Rozdział 39
-Nie rozumiem cię. Jak możesz być niezadowolony? Mieszkasz w najbardziej odjechanym budynku na świecie. Masz dostęp do najnowszej technologii i to przed całą ludzkością, a przede wszystkim, adoptował cię Tony Stark. Tony Stark, Peter! Przecież to niesamowite!- powiedział Ned, a Peter westchnął głęboko.
-Niesamowite- mruknął, opierając się o ścianę.
-Mnóstwo dzieciaków zabiłoby, żeby być na twoim miejscu- dodał Azjata, na co brunecik wywrócił oczami.
-Ty też?
-To jest Tony Stark, Peter- powtórzył Ned. Peter pokręcił głową z rezygnacją.
-Wiem- mruknął spokojnie.
-Niby co może być lepszego od mieszkania z Tonym Starkiem?- tym razem, Peter westchnął z irytacją.
-Osobiście wolałbym, żeby moi rodzice żyli- powiedział. Ned zacisnął usta i spuścił wzrok, mamrocząc ciche "przepraszam", a Peterowi jak zwykle w takich chwilach zrobiło się żal kolegi. Czasami jednak wprawienie go w zakłopotanie było jedyną możliwością, gdy Ned zaczynał trajkotać jak mała dziewczynka.
-W każdym razie, w sobotę będzie w telewizji maraton "Gwiezdnych Wojen". Pierwsze cztery części- powiedział Peter, po czym uśmiechnął się i poruszył sugestywnie brwiami. Ned też się uśmiechnął.
-Wiem- rzucił.
-Przyniosę popcorn- oznajmił wesoło Peter, ale Ned pokręcił głową.
-Rodzice mają gości i nie dopuszczą nas do telewizora. Możemy obejrzeć u ciebie?- spytał, a Peterowi uśmiech zszedł z twarzy.
Od trzech tygodni życie było dobre. Naprawdę dobre. Peter po raz pierwszy miał kolegę. Był u Neda już pięć razy. Siedzieli razem na każdej lekcji i spędzali razem każdą przerwę. Chłopiec nigdy jeszcze nie czuł się tak zaakceptowany i naprawdę mu się to podobało, ale wiedział, że ten moment musiał w końcu nastąpić. Nie mógł wciąż wpraszać się do Neda, ale nie chciał przyprowadzać go do Wieży. To po prostu... zdawało mu się być nie na miejscu.
-Uh... muszę spytać pana Starka. To jego dom, nie wiem... czy wolno mi przyprowadzać gości- mruknął. Ned przekrzywił głowę z uśmiechem.
-Ale... skoro pan Stark cię adoptował, to to chyba jest też twój dom, prawda?- spytał.
-Tak w zasadzie, to pan Stark wcale mnie nie adoptował- powiedział- jest moim prawnym opiekunem, a nie... tatą. Przejął nade mną opiekę na jakiś czas, ale to nie potrwa długo. Najwyżej kilka miesięcy, potem mnie odda.
Ned zmarszczył lekko brwi.
-Dlaczego?
-Bo... tak- mruknął Peter, spuszczając głowę. Bo nie był jego dzieckiem. Bo nie był w Wieży ani chciany, ani mile widziany. Bo pan Stark nie chciał mieć dziecka, nie chciał Petera, nie chciał go, nie chciał go...
-A co z piątkiem?- spytał Ned, wyrywając brunecika z natłoku myśli. Peter drgnął, zerkając pytająco na kolegę.
-Co z piątkiem?- powtórzył cicho.
-Liz robi imprezę.
-I... jesteśmy zaproszeni?- zdziwił się Peter, unosząc jedną brew- ja jestem zaproszony?
-Powiedziała, że zaprasza wszystkich- Ned wzruszył ramionami.
-My chyba nie jesteśmy "wszyscy"- rzucił chłopiec, zanim poczuł mocne szturchnięcie. Ned zmarszczył brwi, posyłając mu karcące spojrzenie.
-Wcale nie jesteśmy od nich gorsi, Peter. I może to właśnie przez takie uciekanie nie możemy się dopasować- powiedział, ku zdziwieniu bruneta wykazując się przy tym dużą stanowczością- ja chcę tam iść. A ty pójdziesz ze mną- oznajmił. Peter uniósł brwi.
-Ale...
-Żadnych "ale". Idziemy tam- postanowił Ned. Peter westchnął głęboko- jeśli pan Stark ci pozwoli- dodał po chwili, na co brunecik natychmiast wyprostował dumnie plecy i uniósł brwi.
-Nie może mi zabronić. Mogę robić co chcę- odparł stanowczo Peter.
*****
-Nie. Nie, nie, nie. Absolutnie nie, nie zgadzam się- powiedział Tony. Ramiona Petera opadły.
-Co? Jak to "nie"?- rzucił, a milioner nie mógł nie uśmiechnąć się na widok zaskoczenia na twarzy dziecka.
-Bambi, możesz zaprosić tu Neda, nie mam z tym problemu. Możesz go przyprowadzić kiedy tylko masz ochotę, tylko mnie poinformuj, że ktoś będzie w domu. Możesz zaprosić Neda na cały weekend, jeśli masz ochotę, ale nie pójdziesz na imprezę. Nie zgadzam się.
-Ale dlaczego?- jęknął Peter, idąc za czarnowłosym przez warsztat. Tony odwrócił się w jego stronę.
-Bo nie chcę, żebyś wpadł w kłopoty- powiedział. Chłopiec warknął z irytacją.
-Nie możesz mi zabronić, nie jesteś moim ojcem!- rzucił, a Tony roześmiał się, odchylając głowę w tył.
-To było tanie, Bambi, nawet jak na ciebie- zauważył. Peter sapnął, zaciskając szczękę, po czym wypuścił powietrze. Jeśli będzie się wściekał, pan Stark potraktuje go jak krnąbrnego gówniarza. Musiał to ugryźć inaczej.
-Ja... uh... panie Stark...- zaczął cicho, ale Tony mu przerwał.
-"Panie Stark"? A co się stało z "wrednym dyktatorem"?- rzucił, unosząc jedną brew. Peter poczerwieniał lekko, spuszczając wzrok i zagryzając wargę- wcześniej nie potrzebowałeś pozwolenia, ale dobrze. Mów mi "Tony", dzieciaku.
-Tony...- powtórzył chłopiec, po czym zamknął oczy i westchnął głęboko, całym sobą pokazując, jak ciężko wydusić mu z siebie te słowa- proszę, pozwól mi pójść- powiedział powoli. Milioner zamrugał, po czym przekrzywił głowę.
-Boję się, że zrobisz coś głupiego- oznajmił, zupełnie szczerze. Ramiona Petera opadły.
-Ale... co głupiego mógłbym zrobić? Nie wezmę laptopa, nie ucieknę, nie będę brać narkotyków, ani pić. Dlaczego nie możesz nawet spróbować mi zaufać?- spytał, a Tony westchnął cicho. Najczęściej, mówiąc o zaufaniu, Peter świadomie nim manipulował. Tym razem jednak, chłopiec brzmiał na szczerze dotkniętego. Zależało mu na tej imprezie, to było jasne, choć milioner nie całkiem rozumiał dlaczego. Peter nie lubił tłoku i ewidentnie nie czuł się dobrze wśród nowych ludzi, ale... w gruncie rzeczy, jako opiekun, Tony powinien się cieszyć, że jego podopieczny dogaduje się z rówieśnikami.
Mężczyzna westchnął głęboko, kręcąc głową.
-Widzę cię w domu o dwudziestej drugiej i ani minuty później. Chcę mieć adres, numer do dorosłego, który tam będzie, a ty masz mieć włączony telefon i odpisywać mi- powiedział. Peter uniósł brwi, uśmiechając się szeroko i podskakując w miejscu.
-Tak!- pisnął- dzięki, dzięki, dzięki!- rzucił, odwracając się, żeby chwycić telefon. Musiał jak najszybciej napisać do Neda.
Tony pokręcił głową z rozbawieniem, po czym zerknął na zegar. Była już dwudziesta pierwsza. Godzina, w czasie której bardzo często raczył się szklaneczką whisky przy pracy, toteż podszedł do barku i wyciągnął butelkę.
Peter odwrócił się w stronę milionera z uśmiechem, który szybko jednak zgasł.
-Ja... pójdę już spać- oznajmił nagle, po czym odwrócił się na pięcie i ruszył w kierunku wyjścia. Tony uniósł brwi.
-No co ty? Nie dokończysz kodu? Chociaż to zapisz, żebyś...
-Możesz to zrobić? Jest strasznie późno- powiedział Peter, a milioner zerknął wymownie na zegar.
-Wcale nie jest późno- zauważył, po czym spuścił wzrok i wypuścił powietrze. Miał ochotę pacnąć się w czoło, gdy połączył kropki. Peter znów uciekał z warsztatu nagle, pod prawdziwie żałosną wymówką.
Mężczyzna podszedł ze szklanką do zlewu i wylał whisky. Peter zamrugał, wpatrując się w starszego.
-A teraz? Zostaniesz?- spytał. Chłopiec zaczerwienił się lekko, spuszczając wzrok. Kiwnął głową, a Tony uśmiechnął się łagodnie- w porządku, Pete. Nie musisz tłumaczyć.
Peter zacisnął lekko usta, w milczeniu wracając na swoje stanowisko. Przez chwilę, panowała między nimi cisza. Tony nie chciał naciskać na chłopca i wymuszać na nim jakiekolwiek zwierzenia, jednak Peter sam zaczął mówić.
-Moja ciocia piła- mruknął, nie odrywając wzroku od ekranu. Tony przerwał pracę, skupiając wzrok na dziecku. Peter jednak nie powiedział już nic więcej, bo to w zupełności wystarczyło. Milioner wiedział dobrze jak to jest. Jego ojciec też często sięgał po alkohol, a nikt nie chciał oglądać rodzica w takim wydaniu. Nawet przybranego, znienawidzonego i niekompetentnego rodzica. Peter prawdopodobnie nie zakładał, że ktoś może wypić tylko trochę i wciąż nad sobą panować. Jeśli dorosła osoba piła, kończyła na podłodze we własnych wymiotach.
-Nigdy bym się przy tobie nie upił, Bambi- zapewnił miękko milioner. Peter nie spojrzał na niego, ale jego palce na ułamek sekundy zastygły nad klawiaturą, dzięki czemu starszy wiedział, że chłopiec go usłyszał.
*****
1223 słowa
Hejka!
Na poprawę humoru przed poniedziałkiem xD
Mam nadzieję, że się podobało :)
Do zobaczenia<3<3<3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro