Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 65


Tony Stark wiedział dobrze, czym jest zdrada.

Wiedział dobrze jakie to uczucie, gdy ktoś wbijał mu nóż w plecy.

Pierwszy raz zaznał go, jako dziewięcioletni chłopiec, gdy został zaproszony na przyjęcie urodzinowe kolegi z klasy. Na miejscu okazało się, że dostał zaproszenie tylko ze względu na paparazzi, które stało przed willą. Gdy syn preselekta na prezydenta został sfotografowany z Tonym Starkiem, Tony przestał być potrzebny i dzieci nie chciały się z nim bawić.

Przeżył też zdradę własnego ojca, który wbił mu nóż w plecy w momencie, w którym Tony najbardziej go potrzebował. Zostawił go na pastwę losu. Wybrał biznes. Swoją firmę. Reputację. To było bolesne.

Kolejnym rozczarowaniem był Obadiah Stane. Wujek Obi, który też okazał się niegodny zaufania. Ale Tony szybko się otrząsnął.

Później było jeszcze wiele takich osób. Współpracownicy, którzy go wykorzystywali. Inwestorzy sprzedający jego projekty. Pracownicy kradnący sprzęt. Dziennikarze żerujący na jego osobistych tragediach. Wiele osób chciało go wykorzystać, zdradzić, zniszczyć. I to zawsze było bolesne.

Tony'emu zawsze wydawało się, że zdrada Howarda była tą najbardziej bolesną.

Mylił się.

To było dużo gorsze.

*****


Gdy Tony wysiadł z windy, Peter jak zwykle czekał na niego z uśmiechem na twarzy.

-Cześć, Tony!- rzucił radośnie, odpychając się od ściany.

Milioner nie odwzajemnił uśmiechu. Przez chwilę wpatrywał się w oczy dziecka. Czy on naprawdę mógł to zrobić? Czy to był ten sam dzieciak, któremu Tony rano poprawił kołdrę w łóżku? Ten sam, któremu zostawił śniadanie, bo wiedział, jak bardzo Peter lubi, gdy się dla niego gotuje? Przez chwilę, to było wręcz niedorzeczne.

A potem, stało się prawdziwe.

Tony pstryknął palcami, po czym wskazał na pokój dziecka, do którego bez słowa wszedł. Peter podążył za nim, a jego uśmiech zbladł.

-Co się stało?- spytał cicho, wyginając brwi w łódeczki. Mężczyzna wypuścił powietrze. Wyglądał tak niewinnie, wpatrując się w niego tak, jakby naprawdę się martwił. Tony miał ochotę przytulić go i udawać, że o niczym nie wie, ale nie umiał tego zrobić. Nie mógł tego zrobić, bo jeśli Peter był zdolny do tego, to... Fury miał rację. Rzeczywiście był niebezpieczny.

Tony wyciągnął telefon i pokazał Peterowi jego wysłane maile.

-Możesz mi to wyjaśnić?- zapytał, mrużąc lekko oczy. Peter zerknął na niego niepewnie, po czym wziął telefon i przesunął wzrokiem po ekranie.

-Włamałeś mi się na pocztę?- prychnął z niedowierzaniem, po czym przyjrzał się uważnie wiadomościom i zamrugał. Przełknął ślinę. Podniósł głowę i posłał opiekunowi zagubione spojrzenie- co? Ja nie wiem... Tony... n-nie, to nie... ja nie...

-Jeśli chcesz kłamać, to lepiej sobie daruj- powiedział ostro mężczyzna, zabierając dziecku swój telefon. Peter pokręcił głową, blednąc lekko.

-Tony, nie, posłuchaj mnie...

-Chcę tylko wiedzieć dlaczego, Peter. Dlaczego postanowiłeś...

-Tony, proszę...

-Nie przerywaj mi!- warknął Tony, stawiają krok naprzód, a chłopiec lekko się skulił- wiem jakie masz zabezpieczenia, wiem, że nie da się włamać na twoją pocztę ot tak, a już tym bardziej do naszego systemu, więc przestań kłamać!

-Nie zrobiłem tego!- krzyknął Peter. W jego oczach stanęły łzy. Tony zaklął cicho, widząc jak autentycznie to brzmiało. Ale nie było innego wytłumaczenia. Nie było innej możliwości.

-Przez trzydzieści lat sprawa była pod ziemią, aż tu nagle ty ją odkopałeś, a potem dowiedział się cały świat?! Nie ma takich przypadków, Parker, więc przestań kłamać!- Tony był wściekły. Różne emocje się w nim kotłowały. Czuł się źle. Zraniony, smutny, winny, ale przede wszystkim tak strasznie wściekły, że brakowało mu tchu. A im bardzo Peter zaprzeczał, tym trudniejsze to było. Dlaczego nie mógł się po prostu przyznać? Dlaczego nie mógł tego ułatwić?

Kilka łez spłynęło po policzkach Petera, który podszedł do opiekuna i spróbował złapać go za rękę. Tony natychmiast cofnął dłoń jak oparzony.

-Proszę cię, Tony, proszę, musisz mi uwierzyć, ja nie...

-Wiesz co?- sapnął mężczyzna, przerywając chłopcu. Nie wiedział co zrobić. Nawet nie wiedział co chce mu powiedzieć. Wiedział tylko, że był tak wściekły, tak zraniony, że chciał tylko, żeby Peter poczuł to samo. Żeby też cierpiał- naprawdę było mi cię żal. Myślałem, że te wszystkie rodziny były do kitu, że to ich wina, ale ty naprawdę nie zatrzymasz się przed niczym, żeby zniechęcić do siebie ludzi, co?- syknął mężczyzna. Peter zaszlochał, obejmując się ramionami. Pokręcił gorączkowo głową.

-Tony...

-Dlatego to zrobiłeś? Żebym cię nie zatrzymał, o to ci chodziło?! Mogłeś po prostu powiedzieć, nie musiałeś stawać się przy tym... uh...

-N-Nie, ja nie...

-Jak mogłeś mi to zrobić, Peter? Wziąłem cię do siebie, pomogłem ci, zaufałem ci, zmieniłem dla ciebie całe swoje życie, do cholery, a ty...

-Tony, posłuchaj mnie...

-To ty posłuchaj!- krzyknął milioner, a Peter gorzko zaszlochał, spuszczając głowę. Tony podszedł do niego, ignorując to, jak młodszy się wzdrygnął i postawił malutki kroczek w tył- od początku byłeś pieprzonym koszmarem, ale to?! To jest cios poniżej pasa, nawet jak na ciebie!

Peter pokręcił gorączkowo głową.

-N-Nie mów tak- zapłakał cicho, ledwo słyszalnie. Nie mógł już tego znieść. Nie mógł znieść tych słów w ustach najważniejszej osoby w jego życiu. Tony taki nie był, był lepszy niż wszyscy, był dobry, chciał go zatrzymać, dawał mu szansę, wierzył w niego, był dobry!

-Fury od początku miał co do ciebie rację! Nie wiem jak mogłem ci zaufać!

Chłopiec płakał. Obejmował się i płakał, mamrocząc pod nosem niezrozumiałe przez jego szloch słowa. Chciał protestować, powiedzieć cokolwiek, ale nagle poczuł się tak malutki. Tak mały i bezbronny jak w mieszkaniu May.

-Od początku robisz wszystko co tylko możesz żebym cię oddał, prawda?! Tego właśnie chciałeś?! Czy po prostu zabrakło ci wrażeń, bo musiałeś przestać okradać ludzi?! Co ci się tu nie podoba?! Łóżko?! Pełna lodówka?!

Peter skulił się tak, jakby ktoś uderzył go w brzuch. Tony równie dobrze mógłby nazwać go przybłędą, jak wiele innych osób.

-P-Proszę, Tony, ja nie... n-nie zrobiłem tego...

-A najgorsze jest to, że jesteś pieprzonym tchórzem! Wbić komuś nóż w plecy to jedno, ale ty nawet nie masz odwagi się do tego przyznać! Nie wiem co jest gorsze!

Peter pokręcił lekko głową.

-Jeśli nie chciałeś tu zostać, trzeba było powiedzieć, zamiast rujnować mi życie!

Tony wypuścił powietrze, zamykając na chwilę oczy. W pokoju zrobiło się boleśnie cicho. Milioner skrzywił się, gdy przerwał ją cichy szloch. Głowa boleśnie mu pulsowała. Nie wiedział czy działo się tak od jego krzyku, od płaczu Petera, czy po prostu z nerwów.

-Myślałem, że jesteś lepszy- powiedział z rezygnacją- broniłem cię przed wszystkimi, naprawdę wierzyłem, że w gruncie rzeczy jesteś dobrym dzieciakiem.

Peter zacisnął powieki. Znów pokręcił głową. Jego dłonie drgnęły w odruchu, by zakryć uszy i ochronić się przed bolesnymi słowami, ale nie zrobił tego.

-N-Nie, nie, nie m-mów tego, błagam...- zapłakał jedynie, nie otwierając oczu.

-Najwidoczniej byłem w błędzie- rzucił Tony, po czym odwrócił się w stronę drzwi. Zamknął oczy, słysząc rozpaczliwy szloch Petera. Miał ochotę odwrócić się i przytulić go do siebie, żeby go uspokoić, ale nie mógł się na to zdobyć.

-A-Ale... mówiłeś, że... że mnie chcesz...- zapłakał cicho Peter. Przez krótką chwilę szlochał i starał się złapać oddech- mówiłeś, że zawsze przy mnie będziesz. Tak mówiłeś. O-Obiecałeś!

Tony się nie odwrócił, choć słyszał, że młodszy jest na skraju ataku paniki. Nie odwrócił się, bo miał łzy w oczach.

-Już mnie nie chcesz?- pisnął Peter, wciąż szlochając.

Kilka łez spłynęło po policzkach milionera. Wiedział, że jeśli się odezwie, może nie wytrzymać i powiedzieć coś tak okropnego, bolesnego, albo... cóż, albo porwać chłopca w ramiona i zapewnić go, że mu wybacza. Tony nie chciał robić żadnej z tych rzeczy, więc nie powiedział nic. Po prostu wyszedł i trzasnął drzwiami. Usłyszał jak kolana chłopca uderzają o podłogę. A potem płacz. Nie cichy szloch, stłumiony przez dłonie. Przepełniony bólem, głośny płacz.

Tony wsiadł do windy i zjechał do warsztatu, żeby tego nie słyszeć.

Bo tak naprawdę, szczerze sobą za to gardząc, wciąż chciał Petera. I nie wiedział co ma teraz zrobić.

Gdy mężczyzna znalazł się w warsztacie, wystarczyło mu tylko jedno spojrzenie na stanowisko Petera, żeby milioner zdał sobie sprawę z tego, że mu wybaczył. Że wybaczył mu natychmiast, kiedy tylko w oczach dziecka pojawiły się pierwsze łzy. Wiedział, że wciąż go chciał. Nie zamierzał go oddać. Był gotowy udowodnić mu, że nie musiał tego robić, że to było niepotrzebne. I teraz, gdy patrzył na bałagan na biurku, rozrysowany projekt z jego poprawkami, otwartą paczkę cukierków i komputer Petera, ze zdwojoną siłą dotarło do niego wszystko co powiedział. I to, jak Peter na niego patrzył. Dokładnie tak samo, jak on na Howarda.

Tony oparł się o ścianę, po której zsunął się na dół, aż w końcu usiadł na ziemię.

A potem, Tony Stark zaczął płakać.

*****

1404 słowa

Hejka!

Ojojojoj...

Mam nadzieję, że się podobało :)

Do zobaczenia<3<3<3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro