Rozdział 13
Nicolas Tremblay był wysokim, smukłym mężczyzną z wąskimi ramionami i szczupłą twarzą, na którą lekko opadały elegancko zaczesane ciemne włosy. Jego dopasowana marynarka nie była najlepszej jakości, co nie umknęło uwadze milionera. Prawdopodobnie została kupiona w sieciówce, o czym świadczyły nieprecyzyjnie wykonane szwy przy ramionach i delikatne wygięcie kołnierzyka w miejscu, w którym wystawała metka z ceną i rozmiarem.
Tony zaprosił gościa do salonu, mężczyzna jednak zatrzymał się przy windzie.
-Jeśli to nie problem, chciałbym zobaczyć pokój Petera, kuchnię i łazienkę, panie Stark- oznajmił, uprzejmie ubierając konieczność inspekcji w ładne słowa, choć Tony wiedział, że bez względu na jego zdanie, pracownik opieki społecznej musiał zobaczyć te pomieszczenia.
-Oczywiście, proszę tędy- powiedział, wskazując na drzwi do pokoju chłopca- Peter ma prywatną łazienkę w pokoju, poza nią jest jeszcze moja i dwie dla gości.
-Wystarczy jedna- odparł krótko szatyn, uśmiechając się lekko z rozbawieniem. Wiedział dobrze, że Stark Tower spełni wszystkie wymagania, ale musiał zobaczyć to na własne oczy. Nic nie było według Nicolasa przesadą, gdy w grę wchodziło bezpieczeństwo dziecka.
Tony zapukał, po czym otworzył drzwi.
-Cześć, Peter- przywitał się wesoło pan Tremblay.
-Spadaj- burknął Peter, nie podnosząc wzroku z nad laptopa. Tony zmarszczył lekko brwi.
-Na litość boską, dzieciaku...- zaczął, ale drugi mężczyzna machnął ręką.
-Tak, tak. My się już znamy- rzucił spokojnie, doświadczony w kontaktach z Peterem na tyle, by nie drażniły go dziecinne pyskówki. Wyciągnął z teczki dokument, na którym stawiał haczyki przy wszystkich wymogach związanych z sypialnią dziecka.
Tony westchnął.
-Później o tym porozmawiamy- zapowiedział, na co chłopiec wywrócił jedynie oczami.
-No dobrze. A łazienka?- spytał pan Tremblay, gdy skończył notować. Tony bez słowa zaprowadził mężczyznę do łazienki i otworzył drzwi. Szatyn kiwnął jedynie głową, znów zagłębiając się w notatkach. Wystarczyło mu jedno przesunięcie wzrokiem po pomieszczeniu, by stwierdzić, że jak najbardziej nadaje się do użytku. Nawet więcej.
-Mhm. Świetnie. Jeszcze tylko kuchnia- zarządził, a milioner kiwnął głową. Wychodząc, posłał Peterowi ostrzegawcze spojrzenie, ale młodszy w dalszym ciągu go ignorował.
-Chciałbym porozmawiać później również z Peterem- powiedział mężczyzna, idący obok milionera. Tony uśmiechnął się, nieco sarkastycznie.
-Też chciałbym z nim rozmawiać- rzucił jedynie, na co Nicolas zachichotał.
-Ile posiłków dziennie dostaje Peter?- spytał, gdy weszli do kuchni.
-Tyle ile sobie życzy. Obiad przygotowuje mój kucharz, kolację zamawiamy, a śniadanie je sam. Wychodzę do pracy zanim Peter wstanie. Ale nie zabraniam mu podjadać między posiłkami- powiedział milioner. Mężczyzna pokiwał głową.
-Rozumiem. A czy pilnuje pan tego, co Peter je? W jego wieku zdrowy tryb życia jest ważny- zauważył, a Tony zerknął na blat, żeby upewnić się, czy nie leżą tam pudełka po pizzy i burgerach.
-Oczywiście, że tak- rzucił, z czarującym uśmiechem. Mężczyzna pokiwał głową z zadowoleniem, odhaczając punkty na swoim formularzu.
-Rozumiem, że nie ma pan problemów z ciepłą wodą?- spytał, na co Tony parsknął śmiechem. Szatyn też uniósł kąciki ust, wiedząc, jak banalne było to pytanie.
-Nie, oczywiście, że nie- odparł milioner.
-No dobrze, w takim razie to chyba wszystko. Możemy teraz porozmawiać- oznajmił, gdy skończył wypełniać formularze.
-Tędy- powiedział Tony, zapraszając pana Tremblay do części przeznaczonej na salon, gdzie oboje usiedli przy długim stole. Szatyn złożył dłonie na blacie.
-Oboje wiemy, że przejęcie przez pana opieki nad chłopcem nie odbyło się tak jak zwykle- oznajmił, z oskarżycielską nutką w głosie. Tony zacisnął lekko usta, kiwając głową- przymknąłem na to oko tylko dlatego, że wiem, co może mu pan zapewnić, ale będę patrzył panu na ręce. Mam nadzieję, że pan to rozumie, panie Stark. Muszę dbać o dobro dziecka.
Milioner znów pokiwał głową, słuchając w skupieniu.
-Nie jestem też głupi. Nie wiem, co dokładnie Peter zrobił, ale wiem, że miał już różne zatarcia z prawem i na pewno nie zwrócił na siebie pańskiej uwagi swoim urokiem, tylko czymś, co przeskrobał. Chcę wiedzieć, czemu pan go wziął i co pan planuje- powiedział. Milioner znów pokiwał głową.
-Nie zrobię mu krzywdy- zaczął- Peter po prostu... on ma ogromny potencjał. Jest bystry, a to co umie... myślę, że większość moich pracowników miałaby nie lada problem, żeby mu dorównać. Dzieciak marnuje się, tkwiąc w systemie. Chcę dać mu szansę na rozwój. Wyprowadzić go na prostą. Peter potrzebuje wykształcenia, wyzwań i możliwości, a szkoła do której chodził nie zapewni mu tego. Ja mogę dać mu dużo więcej.
Tony postanowił przemilczeć fakty o cyberprzestępczości i alternatywie w postaci poprawczaka.
Nicolas uśmiechnął się lekko.
-To naprawdę szlachetna postawa- powiedział- ale czy pan naprawdę wie, na co się pan pisze? Peter jest dzieckiem. Dziecku nie wystarczy dać wykształcenia. Trzeba je wychować. Być oparciem. Przejmując opiekę, nie zobowiązuje się pan tylko do łożenia na Petera, tylko do bycia rodzicem. Stworzenia mu domu, w którym czuje się bezpieczny, kochany i zrozumiany. Rozumie to pan?
Problem polegał na tym, że Tony rozumiał to coraz lepiej. A im bardziej zdawał sobie z tego sprawę, tym bardziej rozumiał, jaki błąd popełnił. Bo mógł wyłożyć na edukację Petera miliony dolarów, ale nie był ojcem. Nie był w stanie zastąpić rodzica, nie umiał słuchać i nie potrafił okazywać nawet sympatii, nie wspominając o miłości.
-Peter to bardzo trudne dziecko. Pewnie sam już to pan zauważył. Sprawia ogromne trudności wychowawcze, nie dogaduje się z rówieśnikami i ma trudności w szkole.
-Trudności w szkole?- powtórzył Tony z zaskoczeniem w głosie- o ile mi wiadomo, dzieciak jest geniuszem.
-Peter? No cóż, geniusz czy nie, oceny ma tragiczne. Nie wiem, czy rzeczywiście ma trudności z przyswajaniem wiedzy w szkole, czy po prostu się nie stara, ale w zeszłym roku prawie nie zdał klasy. Często wagaruje. Nie szanuje nauczycieli i wychowawców, nikt nie potrafi przemówić mu do rozsądku. Może panu uda się go czymś zainteresować- powiedział, z iskierką nadziei- Peter nie jest złym chłopcem. Jest bardzo opiekuńczy. Pomagał młodszym dzieciom w lekcjach, a w domach zastępczych często zajmował się przybranym rodzeństwem. Tylko dorosłych nie akceptuje. Odpycha wszystkich w swoim otoczeniu. Peter doświadczył zaniedbania i prawdopodobnie przemocy, choć nie ma na to dowodów. Jego rodzice zmarli w wypadku, gdy miał cztery lata. Odsyłano go ze wszystkich domów zastępczych. Nikt z nim nie wytrzymuje. Może tego po nim nie widać, panie Stark, ale Peter jest emocjonalny. Przywiązuje się do ludzi i bardzo przeżywa odrzucenie, więc jeśli ma pan wątpliwości, czy da pan radę, proszę zrezygnować, póki Peter jeszcze nie całkiem się zadomowił.
Tony nie miał żadnych wątpliwości. Był absolutnie pewien, że nie da sobie rady. Wydawało mu się, że jeśli da Peterowi szansę, on ją z radością wykorzysta. Było natomiast wręcz przeciwnie. Peter bronił się przed tym rękami i nogami. Nie chciał dać sobie pomóc za wszelką cenę. Ale mimo to, Tony nie mógł go oddać. Fury ujawniłby to co chłopiec zrobił i zamknął w zakładzie poprawczym. Milioner nie zamierzał przyczynić się do zniszczenia dziecku życia.
-Nie oddam go- zapewnił cicho- ja... wiem, że będzie trudno. Już jest. Ale damy radę. To nie jest zły dzieciak. Trochę zagubiony i strasznie głupi, ale nie jest zły- powiedział, po czym wypuścił powietrze, zastanawiając się nad słowami mężczyzny.
-Powiedział pan, że Peter doświadczył przemocy?- spytał niepewnie. Szatyn pokiwał smutno głową.
-Niestety. Jako mały chłopiec, Peter spędził dużo czasu na ulicy. Tylko on wie, co tam widział i czego doświadczył- powiedział pan Tremblay- Peter trafił pod moją opiekę w wieku sześciu lat, po śmierci swojej cioci.
Tony zamrugał. Nie wiedział, co ma powiedzieć.
-Ciężko jest wytłumaczyć małemu dziecku śmierć wszystkich krewnych. Z Peterem pracował psycholog dziecięcy. Terapia powinna być wciąż kontynuowana, ale Peter nie chce współpracować już od dwóch lat. Przerwał terapię, kiedy poprzedni opiekunowie go oddali.
-Ilu opiekunów już miał?- spytał milioner.
-Peter był w siedmiu rodzinach zastępczych. W pierwszym domu spędził prawie rok, w drugim pół. W pięciu ostatnich najdłużej ostał się przez dwa miesiące. Robi różne rzeczy. Ucieka, albo uprzykrza opiekunom życie, aż w końcu pękają. W ostatnim domu po pierwszym tygodniu celowo zbił całą zabytkową zastawę, która była w rodzinie od trzech pokoleń, o czym dobrze wiedział. Nie można się dziwić, że ludzie go nie chcą, ale... to zawsze boli. Petera. W końcu to tylko dziecko. Dziecko bez rodziców. Chce być kochany.
Tony spuścił wzrok. To musiało być bolesne. Peter nie mógł zagrzać miejsca w żadnej rodzinie. I choć był nieznośny, choć wylatywał z domów na własne życzenie, słowa pana Tremblay były prawdziwe. Peter był dzieckiem. Potrzebował miłości.
-Dam panu numer do psychologa, który zajmuje się Peterem. Jeśli przekona go pan do kontynuacji leczenia, najlepiej u kogoś, kogo zna. A to jest wizytówka psychologa z placówki, w której umieszczony był Peter- powiedział mężczyzna, wykładając na stół mały kartonik- powinien pan z nim porozmawiać, jak wszyscy adopcyjni rodzice i opiekunowie. Myślę, że da panu kilka cennych wskazówek. Oczywiście, nie może pan rozmawiać o Peterze z jego terapeutą, ale... proszę porozmawiać z psychologiem. Myślę, że nie poradzi sobie pan z nim bez profesjonalnej pomocy.
Tony wziął wizytówkę bez wahania. Choć sam nigdy nie poszedłby do psychologa, teraz był zdesperowany. Nie poradzi sobie sam, wiedział o tym.
-No dobrze. Pójdę teraz do Petera, jeśli nie ma pan pytań, panie Stark- powiedział mężczyzna, wstając od stołu, a gdy Tony się nie sprzeciwił, odszedł.
Nie czekał, aż chłopiec zaprosi go do pokoju. Zapukał i wszedł do środka, po czym bez słowa przysunął sobie krzesło, żeby usiąść obok łóżka. Peter westchnął ostentacyjnie.
-Jak się...
-On mnie tu zamknął!- oświadczył chłopiec, przerywając starszemu- kazał sztucznej inteligencji nie wypuszczać mnie z mieszkania! Nie mogę wyjść na dwór, nie mogę nawet poruszać się po całym budynku!
Pan Tremblay zacisnął usta.
-Dlaczego?- spytał. Peter cmoknął z irytacją.
-Co za różnica dlaczego? Więzi mnie tu, nie ma do tego prawa! To jest znęcanie! A ty masz obowiązek zapewnić mi bezpieczeństwo, więc weź się do roboty!- syknął, zamykając laptopa i odkładając go na bok. Usiadł po turecku i wypuścił powietrze- nie chcę tu być- mruknął.
-To nie jest znęcanie, Pete, wiesz o tym. Pan Stark jest twoim opiekunem i ma prawo dać ci szlaban- oznajmił spokojnie mężczyzna, na co chłopiec jęknął, opadając na poduszki.
-Jesteś bezużyteczny. Wyjdź- mruknął, chowając twarz w dłoniach.
-To jest dobry człowiek, Pete- powiedział pan Tremblay, a młodszy zerknął na niego kpiąco- Nie jesteś tym zmęczony, dzieciaku? Ciągle uciekasz, rozrabiasz, wszystkich do siebie zniechęcasz. Ten jeden, jedyny raz, postaraj się. Błagam cię, Peter. Ja też mam już tego dość. Jesteś świetnym chłopakiem i... wiem, że możesz być inny. Możesz mieć naprawdę dobre życie. Pan Stark zapewni ci dobre warunki. On naprawdę chce ci pomóc. Nie zmarnuj takiej szansy, Pete. Przecież... miło byłoby mieć rodzinę na stałe, prawda?
Peter zamrugał. Zacisnął szczękę, podnosząc się.
-Wyjdź- powiedział cicho. Starszy westchnął i otworzył usta, ale brunecik nie dał mu nic powiedzieć- wynoś się stąd! Jeśli mi nie pomożesz, wynoś się! Zostaw mnie w spokoju!- krzyknął ze złością. Starszy posłusznie kiwnął głową i rzeczywiście wyszedł. Miał duże doświadczenie i wiedział, kiedy dziecku rzeczywiście działa się krzywda, a kiedy było po prostu, cóż, nieznośne.
Tony czekał przed pokojem. Uniósł jedną brew w niemym pytaniu, na które mężczyzna pokręcił jedynie głową.
-Co do jednego Peter ma rację- powiedział, gdy zamknął drzwi i ruszył w kierunku windy. Tony podążył za szatynem, uznając, że wypada odprowadzić gościa- nie może go pan tu zamknąć. Nie powiedziałem mu tego, ale to co pan robi jest złe, panie Stark. Peter potrzebuje kontaktu z ludźmi, z rówieśnikami, a przede wszystkim, potrzebuje świeżego powietrza. To nie jest dla niego zdrowe, wciąż siedzieć w mieszkaniu.
Milioner wcisnął przycisk, a winda ruszyła.
-To jedyny sposób, żeby mi nie uciekł. Zwieje przy pierwszej okazji- zauważył Tony. Mężczyzna obok zachichotał.
-To prawda. Ale nie może pan trzymać go w domu jak złotej rybki. To jest dziecko. I odbiorę go panu, jeśli sytuacja się nie zmieni- zapowiedział. Tony westchnął jedynie. Zrobiłby to. Chętnie by go wypuścił. Pozwolił mu uciec, nawet kupiłby mu ten bilet do Europy. Gdyby tylko nie Nick Fury, który wyśle Petera do zakładu poprawczego, gdy tylko zobaczy jego nazwisko w systemie. To wszystko komplikowało.
*****
1948 słów
Hejka!
Znowu mi weny odejmuje xD
Mam nadzieję, że się podobało :)
Do zobaczenia<3<3<3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro