Więź
- Bo sam to przeżyłem. - Odpowiedział tylko czule Keith.
Po tym zdaniu nastała cisza. Keith błądził po jego smutnych oczach, a Lance po jego rumieńcach na twarzy. Trzymali się oboje w tali i nie mieli zamiaru puścić drugiego. Czuli się dobrze. Latynos przez tą chwilę zapomniał o wszystkim, w tym momencie jedyne co było ważne, a raczej kto to Keith. Chciałby się jeszcze bardziej w niego wtulić. Zwinąć się w maleńki kłębek, który jest tulony i kochany przez niego. Jednak wrócił myślami, kiedy zerknął mu w oczy.
- Opowiedz mi o tym. - Poprosił Lance.
- Nie, to nie je-
- Proszę. - Naciskał Niebieski.
Po chwili Czerwony uległ, gdy spojrzał mu w pełne nadziei i blasku oczy. Nie mógł odmówić temu. Nie potrafił. 'Zgoda' pomyślał w duchu Keith.
- Może to nie jest to samo co ty ... - Zaczął niemrawo Czerwony.
- Po prostu mów. - Nalegał Lance.
- Eh, w wieku 5 albo 6 lat, straciłem ojca i matkę. - Kontynuował Keith. - Ojciec zginął po przez pożar. Był strażakiem i ... Próbował kogoś uratować. Tym kimś była moja matka. Nie zdołał jej wyciągnąć z budynku i zbyt długo to trwało ... Więc wiedziałem już, że więcej ich nie zobaczę. Przez to wszystko stałem się takim małym agresorem. - Zaśmiał Mullet. - Trafiłem oczywiście do jakiegoś Domu Dziecka czy coś. Każda rodzina mnie chciała, tylko ze względu na wygląd. Dobrze pamiętam jak każda baba mówiła "O jejku jaki słodziak ! Jaki ty śliczny jesteś ! A, bym cię schrupała !" - W tym momencie oboje się śmiali. - Naprawdę ! Zawsze ze wszystkich dzieciaków ja byłem wybierany najczęściej. I najszybciej oddawany. Gdy trafiałem z domu do domu, to zawsze byłem cichy, nieśmiały ... Po prostu inny. Najlepsze były momenty jak się dowiedzieli, że umiem więcej przekleństw albo, że potrafię roznieść pokój. Szczerze to chyba przeżyłem 12 takich domów zastępczych. Szybko mnie oddawali jak mówiłem. Kiedy w końcu skończyłem 18 lat, zwiałem z tego Domu Dziecka i zacząłem żyć na własną rękę.
- Współczuje ci ...
- Nie ma czego. Przyzwyczaiłem się, że jestem sierotą i 'małym agresorem'. - Uśmiechnął się Keith do Lance'a.
- Ja bym się zabił na twoim miejscu ...
- Oho, wierze w te słowa.
W tym momencie nastała cisza. Żaden się nie odezwał, a jedynie jaki mieli kontakt to wzrokowy. Wpatrywali się w siebie bez żadnego skrępowania. Keith czuł się inaczej, ale nie z powodu opowiedzenia o swoim życiu, tylko z powodu bliskości Lance'a. To uczucie było takie, inne, lecz przyjemne. Natomiast Latynos czuł się jak ostatnie siedem nieszczęść. Czuł w środku, że coś mu znika, jak coś co było przez całe życie, nagle nie ma. Nagle poczuł ogromną pustkę, jakby nicość, która próbuje wydostać się na zewnątrz. Lance'a przeszły okropne dreszcze i poczuł, że może zaraz zwymiotować. Mimo, iż zbytnio nie jadł. W ogóle.
- Ja ... Źle mi jest ... - Zaczął Niebieski.
- Cały blady jesteś ! - Keith odkleił się w końcu od Lance'a, tylko żeby dłonią sprawdzić policzek i czoło. - I bardzo zimny ... Lance czy ty mi tu umierasz ?!
- Może ... ? - Jego głos był strasznie cichy. - Keith ... Co się ze mną dzieje ? - Niebieski zaczynał widzieć jak przez mgłę.
- Lance ... - Brunet nie miał pojęcia co się aktualnie dzieje. Poczuł, że z jego oczu wylewają się łzy. Bał się o Latynosa. Bał się jak cholera, iż może go teraz stracić, a na to nie mógł sobie pozwolić.
Szybkim ruchem zabrał Lance'a na ręce i od razu zauważył, jak krew leci za krwią. Rany. Mentalnie się skapnął, że to przez bandaże jest w takim stanie. No tak, tych bandaży już nie ma. Nie myśląc już więcej, Keith kierował się do miejsca gdzie Coran się nim ostatnio zajmował. Na całe szczęście przy drzwiach jego celu, znajdował się rudy wąsik.
- Coran ! Coran pomóż !
- Tak Czerwony pala- ... Co na quiznaka się stało ?! - Coran podbiegł do Keith'a i odebrał Latynosa.
- Ja ... Ja sam nie mam pojęcia dokładnie ! - Brunet jedynie co wiedział, to to, że płaczę.
Taki widok Lance'a przeraził go ostatecznie. Blady. Zimny. Krwawiący. Obolały. Ranny. Martwy ... To mu chodziło po głowie. Martwił się o niego tak bardzo, iż nie miał zielonego pojęcia gdzie jest. Oszołomiony tym wszystkim, że aż strasz wspominać.
Lance nic nie widział. Nic nie czuł. Nawet tak ogromnego bólu w kościach nie dało się poczuć. Jedynie słyszał. Słyszał gadanie Keith'a oraz Coran'a. Nagły krzyk Pidge i płacz Hunk'a. Nawet usłyszał ciche pocieszanie ze strony Shiro. Ale nie słyszał głosu Allury. Czyli księżniczka myśli, że to jego wina. Latynos też tak zaczął myśleć. Zaczął wierzyć, iż przez niego Ziemia legła w gruzach. Ziemia. Dom. Rodzina. Miłość. Nie miał już tego. Niebieski paladyn żył teraz ze świadomością, iż tych rzeczy już nie posiada. A w ogóle żyje ? Co się mną dzieje ... ? Pytania, za pytaniami, a odpowiedzi brak.
Nie minęło nawet 5 minut, a kolejny raz wąsik wraz z Lance'a weszli do pomieszczenia. Brunet oraz reszta zespołu byli pogrążeni w rozpaczy. Keith nim się obejrzał został przytulony przez resztę i nie przeszkadzało mu to, właśnie tego potrzebował w tej chwili.
- Ktoś mi obiecuje, że Lance w końcu stanie prosto na nagi ? - Spytała niższa dziewczyna, cała zapłakana.
- Ja ci obiecuje.
Ten głos wyprowadził Keith'a z równowagi. Nie mógł uwierzyć, że te babsko raczyło się tutaj zjawić. Wyrwał się z uścisku przyjaciół i chciał się rzucić na białowłosą. Jednak silne ręce Shiro i Hunk'a go zatrzymały.
- To wszystko przez ciebie ! Lance jest w takim stanie przez ciebie ! To twoja wina ty-
- Keith język, proszę. - Próbował uspokoić bruneta lider, ale nie było widać postępów.
- Jak śmiesz się teraz pokazywać taka radosna ?! - Krzyknęła Pidge.
- Pidge, a ty co-
- Teraz do niej masz problem ?! A może chcesz porozmawiać w cztery oczy co ?! Ale ja za swoją pięść nie odpowiadam !
- Spokój ! - Wrzasnął Shiro.
Nastała kolejna cisza. Czarny paladyn miał najwyraźniej dość jakichkolwiek kłótni Keith'a i Allury. Czerwonego paladyna poniosły emocje. Widząc takiego Lance'a, nerwy mu puściły od razy jak usłyszał Allurę. Obserwował teraz jak Allura wygląda na niewinną, jednak jej wyraz twarzy mu się nie zgadzał.
- Dobrze. Po pierwsze jest mi przykro z powodu Lance, że ...
- Czyli jednak się o niego martwisz ? - Zapytał z nadzieją Hunk.
- Słucham ? Może w inny sposób. Chodzi mi o to, że przykro mi z powodu jego lekkomyślności.
- Co ? - Zapytała chórem drużyna.
- Taka prawda. Gdyby uważał bardziej, nie doszłoby to utraty waszego prawdziwego domu.
- Czyli uważasz, iż to też jest nasz dom ? - Spytał Keith ze śmiechem, lecz z morderczym wzrokiem. - Jeżeli to jest nasz dom to my musimy być w takim razie rodziną ... Hm, jakby nie patrzeć my wszyscy się dogadujemy wspaniale. Dlaczego Allura jesteś tą inną dziwką ?
- Keith ! - Obleciał go wzrok Shiro.
- Dobre stary. To mi się podoba. - Pidge przybiła żółwika brunetowi, a księżniczka patrzała na to wszystko z wielką obrazą.
- Sam wstyd za was. - Po tych słowach opuściła pomieszczenie.
Nikt już nic nie mówił. Shiro jedynie powiedział co nieco Keith'owi o poprawieniu zachowania, lecz szczególnie nie słuchał, nie umiał. Jak na złość, powróciły mu myśli o stanie Latynosa. Najgorsze rzeczy z tym związane. Czy Lance'owi uda się z tego wyjść ? A jeżeli nie ?! Rany wyglądały gorzej ... On sam wyglądał jak zombie. A może jest zombie ? Te pytania, ważne i "ważne", tylko zaprzątały mu głowę. Miał teraz na niego oczekiwać ? W ogóle warto ? W ogóle to będzie odpowiednie ?!
•••
Godzina jakby stała w miejscu. Jakby czas przestał istnieć. Tak wmawiał sobie Keith. Czekał. Jednak czekał. Dziwne by było jakby sobie poszedł. Wciąż jednak dalej się zastanawiał, czy aby na pewno dobrze robi. Wracając do myśli nad czasem, wiedział już, że coś jest na rzeczy jeżeli tak długo tam siedzą. Oby nic strasznego, jak do tej pory.
- Hej.
Znajomy głos zmusił go do zwrócenia uwagi na właściciela. A dokładniej na właścicielkę.
- O, hej. Myślałem, że pomagasz w kuchni.
- Eee, Hunk robi najlepsze kosmiczne pierogi w galaktyce i nie mam zamiaru mu czegoś tam zepsuć. - Uśmiechnęła się słabo Pidge i usiadła obok Keith'a. - Jak się czujesz ?
- Źle. Bardzo się o niego martwię.
- Ja też. Nawet jeżeli jest największym cymbałem dla mnie, to i tak jest najlepszy dla nas wszystkich.
- Racja. - Zaśmiał się Czerwony.
Bruneta zdziwiło zachowanie młodszej. Na pewno by nie przyszła, żeby porozmawiać z nim na temat stanu Lance'a. Naprawdę mała okularnica zaczęła go zadziwiać.
- Więęęc ? Jak tam między wami ? Hym hym ? - Dopytywała Zielona paladyn.
No cóż, czasem jakieś zachowanie w ogóle nie zdziwi nikogo.
- Przestań. Między nami nic nie ma ...
- Ha ! - Krzyk Pidge wystraszył Keith'a. Sam, aż podskoczył. - Czyli jednak coś jest ! A więc, zamieniam się w słuch drogi przyjacielu.
- Pidge, proszę cię. Ja z Lance'em jesteśmy tylko przy-
- Kochasz go ? - Zapytała z tym swoim uśmieszkiem młodsza dziewczyna.
- Co ?! N-Nie ! - Zaczął nerwowo gadać Czerwony.
- Kooochasz go ? - Zapytała już o wiele szybciej.
- ... Chyba tak ...
•••
Moje serce pęka ! Ludzie help ! Czuje się jak ostatnie gówno xd W ogóle cześć ! Co tam ? Nie mam pojęcia co napisać. Sezon siódmy mi diametralnie zniszczył mózg, ale o tym już chyba wiecie. Tak jak mówiła, sezon ósmy + brak klance dla nas = mój wattpad umiera. Mimo wszystko dalej działam i staram się jak mogę !
Coś z innej beczki. "Boys" ma już prawię 500 wyświetleń <3 Jeżeli mogę to tak nazwać. Jest to dla mnie wielki wyczyn i to tylko dzięki wam. Dzięki wam, widzę, że moje opowiadania nie idą w kąt i są czytane <3 Jestem bardzo szczęśliwa ! *chlip* *chlip* A teraz tak ! Jeżeli wybije 500 lub te 500+ (xd) To wstawię tutaj trochę moich rysunków :v Może to nic takiego, ale co tam xd Tylko, że ja głupia jestem i przy rysunkach daty nie piszę XD No ten, no cóż xd. Ostrzegam, mistrzem żadnym nie jestem :D
Pozdrawiam Saraa (dalej w rozpaczy) ~
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro