Informacje
Dzień po dniu. Nic ciekawego. Ból mnie rozszarpywał od środka, no cóż, normalka. Tak właśnie myślał Lance. Całymi dniami leżał obolały na łóżku i kompletnie nic nie robił. Czasami liczył swoje gwiazdy dla zabicia czasu, ale efektów brak. Był całkowicie przybity odkąd zaproponował Keith'owi jego pierwszy pocałunek. Od tamtego zdarzenia minęły dwa dni. Keith przez te dwa smętne dni, nie przychodził do Latynosa. Mimo wszystko, odwiedzali go inny paladyni. Jednak dla Lance'a to nie było to samo. Brakowało mu Mulleta. Sam nie miał pojęcia dlaczego. Rozmawiało mu się z nim o wiele przyjemniej, niż na przykład z Hunk'iem ! A to jest wielka różnica. A teraz żałuje, że naciskał na Czerwonego. Żałuje ? Może jednak nie do końca żałuje.
Keith wydawał się teraz Lance'owi taki, bardziej ciekawski, miły i bliższy. Za to Lance dla Keith'a, o wiele bardziej pociągający. Przez ten pocałunek Czerwony paladyn nie umiał już, spojrzeć Niebieskiemu w oczy. Nie miał bladego pojęcia jak do tego doszło. Dlaczego to zrobił ? Czemu Lance o to zapytał ?! Wszystkie te i inne myśli kłopotały Keith'a. Dlaczego się zakochał, akurat w nim ? Ale czy to już pewne ? Keith, szybko stwierdza fakty i zapewnił samego siebie, że w stu procentach się w nim zakochał oraz, że za Chiny nie wie dlaczego.
•••
Cała drużyna wyruszyła na misje zwiadowczą. Został tylko Hunk. Sam się zgłosił, bo chciał dotrzymać towarzystwa Lance'owi. Jednak to nie był dobry pomysł i skończył się fatalnie.
- Makao !
- Hunk to już siódmy raz ! Daj mi wygrać !
- To czemu nie dobierasz sobie kart ? - Zapytał Żółty paladyn.
-Dobieram ! - Oburzył się Niebieski.
- Ha, jakoś słabo ci to wychodzi.
- Nie, naprawdę ? No nie zauważyłem.
Grali, śmiali się, rozmawiali jak najlepsi przyjaciele. Zero kłopotów. Zero zmartwień.
- Lance, zauważyłem, że Keith już nie przychodzi do ciebie. Może to dwa dni ale jednak. Coś się stało między wami ? - Zapytał zmartwionym głosem przyjaciel.
- Na razie nie chce o tym gadać. W sumie Allura też mnie nie odwiedza, a jakoś o nią nie pytacie.
- No wiesz, ona cały czas nam wmawia, że to twoja wina. Gdybyś był w dobrym stanie to by nie doszło do utraty ... - Nagle Hunk przysłonił usta dłońmi. Zorientował się, że wypalił o wiele za dużo.
- Co ? Do utraty czego ? Hunk powiedz mi ! Ja nic nie wiem. Jakiś kryształ ? Ustrojstwo ? Może planeta jakaś ? - Dopytywał Lance.
- Emm, no nie. To znaczy tak ale ... Nie umiem ci tego powiedzieć. Zapomnij.
- Nie zapomnę, już za późno ! Proszę powiedz mi. Jestem twoim najlepszym ziomkiem czy nie ?
- Noo, jesteś ...
- Więc słucham.
Napięcie rosło. Tylko Hunk to czuł. Lance nadzwyczajnie czekał na odpowiedź. Nie był jednak przygotowany na to co dostał.
- Jestem głodny, przynieś ci coś ?
- Jeb się. Co wam wszystkim do cholery się stało ?!
- Lance spokojnie ...
- Nie ! Nie będę spokojny ! Wiesz jak to jest leżeć, nic nie robić. Był obolałym i nierucho-
- Zarkon zaatakował Ziemię.
Nastała cisza. Żółty wypatrywał się w Niebieskiego z totalnym przerażeniem, natomiast Niebieski w niego z całkowitym osłupieniem.
- Zaatakował podczas mojego pobytu w kapsule tak ? - Zapytał normalnie Lance.
- Tak. - Odpowiedź Hunk była szybka i prosta.
- Więc Allura pilotowała Blue, tak ?
- Blue, jej nie odpowiadał. Nie otworzył się przed nią. - Twarz przyjaciela posmutniała. - Lance ja nie umiem ci tego powiedzieć, zrozum ... - Hunk poczuł, jak gromadzą się łzy w jego oczach.
- Czy ty mi w tym momencie uświadamiasz, iż Zarkon ... Zgładził Ziemię ... ? - Lance spojrzał na niego ze zmieszaną miną. Przyjaciel nie mógł odczytać jego emocji.
- Nie mieliśmy Voltrona ! Nie mogliśmy nic zr-
- Wyjdź. - Zarządził ze spuszczoną głową Niebieski.
- Lance wysłuchaj mn-
- Powiedziałem wyjdź ! - Kiedy Lance podniósł głowę, Hunk widział całą zapłakaną twarz przyjaciela. Nie chciał do tego doprowadzić, nie lubi patrzeć jak ktoś cierpi. W tym przypadku słowo "cierpi" to za mało, żeby określić jego stan fizyczny i psychiczny.
Hunk nie czekając na dalsze rozkazy, spełnił życzenie Lance'a. W tym samym momencie Niebieski paladyn został sam w pokoju. Został sam. Sam.
Lance nie miał pojęcia co począć. Nie miał pojęcia co się przed chwilą stało. Ziemia już nie istnieje ? To jedno pytanie błądziło w jego głowie. A pytań było więcej. Gdzie wróci ? W ogóle wróci ? Nie ma gdzie wrócić ! Chce do swojej rodziny ! Ale nie może ! Nie umie ... Bo już jej nie posiada. Szoku, przerażenia, słabości goryczy nie dało się opisać. Lance dalej nie mógł zrozumieć tego, że jego bliscy nie istnieją. Jego jedyna, cała rodzina nie żyje. A on nic nie mógł z tym zrobić. Opanowała go złość. On nie pomógł swojej rodzinie. Przez niego oni ... Oni są martwi. To dlaczego ja żyje !? Nie chce ! Dość mam tego ! Niebieski rzucał na całym łóżku po mimo wielkiego bólu. Nie chciał żyć, ze świadomością, iż nie ma domu. Nie ma nikogo. Nikogo.
•••
- Ludzie ! Ktokolwiek, szybko ! - Wołał Żółty paladyn dysząc.
Po misji zwiadowczej, drużyna znajdowała się już w salonie.
- Hunk ? Wszystko w porządku ? - Spytał Shiro.
- Tak, tak. Tylko powiedziałem przez przypadek Lance'owi o Ziemi ...
Nagle zespół odruchowo wstał z kanapy.
- Jak to przypadkowo ?! Mniejsza o to. Jaka była reakcja ? - Dopytywała Pidge.
- Nooo ... - Zaczął Hunk. - Zła.
Każdy z paladynów wyobraził sobie co mógłby zrobić Lance. Jak na razie, same gorsze rzeczy przychodziły do głowy.
- I teraz został sam w pokoju ? - Zapytał ponownie lider.
- Noo, tak. - Odpowiedział grubszy przyjaciel.
- Jeszcze gorzej. - Powiedziała niższa dziewczyna.
- Keith idź do niego. - Zarządził Czarny paladyn.
- Ale-
- Nie ma ale ! Jako jedyny od dwóch dni go nie odwiedzałeś.
Nie było kłótni. Keith w szybkim tempie ruszył w stronę pokoju Niebieskiego paladyna. Nim się zorientował stał już przed drzwiami. Wziął wdech i wydech, zanim wszedł do środka.
- Lanc- ... Lance !!! - Keith zastał kolegę w takim stanie, którego by się w ogóle nie spodziewał.
Latynos stał oparty o szufladę. Miał na sobie jedynie bokserki, ale to jest mało istotne. Łóżko wyglądało jak po jakiejś tragicznej wojnie. Po całym pokoju były rozwalone bandaże Lance'a. Tak więc, Lance miał odkryte wszystkie rany. Keith sobie od razu wyobraził jak rozrywa bandaże, ze złością i bólem w oczach. Najistotniejsze jest teraz to, co on robi. Stał z bólem, oparty i trzymał coś dziwnego w ręce. Jedna sekunda i Czerwony już wiedział co to jest. Żyletka. Nie czekają na żadną reakcje, Keith ruszył w jego stronę. Odebrał szybkim ruchem przyrząd i złapał za drugą rękę Lance'a, żeby obejrzeć ją dokładnie. Po chwili Mullet nie zauważył nic, co wskazywałoby na przecięcie się. Następnie spojrzał na niego z wielkim gniewem, oraz z wielkim żalem. Lance spojrzał na niego obojętnie. Nikt nic nie mówił, było cicho. Nagle Niebieski wypalił coś, bez żadnej emocji.
- Jakiś problem ?
- S-Słucham ? Ja mam problem ?! A przepraszam bardzo, co ty właśnie chciałeś sobie zrobić ?! Chciałeś się zabić ?! - Keith krzyczał na niego, lecz można było usłyszeć zmartwienie.
- Tak ? - Odpowiedź od strony Latynosa, znów była obojętna.
- Co ... ? - Keith doskonale rozumiał co mógł czuć Lance, po tym jak się dowiedział o zgładzeniu Ziemi. Ale to było niedorzeczne. - Ty jesteś chory ?!
- Może ? Kto by się przejmował tym ? - Lance dawał w kość Keith'owi swoją obojętnością.
- My wszyscy ! Cała drużyna ! Ja ! ... Lance, my wszyscy razem jesteśmy z tobą.
- Nie, ja już nikogo nie mam.
Po chwilowej walki o oddanie żyletki, Keith wygrywa tylko dlatego, iż Lance jest dalej obolały i ranny. Czerwony pomaga mu położyć się na łóżko, lecz szło to marnie z powodu Niebieskiego. Latynos co chwile się wiercił mówiąc 'Zostaw mnie !'. Koniec końców, Lance leżał plecami na łóżku, a Keith posprzątał jego pokój. Po tym jak Mullet skończył, usiadł na krawędzi łóżka i spojrzał na niego z wyrazem współczucia. Oczywiście Lance dalej był obojętny, lecz Keith zauważył, że mina Lance'a zaczyna się zmieniać na wielki smutek.
- Skąd zabrałeś tą cholerną żyletkę ? - Spytał Keith.
- Z dupy. - Odpowiedział Lance z widoczną łzą na policzku.
- Lance nie możesz sobie odebrać życia. Domyślam się, co w tym momencie przeżywasz, ale nie możesz tak postępować.
- Skąd możesz wiedzieć co przeżywam ! Jak się czuje ! - Oburzył się cały we łzach Latynos.
- Uwierz wiem.
Po wypowiedzeniu zdania, Keith posunął się bliżej niego. Posadził go lekko i bez namysłu przytulił go.
- C-Co to m-ma zna-aczyć ... J-Jak to wie-esz ... ? - Zacinał się Niebieski przez tony ciepłej cieczy, która lała się jak strumień po policzku.
- Bo sam to przeżyłem. - Odpowiedział tylko czule Keith.
Opowiadanie miało być w poniedziałek aaaaaaaaaaaaale jest teraz xd Nie mam wytłumaczenia ... Nie sory jedno mam. Nie chciało mi się :v Leeeń ze mnie totalny. No ale cóż, rozdział się pojawił więc jej. Kompletnie nie wiem co jeszcze tutaj napisać XD Mam pusty łeb :v Więc no, "ten tego" Dziękuje, że ktoś czyta moje opowiadania <3 Naprawdę nigdy wcześniej tego nie robiłam, ale jak widzę, podoba wam się. A więc ja jestem bardzo uradowana tym ^^ Moje siódme poty i wyobraźnia grają tutaj pierwszą rolę <3 Dziękuje i Pozdrawiam !
Saraa ~
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro