Rozdział 20
Faktem, którego Peter nigdy nie zdradziłby przed panem Starkiem było to, iż większość jego ubrań pochodziła z datków i zbiórek charytatywnych. Od roku nie trafiły się buty w jego rozmiarze, a choć gdyby się uparł, dostałby nowe, wiedział, że nie jest jedynym dzieckiem w ośrodku, które czeka na wygodne buty. A za ukradzione pieniądze mógł kupić sobie najwyżej klocki. Jeśli nagle zacząłby nosić ładne rzeczy, Dziobak i chłopcy z pokoju zaczęliby robić się podejrzliwi. Peter nie mógł sobie na to pozwolić. Nie chciał przerywać zabawy.
Dlatego wczorajszego wieczoru, trzymając kartonowe pudełko z nowymi butami, brunecik uśmiechnął się zupełnie szczerze. Może niewiele dzieci ucieszyłoby się z nowych butów, ale Peter bardzo się cieszył. Rzadko dostawał prezenty, rzadko cokolwiek dostawał, więc cieszył się absolutnie szczerze. Czekające na jego łóżku buty były ładne i wygodne. A poza tym, nowe, nie tak jak te, które dostawał z datków.
Jednak dziś, gdy dreptał w tych butach po szkolnym korytarzu, czuł się nieswojo. Wiedział, że zestawienie jego znoszonych ubrań i nowych, lśniących butów, wyglądało głupio. Miał wrażenie, że wszyscy dookoła patrzą na niego z pogardą, wiedząc, że buty, które ma na nogach, są jedynie efektem litości milionera, który widząc żałosny stan jego własnego obuwia, postanowił rzucić mu coś lepszego, licząc przy tym najpewniej, że jak pies, któremu rzuci się smakołyk, Peter zacznie merdać ogonkiem i entuzjastycznie podchodzić do wszystkiego, co pan Stark sobą reprezentuje.
Peter nie wyszedł na dwór zapalić. Żal mu było ubrudzić nowe buty w błocie, które zebrało się na boisku. Od rana padał deszcz. Zamiast tego, chłopiec usiadł na parapecie w szkolnej łazience, otworzył okno i zapalił papierosa. Musiał odreagować.
Stracił humor już rano, kiedy na pierwszej lekcji klasa otrzymała swoje sprawdziany z fizyki. Peter dostał jedynkę. Nie żeby się tym przejął, nie czuł potrzeby potwierdzania swoich zdolności liczbą wypisaną czerwonym długopisem. Zresztą, w jego mniemaniu, zadania postawione przed nim na sprawdzianie ujmowały jego inteligencji, toteż nie zamierzał nawet marnować tuszu na udowadnianie nauczycielce, że jest dostatecznie inteligentny, by je rozwiązać. Ocena go nie rozgniewała.
Tym co jednak zupełnie zważyło mu humor, był fakt, iż nauczycielka na forum klasy nazwała go nierozgarniętym nieukiem. Nie bolała go ta opinia, nie musiał jej nic udowadniać. Bolał go jednak wybuch śmiechu, jaki wywołał ten komentarz. Bolało go upokorzenie, które rozpaliło mu policzki. Nie odpowiedział jej nic, bo natychmiast poczuł, jak ściska go gardło i wiedział, że gdyby wydobył z siebie jakikolwiek dźwięk, byłby to żałosny szloch. Nie znosił tego. Nie panował nad sobą, kiedy było mu źle. Wiedział, że miał łzy w oczach przy każdej kłótni, w którą angażował się emocjonalnie, dlatego nigdy nie potrafił wyłożyć swoich argumentów tak jak tego chciał.
Najbardziej złościło go to, że ta nauczycielka nie była tak złośliwa wobec innych. Wiedziała po prostu, że jemu może powiedzieć co zechce. Że może go urazić, wyśmiać, upokorzyć, a mimo to, nie grozi jej, że do szkoły wpadną oburzeni rodzice. Peter nie miał rodziców. Nikt o niego nie walczył, nie miał się komu poskarżyć. Dziobakowi nie mógł o niczym powiedzieć, bo on zawsze był po stronie nauczycieli. Peterowi nikt nie wierzył, bo przecież był nieznośny. Nikt nigdy nie był po jego stronie.
Żeby się uspokoić, nie poszedł na następną lekcję. Wołał przesiedzieć ją w toalecie. Odetchnąć trochę.
W pewnym momencie, chłopiec wzdrygnął się gwałtownie, słysząc, jak ktoś odchrząknął. Zacisnął usta, widząc dyrektora w otwartych drzwiach. Starszy posyłał mu karcące spojrzenie, którym Peter niezbyt się przejął. Wiedział jednak, że miał przechlapane.
-No już- powiedział starszy, kiwając dłonią. Peter westchnął głęboko, zgasił papierosa na zewnętrznym parapecie, zeskoczył na podłogę i zamknął okno.
Wcisnął ręce w kieszenie, gdy szedł w milczeniu za dyrektorem do jego gabinetu. Czuł na sobie spojrzenia wszystkich uczniów i nauczycieli. Zacisnął usta, marszcząc brwi. Nie lubił ich. Nienawidził ich wszystkich.
*****
-
Porozmawiamy o tym, obiecuję- zapewnił milioner. Peter przewrócił oczami, splatając ręce na klatce piersiowej i zsuwając się lekko w fotelu. Całym sobą pokazywał, jak bardzo nie interesowała go ta rozmowa, oraz że wcale nie planuje poprawy.
-Pan nie rozumie powagi sytuacji, panie Stark. To nie pierwszy raz, kiedy łapiemy Petera na paleniu- powiedział dyrektor, po czym zwrócił się do chłopca- gdybyś chociaż przykładał się do nauki, Peter. Gdybyś starał się w jakikolwiek sposób, ale tobie na niczym nie zależy. Większość lekcji opuszczasz, a kiedy już się zjawiasz, zachowujesz się karygodnie. A ja jestem zmuszony dopilnować, żebyś poniósł konsekwencje. Przykro mi, Peter, ale muszę zawiesić cię w prawach ucznia do końca tygodnia. Znów. Mam nadzieję, że tym razem postarasz się poprawić swoje zachowanie, bo jeśli jeszcze raz ktoś złapie cię z papierosem, albo wdasz się w bójkę, zostaniesz wydalony ze szkoły.
Peter nie odezwał się, jedynie posyłał starszemu mordercze spojrzenie.
-Porozmawiamy sobie o tym. To się już nie powtórzy- zapewnił znów Tony, Peter przewrócił oczami, a dyrektor uśmiechnął się i wstał.
-Mam taką nadzieję, panie Stark- powiedział, po czym położył na stole prawie pełną paczkę papierosów- odebrałem je Peterowi.
Tony spojrzał na nową paczkę, potem na chłopca, karcąco, a następnie odebrał papierosy i schował je do kieszeni.
Mężczyźni pożegnali się, po czym w końcu Peter mógł wyjść z gabinetu. Inna sprawa, że dreptał do samochodu za prawdopodobnie rozgniewanym opiekunem.
Peter zajął tylne siedzenie. Nie chciał siedzieć obok milionera, gdy ten będzie dawał mu burę.
Jednak Tony nie odzywał się. Odpalił samochód i w ciszy ruszył przed siebie, nie patrząc na młodszego. Peter zacisnął usta. Znów to samo. Nie krzyczał, nie złościł się, nie pouczał, tylko milczał. Jak zawsze, kiedy Peter zrobi coś złego. Chłopcu się to nie podobało. Wołał krzyk. Kiedy ktoś na niego krzyczał, trzeba to było po prostu przeczekać, a potem był spokój. Teraz nie wiedział, czego oczekiwać. Pan Stark znów zacznie ględzić o przyjaźni i wzajemnym szacunku, czy jest aż tak wściekły?
W końcu, wrócili do Wieży. Peter zacisnął usta i wysiadł z samochodu, po czym odszedł do Windy. Milioner poszedł za nim, w ciszy. Młodszy wcisnął ręce do kieszeni i spiął się mocno, patrząc na swoje stopy. W nowych butach. W butach, które dostał od pana Starka. Czy milioner mu je teraz odbierze? Powie, tak jak wszyscy inni, że jest nieznośny, niewdzięczny i nie zasługuje na nowe rzeczy? Peter nie chciał ich stracić, po raz pierwszy od dłuższego czasu nie odczuwał nieprzyjemnego bólu przy chodzeniu.
W końcu, winda się zatrzymała. Milioner wysiadł, zdjął buty, płaszcz, i zaczekał, aż Peter zrobi to samo. Choć Peter nie miał płaszcza, a jedynie letnią kurtkę.
Chłopiec zerknął niepewnie na opiekuna, przeszedł obok niego i odszedł do pokoju. Zamknął za sobą drzwi, po czym usiadł na szerokim parapecie wyłożonym poduchami i skulił się lekko. Nie podobało mu się to. Nie lubił nie wiedzieć co się dzieje. Tak samo było, kiedy uciekł. Milioner nie krzyczał, nie prawił mu kazań, tylko milczał, a to było gorsze od wszelkiego gniewu.
Peter cieszył się samotnością zaledwie pięć minut. Pan Stark zapukał, po czym od razu wszedł, nie czekając na zaproszenie.
-Czego chcesz?- mruknął chłopiec, żeby ukryć swoją niepewność, ale nie doczekał się odpowiedzi. Milioner podszedł do niego i otworzył okno na oścież, po czym usiadł na parapecie obok Petera.
-Chcę porozmawiać- oznajmił, wyciągając z kieszeni paczkę papierosów, którą Peter wczoraj kupił. Otworzył ją, wyciągnął zapalniczkę i wcisnął obie rzeczy chłopcu w dłoń- a ty sobie pal- dodał. Peter uniósł jedną brew.
-Co?- spytał.
-Słyszałeś. Masz zapalić, kiedy będziemy rozmawiać- powiedział Tony, a młodszy przełknął ślinę. Nie słyszał jeszcze tego stanowczego tonu.
-Nie chcę- rzucił, wyciągając paczkę w stronę opiekuna.
-Nie pytałem czy chcesz. Powiedziałem, żebyś zapalił- odparł krótko starszy.
Peter przyglądał mu się przez chwilę, po czym wypuścił powietrze i zapalił papierosa. Uważnie obserwując starszego, zaciągnął się i wypuścił dym za okno.
-Dobrze. To teraz posłuchaj- zaczął milioner, opierając się o ścianę- nie rozumiem, czemu to robisz. Jesteś inteligentny, wiem, że jesteś. Widziałem na własne oczy, jaki jesteś mądry. I naprawdę nie rozumiem, dlaczego zachowujesz się w ten sposób. Jeśli zawalisz szkołę, nie pójdziesz na studia. Twój potencjał się zmarnuje, a ty do końca życia będziesz pluł sobie w brodę, że nic nie osiągnąłeś, choć mogłeś być na szczycie. Naprawdę cię to nie rusza?- spytał. Peter wzruszył ramionami, odwracając wzrok za okno. Choć nie rozumiał czemu to miało służyć, cieszył się, że miał papierosa w ręce. Potrzebował teraz tego, żeby nad sobą panować. Może to miała być jakaś odwrócona psychologia? Milioner uważał, że jeśli okaże akceptację dla nałogu, Peter sam rzuci palenie?
Nie próbował tłumaczyć starszemu co się stało. Gdyby poskarżył się na nauczycielkę, milioner nie uwierzyłby mu, albo uznał, że po prostu był bezczelny i na to zasługiwał. A dużo bardziej przejąłby się jedynką, która tak naprawdę nie miała żadnego znaczenia. Nic w szkole nie miało znaczenia. W mniemaniu Petera, ta żałosna instytucja miała na celu jedynie ratowanie durniów, którzy sami z siebie nie nauczyli by się nawet czytać.
Zgasił resztkę papierosa i wyrzucił za okno, na co starszy cmoknął.
-Masz tutaj kosz na śmieci. Nie zaśmiecaj miasta- powiedział, po czym otworzył paczkę i wyciągnął kolejnego papierosa, którego wcisnął młodszemu w dłoń- proszę bardzo.
Peter zmarszczył lekko brwi, zerkając na starszego.
-Nie chcę kolejnego- powiedział.
-Nie interesuje mnie, czego teraz chcesz. Pal- odparł surowo starszy. Peter pokręcił głową, wyciągając papierosa w stronę opiekuna.
-Nie wypalę drugiego z rzędu, nie jestem aż tak...
-Wypalisz. Wypalisz go, Bambi, albo stracisz laptopa do końca twojego pobytu u mnie, który, jak tak dalej pójdzie, znacznie się przedłuży- zagroził Tony, na co Peter rozszerzył lekko oczy.
-Nie zrobisz tego!- syknął.
-Sprawdź mnie- odparł twardo Tony. Chłopiec przez chwilę przyglądał mu się z niedowierzaniem, ale ostatecznie prychnął ze złością i zapalił papierosa, na którego nie miał już zbytnio ochoty.
Tym razem, żaden z nich się nie odzywał. Peter palił w ciszy, ze złością. Czuł się samotny i niezrozumiany jak nigdy. Milioner był taki sam jak reszta. Nawet nie próbował go zrozumieć.
Zanim zdążył wyrzucić niedopałek, starszy podsunął mu pod nos kolejnego papierosa. Chłopiec zacisnął szczękę.
-Nie chcę już- powiedział. Starszy milczał, ale Peter wiedział, jaka groźba kryje się za tą ciszą, więc wziął papierosa i zaciągnął się. Dym zaczął lekko drapać go w gardło. Miał sucho w ustach. Czuł niesmak przez dym, nie chciał już palić. Zaczęło mu się też lekko kręcić w głowie. To już nie było przyjemne.
Gdy z ulgą wyrzucił resztki trzeciego papierosa, jęknął cicho na widok kolejnego.
-Już nie chcę- mruknał, nieco błagalnie.
-No już- odparł stanowczo mężczyzna.
-Nie, ja... rozumiem, już niech będzie, nie będę palił w szkole, okej? Nie będę- powiedział Peter, ale starszy nie odsunął papierosa. Chłopiec wypuścił powietrze, biorąc go do ręki. Oparł głowę o ścianę, czując coraz większe zawroty. Poczuł też nieprzyjemne nudności i zrobiło mu się zimno. Zbladł widocznie.
Paląc czwartego papierosa, Peter ociągał się i kasłał. Nie zaciągał się już ze złością, gwałtownie i głęboko, tylko mozolnie, ewidentnie starając się jednocześnie wypalić go jak najszybciej, ale też zaciągając się tak, by zatrzymywać dym w ustach. Dużo byłby wstanie oddać za szklankę wody.
Miał ochotę się rozpłakać, gdy mężczyzna zmusił go do wyciągnięcia z paczki piątego papierosa. Było mu niedobrze i bolał go brzuch. Całe jego ciało krzyczało, że wystarczy.
-Wiesz, że to bardzo niezdrowe?- spytał, ze zdziwieniem zauważając, jak słabo brzmiał jego głos.
-Tak. Ale ty lubisz ryzyko, prawda?- odparł Tony, odpalając młodszemu papierosa.
Peter zaciągnął się dymem dwa razy, zanim upuścił papierosa i pobiegł do łazienki. Tam upadł na ziemię przy klozecie i zwymiotował wszystko, co dziś zjadł. A gdy jego żołądek był pusty, wymiotował jeszcze przez chwilę żółcią, kaszląc przy tym ostro.
W końcu, przetarł usta papierem toaletowym, wypłukał usta i wrócił do pokoju. Kolana się pod nim uginały.
Uniósł brwi, widząc, że pan Stark przygotował mu łóżko i nawet odchylił lekko kołdrę, żeby mógł od razu się położyć. Posłał starszemu zmęczone spojrzenie i skrzywił się lekko, czując, jak boli go brzuch.
-Nienawidzę cię- powiedział cicho, przechodząc obok niego i wręcz upadając na łóżko. Starszy podszedł do niego. Zanim Peter zdążył zareagować, milioner przykrył go dokładnie.
-Wiem, Bambi. Zaparzę ci mięty- odparł, zupełnie łagodnie, jakby stanowczy, rozgniewany pan Stark z przed pięciu minut nigdy nie istniał.
Milioner wyszedł, a Peter skulił się pod kołdrą. Ze zdumieniem zauważył, że mężczyzna położył papierosy na jego stoliku nocnym.
Zaklął cicho. Mógł mówić co chciał, a jego opiekun osiągnął swój cel.
Peterowi robiło się słabo na widok papierosów.
*****
1986 słów
Hejka!
Chciałabym poruszyć taką jedną kwestię, bo już kilka razy zdarzyło się, że ktoś w komentarzu tłumaczył mi, jak niewłaściwie postąpił Tony jako rodzic.
Zanim zaczniecie mi tłumaczyć, że to co Tony zrobił nie było dobre, posłuchajcie. Tony w tej książce nie jest idealny, nie chcę, żeby taki był. Jest facetem po czterdziestce z własnymi problemami, który adoptował zbudowanego nastolatka i nie wie, jak to teraz ogarnąć. Ja nie utożsamiam się z jego decyzjami, tak jak Wy, jestem tylko biernym obserwatorem i mogę według własnego uznania ocenić pewne zachowania bohaterów, a jeśli robią coś niewłaściwego, nie znaczy, że robią tak, bo ja uważam to za słuszne.
Mam nadzieję, że się podobało :)
Do zobaczenia<3<3<3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro