Rozdział 76
Wakacje minęły szybciej niż się Peterowi zdawało. Wcale nie czuł się wypoczęty, bo przez dwa miesiące zdarzyło się tyle, że chłopiec nie miał nawet chwili czasu, żeby zatrzymać się i po prostu odpocząć, ale tak naprawdę nie potrzebował odpoczynku przed Midtown High. Tony zrobił w szkole tak wielką awanturę, że pod koniec roku większość dzieciaków, która naśmiewała się z Petera, bała się nawet spojrzeć w jego stronę. Flash został wydalony i choć jego koledzy ewidentnie mieli mu to za złe, nie ośmielili się nic powiedzieć. Peterowi nie było nawet głupio. Miał przy sobie Neda i to w zupełności mu wystarczyło. Wyrzucał sobie tylko to, że zaniedbał przyjaciela w wakacje, ale gdy tylko powiedział mu o wypadku opiekuna, Ned wszystko zrozumiał. Zresztą, rozmawiali dużo przez telefon, gdy chłopiec wyjechał na wakacje.
-Więc... zostajesz? Na stałe?- spytał go, gdy Peter pojawił się na pierwszym spotkaniu kółka naukowego.
Jeszcze nie tak dawno chłopcy byli pewni, że po wakacjach już się nie zobaczą. Peter zawsze miał trudności w zdobywaniu kolegów i zupełnie nie podobała mu się wizja, w której miał stracić kontakt ze swoim jedynym przyjacielem. Wiedział, że w nowej szkole nie znalazł by kolegów tak łatwo.
-Chyba tak- odparł Peter, wciąż niepewnie. Ned uśmiechnął się pogodnie.
-A... pan Stark cię nie odda?
Chłopiec wzruszył ramionami, unosząc kąciki ust. Od dawna nie miał domu. Od dawna nie miał dokąd wrócić.
-Mówi, że nie. Powiedział, że chce mnie adoptować.
Ned pisnął radośnie i rzucił mu się na szyję. Peter roześmiał się, oddając uścisk.
-Wierzysz mu, prawda? Nie doszukujesz się żadnego drugiego dna?- dopytywał Ned, po czym odsunął się od przyjaciela, a Peter spuścił wzrok na zegarek zapięty na jego nadgarstku. Uniósł kąciki ust, przejeżdżając palcami po tarczy. Tylko on wiedział co jest po drugiej stronie. Nie chciał go nosić, bał się, ale Tony powiedział, że chce, żeby Peter cały czas pamiętał, że w końcu ma dom. I to działało. Naprawdę działało.
-Wierzę mu- powiedział z małym uśmiechem.
-Chodźcie, chłopcy, zaczynamy!- zawołał do nich nauczyciel. Peter wymienił z Nedem porozumiewawcze spojrzenie, po czym oboje zajęli miejsca i poświęcili uwagę nauczycielowi.
-Do zawodów zostały tylko trzy tygodnie, więc musimy się naprawdę przyłożyć...
*****
-Jak było w szkole, Pete?- rzucił milioner, gdy chłopiec wszedł do kuchni z plecakiem na ramieniu. Zrzucił torbę na podłogę i usiadł przy kuchennej wysepce. Tony obrócił się przez ramię, żeby zerknąć na dziecko. Nigdy nie sadził, że doświadczył takich uczuć, ale coraz częściej łapał się na tym, że rozczulały go roztrzepane loki Petera. Jego włosy też bardzo się kręciły, gdy był dzieckiem.
-W porządku. Trenowaliśmy z kółkiem naukowym. Za trzy tygodnie jedziemy na finał zawodów. Jeśli wygramy, pan Harrington obiecał postawić nam pizzę, ale myślę, że zrobi to nawet jeśli przegramy- odparł chłopiec. Tony uśmiechnął się i postawił przed chłopcem talerz z odgrzaną zapiekanką makaronową, którą wczoraj zjedli na kolację. Nastolatek natychmiast zabrał się za jedzenie, a starszy usiadł naprzeciwko niego, jedynie z kubkiem kawy w dłoni.
-Na pewno wygracie, Pete. Ciężko na to pracujecie- powiedział pogodnie.
Peter na chwilę przestał jeść. Zerknął z małym uśmiechem na opiekuna, który po prostu siedział naprzeciwko. Tylko po to, żeby Peter nie musiał jeść w samotności, bo oboje wiedzieli, że samotne posiłki traciły smak.
-Coś nie tak? Nie smakuje ci?- spytał Tony, unosząc jedną brew.
-Nie, nie, jest dobrze- zapewnił. Starszy uśmiechnął się miękko i zaczął mówić o swoim nowym wynalazku, ale Peter nie mógł się skupić. Wciąż myślał o rozmowie z Nedem i zegarku na swojej ręce. Naprawdę wierzył panu Starkowi. Nawet nie wiedział kiedy to się stało, bo wciąż mu nie ufał, ale... wierzył mu. Wierzył, że Tony go chce. Że nie planuje go oddać, że chce go zatrzymać. Wciąż nie był pewien tego, czy na pewno to wszystko jest na stałe, czy jego opiekun nie zmieni zdania, czy kiedyś znów nie oskarży go o coś, czego Peter nie zrobił i nie pozna prawdy, po prostu go wyrzuci, ale teraz był tutaj. Był w Wieży, był w domu, po raz pierwszy od naprawdę dawna czuł, że ma gdzieś swoje miejsce. Wiedział, że potrzebuje czasu i mnóstwo dowodów na stabilność swojej sytuacji, żeby znów zaufać Tony'emu, ale... było mu dobrze. Chciał tu zostać. Chciał być tu na stałe.
Nie rozmawiał z Tonym o adopcji. Od czasu kiedy powiedział, że nie chce być adoptowany, Tony nie poruszał tego tematu. Dawał mu przestrzeń, a Peter to doceniał. Naprawdę to doceniał. Potrzebował czasu, żeby to przemyśleć i samemu dojść ze sobą do ładu. Teraz w końcu poczuł, że wie już czego chce. Chciał być synem Tony'ego Starka. Chciał mieć tatę i kochać go. Nawet jeśli Tony tego nie odwzajemniał. Nie musiał. Peter nie kochał nikogo przez tyle lat. Miał w sobie dość miłości dla nich obu.
-Tony?- spytał, przerywając paplaninę mężczyzny. Ten posłał mu nieco urażone spojrzenie, jednak przestał mówić i kiwnął głową w stronę nastolatka.
-Tak, Pete?
Chłopiec zagryzł nerwowo wargę, spuszczając wzrok na jedzenie. Tony czekał.
-Myślałem sobie o tym wszystkim i... wiesz, zawsze kiedy zrobiłem coś złego, byłem przenoszony do nowego miejsca, albo wracałem do domu dziecka- powiedział. Starszy przekrzywił głowę, posyłając mu współczujące spojrzenie.
-Wiem, Pete, ale to się już nigdy nie powtórzy. Nie odeślę cię, wiesz o tym, prawda?
Peter pokiwał głową.
-Tak. Tak, wiem- odparł miękko- po prostu... zdałem sobie sprawę z tego, że nikt mi nigdy niczego nie wybaczył. Każdy skreślał mnie po pierwszym błędzie. Nikt mi nie wybaczył i chyba... nikt mi nie pokazał jak to się robi. Ja... nie nauczyłem się wybaczać.
Peter wypuścił powietrze i podniósł do ust szklankę z sokiem, po czym zagryzł wargę, odwracając wzrok.
-Ale ty mi wybaczasz. Cały czas.
Tony uniósł kąciki ust w łagodnym uśmiechu, ale nic nie powiedział. Dawał chłopcu czas.
-No i... wiesz, kiedy czasem mówię, że cię nienawidzę, to... wcale tak nie myślę. Po prostu jestem zły. No i... ty też byłeś zły. Powiedziałeś te wszystkie okropne rzeczy, ale... wiem, że wcale tak nie myślisz. I chyba już wiem... wydaje mi się, że wiem jak to się robi. No wiesz... wybaczanie.
Peter podniósł głowę i spojrzał milionerowi prosto w oczy.
-Nadal chcesz mnie adoptować, Tony?
Mężczyzna uśmiechnął się ciepło.
*****
1008 słów
Hejka!
Od razu uprzedzam, że to przedostatni rozdział, także niedługo kończymy. Z dobrych wiadomości, obserwujcie mój profil, bo niedługo wstawię one-shota, którego właśnie kończę.
Mam nadzieję, że się podobało :)
Do zobaczenia<3<3<3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro