Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 50

Peter przełknął ślinę, spuszczając wzrok ze skruchą, gdy ekspedientka, która obsługiwała ich przez półtorej godziny, kasowała ubrania. Mnóstwo ubrań. Zdecydowanie za dużo. Chłopiec przymierzył tonę koszulek, spodni, butów, pasków, swetrów i pięć garniturów. Wszystkie te ubrania były wygodne i eleganckie, ale Peter był przekonany, że wezmą tylko kilka rzeczy. Jak wielkie było jednak jego zdziwienie, gdy okazało się, że pan Stark mówiąc "potrzebujesz nową garderobę" miał na myśli całą garderobę. Kiedy chłopiec miał już w przymierzalni szesnaście koszulek, dziesięć par spodni, osiem swetrów, trzy pasujące garnitury, cztery koszule, pięć par butów, bieliznę, dwa paski i dziewięć krawatów w swoim rozmiarze (krawaty miały rozmiary!), mężczyzna klasnął w dłonie i rzucił pogodnie: "no dobrze, weźmiemy wszystko". Peter otworzył szeroko oczy, nie będąc w stanie nic powiedzieć. Dopiero po dłuższej chwili, gdy pięć ekspedientek wyniosło ubrania z przymierzalni, chłopiec zaczął dukać, że to zdecydowanie za dużo, ale milioner zbył go, mrucząc "nonsens" pod nosem.

Chłopiec czerwienił się mocniej za każdym razem, gdy czterocyfrowa cena rosła. Otworzył usta, gdy zmieniła się w pięciocyfrową liczbę.

-Tony... ja tego wszystkiego naprawdę nie potrzebuję- powiedział cicho, przysuwając się przy tym do opiekuna. Tony uśmiechnął się z rozbawieniem.

-Potrzebujesz, bardziej niż ci się wydaje, Bambi- rzucił. Peter wypuścił powietrze, kuląc się lekko. Jego opiekun nie zdawał sobie sprawy z tego, jak niekomfortowa była dla niego ta sytuacja.

Milioner spuścił wzrok na dziecko.

-O co chodzi, Pete?- spytał łagodnie, pochylając się lekko. Chłopiec zagryzł wargę, patrząc na rosnącą kwotę na czytniku.

-Te ciuchy są za drogie- szepnął, tak cicho, żeby nie usłyszała go kobieta za ladą- nie potrzebuję takich rzeczy, Tony.

Milioner zamrugał, po czym uśmiechnął się miękko i pokręcił lekko głową, wplatając palce we włosy Petera, który mimowolnie przysunął się lekko do ręki starszego, lgnąc do każdej okazywanej mu czułości. Tony, widząc to, objął dziecko ramieniem, przyciągając je do swojego boku.

-Spokojnie, Pete, stać mnie na to- zapewnił, ale chłopiec fuknął cicho, odsuwając się od opiekuna.

-Wiem, że cię stać- mruknął- po prostu... ja nie...

-Zasługujesz na wszystko co najlepsze- przerwał mu milioner, po czym bez słowa zbliżył kartę do czytnika, nawet nie patrząc na ostateczną cenę. Peter przełknął ślinę.

-Ja... uh... Tony... może mogę to jakoś odpracować, mogę sprzątać warsztat, albo...

-Wystarczy "dziękuję", Bambi. Nie jesteś mi nic winien- oznajmił milioner, biorąc część toreb. Peter wziął resztę. Jego policzki płonęły.

-Dziękuję- powiedział, doganiając opiekuna. Starszy uniósł jedynie kąciki ust.

Gdy wyszli z salonu, wzrok Petera powędrował na szyld po drugiej stronie ulicy. Jego uwagę przykuł salon Apple. Tam Peter rzeczywiście miał ochotę wejść, ale nawet nie przyszło mu do głowy, żeby o to poprosić. Dostał dziś zdecydowanie za dużo.

Tony sam jednak zauważył co zainteresowało jego podopiecznego. Uśmiechnął się miękko.

-Idź, Pete. Ja odniosę zakupy i do ciebie przyjdę- powiedział. Peter obrzucił go zaskoczonym spojrzeniem, po którym pokręcił głową.

-Nie, nie, nie muszę, możemy wracać do Wieży, już i tak zmarnowałeś parę godzin, więc...

-Bambi, nie "zmarnowałem" paru godzin. Ale jeśli nazywasz opiekę nad sobą "marnowaniem czasu", to dobrze, zmarnowałem kilka godzin i chętnie zmarnuję więcej. Idź, ja zaraz przyjdę- powiedział, odbierając od dziecka zakupy, a zanim Peter zdążył zaprotestować, starszy odszedł.

Chłopiec przełknął ślinę. Wejdzie tylko się rozejrzeć. Nie chciał, żeby pan Stark kupował mu więcej rzeczy, a już na pewno nic tak zbędnego jak elektroniczne gadżety, ale... rzeczywiście miał ochotę się rozejrzeć.

Przebiegł więc szybko na drugą stronę ulicy, nie zważając na samochód, który na niego zatrąbił. Sama wystawa była niesamowita. Chłopiec uniósł kąciki ust, wchodząc do salonu. Całe zdenerwowanie minęło, gdy tylko obrzucił wzrokiem laptopy, telefony, słuchawki i komputery. Nie zauważył nawet, jak patrzyli na niego pracownicy. Był zbyt zafascynowany sprzętem, który był wystawiony za witrynami. Pamiętając o kulturze osobistej (na którą jego opiekun kładł irytująco duży nacisk) Peter skinął grzecznie głową w stronę lady, przy której stał elegancko ubrany pracownik, po czym podszedł do długiej, szerokiej półki i zaczął bez pośpiechu oglądać komputery.

-Przepraszam, mogę ci w czymś pomóc?- spytał mężczyzna, który nagle pojawił się obok dziecka. Peter zerknął na niego niepewnie i uśmiechnął się nieśmiało.

-Um... nie, dziękuję. Tylko się rozglądam- powiedział grzecznie, ale mężczyzna nie odszedł.

-Szukasz może czegoś konkretnego?- spytał, a Peter pokręcił głową. Starszy westchnął- masz pieniądze?

Chłopiec zamrugał na to pytanie. Przez chwilę nie mógł zebrać słów. W poprzednim sklepie nikt nie zadał takiego pytania. I nikt tak na niego nie patrzył.

Brunecik lekko poczerwieniał.

-Um... n-nie, ale...- zaczął cicho.

-Czego tu szukasz, chłopcze? Przyszedłeś coś ukraść?- ton pracownika stawał się coraz ostrzejszy. Peter uniósł wysoko brwi, kręcąc głową.

-Nie, n-nie, naprawdę, ja...

-Lepiej stąd wyjdź, zanim wezwę policję- rozkazał surowo mężczyzna, a młodszy zacisnął usta. Powinien być mądrzejszy. Powinien wiedzieć. Powinien wiedzieć, że bez pana Starka nikt nie będzie dla niego miły. Że to jego opiekun był ważny, nie on. Że sam Peter nic nie znaczył i każdy mógł potraktować go jak najgorszego śmiecia. Że tu nie pasował.

Odwrócił się na pięcie i wyszedł ze sklepu, zanim łzy zdążyły pojawić się w jego oczach. Wiedział, że to był głupi pomysł. On nie pasował do świata pana Starka, nie pasował do drogich sklepów i aut, nie pasował do takiego życia. Pasował do obskurnych sklepów w Queens, pasował do ulicy, ale nie tej czystej, zadbanej uliczki z kwiatami. Pasował do rynsztoka.

Nie widząc nigdzie swojego opiekuna, Peter usiadł na ławeczce przy salonie i wsunął dłonie w uda, starając się powstrzymać łzy. Drżał, a jego policzki płonęły ze wstydu. Nie pamiętał, kiedy ostatni raz przeżył takie upokorzenie. Nie podobało mu się to uczucie.

-Co się stało, Bambi?- usłyszał głos milionera i spuścił głowę. Tony usiadł obok dziecka, gładząc go delikatnie po plecach- no już, spokojnie. Powiedz co się stało- prosił łagodnie, a młodszy odruchowo szarpnął się, strącając jego rękę.

-Nic- mruknął, ocierając policzki wierzchem dłoni. To było żałosne.

-To nie wygląda na "nic", Bambi. Powiedz mi. Co się stało?

Peter pociągnął nosem. Lubił, kiedy pan Stark tak go traktował. Jakby się martwił. Jakby to naprawdę było dla niego ważne. Jakby Peter miał znaczenie.

Wypuścił powietrze.

-Wyrzucili mnie z tego sklepu- powiedział cicho, a jego głos drżał bardziej niż by sobie tego życzył.

Tony uniósł jedną brew.

-Jak to?- zdziwił się. Peter skulił się lekko.

-Myśleli, że chcę coś ukraść. Powiedzieli, że... że j-jeśli nie wyjdę, wezwą policję- pisnął, znów przecierając policzki.

Tony zacisnął szczękę.

-Ach tak?- mruknął, podnosząc głowę. Wstał i pociągnął za sobą chłopca. Wyciągnął z kieszeni materiałową chusteczkę, którą wręczył dziecku, a gdy Peter doprowadził się do porządku, położył mu rękę na plecach i poprowadził obok siebie.

-Tony, nie, nie chcę...- zaczął, widząc dokąd zmierzają.

-Nikt nie będzie cię tak traktował, Pete. Nie pozwolę na to- oznajmił jedynie starszy. Nastolatek zamilkł. Tony był zły. Rzadko tracił cierpliwość i przekraczał barierę irytacji, ale teraz był zły.

Weszli razem do salonu. Tony w idealnie skrojonym, eleganckim garniturze i Peter, ubrany w zwykłą, nieco znoszoną bluzę. Nie pasowali do siebie.

Mężczyzna za ladą pobladł lekko, widząc towarzystwo chłopca.

-D-Dzień dobry- wyjąkał.

-A więc, co ci wpadło w oko, Pete?- rzucił milioner, ignorując pracownika. Peter zerknął na niego. Postanowił zagrać tak, jak życzy sobie tego starszy, wierząc w jego kompetencje.

-W zasadzie nic. Nie zdążyłem się rozejrzeć- powiedział cicho. Tony pokiwał głową ze zrozumieniem, po czym przywołał pracownika lekceważącym gestem dłoni. Mimo to, mężczyzna szybko znalazł się przy nich.

-Proszę pokazać mojemu podopiecznemu najlepsze modele i opowiedzieć o nich. Ma być zadowolony- rozkazał, machając ponaglająco dłonią. Peter uniósł brwi, ale nic nie powiedział, gdy milioner odszedł i usiadł na kanapie, wciąż bacznie obserwując dwójkę.

-Ja... ja przepraszam, proszę mi wybaczyć, gdybym tylko...

-Nie mamy na to czasu!- rzucił jedynie Tony, przerywając pracownikowi. Ten kiwnął posłusznie głową, po czym według rozkazu zaczął pokazywać Peterowi kolejne modele komputerów i opisywać każdy ze szczegółami. Chłopiec nawet nie patrzył na ceny, wiedząc, że nie znajdzie tu nic tańszego niż pięćdziesiąt tysięcy dolarów. Nie chciał wiedzieć ile kosztują droższe modele.

Gdy mężczyzna skończył, Tony wstał, cmoknął z dezaprobatą i położył Peterowi ręce na ramionach.

-Czy uważa pan, że ten chłopiec jest idiotą? Albo, że to ja nim jestem?- spytał spokojnie. Mężczyzna zamrugał.

-O-Oczywiście, że nie- powiedział zaraz.

-Więc dlaczego go pan obraża?- rzucił milioner.

-Ja... nie rozumiem...

-Uważa pan, że mój podopieczny zadowoli się byle czym? Że nie zasługuje na najlepsze? Że wystarczą mu te śmieci, na których oglądanie stracił pół godziny?- spytał sucho Tony, a Peter uniósł brwi, ale i kąciki ust, doskonale bawiąc się przy torturowaniu pracownika, który był coraz bardziej spięty i przerażony.

-P-Proszę pana...

-Chyba nie wezwie pan na nas policji, prawda?- mruknął Tony, na co Peter uniósł kąciki ust- chcemy zobaczyć coś lepszego. Coś najlepszego. Na pewno macie więcej sprzętu na zapleczu- zauważył Tony, a już po chwili, został postawiony przed nimi komputer, który nie był dopuszczony do sprzedaży.

-Mogę wpisać pana na listę osób oczekujących i...

-Ile?- przerwał mu milioner.

-Nie... nie mogę sprzedać panu tego modelu, nie ma go jeszcze w systemie i...

-Peter?- spytał Tony. Chłopiec schował ręce do kieszeni. Nie był taki, nigdy tego nie robił. Nie był rozpieszczony i zawsze bardzo szanował wszystko co dostawał. Poza tym, nie dostawał dużo rzeczy i nigdy niczego nie żądał. Nie przywykł do tego.

Ale tego wymagała sytuacja.

-Chcę go- powiedział jedynie, dość beznamiętnie, tak, jakby oczekiwanie było dla niego nużące, a jego opiekun poprosił o rozmowę z kierownikiem. Już po chwili wychodzili z salonu z nowym komputerem, za który Tony zapłacił znacznie więcej, niż Peter mógł sobie wyobrazić. Zaraz za nimi wyszedł ze sklepu konsultant, który ich obsługiwał. Były konsultant.

*****

1563 słowa

Hejka!

Kocham takie dramy😎😎😎

Mam nadzieję, że się podobało :)

Do zobaczenia<3<3<3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro