Może jesteś trochę drama queen, ale poza tym...

- Mike... - Wszedł mi w słowo. – Kiedyś Lisa chciała dodać pikanterii do naszego łóżka, dlatego przyniosła owoce i bitą śmietanę. Zamiast wykorzystać to na niej, by było seksowniej, wsunąłem wszystko, a potem skończył się sexy time, bo rozbolał mnie brzuch. – Skrzywiłem się trochę słysząc to.

- Nie wierzę ci za nic, że nie jesteś dobry w łóżku, byłem z tobą w łóżku i...

- Mhm. – Podniósł głowę z mojego kolana, przy okazji całkowicie wracając do siadu, by spojrzeć mi prosto w oczy. Zrobiło mi się cieplej, gdy nagle znaleźliśmy się nos w nos. – Może po prostu nie jestem z Lisą tak dopasowany. – Pogłaskał mój policzek, więc wstrzymałem oddech.

Jestem okropnym człowiekiem, ale nie zadałem pytania, czemu z nią nie zerwie, nie przemieniłem tego szeptania w coś rozwojowego, bo bałem się, że jeśli przekonam Luke'a o tym, jak bardzo dziewczyny nie są w jego typie, a już tym bardziej jego dziewczyna... To naprawdę ją zostawi, a ja naprawdę zacznę brać odpowiedzialność za to, że nakłoniłem go do grzeszenia ze mną, więc nim się obejrzę, będę musiał kontrolować swoją chęć złapania go za rękę w miejscu publicznym, czy pocałowania przy znajomych.

Ale byliśmy sami, więc pocałowałem Luke'a natarczywie, łapiąc się jego karku, jakbym był pod wodą i tylko jego usta mogły dać mi tlen. Tak się zresztą czułem. Chciał wymruczeć, żebyśmy zrobili to wolniej, ale sam nie wytrzymał i zwyczajnie położył się na plecach, wciągając mnie na siebie. Na oślep zamknąłem pizzę i odsunąłem karton od nas. Ignorowaliśmy pozamykane przekąski dookoła, nie dbając o to, że obściskując się, uderzamy o to wszystko.

Luke nie był wtedy w niczym osobą, która mogłaby nazwać się kiepską w łóżku, bo z ogromną niecierpliwością zsunął wręcz moje spodenki i wciąż leżąc, pokierował dłońmi moje biodra do przodu, bym zwyczajnie wziął go w usta. Powstrzymałem jęk.

Rzeczywiście znów uprawialiśmy seks i ponownie tylko oralny, ale tyle wystarczyło, bym wiedział, że będę o nim w ten sposób fantazjował jeszcze przez długi, długi czas.

Resztę nocy spędziliśmy na piciu wina, spacerowaniu do lasku na siku, rozmawianiu o swoich ulubionych superbohaterach, robieniu głupich zdjęć przy jarzeniówce i przede wszystkim oglądając filmy animowane pixara, gdzie ja leżałem na podwyższeniu z poduszek, a Luke wtulał się w moją klatkę piersiową. Mieliśmy ciepłe bluzy, frotowe skarpetki, dużo przekąsek (w tym obleśne chrupki orzechowe) i kołdrę, pod którą leżeliśmy bardzo ściśle.

Może Hemmings miał rację? Jeśli to była randka to najlepsza na jakiej byłem i poczułem, że naprawdę chciałbym pójść z nim na kolejną.

- Będę za tobą tak bardzo tęsknił, Mikey – wyszeptał wodząc palcem po mojej piersi.

- Nigdzie się nie wybieram – odparłem od razu.

- Wiesz o co mi chodzi.

- Przecież ustaliliśmy, że będziemy kumplami, prawda? – Ucałowałem go lekko w czubek głowy. – Kumple mogą oglądać ze sobą bajki.

- Filmy animowane – poprawił mnie Luke. – I jasne, ale nie jestem pewny, czy w ten sposób. – Podniósł głowę, by cmoknąć mnie w policzek, który nastawiłem specjalnie by to zrobił.

- Wszystko się ułoży, zobaczysz...

Miałem nadzieję, że to nie było kłamstwo. Zwłaszcza, że bardzo polubiłem to, jak zdjęcia Luke'a zapełniają moją pamięć w telefonie, a jedno takie, na którym stykamy się końcówkami języków, robiąc głupie miny, dodałem do swoich ulubionych. 

_____________________

hej kochani, trochę nie było rozdziału, bo nie miałam na to czasu, ale bardzo lubię ten i no patrzcie jacy oni by byli razem szczęśliwi gdyby nie mieli deficytów noo 

Ale teraz się zrobi ciekawie słowo hihii

konieczcnie zostawiajcie po sobie komentarze, bo to jest moja ulubiona rzecz na wattpadzie, plus przesłuchajcie tę piosenkę serio, tak w kontekście tego ff yuagsdyuagdud

all the love x 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro