Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Epilog

Peter spuścił wzrok, zagryzając wargę.

Nie powinno być mu smutno. To było takie głupie. Takie dziecinne.

Uśmiechnął się nieśmiało do mamy Neda, gdy ich spojrzenia się spotkały. Ta pomachała mu wesoło, po czym spojrzała na swojego syna, a jej uśmiech bardzo się poszerzył.

Peter znów spuścił wzrok. Od zawsze takie chwile były bolesne, bo on też tak bardzo chciałby, żeby ktoś przyszedł na konkurs i kibicował mu. Mimo to, nie zaprosił Tony'ego. Nie dlatego, że nie chciał. Najzwyczajniej w świecie nie pomyślał o tym. Nie przyszło mu to do głowy. Nigdy nikogo nie zapraszał, bo nikt nie chciał przyjść. Wujek Nick był zbyt zajęty, a opiekunów to nie interesowało. Dopiero gdy Ned spytał go przed zawodami, czy Tony przyjdzie, Peter uświadomił sobie, że w zasadzie, po raz pierwszy mógł kogoś zaprosić. Chciało mu się płakać, gdy uświadomił sobie, że zmarnował swoją szansę.

Zacisnął dłonie w pięści.

-Zwycięża drużyna z Midtown High School!- oświadczył radosnym głosem prowadzący. Ned i cała poderwała się, wiwatując. Peter też wstał. Roześmiał się, gdy Ned rzucił mu się na szyję. Nigdy niczego nie wygrał. To było nowe. Ekscytujące.

Ned pomachał radośnie w stronę swojej mamy. Peter nigdy nie miał komu pomachać. Mimo to, wciąż się uśmiechał. Był do tego przyzwyczajony, a wygrywanie naprawdę było miłe.

Rozejrzał się po sali. Byli to głównie rodzice i nauczyciele z Midtown, oraz szkół innych uczestników.

Nagle, wzrok chłopca przyciągnął mężczyzna na końcu dużego pomieszczenia. W przedostatnim rzędzie, zupełnie na brzegu, siedział mężczyzna w czapce z daszkiem i okularami przeciwsłonecznymi.

Peter zamrugał, przekrzywiając głowę. Uniósł kąciki ust, patrząc na starszego z z wdzięcznością. Zrobiło mu się ciepło w środku.

Tony uśmiechnął się, ściągając na chwilę okulary. Pomachał chłopcu, po czym znów je założył i kilka razy klasnął w dłonie, wyciągając je w stronę podopiecznego.

Peter zagryzł lekko wargę, a jego policzki poczerwieniały. Nikt go nie uprzedził, że to było tak zawstydzające. Ale podobało mu się.

-Tony przyszedł!- pisnął cicho, szarpiąc Neda za ramię. Chłopiec posłał mu pytające spojrzenie.

-Co mówiłeś?

-Tony tu jest! Przyszedł!- powtórzył Peter, nie zwracając uwagi na to, że jego ekscytacja była przesadzona. Ned uśmiechnął się ze zrozumieniem i szturchnął przyjaciela, posyłając mu porozumiewawcze spojrzenie.

Gdy kwadrans później wyszli na hol, mama Neda rozmawiała z Tonym. Peter znów poczuł ciepło na ten widok. Nigdy nie miał rodzica, który rozmawiał z innymi. To było takie oczywiste, normalne, ale dla niego - zupełnie niezwykłe.

-Ach, jesteś, Bambi!- zawołał milioner, podchodząc do Petera. Mama Neda zajęła się w tym czasie swoim synem.

Peter wyciągnął ręce i pozwolił opiekunowi się uściskać.

-Nie zaprosiłem cię- powiedział cicho, z żalem w głosie. Starszy pogłaskał go po plecach i odsunął się lekko, wciąż posyłając dziecku ciepły uśmiech.

-Wiem, Pete, ale nie mogłem tego przegapić, dzieciaku- rzucił, pstrykając go w nos- nie jesteś zły, co?

Peter sapnął cicho.

-Zły? Nie, nie, Tony, ja...- pokręcił gorączkowo głową, chwytając rękę mężczyzny- Dziękuję.

Tony znów przytulił Petera.

-Jestem z ciebie dumny, Bambi. Byłeś niesamowity- powiedział. Na twarzy chłopca znów pojawił się zawstydzony uśmiech, a jego policzki oblał się rumieńcem.

-Peter! Ned! Pan Harrington zabiera nas na pizzę!

Peter podniósł głowę. Zerknął na milionera, posyłając mu nieco skruszone spojrzenie.

-Nie muszę z nimi iść- powiedział szybko- przyjechałeś specjalnie dla mnie, mogę...

-Nonsens, Bambi, idź z nimi, a my będziemy świętować w domu. Całą noc będziemy oglądać Gwiezdne Wojny- zapewnił go opiekun, a Peter uśmiechnął się z wdzięcznością. Przez chwilę wyglądał, jakby się wahał, więc Tony ostatni raz poklepał go po ramieniu i odsunął się od dziecka- no już, leć. Przyjadę po ciebie.

-Dzięki, Tony!- powiedział radośnie, po czym dołączył do Neda.

Tony uśmiechnął się. Naprawdę był z niego dumny. Chciał, żeby wszyscy wiedzieli, że Peter był jego, że to właśnie Tony był jego...

No właśnie. Kim?

Opiekunem, pomyślał Tony, zaciskając usta. Był jego opiekunem. Na razie wystarczyło. Mieli dużo czasu.

Mężczyzna widział, jak źle było Peterowi podczas konkursu. Widział jak posyła tęskne spojrzenie w stronę mamy Neda i nie mógł się doczekać, gdy w końcu go zobaczy. A potem, kiedy Peter spojrzał w jego stronę, kiedy uśmiechnął się tak promiennie, a w jego oczach pojawiło się tyle miłości, tyle zaufania, Tony zdał sobie sprawę z czegoś, co powinien zrozumieć już dawno temu.

-Peter!- zawołał, a chłopiec obrócił się w jego stronę. Koledzy nastolatka też przystanęli.

Peter posłał mu pytające spojrzenie. Tony lekko poczerwieniał, ale mimo to, zdjął okulary i uśmiechnął się lekko.

-Kocham cię, Peter!- zawołał. Peter zamrugał, unosząc brwi. Przez chwilę, nie mówił nic, a zaraz potem, uśmiechnął się szeroko.

-Kocham cię, Tony!- odkrzyknął, nie przejmując się kolegami. Zaśmiał się cicho pod nosem, odwracając się i odchodząc z resztą drużyny.

Tony jeszcze przez chwilę stał w holu i przyglądał się Peterowi, który śmiał się z czegoś co powiedział Ned.

Naprawdę go kochał.

*****

Hejka!

No i co, koniec XD
Dzięki, że wytrwaliście❤️🥺❤️

Ale nie martwcie się, mam już dwie książki w produkcji, niedługo coś wypuszczę❤️

Mam nadzieję, że się podobało :)

Do zobaczenia<3<3<3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro