Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 37

Peter wszedł na stołówkę ze spuszczoną głową. Nie chciał się rozglądać. Nie chciał patrzeć na pogardliwe spojrzenia innych. Dopóki je ignorował, mógł sobie wmawiać, że nie istniały.

Mimo wszystko, musiał podnieść wzrok, żeby sprawdzić, czy gdziekolwiek były wolne miejsca. Albo wolny stolik, bo nikt nie chciał siedzieć obok niego.

Gdy już miał zawrócić, żeby zjeść na korytarzu, albo zamknięty w łazience, usłyszał głos.

-Tu jest wolne!

Peter odwrócił się, żeby spojrzeć na pulchnego Azjatę, który uśmiechnął się przyjaźnie. Siedział sam przy ośmioosobowym, okrągłym stoliku.

-Jeśli... um, jeśli chcesz, oczywiście. Ale... właśnie wychodziłeś. Więc... nie chcesz. W porządku, to też... nie musisz...- zaczął mamrotać, ewidentnie skrępowany brakiem reakcji Petera, któremu natychmiast zrobiło się żal chłopca.

-Chcę- powiedział, siadając. Szatyn znów uśmiechnął się w jego stronę.

-Jestem Ned- oznajmił, wyciągając rękę.

-Um... wiem- mruknął, mimo to, potrząsając dłoń chłopca- siedzimy razem. Ale... jestem Peter. Jakbyś nie wiedział- dodał. Chłopak, Ned, uśmiechnął się.

-Pewnie, że wiem. Przez jakiś czas byłeś gwiazdą- rzucił. Peter zacisnął jedynie usta i kiwnął głową- naprawdę adoptował cię Tony Stark?- spytał Ned, a jego oczy rozbłysnęły.

-Mhm- mruknął Peter, wyciągając swoje śniadanie. Uśmiechnął się lekko, gdy zauważył, że pan Stark spakował mu kilka swoich twarogowych placuszków i mały pojemniczek z marmoladą. Do tego też mógłby się przyzwyczaić.

-Ale super- powiedział Ned, patrząc na chłopca oczami wielkości pięciozłotówek. Brunecik pokręcił głową.

-Wcale nie tak super- mruknął, ale to ewidentnie uszło uwadze jego towarzysza.

-Jaki on jest? Chodzi po domu w garniturze i okularach? Jest taki jak w telewizji? A może wcale nie jest wesoły, tylko tak udaje, a w domu jest ponury? Mówisz do niego "tato"? Albo "wujek"? Widziałeś jego warsztat? Pracuje nad czymś nowym? Ty... byłeś w warsztacie Tony'ego Starka! Wow! Po prostu... wow! A ja uścisnąłem ci dłoń, którą dotykałeś jego rzeczy, więc to tak jakbym uścisnął jego dłoń!- Ned zaczął mówić coraz głośniej, a Peter czuł na sobie coraz więcej spojrzeń. Skulił się lekko i poczerwieniał.

-Możesz być trochę ciszej?- syknął, a gdy chłopak posłał mu skruszone spojrzenie, dodał łagodniej- pewnie jesteś fanem pana Starka?

-Żartujesz sobie?! Tu każdy jest jego fanem! Jego badania są niesamowite, a to co wniósł do świata inżynierii... przecież on jest niesamowity!

Peter nie odpowiedział. Może i prawda. Może i pan Stark był niesamowity, ale wciąż był też męczącym dorosłym, który pilnował Petera na każdym kroku i wtrącał się nieproszony w jego życie.

-A twój ojciec?- spytał, chcąc zmienić temat. Ned uniósł kąciki ust.

-Mój ojciec jest hydraulikiem- powiedział. Peter uniósł jedną brew.

-A mama?

-Mama pielęgniarką. Nie są ani sławni, ani bogaci- oznajmił i zaśmiał się, widząc zdziwioną minę Petera- taa, wiem, to co tutaj robię, co nie? Chciałem tu chodzić, bo po Midtown przyjmie cię prawie każda uczelnia. A ja chcę być wynalazcą, jak Tony Stark.

-A czesne?- rzucił Peter, po czym szybko zdał sobie sprawę z własnego nietaktu- przepraszam, nie musisz odpowiadać, nie...

-Nie, nie, w porządku. Mam stypendium. Muszę się dużo uczyć, żeby utrzymać średnią, ale to nic. I tak chcę się uczyć- powiedział, po czym wyciągnął kanapkę z pudełka. Peter pokiwał głową z uznaniem.

-Stypendium może pokryć czesne w całości?- spytał, a gdy dostał twierdzącą odpowiedź, zasznurował usta. Może miał szansę zostać w tej szkole, kiedy pan Stark go odda? Może mógł ją nawet skończyć?

-Lubisz "Gwiezdne Wojny"?- rzucił Peter, wskazując na plecak chłopca. Ned uśmiechnął się, unosząc brew.

-A można ich nie lubić?- zaśmiał się. Peter wzruszył ramionami.

-Pan Stark nie lubi- powiedział. Ned wyglądał na zdruzgotanego.

-Co?- jęknął- przecież... dlaczego?

Peter pokręcił głową z rozbawieniem.

-No właśnie. Wcale nie jest taki fajny- oznajmił. Ned wypuścił powietrze z rozczarowaniem, po czym uśmiechnął się nonszalancko.

-Mam w domu LEGO gwiazdę śmierci. Możemy ją kiedyś razem złożyć, jeśli chcesz- powiedział. Peter otworzył szeroko oczy z ekscytacją 

-Żartujesz!- rzucił. Ned roześmiał się.

-Możesz przyjść jutro po szkole, jeśli chcesz. Ma ponad pięć tysięcy elementów, nie dam rady złożyć tego sam.

Uśmiech Petera nieco zbladł. Przyjść po szkole? Czy jemu było wolno pójść gdziekolwiek po szkole?

-Uh... nie wiem, czy...

-W porządku. Nie musisz, jeśli nie chcesz, albo... pewnie masz inne plany, więc...- zaczął niepewnie Ned. Peter pokręcił głową.

-Muszę spytać pana Starka. Nie wiem, czy mi pozwoli- mruknął brunecik, czując głębokie zawstydzenie. Konieczność proszenia o pozwolenie była żenująca i uwłaczająca.

Jednak Ned zdawał się wcale tak nie myśleć. Wręcz przeciwnie, wzruszył ramionami jakby to była najzwyklejsza rzecz na świecie.

-No pewnie, wiadomo. Może dam ci mój numer? Napiszesz, jak już spytasz- rzucił, a Peter uniósł kąciki ust, wyciągając telefon. Poczuł, jak jego policzki lekko czerwienieją, gdy na twarzy Neda przez krótką chwilę wymalowało się zdziwienie, na widok jedynie trzech kontaktów w telefonie chłopca. Miał numer tylko do Dziobaka, swojego pracownika socjalnego i pana Starka.

Chłopiec uśmiechnął się, gdy telefon został mu zwrócony. Teraz miał tam cztery kontakty. Trzy niezbędne i jeden do kolegi.

*****

-Jak było w szkole?- spytał Tony, siadając obok Petera. Chłopiec uniósł kąciki ust. Pan Stark spóźnił się nieco i brunecik był gotowy zjeść obiad w samotności. Cieszył się, że jego opiekun jednak się pojawił. Lubił mieć towarzystwo do posiłków. W ogóle lubił mieć towarzystwo.

-Fajnie- odparł, po czym zaczął jeść. Tony uśmiechnął się, posyłając chłopcu nieco zaskoczone spojrzenie. Peter uniósł jedną brew- no co?

-Jesteś tu już prawie trzy miesiące i użyłeś już wielu różnych epitetów, żeby opisać swój pobyt w szkole, ale "fajnie" na pewno do nich nie należało- powiedział. Peter wywrócił oczami, unosząc mimowolnie kąciki ust.

-Po prostu... chyba mam nowego... um, kolegę?- mruknął, bawiąc się widelcem w swojej zapiekance makaronowej, żeby uniknąć kontaktu wzrokowego. Zastanawiał się przez chwilę, czy opiekun wyśmieje go za to dziecinne stwierdzenie.

-Tak? To wspaniale, Pete. Jak ma na imię?- spytał miękko milioner. Peter zacisnął usta, unosząc ich kąciki.

-Ned. Lubi "Gwiezdne Wojny" i... powiedział, że możemy razem poskładać lego- powiedział, po czym zerknął niepewnie na starszego- jeśli mi... uh... jeśli się zgodzisz- dodał, choć nie podobało mu się proszenie o pozwolenie. To było żenujące. Na ogół robił to, na co miał ochotę i zdanie opiekunów w ogóle go nie obchodziło, ale tym razem, pan Stark mógł bardzo uprzykrzyć mu życie, w razie gdyby znów wkroczyli na wojenną ścieżkę. Poza tym... może tym razem, Peter nie miał ochoty na awantury. Było mu dobrze i zamierzał cieszyć się tym króciutkim epizodem szczęścia. One zawsze były krótkie.

-Oczywiście, że się zgodzę, Pete. Cieszę się, że udało ci się tam odnaleźć- zapewnił, a Peter kiwnął głową z małym uśmiechem.

-Ned powiedział, że mogę przyjść do niego po szkole- powiedział, po czym zerknął badawczo na milionera. Tony też na niego spojrzał.

-W porządku. Oczywiście, że możesz iśc- powiedział powoli- ale wróć przed dwudziestą, dobrze? Poprosisz Happy'ego, żeby po ciebie przyjechał, nie chcę, żebyś jechał metrem o tej porze. I chyba nie muszę mówić, że...

-Uhh, wiem, wiem- mruknął Peter, przewracając oczami. Starszy spojrzał na niego z łagodnym uśmiechem.

-Co wiesz?

-Że jeśli zniszczę amerykańską gospodarkę poza Wieżą, będę miał przechlapane- odparł, a Tony zamrugał.

-Jeśli zniszczysz ją w Wieży, też będziesz miał przechlapane- zauważył. Peter wzruszył ramionami.

-Nie zrobię tego. Będziemy składać gwiazdę śmierci- oznajmił. Starszy pokiwał głową ze zrozumieniem.

-Cieszę się, Pete- powiedział z uśmiechem pełnym rozbawienia. Peter zerknął na niego i też uniósł kąciki ust.

-Jedz- mruknął jedynie, a starszy wyciągnął rękę i roztrzepał chłopcu włosy.

-Robisz się coraz bardziej cwany, gówniarzu- zauważył, udając powagę.

-Po to mnie przecież wziąłeś, prawda? Żebym się uczył- odparł Peter, bardzo z siebie zadowolony. Starszy przewrócił oczami.

-Jedz- mruknął, a Peter roześmiał się wesoło- i opowiedz mi coś o tym Tedzie.

*****

1236 słów

Hejka!

Wiem, że może się troszkę nudno zrobiło, ale zaufajcie mi, będzie lepiej, mam plan XDD

Mam nadzieję, że się podobało :)

Do zobaczenia<3<3<3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro