Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 73


-Jest już?!- zawołał Peter, wrzucając do plecaka swoje rzeczy. Wujek Nick stanął w drzwiach z kubkiem kawy w ręce i oparł się o framugę z pełnym zadowolenia uśmiechem.

-Jeszcze nie, Pete. Ale jeśli tak się niecierpliwisz, ja mogę cię odwieźć- oznajmił.

-Happy już po mnie jedzie. Wkurzy się, jeśli teraz zmienię zdanie- odparł Peter, po czym podniósł głowę, słysząc przez otwarte okno krótki klakson. Wujek Nick wyszedł z pokoju, żeby otworzyć mężczyźnie drzwi, a chłopiec przyśpieszył pakowanie rzeczy. Nie starał się ich nawet składać, po prostu upchnął wszystko w plecaku. Nie miał czasu do stracenia. Tony wychodził ze szpitala.

Wybiegł z pokoju i ruszył w kierunku schodów, ale nagle, coś przykuło jego uwagę. Chłopiec zatrzymał się przed otwartymi drzwiami. Wiedział, że tu znajdował się gabinet wujka Nicka, ale ani razu nie wszedł do środka. Teraz drzwi były otwarte i Peter nie mógł powstrzymać się pokusie, więc wsunął głowę do pomieszczenia, by po chwili wejść do środka.

Gabinet był przytulny. Mały i skromnie urządzony. Uwagę Petera przykuła natomiast ściana naprzeciwko biurka, w całości wyklejona zdjęciami i rysunkami. Podszedł bliżej, przekręcając głowę. Znał te dzieciaki, przynajmniej część z nich. Wujek Nick zajmował się nimi wszystkimi. On też tu był, jako dziewięcioletni chłopiec na ławce w parku, z buzią wymazaną czekoladą i lodem w dłoni. Uśmiechał się do wujka, który robił mu zdjęcie. Pamiętał ten dzień. Wujek zabrał go do parku, żeby poprawić mu humor po tym, jak po raz kolejny został porzucony pod drzwiami domu dziecka. Spędził z nim prawie cały dzień.

Znalazł też jeden ze swoich rysunków. Były na nim dwie postacie, jedna większa, druga mniejsza, obie podpisane koślawymi literami jako "ja" i "wujek Nick". Chłopiec zagryzł wargę, przysuwając wzrokiem po rysunkach i zdjęciach. Koło jego zdjęcia wisiała własnoręcznie zrobiona kartka świąteczna, na której Peter narysował choinkę i Świętego Mikołaja. Miał wtedy osiem lat.

-Pete? Pan Hogan na ciebie czeka, gdzie jesteś?- zawołał wujek Nick, stając na korytarzu. Szybko zauważył Petera i uśmiechnął się do niego, wchodząc do gabinetu. Jego uśmiech złagodniał, gdy sam obrzucił wzrokiem zdjęcia i rysunki.

-Ty naprawdę...- zaczął cicho Peter- naprawdę się nami przejmujesz, prawda?- spytał, a wujek Nick posłał mu ciepłe spojrzenie.

-Oczywiście, że się przejmuję, Pete. Nawet nie wiesz jak bardzo. Zależy mi na was wszystkich.

Peter wcisnął ręce w kieszenie. Gdyby pół roku temu ktoś powiedział mu, że wujek Nick się nim przejmuje, wyśmiałby go. Nie wierzył, że kogokolwiek obchodzi. Nie chciał w to wierzyć. Tak było łatwiej, bo jeśli on nikogo nie obchodził, to on też nikim nie musiał się przejmować, ale to nie była prawda. Tak naprawdę miał po swojej stronie bliskie osoby. Tony się nim przejmował. Ned też. I wujek Nick. Nawet Happy.

Peter podszedł do starszego i przytulił się do niego. Mężczyzna wydał z siebie zaskoczony dźwięk, ale objął dziecko.

-Przepraszam- powiedział cicho Peter. Starszy pogładził go po plecach.

-Za co, Pete?

-Za wszystko od początku- mruknął, zamykając oczy. Wujek wydał z siebie rozbawionym pomruk.

-Już dobrze, Pete- rzucił miękko, gładząc go po włosach- no chodź. Pan Hogan na ciebie czeka.

Peter kiwnął głową, odsuwając się od statszego i posłusznie ruszając w stronę drzwi. Ostatni raz zerknął na gabinet, odnajdując wzrokiem jeszcze kilka swoich dziecięcych rysunków, po czym uniósł kąciki ust, zamykając za sobą drzwi.

Może jego życie nie było tak straszne jak mu się zdawało?

*****

Peter tupał nerwowo, opierając się o samochód. Ukochany Chevrolet jego opiekuna, jeden z najwygodniejszych samochodów jakie miał. Happy dobrze o tym wiedział, wybierając auto, którym przyjedzie po milionera.

W końcu, po niecałych dziesięciu minutach, szklane drzwi rozsunęły się, ukazując Tony'ego, który siedział na wózku inwalidzkim pchanym przez mężczyznę w zielonym fartuchu. Peter uniósł brwi na ten widok. Milioner wcale nie wyglądał lepiej niż przez ostatnie kilka dni. Wciąż był blady, a sińce pod oczami były fioletowe. Chłopiec wiedział, że transport pacjentów na wózku inwalidzkim był elementem polityki szpitala, ale jego opiekun nie wyglądał tak, jakby był w stanie sam pokonać schody dzielące szpital i parking.

Happy wyszedł im naprzeciw, ale Peter nawet nie drgnął. Z kamienną twarzą obserwował, jak ochroniarz zarzuca sobie na ramię torbę z rzeczami milionera, a potem sam pcha wózek aż do samochodu. Dopiero gdy znaleźli się przy nim, Tony posłał Peterowi łagodny uśmiech i wyciągnął dłoń w jego stronę. Chłopiec ostrożnie wsunął w nią palce i pozwolił starszemu przez chwilę potrzymać się za rękę.

-Hej, co tak zbladłeś, dzieciaku? Nie przejmuj się tym cyrkiem z wózkiem, to normalne. Nie wiem po co cała ta szopka- rzucił miękko, by następnie powoli podnieść się z wózka. Gdy tylko stanął na nogi, zachwiał się mocno, a pielęgniarz i Happy natychmiast wystawili w jego stronę ręce. Ostatecznie, ochroniarz zaoferował Tony'emu swoje ramię do asekuracji, co milioner natychmiast przyjął. Posłał przelotny uśmiech chłopcu i powoli wsiadł do samochodu, korzystając z pomocy Hogana.

Pielęgniarz z wózkiem odszedł, a Happy posłał Peterowi nieco znieciepliwione spojrzenie.

-No, wsiadaj już- rzucił. Peter drgnął, wyrwany ze swojego osłupienia. Szybko okrążył samochód i wziąwszy głęboki oddech, wsiadł do środka, obrzucając swojego opiekuna podejrzliwym spojrzeniem. Tony oparł głowę o tył siedzenia, wypuszczając powietrze. Po chwili, zerknął na chłopca i posłał mu zmęczony uśmiech.

-Chodź do mnie- mruknął, wyciągając rękę w stronę dziecka. Peter przysunął się do starszego, pozwalając mu się objąć. Spuścił wzrok na swoje dłonie, które nerwowo zaciskał. Zerknął na opiekuna, który zamknął oczy, opierając głowę o zagłówek. Nie wyglądał dobrze. Był blady. I ewidentnie wykończony, choć tak naprawdę musiał tylko przejść z wózka do samochodu.

Peter złapał mężczyznę za rękę.

*****

Happy podtrzymywał milionera, który małymi kroczkami przemieszczał się z auta do windy. Gdy do niej dotarł, oparł się o ścianę i wypuścił powietrze.

-W porządku, Tony?- spytał ochroniarz. Mężczyzna pokiwał głową.

-W porządku. Dzięki, Happy. Możesz iść, poradzę sobie- powiedział. Hogan posłał mu niedowierzające spojrzenie.

-Na pewno? Wiesz, że mogę...

-Na pewno. Jedź do domu. Zrób sobie dzisiaj wolne- rzucił Tony. Happy wyglądał tak, jakby chciał zaprotestować, ale milioner uniósł kąciki ust i przyciągnął do siebie Petera- jedź, Happy. Mam dzieciaka, będzie dobrze.

Peter podniósł wzrok na opiekuna i pokiwał głową.

-Damy sobie radę, Happy- powtórzył. Ostatecznie, mężczyzna kiwnął głową, przekazał Peterowi torbę milionera i odszedł. Chłopiec zarzucił ją na ramię.

Gdy wjechali na piętro mieszkalne, Peter posłał Tony'emu zagubione spojrzenie.

-Cóż...- mruknął milioner. Peter wzruszył ramionami.

-Dasz radę?- spytał cicho. Starszy wziął głęboki wdech i postawił chwiejny krok, ale szybko zamknął oczy, chwytając Petera za ramię.

-Nie- sapnął. Chłopiec natychmiast przylgnął do opiekuna, pozwalając mu się o siebie oprzeć.

-Chcesz się położyć?

Tony pokiwał głową.

-Mhm- mruknął, małymi kroczkami ruszając przed siebie. Peter objął opiekuna w pasie, ostrożnie go podtrzymując. Poprowadził starszego do jego sypialni.

-A... chcesz się przebrać w piżamę?- spytał cicho Peter. Mężczyzna pokręcił głową, powili siadając na łóżku.

-Nie. Spać- odparł, kładąc się. Wyciągnął rękę w stronę koca, ale Peter szybciej go złapał. Przykrył opiekuna, po czym zagryzł lekko wargę.

Starszy zerknął na niego i uniósł łagodnie kąciki ust.

-No chodź- mruknął, wyciągając rękę w stronę młodszego. Peter wypuścił powietrze i wdrapał się na łóżko. Wsunął się pod koc, przytulając do opiekuna. Delikatnie ułożył głowę na jego ramieniu, tak, żeby nie zrobić mu krzywdy.

-Powinieneś być w szpitalu, prawda?- spytał cicho. Starszy westchnął.

-Pewnie tak- mruknął. Nie próbował oszukiwać chłopca. Peter nie był głupi. Widział, że Tony ledwo się poruszał, nie doszedł do siebie ani po operacji, ani po wypadku.

-To dlaczego już wyszedłeś?

Tony obrócił głowę i cmoknął Petera w czoło.

-Bo mnie potrzebowałeś- oświadczył, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie. Peter przytulił się do starszego nieco mocniej, nie mówiąc już nic. Miał wszystko. W końcu, nareszcie, miał wszystko.

Dlaczego mimo to było mu tak strasznie źle?

*****

1254 słowa

Hejka!

Ale nie przyzwyczajajcie się, nie wiem czy to tak szybko pójdzie następnym razem xD

Mam nadzieję, że się podobało :)

Do zobaczenia<3<3<3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro