Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Epilog

twitter: #boomukeffs

Chciałbym się z wami pożegnać, ale nie potrafię znaleźć odpowiedniego sposobu. Mógłbym powiedzieć: pa, było bardzo fajnie, a teraz kupcie moją książkę i wpadajcie obserwować mnie na YouTubie. Nie robię tam nic widowiskowego, choć mój narzeczony bywa kurewsko zabawny. O, wiem co mogę dodać, zanim powiemy do siebie wszyscy ostatnie słowo!

Mój najbardziej lajkowany post na Instagramie, to wcale nie ten, gdzie wyglądam jak ostatni, zasmarkany, przytulony do Lady Gagi kretyn. Nie jest to także relacja z momentu, gdzie Luke nazwał mnie swoim imieniem, a siebie moim, gdy po koncercie wpadliśmy na girl in red. Obstawiałbym fotkę z ponownego farbowania na różowo, gdzie dookoła rozsypaliśmy brokat, bo napisałem całą notkę o tym, jak bardzo nie chcecie odtwarzać tej estetyki, ponieważ błyskotki wlazły nam potem w miejsca, w których nikt nie chce mieć błyskotek. 

Mój najbardziej lajkowany post to ten, który obala tezę, że cliffo.official, gościu z userem "boyshit" na blogspocie, facet, który wykupił domenę idontspeakboyshit.com, albo po prostu Michael Clifford jest nieślubowalny. Tak jak jeszcze potrafiłem zwątpić w to, że nigdy nie zagrzeję miejsca w jakimś związku, to z góry, przy każdej możliwej okazji powtarzałem Luke'owi, by oddał swojej matce pierścionek, nie powiększał go dla mnie i najlepiej jeśli zapomni o tamtych żartach na placu zabaw, bo mu odmówię i zrobi się przykro. 

Cóż. Jak widać każde moje postanowienie mogą wziąć diabli, gdy chodzi o niego. 

Zatem fotka, która zebrała najwięcej serduszek na moim koncie, to ta współdzielona z kontem Luke'a, na której siedzi on, całkiem zmarnowany, z sinawym nosem, nogą w gipsie i miną obrażonego dwulatka, ponieważ napisałem pod nią, że zjem zęby na szukaniu dobrego notariusza, tym samym może od razu wyprawię nam ślub, żebyśmy mogli chociaż wpaść do siebie nawzajem na ostry dyżur, gdy któremuś ponownie wpadnie myśl o myciu okien w słuchawkach z ciężkim dupskiem wywieszonym z parapetu. 

Na szczęście Luke mył okno swojej matce w kuchni, dlatego jak runął, to w kwiatki i tylko drabina, która na niego spadła załatwiła mu buzię, a nogę praktycznie wsadził sobie w odbyt tą kraksą. 

A ja? Biedny, spanikowany ja, wbiłem na ten oddział, krzycząc "gdzie jest moje biedne, duże, kochane!", na co piguła powiedziała, że bardzo jej przykro, ale nie jestem osobą spokrewnioną. 

Tak właśnie oświadczyłem się swojemu partnerowi. Słowami: "Luke, jeżeli ty mnie chcesz tyle nerwów kosztować, to daj mi chociaż legalnie zostać pierwszą osobą, która cię opierdoli, jak się okaże, że żyjesz." On na morfinie powiedział "tak" i w ten oto sposób mam narzeczonego. 

Ale nie zostanę Hemmingsem!

(To, że mnie będziesz teraz dźgał w żebra, niczego nie zmieni, łosiu) 

Nomen omen chciałem dać wam znać po raz ostatni, że trzymamy się całkiem nieźle. No i z ukłonem do każdego, kto mnie wysłuchał od a do z, możecie teraz pomóc mi ułożyć playlistę na wesele, ponieważ jeśli oddam ten honor Luke'owi, będziemy słuchać sound of silence w zapętleniu.

[madison beer - boyshit]
"Cause I don't speak boyshit. You're always coming back but your love's poison, so I think that I would rather just avoid it. I can't understand ya, 'cause I don't speak boy, no"

"Ale wkręciłem się w swoje randkowanie, w opcję seksu niemal na każdym kroku, w to, że miałem kontrolę nad sytuacją, a moja wiedza wynikająca z doświadczenia oraz swego rodzaju wnikliwości, pozwalała to panowanie zachować. Szczerze? Oni jedli mi z ręki, ale nigdy ja nie jadłem z ich.

Czekacie aż powiem „do czasu", hm? Aż powiem, że wszystko się zmieniło, gdy wszedł on i nagle upadłem na kolana w celu wychwalania go, a nie dobrania się do rozporka. Tam się dobrałem i to w okolicznościach, gdy choć jeden raz wybrałem bycie fair, w zamian za poszczenie! (Jakby ktoś mi wcześniej powiedział, że to tak działa, więcej bym pościł, słowo). Tak samo jak całowałem te piękne, pełne usta, albo wtykałem palce w głębokie dołeczki na zaczerwienionych policzkach. Ale czegokolwiek bym nie powiedział, jakkolwiek nie ująłbym w słowa estetyki, czy wyjątkowości naszej relacji, sam jej początek i to, że w ogóle miała ona szansę się urodzić, jest kolejnym powodem mojej aplikacji na wieczny pobyt w piekle."

[black honey - I don't ever wanna love]
"I don't ever wanna love, I don't care what people say, never learned from my mistakes, I broke every rule they made"

- Smacznego – to był pierwszy raz, gdy tak naprawdę usłyszałem głos Luke'a, gdy kierował jakiekolwiek zdanie do mnie, nie gdzieś w tło na zajęciach, bądź z przymruknięciem pod wpływem szoku przez nasze upadki.

Z widelcem w ustach podniosłem wzrok. Serio się do mnie odezwał, ale nie było w tym nic podejrzanego, więc pokiwałem głową i mruknąłem krótkie „dzięki", wracając do jedzenia.

- Wiesz, Michael... – On znał moje imię. – Jestem w stanie zrozumieć wiele, ale kradzież cudzego chińczyka mnie przerasta – westchnął ciężko.

Nie przypominałem sobie, abyśmy się wzajemnie przedstawili, ale również go kojarzyłem, wiedziałem, że ma na imię Luke, że chodzi z Lisą, fajnie gdybym wiedział wcześniej, że czytał mojego bloga oraz twittera, w jakimkolwiek celu. Poza tym... hej, właśnie ukradłem mu chińczyka, a on grał w piłkę i był ogromny, że aż miło się patrzy, więc przez chwilę patrzyłem na niego procesując, a potem wyplułem makaron do kubeczka i bez słowa mu go po prostu oddałem.

[zoe clark - last one standing]
"I drink my coffee black, I eat my chocolate dark and I throw up a little bit when I see couples in the park. Saying ""I love you babe, "" She's hopping on his back. No I don't love like that."

- Więc próbowałeś być następny i mnie zbaitować? I masz rację, Luke, Luke prawda? – Wymusiłem uśmiech; doskonale pamiętałem jego imię, ale chciałem, aby myślał, że ta informacja nie zajmuje ani skrawka miejsca w mojej głowie.

- Nie... Właściwie to trochę głupie, bo sam nie wiem czemu tak wyszło, chciałem z tobą przez chwilę pogadać, ale nie wiedziałem jak wyjaśnić fakt, że w ogóle tam wszedłem, bo... - Wzruszył ramionami. Bardzo się speszył, zwłaszcza pod wpływem mojego wyczekującego, przeszywającego spojrzenia. – Czasem robię głupie rzeczy, dobra? Chciałem zwrócić twoją uwagę, dobrze piszesz i tyle.

(...)

- Przeczytałbym książkę w twoim wykonaniu o randkach.

- Nigdy nie myślałem o napisaniu książki, wtedy to dopiero babcia by mnie prześwięciła. 

[mae muller - therapist]
"You don't need a girlfriend you just need a therapist, you've got too much drama I'm not qualified to fix. I would hold your body but you want somebody that will hold your shit together"

- Mikey, spokojnie. Po prostu chcę, żebyś zjadł z nim śniadanie i zaprosił go na drinka, by męsko podyskutować. To nie jest żadna wielka, niecna konspiracja.

- Jakbym zaprosił go na drinka, a potem zjadł z nim śniadanie, to brzmiałoby jak całkiem udana randka, Lisa.

- Hah, myślisz, że odbijesz mi chłopaka? – Uniosła jedną brew zakładając ręce na piersiach, dlatego ja założyłem swoje.

Staliśmy już praktycznie w wyjściu z łazienki.

- Nie wiem, ty mi powiedz.

(...)

- Masz tupet, Hemmings – mruknąłem popijając łyk porannej herbaty.

- Przepraszam jeśli cię uraziłem, po prostu chciałem... - Podrapał się po karku, bo bardzo szybko się wycofywał. To nie ja odnosiłem wrażenie, że jestem zagrożony w tej chwili.

- Wiem, w porządku, ale dam ci radę. – Delikatnie kopnąłem podeszwę jego trampków pod stołem. – Nie wycofuj się z takich gierek.

(...)

- Nie musisz za mnie płacić, to jedno z moich toxic treatment, nie pozwalam nigdy za siebie płacić.

- Ja z reguły płacę, więc nie musisz mi oddawać, to tylko śniadanie. – Wzruszyłem ramionami.

Musieliśmy wyglądać bardzo dziwnie stojąc w wejściu knajpki, sprzeczając się ze sobą o coś miłego, co każdy próbował zrobić dla tego drugiego. Utarty standard, mówiłem wam o tym, że faceci bywają trudni – to właśnie jest trudne, nasze ego, które sugeruje, że dominuje ten, który uregulował rachunek. Ja chciałem być po prostu miły, bo zarabiałem swoje pieniądze, nie wiedziałem jak jest w jego przypadku, a zatem zachowałem się tak, jak zrobiłbym to w towarzystwie najbliższych przyjaciół, mając dobry miesiąc, a po serze miałem świetny miesiąc, bo mój instagram był pełen memów na ten temat.

- Okej, niech będzie. – Luke zabrał rękę z mojego pośladka.

- Ale dłoń mogłeś tam zostawić – zażartowałem sobie sugestywnym tonem, otwierając przed nim drzwi.

[lana del rey - west coast]
"You push it hard, I pull away, I'm feeling hotter than fire"

- Czego naprawdę byś chciał od miłości swojego życia?

- O boże. – Przewrócił oczami, a potem lekko uniósł ręce, jakby nie umiał się wysłowić, tym samym dałem mu chwilę namysłu. – Kwiatów?

- Chciałbyś dostać kwiaty? – Uniosłem jedną brew rozbawiony.

(...)

- Jeżeli mam bratnią duszę, to chciałbym nigdy jej nie poznać – wyznałem. – Wtedy nie czułbym się winny, że nie mogę być z tą osobą.

- Dlaczego?

- Bo związki mnie nie przekonują.

- Jakbyś poznał bratnią duszę, może jednak by cię przekonały? – zasugerował.

[soulex - kissing on my jeweler]
"He says I'm so fire, well my hand is on the holster. I'm sorry But smoking weed makes me feel like a rockstar"

Z tamtego przedpołudnia zapamiętałem przede wszystkim wybitego z rytmu, zarumienionego na policzkach Luke'a Hemmingsa, który stał po środku korytarza w jasnej bluzie, obcisłych, czarnych jeansach i białych trampkach, trzymając bukiet różowych róż, przy okazji wyszukiwania mojego spojrzenia wśród harmidru innych ludzi.

Również chciałem wtedy spojrzeć mu w oczy, dlatego odchodząc za Calumem sprawiłem, że nasze spojrzenia się spotkały. Zupełnie niekontrolowanie, ja sam zarumieniłem się nieznacznie.

[girl in red - hornylovesickmess]
"I'm in New York, thinking of you wondering what you are up to"

Podnosząc ostatnią, jasną, kremową, przyjemną w dotyku bluzę, ponownie spojrzałem na drzwi. Skarciłem się w głowie, że jestem dziwnym creepem, ale nie mogłem się powstrzymać i powąchałem kaptur tej bluzy, a gdy opuściłem powieki pomyślałem, że właśnie to czułbym, gdybyśmy się przytulili.

(...)

- Luke, cokolwiek – mruknąłem. – I nie ma sprawy. Wszystko okej? – zapytałem, bo wydawał mi się jakiś inny.

- Tak, jest git.

(...)

 – Michael, nie każdy na ciebie leci, wiem, trudno to zrozumieć.

- Nie no skąd – parsknąłem. – Ale ty akurat trochę tak. – Szturchnąłem go w ramię.

- Nie?! – Luke prawie pisnął, dlatego znów zacząłem się śmiać, by rozładować napięcie. – Przestań mnie podpuszczać, bo dostaniesz lanie nie tylko w grze!

- Mów mi tak, tatusiu! – Na samym początku, kiedy wywróciłem się na jego kolana chciałem zrobić ten żart z daddy kinkiem, ale wtedy nie wiedziałem jeszcze jak do końca rozmawiać z Lukiem. Nie żebym wówczas stał się ekspertem, ale żartowaliśmy sobie i potrafiłem z tego wybrnąć!

Przynajmniej tak myślałem, do momentu gdy nie popchnął mnie tak, że spadłem z posłania prosto na podłogę, ale oboje nieustannie śmialiśmy się właściwie z absurdu swojej głupiej dyskusji. Wychylił się, by spojrzeć na mnie z góry, a loki Hemmingsa poleciały na jego piękną, roześmianą, trochę zaczerwienioną buzię.

- Wszystko okej? – zapytał odrobinę się uspokajając.

- Tak, jest w porządku. – Odruchowo odgarnąłem mu kosmyk za ucho, po czym bez komentarza na ten temat, podniosłem się i wróciłem na swoje miejsce, posyłając mu szczery uśmiech. 

[kat cunning - boys]
"We can build a religion, music loud, we'll cut your hair real short. Drive above the speed limit, throw our bodies in the wind and make a brand new start."

Podałem Luke'owi papieros, a on ujął go między palce. Poczułem się dziwnie, gdy nasze opuszki się zetknęły, ale zrzuciłem winę na chłodny podmuch wiatru. Po tym jak wziął z trzy buszki, oddał mi fajkę, byśmy w ciszy ponownie musnęli swoje dłonie.

Zerknęliśmy po sobie w jakiś taki trudny do odgadnięcia sposób, a potem Luke jednak zdecydował się dokończyć naszą małą truciznę, układając wargi na ustniku w sposób bardzo dokładny, na samym śladzie spowodowanym wilgotnością moich ust. Ponownie poczułem, że moje ciało chce zadrżeć, dlatego zacisnąłem lekko szczękę.

- Wyrzucę do kosza – szepnął Hemmings, na co pokiwałem głową.

(...)

W tej przepychance, zupełnie przez przypadek odbiłem kawałek jakiegoś jedzenia na bluzie Luke'a, dlatego gdy to poczuł, odsunęliśmy się lekko od siebie. Niewiele myśląc, bardzo odruchowo uniosłem materiał do swoich ust zlizując z niego sos od burgera.

Mając ubranie w buzi podniosłem na niego wzrok. Luke siedział tak z szeroko otwartymi oczami i wciągniętym brzuchem, dlatego zrobiło mi się głupio i byłem wdzięczny tylko za to, że Ashton z Calumem przestali zwracać na nas uwagę, puszczając sobie wzajemnie ulubione piosenki.

- Umn... Teraz wiszę ci nie tylko chińczyka, ale też bluzę – mruknąłem zabierając od niego ręce. Zacząłem wycierać się trochę w chusteczki.

- Daj spokój, to była tylko kwestia czasu, zawsze muszę się czymś ubrudzić, więc.. Nieważne. – Podrapał się niezręcznie po karku.

Oblizałem dolną wargę w lekkim uśmiechu.

- Mam spoko odplamiacz od mamy, jak wrócimy do akademika to ci to upiorę.

- Spoko...

[sarah barrios - somebody i'm proud of]
"All I know is I don't wanna be the same, I just wanna be somebody I'm proud of. Letting go I don't care how long it takes, I just wanna be somebody I'm proud of"

- Idę się szybko ogarnąć! – obwieściłem biorąc przypadkowe rzeczy, aby złapać jeszcze Hemmingsa bez obstawy.

Korytarz był prawie pusty, dlatego udało mi się to, a gdy zamknąłem za sobą drzwi mojego i Ashtona pokoju, mogliśmy rozkoszować się względną ciszą. Chłopak uśmiechnął się do mnie lekko, co momentalnie odwzajemniłem.

- Będzie spoko, ale wolę bokserki od slipów, weź to pod uwagę – powiedziałem cicho, na co on tylko przewrócił oczami. – Wszystko okej?

- Tak, po prostu łatwo marznę i...

- Luke.

- Hm?

- Dobrze wyglądasz – mruknąłem, po czym nie czekając na odpowiedź, poszedłem w stronę prysznicy.

Poczułem, że on musi to usłyszeć, zwłaszcza przed rozebraniem się w miejscu publicznym, o ile planował w ogóle dołączyć do zabawy. Poza tym... Powiedziałem prawdę, wyglądał niesamowicie.

Myślałem, że zdołam zamknąć się w łazience już bez słowa, jednakże chłopak dogonił mnie i złapał drzwi zanim się zatrzasnęły.

Weszliśmy do chłodnego, wilgotnego pomieszczenia wspólnie. Lustra były poobijane, niektóre płytki brudne, natomiast w kabinach nie było nikogo o tej godzinie. Cały ten klimat echa, mokrości i szarzejącej bieli nagle wydał mi się bardziej estetyczny, jak na tych zdjęciach z internetu. Spojrzałem w lustro, ale nie na siebie, tylko na niego. Chłopak natomiast chyba chciał się wycofać, ale było mu głupio chwycić za klamkę i wrócić, skoro tak dramatycznie wbił się tam za mną.

- Co jest? – zapytałem.

- Nic – odpowiedział zdecydowanie za szybko.

- Chciałem wziąć prysznic. – Wskazałem na spodnie, które wciąż trzymały się moich bioder.

- Och, no tak, przepraszam, ja... - Obrócił się na pięcie. – Nie wiem czego chciałem, chyba... Chyba zapytać co tam? Więc pytam... Co tam?

Zaśmiałem się, bo nie mogłem się powstrzymać. Luke był strasznie słodki taki nieporadny i zażenowany. Oparłem się o umywalkę, zakładając ręce na piersiach. Spojrzałem na niego, a potem przygryzłem dolną wargę.

- Jeśli nie będziesz czuł się komfortowo w bieliźnie możemy to olać i iść na imprezę sami, znam fajne miejsca, o ile nie przeraża cię wizja wejścia do gejowskiego baru i kąpania się w brokacie.

- Lubię brokat, wiesz o tym. Ja tylko... Nie lubię kiedy ludzie się na mnie gapią, nie lubię się odsłaniać, to nie jest moja rzecz.

- Więc tego nie rób.

- Lisa mnie zabije jeśli nagle się wycofam, zależy jej na tej imprezie, bo dawno nigdzie nie byliśmy, a pogodziliśmy się w tym tygodniu.

- Och... - Podszedłem do niego, choć sam nie miałem pewności co chcę zrobić. – Rozumiem. – Nie rozumiałem, bo raczej nie robiłem niczego dla innych, unieszczęśliwiając siebie. Ale widocznie byliśmy zupełnie innym typem człowieka.

- Serio? – Wyczuł to, zatem wzruszyłem ramionami, a potem delikatnie chwyciłem skrawek koszulki Luke'a, lekko unosząc ją wyżej. – Co robisz?

- Przygotowuję cię na oceniające spojrzenia ludzi? – Brzmiałem jakbym pytał, a nie informował go.

- Twoje spojrzenie nie jest oceniające...

- Nie jest.

Przełknął ślinę, widziałem jak jego klatka piersiowa porusza się pod wpływem próby kontrolowania oddechu. Cholera, to było gorące... On był gorący.

W chwili kiedy położyłem dłoń na jego biodrze, podnosząc przy okazji wzrok, by spojrzeć Luke'owi w oczy, usłyszałem też kroki na korytarzu. Puściłem jego koszulkę, nie zabierając ręki. Hemmings stał jak sparaliżowany przez moment z delikatnie rozchylonymi wargami, a kiedy klamka poruszyła się, moje palce posunęły po przez jego talię, bym wreszcie odsunął się w pełni i chwycił swój ręcznik z kosmetyczką, zanim dołączył do nas Calum.

[sabrina carpenter - looking at me]
"Don't just stand there staring, honey try to move your feet, If you think they looking at you - they looking at me"

Wywróciłem oczami, a potem znów zerknąłem za Lukiem, który mocniej zacisnął ręce na piersiach, gdy jego dziewczyna zaczęła ciągnąć go za koszulę. Nie wiedziałem, czy próbuje go całkiem rozebrać, czy raczej wyciągnąć na parkiet. Oblizałem powoli dolną wargę. Pod materiałem niebieskiej flaneli w rzeczy samej ukrywała się piękna, delikatnie umięśniona klatka piersiowa, która schodziła do wąskiej tali, a potem pojawiały się widocznie biodra i zabawa dobiegała końca, bo resztę zakrywała szeroka gumka bokserek. Mógłbym rozlać drinka na jego brzuch, powiedzieć "ups" i zlizać zawartość kubka prosto z ciepłej, rozpalonej wręcz skóry Luke'a, poświęcając szczególną uwagę jego każdemu pieprzykowi, rozstępowi, czy zaczerwienieniu. Zrobiłbym mu malinkę na boku, a potem... Kurwa. 

(...)

- Pij – zarządziłem.

- Dzięki? – Zmarszczył brwi zdezorientowany i wziął łyk.

- Szybciej, pij do dna. – Uniosłem swoje naczynie i sam opróżniłem kubek tylko do połowy, drugą ręką przechylając ten Luke'a, by nie odciągnął go od siebie. Wzdrygnął się kończąc, zatem momentalnie dostał ode mnie następny. – Teraz to, do dna.

- Mike, nie chcę. – Pokręcił głową.

Spojrzałem na niego oczekująco. Chłopak zacisnął szczękę i chyba odrobinę przerażony tym, co mogę zrobić, jeśli nie weźmie kolejnego łyka, uniósł drinka do swoich ust. Wstrzymując na moment powietrze przerwałem mu, znów odbierając kubek.

- Luke – powiedziałem, a on spojrzał na mnie pytająco. – Nie ufasz mi?

- Nie ufam sobie – odparł dość pijacko.

- Okej, to mnie akurat nie dziwi, mniejsza, nie chcesz więcej chlać?

- Nie no, jest okej, mogę to wypić.

Nasza rozmowa była nieskładna i zdawkowa przez harmider imprezy oraz fakt, że obojgu wiele nam brakowało do trzeźwości. Zlustrowałem dokładnie jego smaganą niebieskim światłem twarz, a potem odstawiłem niedopity trunek na szafkę, delikatnie kładąc dłoń na jego kolanie. Spiął się machinalnie obracając wzrok.

- Zatańczymy?! – zawołałem.

- Nie, nie umiem tańczyć!

- Daj spokój, nikt tu nie umie tańczyć! – odkrzyknąłem.

- Wszyscy będą się gapić...

- Na mnie – dokończyłem za niego, dlatego uniósł jedną brew. – Będą gapić się na mnie, zawsze gapią się na mnie, chodź. – Wstałem z miejsca, a on oparł się stabilniej o kanapę i założył ręce na piersiach.

(...)

Powstrzymałem ironiczny śmiech, opierając czoło o łopatkę Luke'a. Przesunąłem rękę z jego biodra na brzuch, a potem po prostu wtuliłem się w jego plecy, bo nagle odzyskał percepcję i sam złapał się ramy okna.

Nie miałem pojęcia ile tak staliśmy, ja w samych bokserkach, on w bokserkach i koszuli – obraz nędzy i rozpaczy, studenci, przyszłość tego narodu.

- Michael? – mruknął.

- No?

- Przepraszam...

- To ja cię przepraszam, skarbie, nie powinienem dawać ci więcej wódki. Po co ją piłeś?

- Bo chcę, żebyś mnie lubił.

Westchnąłem ciężko, leciutko głaszcząc jego brzuch.

- Bardzo cię lubię, Luke i to, czy lubisz imprezować, albo chlać zupełnie tego nie zmienia. Jesteś w stanie chociaż usiąść na schodach, żebym ubrał ci spodnie? Zabiorę cię do łóżka.

- Muszę umyć włosy i twarz...

- Spokojnie, pomogę ci.

Zapadła między nami chwila ciszy. Luke odsunął się od zarzyganego kwiatka, a ja odszedłem od niego na krok, by sprawdzić, czy po wyczyszczeniu żołądka radzi sobie lepiej z chodzeniem. Odetchnąłem z ulgą, bo ewidentnie był typem zgona, który po parunastu minutach snu i kubku herbaty mógłby imprezować dalej. Przetarł usta, a potem wymusił lekki uśmiech, który odwzajemniłem. Luke jednakże zaczął się śmiać, co mnie automatycznie zaraziło, zatem staliśmy naprzeciw siebie tak zwyczajnie rechocząc.

- Dlaczego to robisz?

- Bo chcę – odparłem bez zastanowienia, na co ponownie uśmiechnęliśmy się do siebie.

[chapters - unworthy of love]
"I keep sinking lower when I'm lonely, craving for someone to hold me"

Chciałem ścisnąć jego ramię w pocieszającym geście, lecz na skutek hamowania, wpadłem praktycznie na klatkę piersiową Luke'a, który odruchowo złapał mnie w tali. 

– O mój boże, żyjesz?! – Spojrzałem na niego z dołu odzyskując stateczność, choć przekornie zamiast się odsunąć, wtuliłem się trochę w jego bok.

Chłopak spiął się, ale zacisnął palce na moim biodrze, bym się nie wywrócił, więc nie chciał mnie puszczać. Poczułem się dziwnie, bardzo dziwnie, jakbym odbierał jego wymieszane z przerażeniem podekscytowanie i próbował blokować własne odczucia, mianowicie, że od momentu chwycenia jego jasnej bluzy, którą powąchałem wtedy, właśnie to chciałem zrobić, przytulić się do Luke'a.

(...)

- Powiedziałem jej o kwiatach i o tym, żeby zaczęła się o ciebie troszczyć tak mniej więcej, nie zdradziłem wszystkich przemyśleń, jakie mam, bo od samego początku zasugerowałem, żeby z tobą po prostu pogadała – wyjaśniłem od razu.

Chłopak leżał tak przez moment patrząc bardziej w sufit, niż na mnie. Po chwili założył poduszkę na głowę, a potem poprawił swoje nogi na moich, toteż zabrałem dłonie, bo nie wiedziałem, czy chce, abym go masował, czy jednak nie.

(...)

Pewne spięcie przeszło przez moje ciało, zrobiło mi się trochę cieplej i dziwnie stresująco, gdy zadałem to pytanie. Patrzyłem na niego z góry jakbym również nie miał za grosz pewności, czy ja chciałbym zrobić z tej sytuacji bardzo osobistą oraz istotną chwilę. Wszystko co działo się w moich relacjach dotychczas było raczej pod kontrolą, ale w chwili gdy rozważałem, czy planuję mieć do tego momentu sentyment, czy nie, dotarło do mnie, że bez względu na własne widzimisię będę go miał. I to było podniecająco-przerażające.

Luke podniósł głowę ponownie, nie dbając o to, że koniuszkami palców dotknę jego czoła. Wciąż miałem dłonie wplecione we włosy chłopaka, ale jemu to odpowiadało, bo przygryzł dolną wargę.

- Nie wiem czy powinniśmy mieć intymne momenty – szepnął.

- Nie wiesz, czy uważasz, że nie powinniśmy? – złapałem go za słówko.

Patrzyliśmy sobie w oczy, jakbyśmy wpadli w jakiś trans.

- Nie wiem.

- Okej – odparłem, niby ta informacja mi wystarczała.

Luke uśmiechnął się lekko, co odwzajemniłem.

- Spłuczemy to za chwilę, żeby kolor nie był zbyt ostry.

- Okej – mruknął tak, jak ja wcześniej. 

[niki demar - alone in my car]
"Now I'm alone in my car and I'm running through my thoughts, know I need to get away, 'cause my stomach's in a knot. Should I leave or stay?"

W opisie miał link do bloga, więc marszcząc czoło kliknąłem tam i przepadłem. Bo Michael Clifford nie tyle był seksowny i pięknie mówił. On przede wszystkim miał poczucie humoru, fajnie opowiadał historię, dobrze pisał i... Spędziłem czas do prawie ósmej rano, nim nie zasnąłem ze zmęczenia, czytając jego posty. Poczułem się wtedy tak, jakbyśmy się znali, jakbym mógł... Bardzo go lubić. Za bardzo.

Pół roku później obudziłem się z pudrowo-różowymi włosami, przytulony do boku Michaela Clifforda i nie miałem pojęcia co to dla mnie oznacza, dlatego zanim wstał, zdołałem uciec do swojego pokoju.

(...)

 Ja i Mike, oboje w kolorowych włosach, ubrani całkowicie na czarno i nieustannie trzymając się siebie nawzajem, to znaczy on trzymał materiał mojej kurtki z czarnego jeansu, a ja złapałem jego tatuaż na przedramieniu, co skończyło się po momencie, gdyż takie obłapanki były zwyczajnie niewygodne. Podwinąłem rękawy kurtki, a potem, powielając jego posturę wsunąłem dłonie w kieszenie obcisłych spodni.

- Ślicznie ci w różu, jestem zazdrosny – powiedział wreszcie, dlatego uśmiechnąłem się mimowolnie. – Wyglądasz trochę jakbyś jarał się powrotem mcr, jeszcze tylko parę srebrnych łańcuchów z jakimiś krzyżami, przebrałbym trampki na glany, o... Albo w ogóle zrobiłbym piercing...

- Miałem kiedyś kolczyk w dolnej wardze – przyznałem cicho.

- Matko. – Clifford położył dłoń na sercu. Zachowywał się, jakby tamta noc nic między nami nie zmieniła, co przecież... Było prawdą, więc niepotrzebnie przeżywałem. Musiałem przyjąć widocznie jego taktykę. – To musiało być seksowne.

(...)

- Co będziecie robić z kolegą?

- Remont, słuchaj. – Zamknąłem oczy. – Także wykorzystam całą wiedzą, jaką od ciebie wyciągnąłem kiedykolwiek.

- No proszę! Skąd jest? – Zmarszczyłem czoło, bo nie spodziewałem się, że tatę będzie to obchodziło.

- Z okolic – odparłem, bo nie znałem dokładnego adresu. – Nie będziesz znał i tak.

- Fajny?

- Ale w sensie?! – Aż się trochę zapowietrzyłem, bo odebrałem to bardzo dwuznacznie. – A, czy spoko ziomek, tak, tak, jest git. – Chrząknąłem. – Poznaliśmy się na studiach, jest dobrym pisarzem, właściwie to on we wszystkim jest dobry. – Zapłonąłem wręcz na policzkach, bo dlaczego ja w to brnąłem? Dlaczego w ten sposób?!

[new york - paloma faith]
"And her name was New York"

- Ja raczej preferuję spotkania twarzą w twarz – powiedział krojąc swojego wegańskiego kotleta na absurdalnie wielkim do rozmiaru posiłku talerzu. Luke pewnie wybuchnąłby śmiechem widząc te porcje, a potem wyszedł i zaciągnął mnie na kebab, opowiadając o czymś, co niekoniecznie by mnie może nawet interesowało, ale słuchałbym jego głosu, bo jego tembr mnie uspokajał. Właściwie zjadłbym kebab.

(...)

- Michael, byłeś kiedyś zakochany?

Zmarszczyłem czoło, gdy to padło, na co tym razem ja się zaśmiałem i wzruszyłem lekko ramionami.

- To nie jest moja rzecz.

(...)

- Mam chłopaka, nic mi nie jest, możesz spać spokojnie – skłamałem, bo jak wiecie wcale go nie miałem, ale nie miałem spotkać się z Chadem w najbliższym czasie. Ja i tak rzadko wracałem do domu.

- Jak się nazywa?

- Luke. – To wzięło się znikąd.

[marisa maino - love sux]
"I wish they would've told me it's nothing like the movies, nothing like the songs, they said that it'd be easy, they were fucking wrong! Everything I've given, everything I've lost - I wish I would've known how much that it would cost. 'Cause love sux and I'm done, so done."

Rzeczywiście przez chwilę nic nie mówiliśmy, dalej wpatrując się w siebie nawzajem, ponieważ nasze oczy zdołały już przywyknąć do mroku. Dokładniej widziałem zarys jego sylwetki pod materiałem lekkiej kołdry. Jak opiera policzek na dłoni, przy okazji zabawnie go gniotąc, no i przede wszystkim, jak wciąż jasne, choć mniej niż wcześniej, loki opadają na jego czoło, a także mały, zadarty na koniuszku nosek.

(...)

 – Lubię Caluma, ale nie jesteśmy ze sobą, gdybyśmy byli chyba nie leżałbym tak teraz z tobą, prawda? – zasugerowałem mimochodem, przez co Luke zrobił się jeszcze cieplejszy, ale się nie odsunął, mocniej chowając nos bliżej mojego obojczyka. – W sensie wiesz, wybrałbym leżenie z nim czy coś, a nie z tobą, to nic dziwnego, że tak leżymy, ludzie mają zbyt wielką spinę o to co wolno, a czego nie wolno w związkach. Wystarczy określić zasady i tyle. – Skrzywiłem się sam na siebie, bo niepotrzebnie się tłumaczyłem.

- Jestem złą osobą, skoro leżę tak z tobą? – zapytał.

- Hm... To trudne pytanie, każdy ma swoją moralność, w zależności od tego jak się z tym czujesz, możesz to stwierdzić, tak myślę. – Zamknąłem oczy na moment, wracając do głaskania karku Luke'a, przy okazji odganiając jego loki na bok.

- Dobrze się czuję – szepnął. – Naprawdę... Bardzo dobrze.

(...)

Luke podniósł na mnie wzrok. Jego dłoń leżała koło mojej na mojej piersi, a kiedy już nie wytrzymał patrzenia mi w oczy, uciekł ponownie z patrzeniem na ten tatuaż. Nie wiedziałem, czy taka była jego intencja, aby odpowiedzieć mi właśnie przy pomocy gestu, ale bardzo delikatnie i niepewnie, chłopak przejechał palcem wskazującym raz jeszcze po moim, a gdy lekko oblizał usta, znów odważył się, by spojrzeć mi w oczy.

- Mieliśmy z Calumem kiedyś świetny pomysł, żeby zrobić sobie piercing, mówiłem ci – mruknął, choć jego głos odrobinę drżał. – Cal spękał, ale ja zrobiłem sobie kolczyk w ustach. Myślałem, że rodzice mnie za to zabiją. Z drugiej strony miałem co moje, musiałem nosić ten kolczyk, bo inaczej zrobiłoby się zakażenie, w sensie nie wiem czy tak jest, ale to im powiedziałem, także no...

- Masz dalej dziurkę? – To było silniejsze ode mnie, przez wcześniejszą naszą interakcję nie mogłem się powstrzymać i jakbym zupełnie przepadł, bardzo delikatnie dotknąłem skórę pod jego dolną wargą.

- Umn... - Luke podważył językiem miejsce, gdzie trzymałem palec. Oddychał dość nierównomiernie, poza tym miał szerokie źrenice i odniosłem wrażenie, że właśnie przeżywa w głowie tak wielką wojnę, że zaraz z jego ust wyjedzie czołg. Ja sam poczułem, że się tym ekscytuję. Całowałem się non stop, z kim popadnie, ale trzymanie palca na jego ustach przerosło moje najśmielsze oczekiwania.

- Jest – mruknąłem mocniej masując to miejsce palcem wskazującym.

(...)

- Jeśli nie przyjdziesz to się nie dowiesz – rzuciłem opierając się o suche płytki za sobą. – No dalej, Hemmings, co masz do stracenia?

Wlepił we mnie takie spojrzenie, jakby chciał powiedzieć „wszystko", dlatego pokręciłem lekko głową, by poinformować go, że wcale tak nie jest. Nie miałem pojęcia na jak długo niemalże zastygliśmy, ale wreszcie to on się przełamał i rzeczywiście do mnie dołączył.

Przestrzeń była mała i duszna, zwłaszcza że zamknął za sobą drzwiczki. Moje czoło kończyło się przy jego brwiach w tym zestawieniu, dlatego musiałem unieść podbródek. Poczułem wtedy mrowienie w każdej części swojego ciała, jakbym również nie spodziewał się, że to się stanie. Naprawdę byliśmy zbyt dorośli na to, aby kłócić się o jakieś głupie wpisy na twitterze, albo robić z tego wielkie halo. Jednak dla niego „halo" nie dotyczyło samego faktu pisania, a tego, jak musiał się czuć, gdy to robił.

Potrzebowałem jego naturalnej reakcji, to nie musiało nic oznaczać, chciałem po prostu wiedzieć, albo żeby on wiedział, co tak naprawdę oznacza dla niego nasza sytuacja, dlatego w chwili gdy intencyjnie odkręciłem lodowatą wodę ze słuchawki, która automatycznie poleciała i na mnie, i na niego, złapałem Luke'a za kark. To było kilka sekund. Obejrzał się na źródło zimna, a potem nagle, zupełnie spanikowany w moją stronę, ale gdy tylko przyłożyłem swoje usta do jego ust, mając prędko bijące serce i wiele ekscytacji w sobie, chłopak oddał ten pocałunek, odruchowo zamykając oczy.

Nie wierzyłem do końca, że to właśnie zrobi. Myślałem raczej, że mnie odepchnie, bo jest na tym etapie wyparcia, albo oświeci go, że się pomylił. Ale nie. Miałem czas, by ułożyć drugą dłoń na jego tali, mogłem poczuć, że przejeżdża lekko końcówką języka po moim języku. I się całowaliśmy. Nieprzerwanie pod strumieniem mrożącej krew w żyłach wody.

Miałem rację, usta miał tak bardzo miękkie oraz zachłanne, jak różowiutkie i pełne. Najsmaczniejsze jakie dotykałem swoimi.

W chwili jednak kiedy Luke otworzył oczy, cały kolor wrócił na jego twarz. Spiął się znów, odsunął się ode mnie i oparł o ściankę prysznica za sobą.

- Oszalałeś?! – Ścisnął dłonie w pięści, nie dlatego, by mnie skrzywdzić, on po prostu próbował się uziemić. 

[ponette - all the things she said]
"I'm in serious shit, I feel totally lost, If I'm asking for help it's only because, being with you has opened my eyes, could I ever believe such a perfect surprise? I keep asking myself, wondering how I keep closing my eyes but I can't block you out. Want to fly to a place where it's just you and me - nobody else so we can be free."

Zapach męskich perfum Paco Rabanne, obojczyki na płaskiej klatce piersiowej, jabłko Adama, zaznaczona szczęka i ten zawadiacki uśmiech na pełnych, różowych ustach Michaela, które powoli przyłożył do moich, więc całowaliśmy się dość długo, jak na niechciany pocałunek, podczas gdy zimne strumienie wody spływały z jego różanych policzków, przy okazji mocząc odchyloną ku górze szyję... Zablokowałem telefon otwierając szeroko oczy. Wziąłem głęboki oddech, a potem przeszedłem się parokrotnie po pokoju.

(...)

Poruszyłem się w niej, pociągnąłem delikatnie włosy dziewczyny. Nie chciałem traktować jej, jak obiekt, bo w istocie Lisa wcale nie była tym „przedmiotem", albo raczej „podmiotem", który chciałbym mieć teraz pod sobą. Oblizałem powoli usta, które zaczęły mrowić. To nie jest nic złego, tylko krótka fantazja... Nikt się o niej nie dowie... Dlatego wyobraziłem sobie, że wcale nie odepchnąłem Michaela pod tym prysznicem, skąd. On padł na kolana, a potem rozpiął mój rozporek i sprawił, że woda była już ciepła...

Palce drugiej ręki ułożyłem sobie na ustach.

Chłopak w moim wyobrażeniu trochę się ze mną droczył, poza tym miał ten piękny uśmiech i czuły dotyk.

Sam jęknąłem, na co Lisa prawie krzyknęła, bo nie była świadkiem dźwięków podniecenia w moim wykonaniu zbyt często.

- Luke... - Wyobraziłem sobie, że to on to powiedział.

Podniosłem go za ramiona, znów pocałowałem prosto w usta, a potem obróciłem w stronę ścianki prysznica, od tyłu rozmasowując problem w spodniach wyobrażeniowego Michaela.

Moje policzki zapłonęły, natomiast szczytowanie było już blisko.

Zsunąłem jego dolną część garderoby...

- Luke, błagam, tak! – wydarła się Lisa w ekstazie.

Przełknąłem ślinę... Nie, nie musiałbym go od razu wziąć, mógłbym najpierw to ja zrobić mu loda. Robiłbym genialnego loda, prawda? Wsunąłem sobie własne palce do ust, myśląc tylko o tym.

(...)

- Mhm... Luke... - Skinąłem mu, by kontynuował, choć moje serce odrobinę przyspieszyło. – Przepraszam jeszcze raz. – Michael zatrzymał pick-up na światłach.

- Nie, serio, nie musimy o tym rozmawiać, jest między nami okej, gadamy o Zmierzchu i muzyce, żadnej spiny. – Przeczesałem włosy palcami. To dopiero był ruch Belli Swan.

- Mam dla ciebie kwiatka – palnął. – Właściwie to trzy frezje, mama mówi, że one są najlepsze na przeprosiny. – Wtedy poczułem, jak prąd przechodzi przez moje ciało nie dlatego, że byłem spanikowany, zrobiło mi się po prostu bardzo miło i tak... Właściwie, jakby w ten sposób powinno funkcjonować bycie w relacji. Przełknąłem ślinę uśmiechając się niepewnie. – Są w domu, bo w aucie by padły, no i nie wiedziałem, jak na to zareagujesz. Karen nie wie, że są dla ciebie, stoją w moim pokoju, wiec... Cholera, brzmię dziwnie, pierwszy raz przepraszam kumpla za coś takiego...

- Okej – szepnąłem. – Serio, Mikey, jest okej. Dziękuję, to bardzo miłe. – Spojrzałem na niego kątem oka.

(...)

[sarah proctor - lost]
"And we don't even have to go far, I don't wanna know where we are"

Wewnątrz małej przestrzeni uniósł się cudowny zapach perfum Hugo Bossa, których używał Luke, mieszając się z moim Paco Rabanne, na co chyba oboje zwróciliśmy uwagę, bo zauważyłem, jak nozdrza chłopaka się poruszają, niby chciał nawdychać się jak najwięcej tej mieszanki, bo doprawdy była bardzo ładna. Oboje mieliśmy słabość do ślicznych, mocnych zapachów, które zostają jak najdłużej na ubraniach i nie tylko.

Uważałem perfumy za swoją tajną broń. Nie ma nic lepszego, niż zostawić na poduszce kochanka swoją woń, z wiedzą, że już nigdy nie zadzwonisz, ale on nie wyrzuci waszej nocy z głowy tak długo, aż nie zmieni pościeli. Szczere? To było trochę podłe, ale liczyłem na to, że poszewka Luke'a wciąż pachniała nami.

(...)

- Musisz bardzo lubić Michaela, skoro zjadłbyś tę zapiekankę, Luke – powiedziała niskim, poważnym głosem i nie mam pojęcia, który z nas był wtedy bardziej czerwony na policzkach; ja czy on.

- To prawda, bardzo lubię Michaela.

Moje serce przyspieszyło, zrobiło fikołka, poleciało do Chin klasą ekonomiczną i zdążyło wrócić pomiędzy moje żebra. Pociągnąłem łyk kawy, patrząc najpierw na Luke'a dość niepewnie i ze swego rodzaju fascynacją, a potem na szczerzącą się Karen. Co się jej u licha stało?!

- Jesteśmy dobrymi kumplami – wyjaśniłem.

(...)

- Lubisz się takiego? – zapytałem, choć wydawało mi się, że Hemmings ma coś jeszcze do powiedzenia. Zmarszczył jednak brwi na to co padło.

- W sensie?

- Czy podobasz się sobie taki?

- Hm... A tobie się podobam taki? – Uśmiechnął się w taki sposób, że nie wiedziałem, czy żartuje, czy naprawdę chce wiedzieć.

- Podoba mi się twoja energia w tej chwili, jesteś trochę dekadencki, ale też poniekąd wyzwolony. Podobało mi się, jak rozmawialiśmy o New Girl przez połowę drogi na tacos i wkręciłeś się tak bardzo, że nie usłyszałeś, że nie widziałem więcej, niż trzy odcinki... Podobasz mi się... - Uświadomiłem sobie, jak brzmi to wszystko, co opuszcza moje usta, dlatego sam odrobinę się speszyłem, choć nie skłamałem ani trochę mówiąc o tym, że Luke mi się zwyczajnie podoba.

(...)

- Luke... - mruknąłem. – Kto nie kocha Briana Kinneya, ten nie ma gustu, każdy go kocha. – Westchnąłem. – A po drugie, chodziło mi o prawdziwego crusha, kogoś z realnego życia...

- Wiesz, to jest trochę mój problem, o którym ci powiedziałem, nie czuję do realnych ludzi tych rzeczy, co do Briana Kinneya. – Założył ręce na piersiach, jego policzki zalał jeszcze większy rumieniec, jakby chciał się bronić, dlatego uśmiechnąłem się pod nosem.

- Och, na pewno ktoś był! Chociażby w podstawówce, albo na jakiejś kolonii...

- Nie. – Pokręcił głową.

- Skarbie...

- Michael, co chcesz usłyszeć?! – Tego wybuchu się nie spodziewałem.

Za nami wciąż było widać piękne jezioro, nieustannie znajdowaliśmy się na balkonie cudzej, niewykończonej konstrukcji budowlanej, a moje serce zaczęło bić zdecydowanie szybciej, niż powinno, kiedy zorientowałem się, że Hemmings wręcz zapłonął.

- Umn... - Przełknąłem ślinę.

- Powiedz mi, czego oczekujesz, skoro doskonale wiesz, co powiem...

- Nie wiem – przerwałem mu. – Gadamy sobie, śmieszkujemy, opowiedziałem ci o moim traumatycznym upokorzeniu, jest miło – nie powiedziałem tego z wyrzutem, czy cokolwiek, zwyczajnie zaznaczyłem ten fakt. – Możemy zmienić temat, albo...

Luke ponownie skrzyżował ramiona i zaczął obserwować mnie w taki sposób, że jego śliczne, błękitne oczy wydały mi się całkiem zaszklone. Jakby nagle dostał gorączki, co tylko dodawało mu niesamowitego uroku. Wypalał wzrokiem dziurę w mojej buzi, bardzo mocno chciał zdobyć się na wyznanie, więc sam przestałem mówić i odważyłem się spojrzeć prosto w oczy chłopaka, oczekując, iż zrobi to pod presją.

- Ty jesteś moim beznadziejnym zauroczeniem – wyszeptał wreszcie, a moje serce przestało bić na parę sekund. Otworzyłem usta, ale teraz nie tyle się wstrzymałem, co nie umiałem nic mu odeprzeć. – Chciałbym, żeby było inaczej, ale nie jest.

(...)

Poderwałem się na kolana i w ten sposób podszedłem do Luke'a, który dalej siedział przytulony do swoich nóg. Przełknąwszy ślinę, dotknąłem jego ramienia, a on rozluźnił własny uścisk, pozwalając bym uniósł jego podbródek. Oczy chłopaka błyszczały, policzki miał różowe, a nos troszkę zmarznięty. Był niewiarygodnie śliczny. Nie myślałem zatem dłużej, tak jak lubiłem i potrafiłem najlepiej, złączyłem nasze wargi w dość namiętnym geście, ale tym razem on nie oddał go od razu, odwracając głowę na bok.

Zmarszczyłem brwi, przecież sam chciał się całować!

- Hej? – szepnąłem opierając czoło na skroni Luke'a, który położył obie dłonie na mojej tali, sprawiając, że dość automatycznie usiadłem na jego nogach, które rozprostował.

- Powoli – wyszeptał ponownie obracając się tak, że nasze nosy się otarły. Zaschło mi w gardle, kiedy czując jego oddech na swoich ustach, byłem w stanie jedynie leciutko polizać dolną wargę chłopaka. – Powoli, z czułością... Dobrze? – Podniósł wzrok, a przez bliskość czułem jakby błękit jego oczu mnie wręcz pochłaniał. - Potrzebuję czułości.

- Mhm... - Położyłem obie dłonie na policzkach Luke'a.

Oddychałem przez usta, wciąż siedziałem na nim okrakiem, byłem na górze, ale w jakiś pokrętny sposób zdominowało mnie to rozpraszające, niesamowite uczucie, które kazało mi wręcz pomrukiwać, gdy tylko byliśmy w tym usytuowaniu.

Luke musnął moją górną wargę, na co opuściłem powieki, jedną ręką przesuwając w jego włosy. Założyłem mu kaptur, a on założył mi mój. Podkurczył trochę nogi, więc byłem jeszcze bardziej na nim i jeszcze bliżej... Nie wiedziałem jak on się z tym czuje, a chciałem, bo mnie... Mnie te czułości sprowadziły mentalnie na kolana i to w taki sposób, jakiego się nie spodziewałem.

(...)

[xoxomayah - princeton]
"I'm out of my mind for you. There ain't room for more than two, she's an L you wanna lose so let me be the one you choose. Know you wanna touch me, maybe even love me. Let me be your girlfriend. I can do it better, your girlfriend could never, I could be your girlfriend. I wanna bounce back on you, do it all for you, keep the secret tighter than the body on ya. Do it your way, we know that I'm crazy. I will be your girlfriend"

Z tą myślą, gdy tylko weszliśmy do mieszkania, gdzie mama spokojnie spała już na wersalce w salonie, zaciągnąłem go za rękę do swojego pokoju, a tam, raz jeszcze namiętnie pociągnąłem za materiał bluzy i soczyście ucałowałem najsłodsze usta, jakich przyszło mi kiedykolwiek dotykać.

- Mikey – wymruczał Luke, ponieważ chciałem go w tych pocałunkach rozebrać, na co pozwolił mi tylko do etapu pozbycia się ubrania wierzchniego.

Ja sam pozostałem przed nim w jeansach i koszulce, podczas gdy nasze bluzy leżały już jedna na drugiej pod ścianą.

(...)

- Co ty mi zrobiłeś, hm? – zapytał szeptem, przy okazji leciutko spijając wręcz pocałunki z moich ust, kiedy bardziej się obejmowaliśmy, niż ocieraliśmy o siebie.

- A ty mi? – Odbiłem od razu.

Coś we mnie zepsuł oraz uaktywnił. Zwłaszcza, że przez moment doprawdy czułem się zdominowany.

- Nie, ty nie rozumiesz. – Luke ani na sekundę nie podnosił głośności swoich słów, niby wypowiadanie każdego po cichu, nadawało im większego znaczenia. – To jest ten moment, gdzie naprawdę czuję, że chcę...

- Tak? – Powiodłem wzrokiem po jego buzi, odgarniając mu włosy z czoła. – Czego chcesz, Luke?

- Więcej ciebie – wyznał od razu.

(...)

- Mike...

- No?

- Ten jest ładny. – Poklepała mnie po piersi, a potem robiąc znaczącą minę wyszła z mieszkania.

Prychnąłem pod nosem, kiedy natomiast Karen zakluczyła za sobą drzwi, szepnąłem w przestrzeń:

- Wiem, że jest.

(...)

- Jesteś w to naprawdę dobry, Mike. – Uśmiechnąłem się tak, aby zrozumiał, że przekazuję mu właśnie komunikat o treści „wiem". – Dzięki.

- Dziękujesz mi za grę wstępną? – Dokończyłem swoje śniadanie.

- Za seks – uściślił. – Co jest dziwne, ale... Dziękuję. – Ostał przy swoim.

- Jaki seks? Luke, skarbie, jeśli chodzi o prawdziwy seks, to właśnie powiedziałeś, że cieszysz się, że do niego nie doszło, co szanuję, jednak hej, wspólne walenie to moja przeciętna środa.

- Mm, środa? Myślałem, że środa to dzień loda. – Powstrzymałem parsknięcie gdy wypalił to zupełnie poważnie, ocierając kąciki ust. – Więc między nami gra?

- Mhm, nigdy nie było lepiej. – Wstając z krzesła, zacząłem pakować naczynia do zmywarki, a gdy Luke skończył jeść, stanął za mną i łapiąc mnie w tali od tyłu, schował talerz po sobie.

Przeszedł mnie dreszcz, gdy nagle się pochylił i znów pocałował mój policzek. Polubiłem te czułości, miały swój urok, dlatego zanim się odsunął położyłem dłoń na dłoni Luke'a, oparłszy się o jego klatkę piersiową.

(...)

[girl in red - midnight love]
"I can't be your midnight love, when your silver is my gold. In this light, I swear I'm blind. In this light, I swear you're mine"

Odsunąłem się odrobinę, a on opadł w sam środek pufy, przy okazji podważając moją część siedzenia, tym samym trochę wpadłem na niego. Powstrzymałem ciche parsknięcie, odgarniając mu włosy. Objąłem chłopaka ramieniem, bo nie mieliśmy zbyt wielu opcji wygodnej pozycji, ale on zamiast zrozumieć, że nie mam zamiaru go erotycznie obściskiwać przy własnej mamie, automatycznie cały się spiął i zaczerwienił.

(...)

- Jesteście zabawni – mruknęła w końcu Karen, nie podnosząc nawet wzroku znad swojej lektury. Wyciągnęła tylko jedną słuchawkę.

- To znaczy? – zapytałem przeciągając się odrobinę.

- Nie jestem ani głupia, ani ślepa, nie musicie zachowywać się tak, jakby ten drugi był lawą. – Dopiero wówczas mama opuściła okulary na nos, patrząc prosto w oczy zarumienionego Luke'a.

- To nie tak... - Chyba poczuł potrzebę, by się wytłumaczyć, na co zjechałem trochę plecami po ścianie.

- A jak, Luke? – zapytała trochę złośliwie.

- Umn... My tylko...

- Nie muszę tego wiedzieć, a ty nie musisz mi o tym mówić, jeśli będziecie chcieli pogadać, albo jakkolwiek przedstawić mi... To. – Wskazała na naszą dziwaczną, zaplątaną pozycję. – To chętnie was wysłucham, w porządku.

(...)

Bardzo chciałem poznać Luke'a kiedy nie musi walczyć ze sobą i może zwyczajnie zachowywać się tak, jak jest mu najwygodniej. Odpowiadał mi taki odrobinę złośliwy, całkiem ucieszony i zrelaksowany, kompletnie nie dbając o to, że ma moje o pół rozmiaru za małe japonki na nogach, luźno wiszący tank top i chodzi po markecie w niektórych miejscach jeszcze brudny od farby, aczkolwiek po długim prysznicu. To był taki widok, do którego mógłbym się przyzwyczaić.

- Ja mam dziś wahania osobowości, bo jak zobaczysz jakie nam spanie zorganizuję, to upadniesz na kolana, zanim cię o to poproszę. – Wsunąłem dłoń w tylną kieszeń jego spodni, ale naszą bańkę przebiło dwoje ludzi wchodzących do alejki z chipsami i słodkimi napojami.

- Mikey – szepnął, bym zabrał rękę, a ja podniosłem wzrok na intruzów.

Zamarłem na moment, przełykając ślinę rzeczywiście zabrałem rękę z hemmingsowego tyłka, a potem po prostu ułożyłem delikatnie palce na rączce wózka, bardzo blisko jego dłoni. Moje serce zabiło szybciej, nie przez nasz kontakt fizyczny, a przez stres, który zaczął wiercić monstrualną dziurę w moim brzuchu.

(...)

I tu mnie zaskoczył, bo Hemmings prędko załapał sytuację i nieproszony położył dłoń na moim biodrze, uśmiechając się życzliwie w stronę Chada i Christie. Przeszedł mnie dreszcz, gdy to się stało, jeden z tych przyjemniejszych, więc podniosłem na niego wzrok z dołu, uśmiechając się lekko.

- Miło wreszcie poznać jakiś znajomych Mike'a. – Wyciągnął rękę do Chada, który widząc nas takich zakłopotanych, zaczął marszczyć czoło. – Tak, jestem Luke.

Nie tylko ja zauważyłem wtedy, że mam typ. Widział to każdy z naszej czwórki. Dlatego. Docelowo. Nie. Umawiam. Się. Z. Futbolistami!

(...)

- No już nie patrz tak, Karen wozi tu wiecznie materac, bo robiła mi i Ashowi takie bazy w dzieciństwie, to nie jest nic specjalnego.

- Kłamca – mruknął po chwili, wgrzebując się w pościel. Przy okazji musiałem uratować pizzę przed jego kolanem, co na szczęście się udało. – To jest coś specjalnego, przynajmniej dla mnie, bo wow... Jak tu jest pięknie, no i jednak musiałeś się trochę postarać, prawda? – Oparł się na łokciu, a wzrok wlepił w zachodzące powoli słońce. Nic nie odparłem. – Wiesz, zawsze piszesz o beznadziejnych randkach, ale może problem jest w tym, że to ty robisz najlepsze randki, więc nic ci się nie podoba i nic cię nie zadowala? – zasugerował.

- Myślisz, że jesteśmy teraz na randce?

- Myślę, że skoro weekend się jeszcze nie skończył to tak.

Ja siedziałem ze skrzyżowanymi nogami, a Luke półleżał, dlatego bez problemu oparł skroń o moje kolano. Czułem, że rytm mojego serca jest jeszcze prędszy, a wszystko dookoła mówi mi, jak bardzo wpadłem w to, co właśnie czuję, jednakże strasznie chciałem to czuć, dlatego ignorowałem wszelkie ostrzeżenia.

Nie byłem zakochany, tylko trochę... Tak odrobinkę zauroczony... Może. Sam nie wiem, cholera, to trudne.

(...)

Resztę nocy spędziliśmy na piciu wina, spacerowaniu do lasku na siku, rozmawianiu o swoich ulubionych superbohaterach, robieniu głupich zdjęć przy jarzeniówce i przede wszystkim oglądając filmy animowane pixara, gdzie ja leżałem na podwyższeniu z poduszek, a Luke wtulał się w moją klatkę piersiową. Mieliśmy ciepłe bluzy, frotowe skarpetki, dużo przekąsek (w tym obleśne chrupki orzechowe) i kołdrę, pod którą leżeliśmy bardzo ściśle.

Może Hemmings miał rację? Jeśli to była randka to najlepsza na jakiej byłem i poczułem, że naprawdę chciałbym pójść z nim na kolejną.

[dava - papercut]
"I should've known it would all fall down. It would all fall down in the end like dominoes. It would all fall down and now I'm on my knees. Now watch me while I bleed out"

 Co to? – Wyciągnęła rękę do mojej komórki. – Skarbie?

- Nie mów do mnie skarbie – mruknąłem przecierając zmęczoną twarz palcami.

Jak zwykle, wykańczałem sam siebie tak, jak nie wykańczały mnie studia, musztra, czy treningi.

- Jednak ci się nie podoba? – Była odrobinę zmieszana.

- Meh. – Wzruszyłem ramionami. – Może być po prostu Luke?

- Dobrze, Po Prostu Luke, czego słuchasz? – Dźgnęła mnie w bok.

- Niczego, kleję różne plejki, bo nie umiem znaleźć muzyki, która mi wchodzi ostatnio, będziemy znów słuchać tej, tej... No tej z tik-toka, co ją lubisz.

- Olivii Rodrigo?

Klasnąłem ręką o udo, kiedy Lisa przypomniała mi, jak nazywała się piosenkarka, a wpisując to w wyszukiwarkę, wybrałem najbardziej znany utwór wokalistki. Kiedy moja dziewczyna przywarła bardziej do mojego bicepsu, zrobiło mi się nawet trochę niedobrze. Nie czułem się w ogóle na miejscu z tą zdradą, choć samo w sobie zdradzanie było super. Wszystkie dupki tak mają? Że potem chce im się rzygać, kiedy wracają do łóżka żony?

Nie chicałem włączać ani girl in red, ani nic innego z mojej playlisty, ponieważ stworzyłem ją kiedy byliśmy z Michaelem sami i traktowałem to osobiście.

(...)

- Załapałeś coś od Michaela? – zapytała szeptem, a ja aż rozchyliłem wargi, bo nie wpadłem na to, że Michael mógłby serio coś mieć. – Ja tam nie mam nic przeciwko, ale widzisz jak on zmienia facetów, jestem przekonana, że...

- Lisa! – Aż się wycofała, gdy rzuciłem dość twardo, jak na mnie. – Nie. Spaliśmy na materacu w samochodzie jego mamy, pożarły mnie komary, poza tym się pozacierałem od roboty i...

- Okej, spoko, nie chciałam zabrzmieć osądzająco wobec ciebie, skar... Luke. – Położyła dłoń na moim ramieniu. – Co cię trapi, hm?

- To, że sugerujesz, że Michael coś ma, bo jest gejem.

- Nie, sugeruję, że mógłby coś mieć, bo sypia z setką ludzi tygodniowo!

- Nie z setką!

- A skąd to wiesz i co cię to obchodzi?! – Sama się uniosła.

Moje serce zabiło szybciej, krew odpłynęła mi z twarzy, zrobiło mi się jeszcze bardziej niedobrze. Bob rzygał na torze rolkarskim, ja zrzygałbym się w łóżku swojej dziewczyny, gdybym odpowiednio nie złapał powietrza. Lisa pogłaskała moje ramię ponownie, ale nie wytrzymałem presji.

- Zdradziłem cię – wyznałem. – Przepraszam.

(...)

- Chciałem powiedzieć „hej" – wyburczałem tak, jak kiedyś zrobiłem to w łazience.

Michael prychnął, a potem wyrwał mi swoją rękę i ruszył przed siebie. Zmarszczyłem brwi, bo totalnie go nie rozumiałem, dlatego patrząc jak odchodzi, wsunąłem dłonie w kieszenie dresowych spodni.

- Mikey...

- Ładne, nowe włosy – rzucił, nim zniknął za zakrętem.

Spojrzałem w niebo. Mżawka powoli zmieniała się w deszcz. Powinienem wrócić do szatni, ogarnąć się i porzucić to co zaszło w niepamięć, spędzając wieczór na przykład z Calumem, ale nie, moje nogi jakby przestały słuchać głowy, bo pokierowały mnie prosto do Clifforda.

- Mike! Dzięki... - chrząknąłem. – Wyciągnąłem kolczyk, bo średnio bezpiecznie jest z nim trenować.

- Nie nosisz kasku? – Brzmiał dość oschle, nie zatrzymując się ani na chwilę.

- Mogę papierosa?

- Nie, średnio dobrze się przy nich trenuje.

- Więc powinieneś rzucić – odfuknąłem mu, a zatem usłyszałem kolejne, przeciągłe prychnięcie. – Dlaczego jesteś fiutem?

- Luke, spieszę się, mam randkę. – Wzruszył ramionami.

Ścisnęło mnie w żołądku. Byłem bardzo zazdrosny, ale nie powinienem być, ani nie powinienem tego uzewnętrzniać, dlatego przełknąłem ślinę, pokiwałem głową i wymusiłem uśmiech.

- Z Bobem?

- Czytasz moje posty?

- Dobrze piszesz – powiedziałem zgodnie z prawdą.

(...)

[rosie darling - coping]
"Smokin' cheap pre-rolls and listenin' to LANY. Hoping you don't hate me, I know it's lame but this is how I'm coping without you"

Miałem ochotę powiedzieć mu wtedy wszystko co myślę i czuję. Jakiś pierwiastek mnie zasugerował, że jestem w stanie energię, jaką kumuluję wobec całej masy innych, obcych ludzi, władować tylko w tę jedną, konkretną osobę, która jest zwyczajnie trudna. Nie musiałbym poznawać nikogo innego, mógłbym odciąć się od nowych wrażeń i budować coś z dnia na dzień coraz bardziej silnego.

Ale nie chciałem znów słyszeć: „jasne, zostawię ją w końcu i zaczniemy chodzić razem za rękę". Nie zrozummy się źle, bo nie oczekiwałem od Luke'a ryzykowania własnego bezpieczeństwa tak naprawdę, czy wyrzeczenia się rodziny, albo miejsca w społeczeństwie jakie pełnił prosto z mostu. To nie był mój warunek. Chciałbym mieć zwyczajnie pewność, jakiej on nie mógł mi dać, że po tej tułaczce i po tej ciężkiej pracy, jaką być może oboje włożylibyśmy w to, co moglibyśmy mieć, nadejdzie taki czas, gdy rzeczywiście będziemy szczęśliwi i nie będziemy musieli przeżywać cotygodniowych załamań nerwowych.

Macie mnie. Musiałem się upić, skończyć, przejść marsz wstydu i prawie zasnąć oblany petownicą na balkonie, by przyznać się wam oraz samemu sobie: to nie tak, że ja się nie zakochuję, zwyczajnie robię to raz, a porządnie i totalnie na zabój, dlatego raczej unikam okoliczności, w których mógłbym przepaść.

(...)

- Mikey...

- Nic nie mów, skarbie, musiałeś załatwić się bieganiem w deszczu. – Założyłem kosmyk jego włosów za ucho, po czym podałem mu jeszcze butelkę wody i leki. – Proszę, masz na kartce rozpisane jak to brać? – Pokiwał głową w odpowiedzi, grzecznie przyjmując medykamenty.

- Co ci się stało? – Mimo moich próśb, byśmy nie rozmawiali, dociekał.

Musiałem wyglądać tak samo paskudnie jak on, a jednak wciąż Hemmings miał w sobie całą masę uroku. Jeszcze raz przeczesałem jego krótsze, niż wcześniej włosy palcami, a potem pogłaskałem z uwagą różowy policzek Luke'a. Byłem tak bardzo zmęczony i porozbrajany...

- Ktoś cię skrzywdził?

Pokręciłem przecząco głową. Oczy zaczęły mi się same zamykać, to była naprawdę długa podróż od momentu, gdy się obudziłem, dlatego oparłem czoło na jego ramieniu. Luke zachowawczo pogłaskał moje plecy.

- Nie mam nic przeciwko, ale się zarazisz... - Wzruszyłem ramionami. – Michael, skarbie...

Jestem żenujący, wiem, ale słysząc to „skarbie", poczułem jak pojawiają mi się w oczach łzy. Ja widziałem płaczącego Luke'a.

[leon - hope is a heartache]
"Stuck in emotions and I don't know what they mean. Keep thinking about us and how things get in between. But if it is love, it doesn't matter, you don't belong to me, but I think you know"

Hemmings wreszcie przeniósł swój policzek na mój obojczyk, tym samym lekko się skrzywiłem. Nawet jeśli spokojnie spał, miał właśnie całkiem wysoką gorączkę.

Przeczesałem jego włosy palcami, ułożyłem wierzch dłoni na jego czole, a potem sprawdziłem, czy ma zimne ręce. Miał, zatem okryłem go szczelniej kołdrą. Wydawał mis się wtedy taki biedny i poszkodowany. Chory facet jest gorszy, niż kobieta w menopałzie, słowo honoru.

(...)

Już miałem wstać i powiedzieć: „okej, idźmy na bary", jednakże gdy tylko trochę się poruszyłem, wciąż z niepewną miną, Luke mocno ścisnął moją dłoń pod materiałem pościeli, chcąc mi chyba przekazać, abym z nim został. To też nie było w porządku, zwłaszcza względem niego samego, ale zdecydowanie miał taką samą, o ile nie większą, tendencję, niż ja by nawarstwiać sobie problemów.

- Wiesz... Skoro masz ekipę, to ja tu zostanę – mruknąłem szybciej, niż pomyślałem. – Przepraszam, ale wczoraj doprowadziłem się do takiego zła, że powinienem trochę spasować.

- Hm. – Calum powstrzymał parsknięcie, a potem przetarł brodę patrząc na mnie i Luke'a z leciutkim zastanowieniem i jakby podejrzliwością. On wiedział, albo przynajmniej sobie wyobrażał, co tu się dzieje. – Oki, będę spał w twoim pokoju z Ashem i Kait.

- Jasne, mi casa es su casa.

Moje serce biło szybciej, policzki same w sobie zrobiły się wściekle czerwone, więc dziękowałem wewnętrznie Hoodowi, że nie włączył światła. Byłem wręcz sparaliżowany do momentu, póki nas nie opuścił, a kiedy to się stało, ledwie wyczuwalnie pogłaskałem kciukiem knykcie wciąż trzymającego mnie za rękę Luke'a.

(...)

 – Przylazłem do ciebie, kiedy mnie potrzebowałeś, gdy twojej dziewczynie było ciężko zrobić ci głupią herbatę malinową!

- Nie prosiłem cię o to! – odkrzyknął, a że miał zdarty głos od kaszlu, brzmiał dość mocno desperacko. – Dlatego do ciebie nie zadzwoniłem, tylko do Caluma...

- Widzisz, a mogłeś załatwić to sam, nie musiałeś do nikogo dzwonić!

- Nie jestem taką samolubną pizdą jak ty, dlatego robię rzeczy dla ludzi, a ludzie robią rzeczy dla mnie, stałeś się jednym z tych ludzi, poradź sobie z tym – burknął, pokaszlując w ramię. – Sam jesteś rozpierdolony, bo nie rozumiesz po co tu przylazłeś, powiedzieć ci?

- Powiedzieć ci, dlaczego dałeś mi się rżnąć w usta? – Uniosłem jedną brew.

(...)

- Po co to robisz, Luke? – Udało mi się zachować poważną minę, gdy podniosłem na niego wzrok. – Czemu drążysz tę rozmowę, skoro żaden z nas nie jest głupi i wiemy do jakich wniosków dojdziemy?

- Bo chciałbym umieć być twoim przyjacielem.

- Jak mam być twoim przyjacielem, kiedy wiem o tobie takie rzeczy, jakie przyjacielowi, właśnie z troski, bym wyrzucił, ale w tym wypadku nie mogę, bo one... Dotyczą mnie?

Hemmings wstrzymał oddech, oparł się bardziej o ramę łóżka, a potem przyciągnął moją dłoń na swoja klatkę piersiową, tam ją pozostawiając. Moglibyśmy udawać, że jesteśmy mniej skomplikowani, niż w rzeczy samej byliśmy, ale wiedziałem jak to udawanie się skończy. Chyba tylko katar i ostatki wiary w to, że sam się nie rozchoruję po tym wspólnym spaniu, powstrzymywały mnie przed tym, by powiedzieć mu: „pieprzmy tę przyjaźń, a potem pieprzmy siebie".

- Możemy po prostu się położyć i nic nie mówić? – zapytał szeptem, na co pokiwałem głową po dłuższym momencie.

(...)

- Przyjaciele się nie całują, skarbie.

- I nie mówią do siebie „skarbie" – mruknął.

- To bardzo przyjacielskie „skarbie" – odparłem w ten sam sposób.

Chyba się zorientował, że nie ma czego oczekiwać, co mnie i tak kosztowało całe mnóstwo silnej woli, bo także otworzył oczy. Luke miał najpiękniejsze oczy, jakie widziałem.

Nie wiem jak to się stało, ale z tej bardzo bliskiej odległości, gdzie końcówki naszych nosów się stykały, zaczęliśmy patrzeć sobie w oczy. Ledwie oddychaliśmy, byliśmy niemożliwie wręcz cicho. Jedyny gest, na który pozwolił sobie on, okazał się muśnięciem stopą, wciąż w skarpecie, mojej stopy, więc uśmiechnąłem się prawie niewidocznie i sam go zaczepiłem dosłownie tak samo. Czułem każdy pierwiastek mojej skóry, czułem to, że jest mi ciepło, jak to uczucie pragnienia rozdziera mój żołądek i doprowadza rozgoryczone wręcz usta do pulsującego mrowienia.

(...)

Kiedy jednak spojrzałem na siebie w łazienkowym lustrze, aż wbiłem paznokcie w nadgarstek, bo rzeczywiście miałem odbity krzyżyk na twarzy, a gdy Lisa dołączyła do nas w łóżku, uświadomiłem sobie, że zgodziłem się tym razem ja jechać do niego do domu, bo w nocy ten pomysł wydawał się nie wadzić mi aż tak bardzo.

- Jebać futbolistów – wyszeptałem sam do siebie.

[emily vaughn - stupid] 
"You made me kinda stupid"

- Czy ciebie pogrzało, że chodzisz w mokrych włosach? Byłeś chory dosłownie dwa dni temu – mruknąłem w stronę Luke'a, chcąc by nikt prócz niego mnie nie usłyszał.

- Mama miś – usłyszał jednak Calum.

- Co? – zapytała zdezorientowana Lisa.

- Nieważne. – Przewróciłem oczami, a gdy Luke rozsiadł się wygodniej, tak że znajdował się w samym przeciągu, sięgając zenitu irytacji, podałem mu swoją jeansową kurtkę, którą i tak miałem przerzuconą przez oparcie krzesła. – Proszę.

- Cholera, dzięki, zapomniałem zabrać bluzę – wyszeptał.

- Hej, Lu... - Lisa uderzyła lekko jego ramię za mną, dlatego niekontrolowanie przesunąłem się do przodu. – Chodź tu, masz tutaj... - Przetarła resztkę kremu nawilżającego z jego policzka.

Hemmings był równie zdezorientowany co ja, choć nie przeszkadzało mu to w tym, by wymienić z Lisą krótki pocałunek dosłownie za moimi plecami. Gdy natomiast wszyscy wróciliśmy do normalnych pozycji, a wykładowca zaczął mówić, Luke delikatnie obniżył się na siedzeniu i wraz z trwaniem zajęć, zaczął powoli przysypiać opierając skroń o moje ramię.

Tak chcesz się bawić w przyjaźń? Dobrze. Będziemy się bawić.

(...)

Gdyby Luke nie był taki gorący, a moje oczy nie pragnęły dalej go obserwować, może nawet bym jeszcze wybrał opcję z rzuceniem studiów, jednakże ta duża ręka i pełne błysku, niebieskie oczy, zawładnęły mną bardziej, niż Sharpay Evans mogłaby zawładnąć światem. Dlatego ująłem jego dłoń, co nagle spowodowało, że dosłownie przeszedł przez nas prąd. Luke syknął otrzepując rękę, a ja swoją złapałem drugą.

- Musiałem się naelektryzować od tego outfitu – palnął. – Przepraszam.

- Nie ma sprawy. – Przygryzłem dolną wargę.

(...)

Widząc jak błysk w błękitnych oczach ślicznego, zdyszanego po bieganiu za piłką chłopca gaśnie, zrobiło mi się sto razy gorzej. Poczułem się podły, choć być może nie powinienem, ponieważ na dobrą sprawę nie mieliśmy wobec siebie oczekiwań, lub zobowiązań.

Kevin zażenowany przerzucił sobie własny plecak przez ramię, a potem dalej stał tak patrząc raz na mnie, raz na futbolistę przede mną.

- Luke – zacząłem.

- Przyszedłem sprawdzić, jak ci idzie rozgrzewka, widocznie dobrze. – Jego głos był szorstki, dlatego serce mi przyspieszyło nie z romantycznego uniesienia, a ze złości.

Nie mogliśmy dłużej żyć w takim dziwactwie, bo byliśmy dla siebie wzajemnie zwyczajnie toksyczni. Hemmings obrócił się na pięcie i zostawił mnie oraz Kevina w szatni ponownie zupełnie samych. Przeczesałem włosy palcami, westchnąłem głęboko. I co ja niby miałem mu powiedzieć...

- Wybacz, Luke jest...

- Bardzo w tobie zakochany – chłopak dokończył za mnie.

- Słucham? – Niby chciałem się wybronić, ale kącik moich ust drgnął, natomiast policzki zrobiły się czerwone i gorące, jak samo piekło.

- A ty w nim. – Poklepał mnie po ramieniu. – Zadzwoń jak się ogarniesz, nikomu nie powiem.

[halsey - young god]
"He says, "Oh, baby girl, don't get cut on my edges. I'm the king of everything and oh, my tongue is a weapon, there's a light in the crack that's separating your thighs and if you wanna go to heaven you should fuck me tonight"

- Robisz to specjalnie – palnąłem, lekko popychając jego pierś. – Bo jesteś kurwa zazdrosny – to rzuciłem ciszej, tak, by tylko on mnie usłyszał, a potem poklepałem to miejsce na klatce chłopaka, gdzie wcześniej miałem dłoń.

Obróciłem się na pięcie, gdy on dalej tak stał, oddychając przez nos z mocno zaciśniętą szczęką. Chyba chciał na mnie ruszyć, sam nie wiem w jakim celu. Konfrontacji? Durnej, gimnazjalnej przepychanki?

(...)

Luke zdjął kask kręcąc głową, mój spadł gdzieś w trakcie. Chwyciłem jego nadgarstki, leżeliśmy na sobie nawzajem w warstwie sportowych ubrań. Mieliśmy brudne twarze przy sobie i całą wściekłość wymalowaną na nich.

Mówiłem, futbol jest gejowski.

On oddychał przez usta, a ja swoje rozchyliłem. Cała reszta zaczęła się zbliżać, by nas rozdzielić, bo ledwo mogłem go tak utrzymać, unieruchamiając Luke'a między swoimi nogami, a jemu brakło już sił, by mnie zrzucić.

- Michael – wyszeptał.

- Pocałuj mnie – wypaliłem równie cichutko, bo jestem zaburzony, a oślepiające światła to bardzo wykańczająca sprawa.

Luke uniósł trochę głowę, więc stanęło mi serce. On... On chyba to rozważał... Kurwa. Czym się stała ta sytuacja? Jak mocno musieliśmy oboje oberwać po potylicach?! Lecz do niczego nie doszło, bo Brad podniósł mnie z chłopaka, jakbym nic nie ważył, a jemu wstać pomogło kilku znajomych.

(...)

Luke Hemmings miał tendencję bardzo mnie zaskakiwać, kiedy tego chciał, aczkolwiek tym razem nie oczekiwałem tego od niego. Dlatego serce mi wręcz spadło - z klatki piersiowej do pięt, gdy szarpnął ochraniacz na moim ramieniu, a potem, kompletnie znienacka, gdy obróciłem głowę i kawałek tułowia w jego kierunku, pochylił się odrobinę, by złączyć nasze usta w pocałunku. To był pierwszy raz, kiedy naprawdę dał się ponieść i zainicjował nasze zbliżenie.

Uwielbiałem całą strukturę jego miękkich, malinowych ust, zwłaszcza gdy koniuszkiem języka dotykał mojego, a na koniec tych czułości, ledwie wyczuwalnie przejeżdżał zębami po moich ustach. Lubiłem czuć jego regularny zarost pod swoimi palcami, uwielbiałem to, jak silne dłonie Hemmingsa lokują się w miejscu pomiędzy moimi żebrami, a biodrem. Byłem w nim tak bardzo zakochany, że nie mogłem nie oddać tego pocałunku, więc całowaliśmy się długo i namiętnie, zwłaszcza, że ułożyłem obie ręce na jego karku, przybliżając się do Luke'a jak najbardziej tylko mogłem.

(...)

 Pocałujesz mnie znowu? – wyszeptałem prosto w jego usta, muskając wręcz swoimi strukturę tych Luke'a, gdy tylko się poruszały. – Lubię kiedy to robisz.

Uśmiechnął się pokiwawszy lekko głową, a gdy raz jeszcze nasze wargi się spotkały, moje nogi zrobiły się jak z waty. Musiałem złapać się jego ramienia. Z początku aż się pochyliłem, bo nie mogłem ustać na sile swoich kolan i łydek, ale oddając już pewniej ten czuły gest, z całym przekonaniem, że tylko tego chcę, stanąłem prosto, może nawet trochę na palcach, więc nasze głowy były na tej samej wysokości.

- O mój boże – wymruczałem pomiędzy pocałunkami. – Chcę więcej, całujmy się, proszę. – Nie dbałem o to, że brzmię desperacko, ujmując oba jego policzki w swoje dłonie.

- Jezus, Michael, jaki ty jesteś cudowny. – Między nami coś wybuchło wtedy. Nie przeżyłem jeszcze takiego zbliżenia. – Masz rację, całujmy się...

[tate mcrae - you broke me first]
"Yeah, you could say you miss all that we had but I don't really care how bad it hurts, when you broke me first"

- To się nie stanie – powiedziałem twardo i nisko. – Nie dlatego, że jesteś geniuszką zbrodni, tylko dlatego, że nie będziemy mieć razem dzieci, ani domu, ani niczego, nie tylko, bo z tobą zrywam, ale dlatego, że jestem gejem – padło. Pierwszy raz w życiu powiedziałem tę prawdę o sobie na głos i byłem z tego dumny.

Moja szafa się rozpadła, moje kłębiące się gdzieś tam w środku uczucia również. Nie wiedziałem co będzie ze mną i Michaelem, jak nazywa się na ten moment nasza relacja, nieustannie była pełna okropności, ale nie obwieściłem tego, że jestem homoseksualny dla niego, zrobiłem to dla samego siebie i czułem się dobrze.

- Luke, daj spokój, nie jesteś żadnym gejem. – Lisa przewróciła oczami, na co tylko uniosłem jedną brew, wreszcie uwalniając przedramię z uścisku jej palców.

- Nie jestem? – Z tego wszystkiego zachciało mi się nawet śmiać, zatem patrzyłem na jej porażkę w niecnych zagrywkach moimi uczuciami, z ogromnym politowaniem. – To patrz. – Obróciłem się przodem do ulicy, zrobiłem krok w stronę pustej ławeczki i wskoczyłem na nią. Ułożyłem dłonie w taki sposób, by podnieść głośność swojej wypowiedzi. – Jestem gejem! – wrzasnąłem na całą okolicę przy Empire.

[silver&smoke - naked in your arms]
"I'm naked in your arms, oh, baby please don't do this to me"

- Co się dzieje? – mruknął, drapiąc się po głowie.

- Michael zrobił z Luke'a geja – powiedziała Lisa bez zawahania.

Miała tupet. Parsknąłem lekceważącym śmiechem.

- Luke zawsze był i zawsze będzie gejem! – wydarłem się, kompletnie ignorując fakt, że ona naprawdę wie i naprawdę postanowiła wyoutować go, zanim sam się na to zdobył. – To nie działa tak, że możesz jednego dnia stwierdzić sobie „o, dziś będę gejem!" To jest ten, do jasnej ciasnej, główny szkopuł istniejący w problemach mojej społeczności, czy wiedząc, jak się traktuje gejów, ktoś by sobie to po prostu wybrał?! Nie!

(...)

- Więc mam żyć z myślą... – Nawet nie wziął czasu, by się zastanowić, co chce powiedzieć. Podniósł się ze mnie i spojrzał mi prosto w oczy, na co przeszedł mnie dreszcz. Topiłem się w tym błękicie, naprawdę. – Że nie mogę mieć cię na wyłączność, bo uważasz, że sobie z tym nie poradzę? Z myślą, że emocjonalnie należę do ciebie, podczas gdy ty skaczesz sobie z kwiatka na kwiatek, dla „mojego dobra", chociaż cię kocham?

- Nie kochasz mnie – powiedziałem cicho, kręcąc przecząco głową.

(...)

- Przecież możemy się po prostu razem wykąpać – dodał ciszej.

Zlustrowałem Luke'a wzrokiem, uśmiechnąłem się lekko i pokiwałem głową. Miał rację, może i prysznice były naszym miejscem pokonywania przeciwności, ale tym razem chyba dalibyśmy radę stać w miejscu, zwyczajnie pozwalając, by woda zmywała nasze grzechy. Dlatego zdjąłem koszulkę, a potem spodenki, więc stanęliśmy naprzeciw siebie nago, pozwalając, by strumyki gorąca spływały po nas, wraz z miętowo pachnącą pianą.

Spojrzałem prosto w jego oczy, przełykając ciężko ślinę, Luke spojrzał w moje. Było coś, czego nie mogłem sobie odmówić, dlatego robiąc krok przytuliłem go takiego. Hemmings się zawahał, ale koniec końców oddał mój uścisk.

To był inny typ nagości, niż ten, jakiego doświadczałem niemalże każdej, piątkowej nocy. Zupełnie różnił się od naszych wcześniejszych uniesień, dlatego uwierzyłem, że prawdopodobnie kiedyś nadejdzie taki dzień, gdzie ja sam, z czystym sumieniem, będę mógł powiedzieć, że też go kocham.

[girl in red - rue]
"I tried, to get it off my mind, to leave it all behind. Don't wanna make it worse, I'm gonna make it work"

- Hej, Mikey. – Zakląłem w myślach, bo jego kacowy, niski, zachrypły głos naprawdę robił robotę.

Chrząknąwszy wrzuciłem swój bagaż na tylne siedzenia, a potem zająłem miejsce kierowcy, ustawiając sobie odpowiednio lusterka oraz fotel.

- Nie wierzę, że wrobiłeś mnie w dziesięć godzin za kółkiem – mruknąłem.

- Trzynaście – poprawił uśmiechając się zadowolony, więc spojrzałem na niego, jak na idiotę. – No co?

- Czy ciebie to cieszy? – Luke pokiwał twierdząco głową. – Kolejna rzecz, która sprawia, że jesteś podziurawiony psychicznie.

- Niby dlaczego chciałem zamiast studiować, jeździć autem, co?

Przeciągnąłem się, a potem chciałem wziąć z jego dłoni kawę, która okazała się tylko kubkiem po napoju. Luke na szczęście spodziewał się, że będę potrzebował z rana kofeiny, bo podał mi świeżą, którą umieścił w trzymadełku.

(...)

- Przepraszam za wczoraj – wypalił wreszcie.

Usłyszeliśmy w radiu dźwięk piosenki Rue, dlatego przeszedł mnie dreszcz, bo sam bardzo ją lubiłem, poza tym nadawała klimatu tej dyskusji, jaką widocznie musieliśmy raz jeszcze przebrnąć. Cholerna, mała przestrzeń w audi!

- Nie ma sprawy – odparłem.

- Miałeś rację z tym wszystkim, co powiedziałeś... O nas i tak dalej.

- Wiem, dlatego jest okej, nie musimy więcej do tego wracać, po prostu... Opowiedz mi więcej o babci, brzmi na czadową osobę.

Uśmiechnął się, ale nie roześmiał, dlatego poczułem, że jednak będziemy nieustannie mówić. Nie chciałem już tego przeżywać. Mieliśmy nowy dzień i tak czekała mnie cała seria stresu w nadchodzących godzinach, jakby samo w sobie prowadzenie tego auta nie wykraczało poza moją strefę komfortu. Ale Luke zamierzał grzebać dalej, jak patykiem w trupie.

- Chciałbym, żebyś wiedział, że mimo, że się z tobą zgadzam i zdecydowanie przesadziłem, to nie skłamałem. – Przetarł twarz dłonią. – Naprawdę myślę, że cię...

- Nie – wciąłem mu się.

- Tak – odparł tak samo twardo, jak ja, a potem skrzyżował ramiona na piersiach. – Ale przyjmuję do wiadomości całą resztę i serio... Chciałbym cię poznać tak, by...

- Luke, prowadzę, proszę, nie rób mi teraz sieczki z mózgu, bo o wiele łatwiej mi się gadało ze śmierdzącą tequilą wersją ciebie, byłeś bardziej reformowalny.

Prychnął, ale z rozbawieniem, nie złością.

- Dobra, w takim razie... Nie będę już ci tego mówił.

- Okej, super. – Uniosłem dłoń, by przybił mi piątkę. – Zero wyznań miłosnych.

- Zero miziania i seksu. – Uniósł swoją. Na setne sekundy zawahałem się, co musiało być widać na mojej twarzy, bo znów prychnął w ten sam sposób. Ale nie mylił się, zero! Dlatego zdecydowanym gestem przybiłem mu piątkę, przez co nasze dłonie się spotkały na trochę dłużej.

Luke nagle poderwał się, bo znów zatrzymałem pojazd zgodnie z przepisami ruchu drogowego, natomiast on wykorzystał ten moment, by znienacka lekko ugryźć mnie w bok ręki. Zmarszczyłem brwi.

- Nie wiem czemu, ale chciałem to zrobić – wyznał z powagą, jakby co najmniej położył mi palce wzdłuż penisa w bojówkach, a nie... Ugryzł moją dłoń(?)

(...)

- Ja też – powiedziałem cicho.

- Ty też... co? – Zmarszczył nos.

- Myślałem o tobie, gdy byłem z innymi.

- Michael...

- To okej. – Wzruszyłem lekko ramionami. – Wszystko jest w porządku, skarbie.

[winona oak - old insecurities]
"I've been scared of going under, to the shadows of my soul, so let them come for me, all my anxieties"

Kiedy mama ruszyła przodem, ja sam spojrzałem Michaelowi przez ramię, bo tracąc z siebie spojrzenie Liz, zaczął szybko wyszukiwać coś w telefonie, a gdy przekrzywił go tak, bym widział, nie mogłem powstrzymać uśmiechu. Pokazał mi ten bilboard McDonalda, gdzie frytki właśnie podpisano słowami: „wysokie, blond, niesamowite".

- To ty – szepnął, a mnie zapiekły policzki, choć to uczucie w tej przestrzeni... Nagle znów wydało mi się nieodpowiednie.

(...)

- Nie słyszę jak chrapiesz – wymruczał w skrawek kołdry, którą obejmował bardziej nogami, niż się nią przykrywał.

- Bo ja nie chrapię – odparłem szeptem, trochę zaskoczony, że nie odpłynął.

- Oj... - zdusił chichot materiałem.

- Co „oj"? Może jestem przylepny, ale nie chrapię. – Wyciągnąłem do niego rękę, więc oberwał ode mnie lekko w łydkę. – Myślałem, że już zdechłeś.

- Błagam, staram się, jestem tak wyjebany, że jak zdechnę, to raz na zawsze.

- Hej, nie... - Objąłem kostkę Michaela palcami, ponieważ w tym ułożeniu, tam właśnie sięgałem. – Fuj, stopa.

- Czego się spodziewałeś, że nie mam stóp? – I znów parsknął, na złość przejeżdżając piętą po mojej dłoni, na co zabrałem rękę bardzo szybko.

- Ble. – Aż się wzdrygnąłem. – Mam wstręt do stóp, na „tej scenie" w call me by your name, czułem się oszukany, bo włączyłem romans, a nie obrzydliwy horror.

- Ale księżniczkaaa... - przeciągnął. – Dobra, cicho, spanie, podejście drugie.

- Okej. – Sam cichutko się zaśmiałem, obracając się na bok w jego stronę.

(...)

- Wiem, ale tak bardzo się boję. – Złapałem powietrze przez usta, bo nie miałem niezatkanej dziurki od nosa wtedy. Bardziej wtuliłem policzek w pierś Mike'a. – A ty jesteś niesamowity i wartościowy, i naprawdę się o ciebie martwię, kiedy znikasz na całe noce baletów, po których budzisz się w innym stanie, Karen tego nie wie, gdzie jesteś i co robisz, ale ty wiesz, ja wiem... Nie chcę cię ograniczać, ani kontrolować, cokolwiek między nami jest, albo nie ma, bo...

- Rozumiem. – Pokiwał głową. – Naprawdę rozumiem i dziękuję.

- Ja też ci dziękuję, przede wszystkim, że nie puściłeś mnie tu samego po załamaniu nerwowym.

Mike mocniej przyciągnął mnie do siebie, a ja przełożyłem nogę przez jego nogi, więc oddychaliśmy wspólnym powietrzem, próbując stać się jedną osobą w inny sposób, niż zwykle. Nie minęło dużo czasu, nim wreszcie chłopak zasnął. Mnie wciąż szło to raczej marnie, dlatego nieprzerwanie przytulony, wodziłem opuszkami palców po jego ramieniu, ze świadomością, że „słoneczko" brzmiało tak samo ładnie, jak „skarbie".

[sarah saint james - mad at god]
"I'm mad at God 'Cause I prayed last night and I woke up the same size. I fell in love with a girl this time and my mom says that's not right. No I don't wanna be bitter or come across as a quitter but I'm getting kinda tired. I'm mad at God 'Cause if he exists why do I still feel like this?"

- Umn... - Przygryzłem dolną wargę. – Wiesz, nie musisz mnie bronić, bo nie potrzebuję tego, jestem dorosły i podjąłem dorosłą decyzję o rozstaniu się z dziewczyną, myślę, że nic tobie i mamie Lisy do tego. – Zacząłem skubać skórki przy paznokciach. – Jestem inny i dziwny, bo próbuję się poznać, kiedy jestem bez niej, poza tym... Naprawdę bardzo lubię Mike'a. Jakby... Bardzo.

- Rozumiem, jesteście bardzo dobrymi przyjaciółmi, nie "nowymi kolegami".

(...)

Dlatego wszedłem do tego kościoła z myślą, że odpowiadam przed nadnaturalnym bytem, który uważa mnie za kopię własnej doskonałości, nie przed człowiekiem w konfesjonale, który jest tak samo zepsuty, jak ja. Zrzucając z siebie natomiast cały ciężar tych wszystkich grzechów, począwszy od zdrady na Lisie, skończywszy na traktowaniu Michaela przedmiotowo, uświadomiłem sobie, że nie potrzebuję kościelnego błogosławieństwa, tylko terapii z psychologiem.

Ale spowiedź pomogła! Chociaż nie dostałem rozgrzeszenia, bo w zgodzie ze sobą, powiedziałem, że nie żałuję tego, jak się czuję wobec innego mężczyzny.

[elliot lee - drama queen]
"Call me drama queen If that's what you see, but I'm just tryna be happy" 

- Dobra, co wiesz? – Skinąłem jej. – O nas dwóch?

- Wiem, że masz słabość do futbolistów, co cię przeraża, a Luke chce, żeby ktoś miał do niego słabość w taki sposób, żeby mógł okazywać własną. – Rozchyliłem usta trochę w szoku, czy ona wyciągnęła te wnioski z mojego bloga i jego twittera? – Mam rację. – Wskazała na mnie. – Lubisz go?

- Umn... Tak, ale...

- A on lubi ciebie?

- Mhm...

- Więc tutaj powinno się kończyć wasze rozumowanie, bo za dużo o tym myślicie, jak typowi dorośli, podczas gdy uczucia są proste, jak obsługa cepa. – Wstała z ziemi. – Mniejsza, idę się przebrać w wór pokutny, jakbyś nie wyrabiał psychicznie, to daj mi znać, moja dziewczyna doleje ci wódki do herbaty, jak będzie trzeba.

(...)

- Luke, skończyliśmy rozmawiać.

- Nie, ty skończyłaś rozmawiać z Michaelem, mnie zastanawia co masz przeciwko jego „stylowi życia", nie znasz jego stylu życia, więc po czym wyciągasz wnioski?

Jack aż chrząknął, bo wiedział, że to skończy się późniejszym mentalem. Susie chwyciła swoją dziewczynę za rękę, jakby miały zaraz się ewakuować, natomiast Tim tak się zagapił w tę jatkę, że zaczął wsuwać sernik dłońmi.

- Facet z facetem, z tego dzieci nie będzie.

- Więc każda para, w której ktoś jest bezpłodny też nie ma według ciebie prawa bytu? – Uniósł jedną brew.

- Luke, co cię ugryzło? – Jej wzrok przebiegł na moment na mnie, więc już wiedziałem, co ma na myśli.

W jej głowie pewnie byłem jak taki insekt, który zainfekował jej syna swoim ugryzieniem, ale tak jak Karen nie miała żadnego wpływu na moją orientację seksualną, ja nie miałem na jego. To swoją drogą niesamowite, że Liz miała tam taką pozycję, iż dosłownie nikt jej nie wystopował.

- Twoja homofobia – szepnął.

- Nie jestem żadnym fobem, po prostu to się nie klei!

- Jak to nie? – Znów go nadepnąłem, aby oszczędził sobie komentarze o spermie, których może potem żałować. – Kiedy dwóch facetów się kocha, to działa na tej samej zasadzie, co miłość faceta i kobiety, to nie geje wynoszą swoje łóżko pod opinię publiczną i to nie geje mówią non stop o swoim życiu erotycznym, tylko ono nagle interesuje każdego hetero człowieka, który ma jakieś "ale" i myśli, że ma prawo do posiadania "własnego zdania" na temat innych ludzi. Mamo, rozumiem, że twoja seksualność w tej chwili nie istnieje, wybacza ci się to, bo masz swoje lata, ale odwal się na litość boską od mojej seksualności!

[miley cyrus - never be me]
"If you're looking for stable, that'll never be me but I hope that I'm able to be all that you need. If you think that I'm someone to give up and leave, that'll never be me"

Nie czekałem długo, bo gdy tylko zorientował się, że forsuję go do wyjścia, Luke sam pociągnął mnie za nadgarstek, a potem wyrwał mi z kieszeni kluczyki i otworzył sobie miejsce kierowcy.

- Hej, ja prowadzę! – krzyknąłem, bo tylko w ten sposób mogłem do niego w tamtym momencie dotrzeć.

- Nie, ja prowadzę, tak się umawialiśmy – odparł nisko i twardo.

Wciąż miał wypieki na policzkach, rozpiętą prawie do pępka koszulę, marynarkę na ramionach, rozczochrane włosy i gdyby był aktorem w filmie, uznałbym, że ten widok jest strasznie seksowny, ale jako, że naprawdę mi na nim zależało, poczułem, iż to co mam przed sobą jest obrazem strachu, nieakceptacji, paniki oraz czystego rozgoryczenia.

(...)

- Ale przecież to prawda, wszyscy mnie teraz nienawidzą – palnął.

- Dlatego chcę zaprowadzić cię do łazienki z wanną z hydromasażem? – Uniosłem jedną brew. – I dlatego twoi bracia, babcia i Susie się do ciebie dobijali przez połowę drogi? Bo cię nienawidzimy?

Nic nie odparł, a potem pokiwał głową, wychodząc z samochodu natomiast, Luke spojrzał jeszcze na mnie zdecydowanie prosząco.

- Możemy o tym nie gadać i po prostu iść spać?

- Jak chcesz – odpowiedziałem, bo byłem więcej, niż pewny, że to on jako pierwszy zacznie temat.

(...)

- Wiem, że ty to nie ja i masz swoje ulubione rzeczy, albo ulubione wspomnienia, nie mam pojęcia o wielu twoich dziwactwach, prócz tego, że lubisz orzechowe chrupki, czekoladę i pielęgnację, dlatego pozwól mi się tobą dziś zaopiekować, okej?

Dalej nic nie mówiąc pokiwał głową, dlatego to ja się uśmiechnąłem.

- Mogę cię rozebrać? – zapytałem w taki sposób, który nie był ani trochę seksualny. Znaleźliśmy się w podobnej sytuacji w przeciągu ostatnich trzech dni, ale nie miałem nic przeciwko wspólnym kąpielom, które nie były nastawione na erotyczne aspekty naszej relacji.

- Tak.

- Okej.

- Okej.

(...)

- Michael. – Kiedy przejechałem dłońmi na jego klatkę piersiową, bardziej przytulając Luke'a od tyłu, on pogłaskał mój nadgarstek. – Przepraszam, że byłeś tego świadkiem i że wrzasnąłem na ciebie po fakcie, to nie powinno mieć miejsca, bo to nie jest tak naprawdę twoja sprawa i nie powinieneś musieć ponosić konsekwencji moich chujowych relacji rodzinnych.

Zamknąłem oczy, oparłem policzek na obojczyku Luke'a, więc miałem okazję lekko cmoknąć go w szyję.

- To zabrzmiało tak dyplomatycznie – szepnąłem. – Jakbyś myślał o tym jednym zdaniu przez połowę drogi.

- Bo tak było – odpowiedział z lekkim wyrzutem, ale koniec końców odchylił głowę, ponieważ chyba chciał być znów pocałowany w szyję. – Wiem, że jestem... Straszny.

Cmokając chłopaka leciutko, ponownie zgodziłem się skinieniem, bo miał rację i nie zamierzałem mówić, iż wcale tak nie jest.

- Taa... Ogarnę się, słowo.

- Mhm, chce widzieć, że się ogarniasz, a nie słyszeć, że to zrobisz, wiesz? – Pomasowałem go znów z drugiej strony. – Co w ogóle samo w sobie jest hitem i kitem, że chciałbym tego dla ciebie, bo rzadko zależy mi na ludziach na tyle, by chcieć dbać o ich samopoczucie, czy cokolwiek.

Luke nic nie odpowiedział, przyciągając mnie za ręce trochę bardziej do siebie, tym samym do zimnej struktury wanny. Siedzieliśmy w ciszy w ten sposób, aż w końcu wyłączył wodę stopą i skinął, abym do niego dołączył.

- Jeszcze pięć minut, wybacz, ale ty się próbujesz ugotować, czy to jakaś forma auto-linczu? – Dźgnąłem go w żebra.

(...)

- Rozumiem dlaczego odrzuciłeś mnie w akademiku i... - Powstrzymał śmiech. – Chyba kible to nasza rzecz, ale mniejsza, ja... Ja naprawdę to rozumiem, bo ty nie jesteś pewny i tak naprawdę ja też nie jestem pewny, bardzo dużo się dzieje, życie mi się wywróciło do góry nogami, widocznie wywracam też twoje, dlatego... Dajmy się temu życiu jakoś ustabilizować, a potem się zobaczy, okej?

- Okej...

- Okej.

I znów patrzyliśmy sobie w oczy w tej zimnej, lawendowej wodzie.

- Mike.

- Tak?

- Mogę cię teraz przytulić?

Niepewnie pokiwałem głową, bo sam nie wiedziałem, jak się czuję z tym, co wyznał, ponieważ tak jak powiedziałem wcześniej, nie spodziewałem się po Luke'u takiej... Dojrzałości, prawdę mówiąc. Poczułem jak jego silne ramiona oplatają moje, a potem, gdy opuszkami palców przesunął wzdłuż mojego kręgosłupa, oparłem policzek na jego piersi. Uspokoiłem oddech.

[renforshort - fuck, i luv my friends]
"Fuck, I love my friends, without them I'd be dead"

- Hej, Cal, zrób mi jeszcze jedną pinacoladę.

- Jak pójdziesz do sklepu po sok z ananasa. – Wróciłem do salonu, opierając się o oparcie mebla, który Luke zajmował. – Wiesz, że po soku z ananasa sperma jest słodsza? – Puściłem mu oczko.

- Ohoo, więc czemu nie robisz pinacolady Craigowi? – Lekko odepchnął mój policzek, kiedy się nachyliłem dla żartu.

- Bo zrobię ją temu z niebieskimi włosami. – Poruszyłem brwiami, na co Luke oblizał usta i przewrócił oczami. – No co?

- Nic. – Trochę spoważniał, ale nie zdążyłem nic więcej dodać, bo ciszę przerwał dźwięk mikrofalówki, wraz z dzwonkiem do drzwi.

(...)

Luke zamilkł na moment, a potem zadowolony prawie pisnął i gdy usiadłem, pocałował szybko mój policzek. Pokręciłem głową ziewając zmęczony. Lubiłem to, że językiem miłości Luke'a, nawet tej przyjacielskiej, były czułości i zabieranie przestrzeni osobistej.

Ciekawe co na to Michael, powodzenia na nowej drodze życia, zjeby, osiuracie się, jak do was dojdzie, że jesteście, jak ogień i woda.

Ale nie mogłem mu tego wtedy powiedzieć, bo był zbyt rozbity, dlatego wstając z łóżka, założyłem tylko vansy i tak, jak spałem w dresie oraz bluzie, wyszedłem z pokoju.

[girl in red - i'll die anyway]
"I guess I could say, I've learned to live this way but it's still hard to find reasons to stay alive"

- Umn... - Rozchyliłem usta, bo nie wiedziałem, jak to ująć. – Mikey?

- No? – Obrócił się tylko na pięcie.

Byliśmy w dosłownie tym samym ustawieniu, co wtedy, gdy ukradł mi chińczyka. Ja z zażenowaniem własnym jestestwem i tym pragnieniem, jakie miałem wobec niego, z tyłkiem przyklejonym do szafki i on, praktycznie w samym rogu korytarza, z miną jakby znał wszystkie odpowiedzi, na wszystkie pytania. Przeszedł mnie dreszcz.

- Nie poczekasz na mnie?

- Nie chce mi się, muszę się jeszcze ogarnąć, trafisz chyba do siebie, nie?

- Och. – Oblizałem dolną wargę dość niepewnie. – Myślałem, że...

- Luke. – Michael oparł się o ścianę, a ten jego uśmiech miał już w sobie coś z troskliwego politowania. – Myślę, że potrzebuję po tym wybuchowym weekendzie trochę przestrzeni.

- Tak, jasne – wypaliłem może trochę za szybko, wymuszając pozytywny grymas. – Pewnie, jakbyś jednak chciał... Wiesz, pobyć ze mną, czy coś, to wpadnij, bo będę miał dalej wyłączony telefon i...

- Dobranoc, skarbie.

- Dobranoc.

(...)

Opuściłem powieki na chwilę, przełknąłem ślinę, a potem przypomniałem sobie smak opłatka na języku, który kobieta zabrała ze sobą w portfelu. Tak bardzo wierzyła w tę szopkę, to dawało jej jakieś ukojenie, ale skoro bóg istnieje, to czy nie powinien ukrócić moich wewnętrznych walk? Mógłby.

Obróciłem się w stronę nocnego miasta, zrzuciłem niedopałek, a potem, wciąż siedząc na parapecie, zacząłem mówić pierwszą, lepszą modlitwę, którą sobie przypomniałem, aby poczuć się mniej samotnie.

(...)

- Okej, mamo, jak będziesz myślała, że zbliżam się do bycia heroinistą, to daj znać, wezmę twoje zdanie na ten temat pod uwagę. – Poklepałem ją po łopatce, a oddychając głęboko najbardziej znajomymi perfumami na świecie, opuściłem powieki i zacząłem się trochę rozluźniać. – Naprawdę uważasz, że bycie gejem jest takie złe? I że czyni mnie to złym człowiekiem? – musiałem do tego wrócić.

- Luke...

- Nie, chcę wiedzieć o myślisz, bo jeśli teraz... - Odsunąłem ją odrobinę od siebie, by spojrzeć z powagą mamie w oczy. – Jeśli teraz – chrząknąłem. – No wiesz... Pogodzimy się, znowu będziemy rodziną, która nikogo nie wydziedzicza i tak dalej, a w przyszłości będziesz mi to wyrzucać, albo zaczniesz traktować mnie inaczej, to wolałbym chyba wiedzieć na czym stoję tu i teraz, ponieważ jestem rozjebany, jeśli mam być szczery, nie mam nic pewnego, więc chcę wiedzieć, czy mam rodziców. – Znów stanąłem w pozycji zamkniętej.

- Czy ty naprawdę myślisz, że mógłbyś nie mieć rodziców z tego powodu, Luke, do kurwy nędzy! – tata się zirytował. – Mógłbyś nie mieć rodziców za zostanie komunistą, wtedy być może...

- Boże, tato, daj już spokój temu komunizmowi...

- Uważaj, co mówisz, Lucas. – Wyciągnął do mnie palec, a widząc jak się denerwuje, powstrzymałem głupi śmiech.

- Dobra, dobra, chłopaki. – Mama nas spacyfikowała, choć chyba oboje się zgrywaliśmy. – Nie mówię, że skaczę pod niebo ze szczęścia na myśl o tym, że nie weźmiesz ślubu, nie zostanę babcią...

- Kto powiedział, że tego nie zrobię? – Uniosłem jedną brew.

Westchnęła, bo dla niej ślubem był tylko ten udzielony przez kapłana, ale musiała się pogodzić z tym, że nie leżało to w moich priorytetach.

[lauryn marie - the romantic]
"I have romanticized every little thing that you've said to me"

 Hej, jest Mike? – zapytał trzymając w dłoniach trzy opakowania chińczyka. Jedno podał mojemu kumplowi, który obrócił się w moją stronę, by sprawdzić, czy chcę aby wszedł.

Poczułem się niepewnie, ale nie dlatego, że moją trzustkę właśnie zjadały romantyczne motyle, tylko ze względu na fakt, że to on wykonał pierwszy krok. Byłem pewny, iż Luke jest bardziej chłonny czułości oraz bliskości, niż ja, ale z trudem wyobrażałem sobie chwilę, gdy realnie sięga po to, czego chce.

- Jestem – odparłem sam, choć musiałem chrząknąć, bo nie odezwałem się słowem od trzynastej, kiedy skończyłem produkować się z prezentacją przed profesorem od nowych mediów.

- Jest, dzięki za kolację. – Irwin wrócił na swoje posłanie, wyciągając dla nas trzech widelce, jednak kiedy już się wychyliłem, by chwycić za sztuciec, do środka dostała się woń jedzenia trochę zbijana przez zapach przemoczonego, lecz wciąż wypsikanego Hugo Bossem Luke'a.

Mój wzrok utkwił w blondynie, który zmierzył mnie od góry do dołu. Musiałem się mocno skupić, by nie spaść na ziemię z wąskiego łóżka, dlatego wstałem na równe nogi, a moje frotowe, różowe skarpetki spotkały się z chłodnym linoleum.

- Hej – mruknął Hemmings. – Wracam z pracy i pomyślałem, że będziecie głodni.

- Dziękuję. – Zrobiło mi się trochę głupio, bo ja nie przynosiłem mu kolacji. – To ja wiszę tobie chińczyka, więc teraz wiszę ci dwa? – Uniosłem jedną brew, by rozładować odrobinę napięcie.

- Nie trzeba, daj spokój. – Luke tylko wzruszył ramionami.

(...)

- No dobra, ale co jest w tym trudnego? Lubisz chłopaka, więc idziesz za nim, żebyście mogli spędzić wspólnie przyjemny wieczór, cała filozofia.

- Ale... - Zrobiłem dzióbek zastanawiając się jak to ująć. – Może lubię go za bardzo, więc boję się, że z tego wieczoru zrobi się więcej wieczorów, a potem on brutalnie mnie porzuci, kiedy będę najbardziej bezbronny, więc skończę samotny do końca życia? – Uniosłem jedną brew, jednocześnie kiwając głową, by zrozumiał jakie to poważne. – Co z taką ewentualnością, Ashton?

Dłoń chłopaka z żółtym podkreślaczem zawisła nad kartką zeszytu, zamrugał wolniej, a potem teatralnie odetchnął i rzucił pisak w książki, by móc podejść do mnie. Usiadłszy na moim łóżku natomiast, mocno uszczypnął mnie w łydkę, na co zrobiłem skwaszoną minę.

- Luke to nie Chad – oznajmił wreszcie, jakby o to mi chodziło. – Ani żaden były chłopak koleżanki twojej mamy, ani twój...

- Stary – dokończyłem za niego. – Luke to nie mój stary. – Przetarłem twarz dłonią. – Wiem o tym, po prostu...

- Po prostu co? Michael, rozbiłeś mu związek, żeby teraz...

- Nie ja to zrobiłem!

(...)

- Hej, Luke – przywitał się Kevin.

- Tak, cześć. – Spojrzał na niego mocno ozięble i odebrał ode mnie laptop, wraz z ładowarką, bo widocznie każdy dostrzegał, że w tych ubraniach prędzej zaliczę glebę, niż dotrę do celu. – Chciałeś czegoś? – Musiałem ugryźć się w język, by nie zacząć się śmiać. Zazdrosny Luke był taki zabawny.

- Umn... Nie. – Kevin podrapał się po karku. – Rozmawiałem z Michaelem, który szedł tu do ciebie, spokojnie kowboju! – zażartował rudzielec. – Ale ci się nie dziwię, gdyby Michael Clifford był moim chłopakiem, też bym wznosił alarm za każdym razem.

Spłonąłem rumieńcem, już chciałem coś powiedzieć, jakoś wyprostować tę sytuację, bo poczułem się jak ostatni salceson w mięsnym, istniejący smutno pomiędzy dwiema, bijącymi się o niego babciami, jednakże Hemmings wszedł mi w słowo:

- Skoro niczego nie chciałeś, to... - zasugerował mu, żeby się zmył.

- Ale jesteś wredny. – Zaśmiał się pierwszak. – No nieważne, bawcie się dobrze chłopcy, Mikey, jakbyś wiedział coś więcej o noworocznych imprezach, to dawaj znać. Lecę!

- Tak, pa. – Byłem w tak wielkim szoku, że nawet nie umiałem tego skomentować.

No proszę, Luke dopiero co wyszedł z szafy, a już pławił się w myśli o tym, że ludzie nazywają go moim chłopakiem!

(...)

Zaśmiałem się szczerze, a obróciwszy się na bok, mocno przytuliłem poduszkę, która cała pachniała jak on. Uwielbiałem Luke'a wtedy i zawsze... Moje serce biło zdecydowanie szybciej, zwłaszcza gdy się wygłupiał, dlatego przygryzając dolną wargę, usiadłem przy łóżku na małym dywaniku, tak po prostu, bo on również zajął tam miejsce.

(...)

- Chodź ze mną na drugą randkę – postawiłem mu kontrpropozycję.

- Drugą randkę? – Luke uniósł jedną brew.

- Pierwszą mieliśmy w pick-upie Karen – przypomniałem. – Chodź ze mną na randkę, a potem na kolejną i jeszcze jedną, do Sylwestra jeszcze trochę czasu, zobaczymy.

Chłopak uśmiechnął się lekko, jego policzki i mały, słodki nosek były uroczo różowe, dlatego wiedziałem, że chce właśnie wrzasnąć: „tak!", co tylko spowodowało kolejny, szybszy przepływ krwi w moich żyłach.

- Na pierwszej rance jedliśmy śniadanie w bistro – szepnął trochę złośliwie.

- Och, to była randka, tak? – Przekrzywiłem głowę, zniżając głos, abyśmy nadawali na tych samych falach. Odstawiłem swoje jedzenie na stolik, chcąc skupić się wyłącznie na nim. – A co się stało – położyłem dłoń na policzku Luke'a – z „nie każdy na ciebie leci, Michael"?

- Umarło. – Położył dłoń na mojej dłoni. – Tak samo jak moja szafa, albo twoje przeświadczenie, że możesz mnie tylko pieprzyć.

- Nie pieprzyłem cię. – Oblizałem usta, zachowując dla siebie komunikat „jeszcze", który oboje mieliśmy w głowach.

Nie mogąc się jednak powstrzymać, zmieniłem pozycję tak, że na kolanach podszedłem bliżej niego, biorąc chłopaka między nogi. Lekko podkurczył swoje kolana, więc w tym ułożeniu, doskonale chwycił mnie w tali, a ja ułożyłem dłonie na jego barkach, które odrobinę rozmasowałem, pochylając czoło do czoła Luke'a.

- Zrób to – mruknął niemal bezgłośnie unosząc się do pocałunku. – Albo nie, ja chcę pieprzyć ciebie. – Wpił się w moje wargi tak nagle, że zabrakło mi powietrza i nawet nie zdążyłem tego odeprzeć, zwłaszcza kiedy dłoń Luke'a znalazła się na moim pośladku.

[lily kincade - sweet n low]
"Yeah he says I'm sweet when I'm lonely, he comes over to hold me. It's not just attention - His affection"

– Naprawdę lubiłam ciebie, po prostu chciałam wykorzystać twój stosunek do seksu i Luke'a stosunek do kolesi, co wiem z perspektywy, że było psychiczne...

- Jak chuj. – Pokiwałem głową zgodnie.

- I jeśli mogę zrobić dla ciebie cokolwiek, aby jakoś odkupić swoje winy, to wyłącznie cię ostrzec, że nawet jeśli Luke wydaje się być teraz najlepszy, kiedy pojawi się coś nowego, stanie się najgorszy.

(...)

- Hej, słonko – uśmiechnąłem się szczerze, wciskając w jego dłoń loda pistacjowego. – Kupiłem ci żel do twarzy, który chciałeś.

- Jaki żel? – Marszcząc brwi oblizał wafelek z topniejącego roztworu, po czym pochylił się i zupełnie znienacka ucałował mój policzek.

- No taki. – Otworzyłem torbę, by zobaczył, na co Luke tylko parsknął głupio. Dobre tyle, że mój soczysty rumieniec od buziaka zniknął w tle jego rozbawienia.

- To jest produkt promocyjny, który mamy sprzedawać, żeby rosły nam wyniki, nie myj tym twarzy nigdy! Cholera z tym składem... Kibla bym paskudztwem nie umył, ale dziękuję.

(...)

– Jaki mamy plan? Bo szczerze mówiąc, najchętniej położyłbym się do łóżka, ale jestem zwarty i gotowy...

- Mamy bilety do kina tutaj w galerii, więc akurat. Wiem, że kino to randka z serii „nie chce mi się z tobą gadać", ale umawialiśmy się do tego kina miliard lat, dlatego postawiłem na to, no a później... Później sam zobaczysz, musisz być cierpliwy, skarbie.

Luke spojrzał po mnie od góry do dołu, jakby się rozmarzył, a potem dość niepewnie ujął moją dłoń. Poczułem, jakby przechodził przez nas prąd.

- Możemy najpierw wsunąć jakiegoś maczka? Pracowałem milion godzin, potrzebuję zjeść cokolwiek.

- Umn... Jasne, tak. – Pokiwałem głową, choć poczułem się nieswojo, bo nie miałem tego w planie, no i film zaczynał nam się za chwilę. Nikt wcześniej nie podważał mojego schematu randki, ale okej, mogliśmy spóźnić się na seans...

[daya - the difference]
"Do I want you or need you? I don't know the difference, I want you to come close, no, don't keep your distance"

Film leciał już od dobrych dziesięciu minut, tym samym musieliśmy zachować wszelkie rozmowy na później. Myślałem, że raczej oboje będziemy chcieli gadać, albo zaczniemy patrzeć na siebie wymownie, czy nagle wsadzimy dłoń do jednego opakowania popcornu, co się nie stało, bo ja byłem jakby w innym świecie, zbyt przejęty tym całym wydarzeniem z atmosferą ważnego spotkania w tle, natomiast Hemmings... Zasnął.

Przewróciłem oczami, gdy przez sen położył skroń na moim ramieniu, ale objąłem chłopaka i zacząłem drapać go delikatnie po karku pod materiałem szalika. Mój policzek wylądował w jego włosach.

(...)

Luke siedział od okna, dlatego obrócił się w moim kierunku, opierając łopatki o metalową ścianę za sobą, po czym podciągnął nogę w znów rozwiązanym trampku na fotel. Przewróciłem oczami, sięgając do jego sznurowadeł.

- Dziwisz się, że masz zatkany nos i boli cię wiecznie głowa, skoro chodzisz zimą w szmacianych butach – palnąłem, robiąc wstążeczkę.

- Takiego cię lubię – wyznał.

- To znaczy?

Posunąwszy wzrokiem od jego kolana, przez szyję, brodę i nos, aby spojrzeć Luke'owi w oczy, odnalazłem w tym błękicie więcej fascynacji, niż przez cały ten dzień. Oblizałem lekko dolną wargę, a potem, z braku laku, ułożyłem podbródek na jego nodze.

- Zatroskanego o mnie. – Pogłaskał moje włosy, a potem też policzek. – Kiedy naprawdę wiem, że cię obchodzę i w ogóle.

(...)

- Jak możesz sądzić, że się we mnie zakochujesz i mieć o mnie takie zdanie? – Luke skrzyżował ramiona, a jego policzki zapłonęły.

- Zdradziłeś ją ze mną.

- Bo byłem gejem zawsze, Lisa jest kobietą, a ty jesteś przepiękny i przezabawny, i... I widocznie projektujesz na mnie jakąś traumę, nie wiem Michael, nie planuję więcej milestone'ów w moim życiu pod tym względem, poza tym skoro naprawdę tak nisko mnie cenisz...

- Nie cenię cię nisko, po prostu chciałbym, żebyś się porządnie wyszalał i potem, być może wybrał mnie? Być może do mnie wrócił?

- Nie każdy musi się kurwić, żeby wiedzieć czego chce od życia. – Kiedy to powiedział, sam wstał, ale zamiast zamienić się z kimś miejscami, zwyczajnie chwycił się fotela kogoś z dala ode mnie.

Zabolało mnie to o „kurwieniu", choć Luke'a musiały zaboleć moje słowa, czemu w sumie się nie dziwiłem, bo oboje mieliśmy zupełnie inne punkty zapalne. Gdyby mi na nim nie zależało, nie byłbym zły i zraniony. Naprawdę wiele dojrzałości kosztowało mnie wtedy niepodejście do niego i niewszczęcie kłótni.

Przetarłem twarz dłońmi, obejmując własne kolana.

(...)

- Powiesz coś? – Założył kaptur bluzy na mokre włosy. – Chciałeś rozmawiać.

- Tak – chrząknąłem. – Tak, przepraszam, po prostu... Nie mogę uwierzyć, że jest na świecie ktoś, kto wybiera mnie i dałem się sprowokować Lisie, która chyba próbowała nam namieszać...

- Mike, jeśli nie jesteś mnie pewny i taka prowokacja na ciebie działa, to może rzeczywiście nie powinniśmy nawet próbować być razem?

(...)

– Boję się.

- Ja też się boję i wiem, że to głupie, bo mamy całe mnóstwo rzeczy do załatwienia oboje sami ze sobą, że to nie jest dobry czas na związek, zwłaszcza dla mnie, że ta relacja jest jedną, wielką czerwona flagą, ale mamy jakąś podstawę, rozmawiamy ze sobą, a całą resztę jesteśmy w stanie ogarnąć, bo umówmy się... Nie byłbyś zraniony, gdybym cię zablokował wszędzie, nie odezwał się już nigdy i cię krótko mówiąc olewał już teraz? – Pokiwałem lekko głową. – Więc co za różnica, czy będziemy się nazywać związkiem, czy nie?

- Umn...

- Taka, że będę mógł cię pocałować? – Przybliżył się do mnie trochę.

- Luke...

- Zabrałeś mnie na najgorszą randkę na świecie, daj mi się chociaż pocałować.

Miał rację, a ja nie dałem sobie szansy tego przemyśleć. Dobrze, że poszedł na tę terapię i dobrze, że przestał okłamywać samego siebie, bo naprawdę bardzo lubiłem Luke'a, który żył w zgodzie z własnym ja. Czułem się przy nim... Bezpiecznie. Dlatego ułożyłem dłoń na jego policzku i złączyłem nasze usta razem, zabierając mu szansę ku temu, aby mógł się odsunąć.

[lana del rey - arcadia]
"I can't sleep at home tonight, send me a Hilton Hotel"

Patrząc na niego wtedy, takiego zapalonego i zadowolonego, wcale nie chciało mi się spać. Jemu widocznie też nie, bo nagle, patrząc na siebie wręcz w amoku, oboje zerwaliśmy się, by wymienić długi, bardzo namiętny i natarczywy pocałunek. Nie miałem pojęcia co uderzyło nam do głów, literalnie w tym samym momencie, zarówno jak prawie w tej samej chwili, oboje cicho jęknęliśmy. Zmieniłem swoją pozycję tak, że zrzucając z nas fragment kołdry, wdrapałem się na Luke'a, który leżał wciąż na wznak.

On opadł w poduszki, a ja oparłem czoło o jego czoło. Oboje byliśmy bardzo podnieceni, co poczułem przez materiał spodni. Byłem pewny co teraz nadejdzie, Luke widocznie też, ponieważ jego spojrzenie rozbłysło, jakby miał w oczach całe milion gwiazd.

- Kochaj się ze mną – szepnął ujmując mój policzek w dłoń.

(...)

- Jesteś niesamowity – wyszeptał mi w usta i pocałował je tym razem namiętnie, dłonią przez chwilę masując mojego penisa.

Już mruknąłem na pierwszy dotyk, a było tego dotyku naprawdę sporo tej jednej nocy. Wsunąwszy dłoń w jego włosy, pociągnąłem Luke'a tak, aby był nade mną. Chciałem oddać mu kontrolę, bo skoro zabrał całą nad tym co czułem, mógł mieć również tę nad moją przyjemnością, albo raczej tą, jaką przeżywaliśmy wspólnie.

- Dlaczego? – zapytałem. Chciałem usłyszeć od niego słodkie słówka, bo to były jedyne komplementy, w jakie naprawdę, szczerze wierzyłem.

- Bo nie mam innego słowa w głowie, kiedy widzę ten twój zawadiacki uśmieszek, od razu czuję ścisk w brzuchu... Ogólnie cały jesteś cudowny, chyba mógłbym wymieniać godzinami co mi się w tobie podoba. Zacząłbym od pięknych, wielkich zielonych oczu na przykład – pocałowawszy mnie długo, otworzył lubrykant i wziął trochę na rękę. Wsunął we mnie powoli palec, tak jak ja robiłem to przedtem. – Później przez usta, które uwielbiam całować i są po prostu idealne... Nawet twój penis mnie urzekł, Michael, jest piękny. – Uśmiechnął się głupio, co odwzajemniłem w ten sam sposób.

(...)

- Nigdy nie czułem się z nikim tak blisko.

- Ja też nie... – mruknął i znów musnął moje usta.

[chloe black - title track]
"How many dicks did you suck in high school? Did they call you a bitch when you wouldn't come through? Did they say you deserved everything that was did to you? I know love hurts, but this was straight up sex abuse."

- Co się w ogóle stało? Przecież ty słyniesz z niezatrzymywania się przy jednej randce.

- Powiedzmy, że Luke jest... - Nie wiedziałem jak to ująć, bo w rzeczy samej nie miałem pojęcia jak to się stało. My tylko... Chillowaliśmy ze sobą. I słuchaliśmy siebie nawzajem. Dużo się śmialiśmy, dotykaliśmy, zrobiliśmy się o siebie nawzajem zazdrośni, bardzo... Opiekuńczy. – Luke jest wszystkim tym, czym ja nie jestem. W jakimś sensie czyni mnie trochę lepszym człowiekiem. – Wjechałem stickiem z bronzerem w jego dołeczek, bo się uśmiechnął.

- Jezus, Michael, nikt nie jest gorszy od ciebie w makijażu. – Znów się trochę wytarł.

- To nie jest takie proste, wiesz?! Poza tym mówię o tobie ładne rzeczy, mógłbyś się trochę rozczulić, co?

- No rozczuliłem się! Dlatego się uśmiechnąłem!

- To wina twoich dołeczków! – Odchyliłem głowę w niezadowoleniu, bo nic mi już nie chciało wyjść.

- Kochasz moje dołeczki!

- To prawda, kocham je. – Pogłaskałem to miejsce kciukiem, którym wcześniej podcierałem eyeliner, dlatego z westchnieniem się poddałem i narysowałem mu czerwoną szminką penisa na podbródku.

(...)

– Gdybyście mogli mieszkać gdziekolwiek na świecie, bez żadnych ograniczeń, jakie miejsce wybrałaby wasza druga połówka?

Zamilkłem na moment, próbując określić przestrzeń jaka ukontentowałaby jego najmocniej. Mógłbym rzucić „droga", bo Luke nadawał się do nieustannego podróżowania, najlepiej samochodem, ale to brzmiało tak, jakbym nie wiedział, czy woli ciepło, czy zimno, wilgoć, czy suszę, dłuższe noce, czy dnie... Prawda jest taka, że nie miałem pojęcia.

- Niedaleko kamienicy, gdzie mieszka mama Mike'a jest taki dom, opuszczona budowa na dobrą sprawę, która wymaga pełnego remontu. I to jest to miejsce, w którym on chciałby mieszkać najbardziej, najlepiej na górze, bo miałby widok z balkonu na całą okolicę, a z wolnych pokoi, które nie są sypialniami, zrobiłby pokoje gier – powiedział, a mnie przeszedł dreszcz, bo wyznałem mu to raz w ramach głupiej anegdoty, a Luke zachował w pamięci każdy szczegół.

(...)

- Nie mówiłeś, że jesteście razem – powiedziała Karen, wyciągając mnie odrobinę z transu esemesowania.

- Nie wiedziałem, że muszę mówić – odparłem od razu, ponieważ ona też często ukrywała przede mną związki, jeżeli w ogóle w nie wchodziła.

- Niby tak, ale to twój pierwszy, poważny chłopak.

- Poważny? – Uniosłem jedną brew. – Skąd wiesz, że poważny? Proszę cię, ja i poważny związek? – Zawyżyłem trochę głos.

(...)

- Przepraszam – szepnęła. – Naprawdę przepraszam, nie miałam pojęcia... – Ścisnęła mocniej moje ramię. – Mikey...

- Jest okej, chyba musiałem połączyć te kropki, to ja cię przepraszam, że zarzuciłem cię syfem w anty-święta. – Znów cmoknąłem włosy Karen. – Przyjaźnimy się, nie? Przyjaciołom mówi się rzeczy...

- Tak, ale...

- Już jest po wszystkim. – Nie przestałem jej przytulać mimo to.

- Jestem beznadziejną matką, mogłam cię przed tym obronić...

- Nie powiem, że nie potrzebowałem twojej uwagi, od tego się zaczęła ta konwersacja, ale znam się na tyle, że jestem przekonany, że i tak znalazłbym sposób, aby robić gówniane rzeczy, serio...

Resztę wieczoru spędziliśmy w uścisku, gdzie to ja leżałem z głową na kolanach mamy, która nie chciała pozwolić mi pójść porozmawiać z Lukiem, póki nie skończyliśmy wszystkich, beznadziejnych, świątecznych komedii romantycznych. 

[billie eilish - happier than ever]

„'Cause I'd never treat me this shitty. You made me hate this city, and I don't talk shit about you on the internet, never told anyone anything bad. 'Cause that shit's embarrassing, you were my everything and all that you did was make me fuckin' sad. So don't waste the time I don't have and don't try to make me feel bad."

- Co u Michaela, tak pomijając rzeczy, o których nie będziemy dyskutować? – Andrew zasiadł na fotelu naprzeciwko nas, samemu częstując się piernikiem. – Zdał wszystko?

- Mikey to kujon, jasne, że zdał na same piątki od góry do dołu. – Wzruszyłem ramionami.

- Za moich czasów kujony nie wyglądały tak dobrze – zaczepiła we mnie mama.

- Mhm. – Przygryzłem wargę. – Serio chcecie rozmawiać o nim? – zapytałem nieśmiało. – W sensie... Nie jest to dla was krępujące, albo... Ja rozumiem, słowo! Nie musicie się starać i pytać na siłę.

- Chcemy wiedzieć co u twojego chłopaka! Czy cię dobrze traktuje? I czy on musi mieć na facebooku takie wyzywające zdjęcia? Pewnie podrywa go cała horda facetów, weź mu tam powiedz, żeby sobie uważał, bo będzie miał do czynienia z ojcem! – Mama była bardzo poważna w tym, co mówiła, a moje serce urosło na nowo. Oni naprawdę zaakceptowali to. Zaakceptowali... Mnie. Moje wybory, kogoś kogo kocham. Woah.

- Tak, traktuje mnie dobrze, tak, podrywa go cała horda facetów, ale staram się nie planować ich wysadzenia w kosmos, wystarczy ten wzrok, bo jak się okazuje potrafię zrobić ten sam wzrok co ty, mamo.

- O nie, tylko nie wzrok! Biedny Michael. – Tata teatralnie się uniósł, tym samym oberwał od Liz poduszką ozdobną.

(...)

- Uwielbiam cię, Lu – wyznał. – Naprawdę i wiem, że to bardzo wcześnie, dopiero testujemy rzeczy, siebie i tak dalej, ale... Chciałbym do ciebie przyjechać, mogę?

Poczułem, że moje serce przyspiesza, oblizałem usta, a potem pokiwałem energicznie głową.

- Jasne, odebrać cię z lotniska? – starałem się zabrzmieć na wielce spokojnego, lecz oboje mieliśmy wściekle czerwone policzki i powstrzymywaliśmy ogromne uśmiechy.

- Przyjadę audicą, Calum pozwolił.

- Dobrze, jak sobie życzysz. – Obróciłem się na bok, aby udawać, że chłopak leży naprzeciwko mnie.

Michael spojrzał mi w oczy, oblizując dolną wargę ponownie. To był komunikat „chciałbym cię teraz pocałować" i wiedziałem o tym.

- Ja ciebie też – szepnąłem.

- Wiem, teraz ci wierzę – odparł.

[suki waterhouse - good looking]
"I thought I'd uncovered your secrets but turns out there's more. You adored me before, oh, my good looking boy"

Najbardziej wyczekująca jednak okazała się Susie, która niemal obgryzała paznokcie widząc, że stoimy naprzeciwko siebie z Lukiem, bez słowa patrząc sobie w oczy tak, jakbyśmy nie widzieli się całą wieczność, a nie parę dni. Boże, gdybym nie widział go przez wieczność, umarłbym z tęsknoty!

Jestem zakochany. Jestem beznadziejnie zakochany. – Pomyślałem.

- Skąd wiesz, że mam prezent dla ciebie, a nie dla Susie na przykład? – Uniosłem jedną brew, wyciągając do niego rękę, którą rozbawiony uścisnął, ale sam nie wiedział, jak się ze mną przywitać, żeby wszyscy byli z tym w porządku.

(...)

Zerknąłem na Luke'a kątem oka, a on posłał mi pokrzepiający uśmiech. Gdy natomiast każdy zasiadał za stołem, zatrzymał mnie jeszcze w korytarzu i bardzo pod przykrywką dał mi małego buziaka w skroń.

- Cieszę się, że przyjechałeś – wyznał.

(...)

- Czyli, że co? – Też ścisnął moją rękę.

- Czyli, że myślę... - Omotałem go wzrokiem. Serce mi trochę przyspieszyło. – Myślę, że być może... - Chrząknąłem.

- Ja ciebie też – szepnął.

- Nie, czekaj, chcę to powiedzieć!

- Okej, okej. – Chłopak pokiwał energicznie głową.

- Ko...

- Słucham cię jak radia...

Weszliśmy sobie w słowo, więc ze zrezygnowaniem delikatnie szturchnąłem go w bok. Wreszcie znalazłem sposób, to znaczy położyłem palec na jego ustach, aby milczał i robiąc minę, jak żołnierz przed wystrzałem zacząłem raz jeszcze mówić:

- Luke'u Hemmingsie, kocham cię – powiedziałem niemal na wydechu.

- Michaelu Cliffordzie. – Zabrał moją dłoń ze swoich warg. – Nieprawda.

- Ale? – Zmieszałem się.

- Nie-e, nie kochasz mnie. – Wzruszył ramionami i złośliwie wsunął ręce do kieszeni, ruszając prosto na malutką do postury mojego chłopaka karuzelę dla dzieci.

(...)

A zatem nie ma to jak szczęśliwe zakończenia, hm?

[GIRLI - MORE THAN FRIEND]
"I met her when I was still with my ex but her lipstick was blood red, she wore her hair messed up. She was my best friend when I had a boyfriend, but she was on my mind when I was in his bed. So we kept in touch 'cause I wanted to touch her, I got kinda drunk and told her that I liked her. She said, "You're the best" this girl has got me all messed up. 'Cause when she bites her lip, looks at me like that I wanna be more than a friend, more than a friend.Does she feel the same? Does she want me back? I wanna be more than a friend, more than a friend. I have you close but I want more, I want your t-shirt on the floor, when you bite your lip, look at me like that - I wanna be more than a friend, more than a friend."

Fajnie było spędzić z wami ten czas. 

Dzięki za czytanie i do usłyszenia gdzieś kiedyś przypadkiem. 

______________________

Kochani, wcześniej zrobiłam taki epilog tylko przy Almost Polite w 2016 roku i powiedziałam sobie - nigdy więcej, ale dla Bosyhit nie mogłam się powstrzymać. Mam nadzieję, że fajnie było wam przeżyć ze mną tę historię jeszcze raz!

Może napiszę jakąś dłuższą notkę od siebie, nie od "michaela" i ją dodam, ale na ten moment jestem padnięta szukaniem swoich ulubionych fragmentów tej książki. 

Dajcie znać jakie są wasze! 

No i wpadajcie na anti-romantic, gdzie zachowałam klimat akademika, albo... Na coś co wrzuciłam dzisiaj. 

ALL TOO WELL

"Gdzie Luke i Michael przetestowali na sobie cały erotyczno-romantyczny aspekt życia w okresie dojrzewania, a dziesięć lat później ten drugi postanowił wspaniałomyślnie oświadczyć się siostrze bliźniaczce tego pierwszego, więc niniejszemu "incydentowi" trzeba zapobiec.

"- To jest coś innego, bo o wie pan, my literalnie jesteśmy razem. - No tak, z przyjaciółmi zawsze jest się raa... - Rozchyliłem usta, a moje policzki zalał soczysty rumieniec. - Umn... Dosłownie całe dojrzewanie przeleciało mi przed oczami. No dobrze, nierozłączność to nie jest nic takiego, można trzymać okrutnie blisko tych, których uważa się za przyjaciół, ale to nie był pierwszy raz, gdy widząc tę dwójkę w szkole, myślałem o sobie i o Michaelu; jak to fajnie byłoby wrócić do niewinnego, słodkiego dzieciństwa. Dzieciństwa i adolescencji, gdzie twój najlepszy przyjaciel rozdzielał twoje włosy, mówił że cię kocha, gdzie całowaliście się namiętnie, aby przygotować się do świata randek z dziewczynami, a tobie wcale nie podobały się randki z dziewczynami, jednak nie chciałeś, aby sobie coś pomyślał, toteż mówiłeś, że bawiłeś się świetnie słuchając o błyszczykach. Cofnąć się do momentu kiedy byłeś pewny, że jesteś kurewsko zakochany, ale tak nie wypadało, więc zwiałeś po tym, jak poszliście wreszcie uprawiać prawdziwy seks, zamiast oferowania sobie braterskiego obciągania gdzieś pod plakatami gwiazd lat dziewięćdziesiątych, słuchając debiutującej Rihanny."

Lub: w którym Luke pamięta zbyt dobrze wszystko, co wydarzyło się pomiędzy nim i Michaelem, dlatego samo wspomnienie o fakcie, że Michael mógłby zostać mężem jego siostry bliźniaczki, wzbudza w nim odruch wymiotny.

Albo jeszcze: historia dwójki ludzi, którzy pokomplikowali sobie życie dorastając na początku tego stulecia, a teraz próbują nie doprowadzić do katastrofalnego dramatu w skali rodzinnego miasteczka."


PROLOG, KTÓRY IMO WYSZEDŁ SUPER JEST JUŻ NA MOIM PROFILU!

ALL THE LOVE, BOO XX

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro