Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 56


Tony Stark nie był czułym człowiekiem. Nie był ani troskliwy, ani kochający, ani otwarty. Przynajmniej tak mu się wydawało.

Ale o Petera umiał się troszczyć. Przychodziło mu to z dużą łatwością. Całkiem naturalnie. Chłopiec tak wyraźnie pokazywał czego potrzebuje. Był jak otwarta księga. Miał łzy w oczach, gdy robiło mu się przykro. Miał czerwone policzki, kiedy był zły. Obejmował się ramionami, kiedy potrzebował bliskości. Tak łatwo można było ocenić, czego mu było trzeba.

Jednak od ostatnich dwóch tygodni, Peter milczał. Nie płakał, nie krzyczał, nie obejmował się ramionami, tylko milczał. Siedział w ciszy, pogrążony w swoich myślach, wpatrując się w jeden punkt zbyt długo. Odpowiadał zdawkowo i krótko, a sam rozmów nie zaczynał. Nie słuchał Tony'ego, gdy starszy do niego mówił. Przestał nawet przychodzić do warsztatu. To wytrąciło milionera z jego nowo zbudowanej pewności siebie. Wydawało mu się, że zaczynał budować więź z Peterem. Że naprawdę zaczynał go rozumieć i coraz lepiej szła mu opieka nad dzieckiem, ale nagle wszystko się zmieniło. Chłopiec oddalił się od niego, a Tony nie wiedział już co robić. Nagle, sygnały wysyłane przez jego podopiecznego przestały być czytelne i oczywiste.

Po każdej wizycie u psychologa ten stan się pogłębiał. Peter stawał się bardziej zamknięty, bardziej wycofany i bardziej milczący. Tony próbował więc innych sposobów. Starał się namówić dziecko na wspólne spędzanie czasu, ale to było bezowocne. Po długich namowach Peter zgodził się obejrzeć z opiekunem film, ale tak naprawdę wcale nie oglądał, nawet nie patrzył na telewizor. W warsztacie też nie był uważny. Obserwował w ciszy pracę mężczyzny, opierając podbródek o przedramiona złożone na stole, ale nie miał pojęcia co tak naprawdę jego opiekun robił. Nie obchodziło go to.

Tak więc, skoro wspólne spędzanie czasu nic nie zmieniło, Tony postanowił dać Peterowi więcej przestrzeni, z racji tego, że ewidentnie jej potrzebował. To był błąd, bo kiedy milioner odsunął się lekko od chłopca, całkowicie stracili kontakt. Peter zaczął znikać z Wieży. Nie wracał do domu po szkole, a w weekendy wychodził zanim Tony zdążył wstać. Czasami nie widzieli się kilka dni z rzędu, bo choć chłopiec zgodnie z umową był w Wieży najpóźniej o dwudziestej drugiej, natychmiast zamykał się w pokoju, a zapytany o to gdzie był i co robił, wzruszał ramionami. Nie chciał nawet jeść.

-Cześć, Pete- rzucił miękko oparty o ścianę Tony, gdy chłopiec wysiadł z windy. Peter sprawdził nerwowo godzinę na telefonie, a gdy upewnił się, że wrócił na czas, posłał milionerowi nikły uśmiech, przechodząc obok niego. Starszy łagodnym gestem położył młodszemu dłoń na ramieniu, zatrzymując go- gdzie byłeś, Bambi?

Peter wzruszył ramionami. Milioner westchnął głęboko, na co chłopiec zacisnął usta, przewracając ukradkiem oczami.

-Na spacerze- mruknął. Tony uniósł jedną brew.

-I spacerowałeś prawie sześć godzin?- spytał.

-Jest dwudziesta druga, nie spóźniłem się. O co ci chodzi?- rzucił, nieco zirytowanym głosem. Nie patrzył na opiekuna.

-Wiem, Pete. Nie masz żadnych kłopotów, pamiętam naszą umowę, ale... ostatnio ciągle znikasz. Martwię się o ciebie. Coś się dzieje? Wiesz, że możesz mi o wszystkim powiedzieć, prawda? Jeśli coś jest nie tak, cokolwiek sprawia, że nie chcesz być w domu, możemy o tym pogadać i razem to rozwiązać.

Peter wsunął ręce w kieszenie, wzdychając ciężko. Zwiesił głowę i pokręcił nią.

-Nic się nie dzieje- wymamrotał.

-Nie ściemniaj, Peter. Nie widziałem cię od wtorku, a mamy piątek. Po prostu powiedz, że nie chcesz rozmawiać, ale nie kłam...

-Powinieneś się cieszyć, że nie zawracam ci głowy- mruknął pod nosem Peter. Starszy zamrugał, kręcąc głową.

-Co proszę?

-Okej, nie chcę o tym rozmawiać. W ogóle nie chcę z tobą rozmawiać!- syknął nagle chłopiec, a Tony zamknął na chwilę oczy.

-Peter, proszę cię, myślałem, że mamy to już za sobą.

-Niby co takiego?- rzucił nastolatek, splatając ręce na klatce piersiowej. Podniósł na milionera wyzywające spojrzenie, na co starszy westchnął głęboko. Naprawdę liczył, że to był koniec całej tej złości i nienawiści, którą Peter tak lubił miotać.

-Twoje spojrzenia, odzywki...

-To źle myślałeś!- krzyknął nagle Peter, odwracając się gwałtownie- nie mogę się doczekać, aż stąd wyjadę. Nienawidzę tego miejsca!- warknął, idąc do swojego pokoju.

-Peter, wracaj tu natychmiast!- zawołał milioner, ostrym tonem- nie będziesz się tak do mnie odzywał, nie życzę sobie, żebyś...

-Daj mi spokój! Nienawidzę cię!- wykrzyknął chłopiec, po czym z całej siły trzasnął drzwiami, znikając w swoim pokoju. Tony przez chwilę zastanawiał się, czy pójść za dzieckiem i zbesztać je za ten wybuch, ale stwierdził, że nie miał na to siły. Był zmęczony tym wszystkim.

*****

Jednak mimo zmęczenia, Tony nie mógł spać. Do samego rana leżał na łóżku z otwartymi oczami. Nawet nie przebrał się w piżamę. Zaczynało już świtać, ale milioner nawet tego nie zauważył. Wpatrywał się w sufit, wciąż myśląc o Peterze. Więc to takie uczucie, pomyślał, martwić się o swoje dziecko. Nie podobało mu się to. Ciekawe, czy Howard kiedykolwiek tego doświadczył?

W pewnym momencie, Tony usłyszał kroki. Peter wstał. Mężczyzna zmarszczył lekko brwi, zerkając na zegar. Była ósma. Nie zmrużył oka całą noc, a teraz jego podopieczny znów wychodził skoro świt, sam, w dodatku byli pokłóceni, więc gdyby milioner wyszedł i znów spróbował porozmawiać z chłopcem, zapewne dostałby w odpowiedzi ponure spojrzenie i kolejne obelgi. Ale nie mógł tak tego zostawić, nie mógł pozwolić Peterowi całymi dniami włóczyć się po mieście. A co, jeśli Peter brał narkotyki? Nie wyglądał na osobę pod wpływem, ale była taka możliwość. Może powinien przestać dawać mu pieniądze? Choć jego podopieczny tak naprawdę nigdy o nie nie prosił. Tony sam mu je wciskał. A może ktoś inny mu je kupował? Może ktoś chciał go do czegoś wykorzystać i kupował mu narkotyki, żeby zdobyć jego zaufanie? Może ktoś chciał mu zrobić krzywdę?

Tony pokręcił głową, zamykając oczy. To się robiło niedorzeczne. Musiał wstać i dowiedzieć się, dokąd codziennie udaje się jego podopieczny.

Wyszedł ze swojej sypialni i oparł się o ścianę, patrząc na Petera, który w ciszy zakładał buty.

-Już wychodzisz?- spytał cicho mężczyzna, na co nastolatek kiwnął głową- o której wrócisz?

Peter wzruszył ramionami.

-Wieczorem- po czym dodał po chwili namysłu- przed dwudziestą drugą.

-Dobrze, dobrze- milioner machnął dłonią- nie zjesz najpierw śniadania?

Chłopiec pokręcił głową w ciszy, a Tony westchnął.

-Poczekaj chwilę- rzucił, odwracając się na pięcie. Wrócił do swojej sypialni, odnalazł portfel i wyciągnął z niego pięćdziesiąt dolarów. Znów wyszedł na korytarz- proszę, weź. Zjedz coś- nakazał, wręczając dziecku banknot. Peter nie wziął go.

-Nie trzeba, nie muszę...

-Proszę, Pete. Weź- powiedział łagodnie Tony, a chłopiec przestał dyskutować i wziął pieniądze- może obejrzymy wieczorem "Gwiezdne Wojny ", co ty na to, Bambi?

Nastolatek znów wzruszył ramionami, unosząc kąciki ust w nerwowym uśmiechu.

-Mhm. Może- mruknął, po czym wyszedł. Tony przez krótką chwilę wpatrywał się w drzwi windy, po czym wypuścił powietrze. Musiał dowiedzieć się, gdzie Peter codziennie znikał.

*****

1099 słów

Hejka!

Jakoś mi dobrze pisanie ostatnio idzie😁

Mam nadzieję, że się podobało :)

Do zobaczenia<3<3<3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro