Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

♥Kiedy ma koszmar z tobą w roli głównej♥

[Pomysł od Niochmeno! Brakowało mi czegoś mniej cukierkowego, więc dziękuję ci bardzo! U niektórych chłopaków jest trochę inaczej pisana narracja.]

[UWAGA!]

[Jeśli ktoś nie przepada lub nie lubi przemocy, krwi i tym podobne, proszę omińcie ten rozdział. Dziękuję.]

[A tym, którzy zostali, to życzę miłego czytania. <3]

Tetsuya Kuroko

Kuroko nie mógł się doczekać spędzenia z tobą dnia. Wyczekiwał tego od dłuższego czasu. W końcu miał zamiar się tobie oświadczyć. Byliście z sobą tak długo, aż czuł, że może z tobą spędzić całą wieczność.

A to bardzo dużo czasu...

Umówiliście się przed Maji Burgerem na godzinę trzecią popołudniu. Tetsuya nie mógł ustać w miejscu, ale też nie chciał się nigdzie oddalać od miejsca spotkania. Zdenerwowany zaczął przeskakiwać z nogi na nogę. Tak długo wyczekiwał tej chwili, że nie mógł poradzić sobie z swoimi emocjami.

Nie minęło pięć minut, gdy w tłumie spostrzegł [kolor]włosą czuprynę. Ścisnął w kieszeni spodni małe pudełeczko z pierścionkiem, dodając sobie otuchy. Kuroko prężnym krokiem zaczął zmierzać do ciebie, przy okazji obdarzając cię lekkim uśmiechem.

— [Imię] — przywitał się Tetsuya — Bardzo się za tobą stęskniłem.

— Tetsu, nie wierz jak się cieszę, że cię widzę — powiedziałaś roześmiana.

Twój promienny uśmiech zadziałał na Kuroko jak czar. Poczuł, jak w brzuchu motyle zaczęły mu latać, a na twarz wkradł się delikatny rumieniec. Nie mógł uwierzyć, że tak piękna istota jak ty jest jedynie człowiekiem.

— Bardzo muszę z tobą o czymś ważnym porozmawiać, [Imię] — Kuroko obdarzył cię lekkim uśmiechem, pomimo swojego zdenerwowania. Mimo ciągłego poker face'a chłopaka, całkiem dobrze sobie radziłaś z odgadnięciem jego emocji. — Lepiej wejdźmy do środka — zaproponował, otwierając ci drzwi.

W Maji Burger znajdował się tylko jeden stolik, który był umieszczony na środku lokalu. Oprócz was w pomieszczeniu byli jedynie pracownicy fast food'u, których twarze były niewyraźne, rozmazane, jakby ktoś ciągle tarł po nich gumką do mazania. Kuroko nie przejmował się tym zbytnio, jedyne co teraz miał w głowie to twoja uśmiechnięta twarz oraz pierścionek w jego kieszeni.

— [Imię], jest coś bardzo ważnego o co bym chciał się ciebie spytać — powiedział niebieskowłosy, kiedy usiadliście na wyznaczonych miejscach.

— Naprawdę? Ja też chcę ci coś powiedzieć — odpowiedziałaś z uśmiechem — Ale najpierw ty. Proszę, zacznij — Położyłaś ręce na stoliku, tak żeby podparły ci podbródek.

— Więc... — Tetsuya zaczął. Wstał od stolika i chwycił do kieszeni spodni, aby wyciągnąć małe czerwone pudełeczko. W tle zaczęły grać skrzypce, choć żadnych nie było w pomieszczeniu, nawet nie było żadnego głośnika, który by mógł wygrać melodię. Ukląkł na jedno kolano i ponownie zaczął mówić. — Znamy się bardzo długo i wiem, że mógłbym spędzić z tobą resztę życia. Jako jedna z wielu mnie zauważasz i bardzo ci za to dziękuję, gdyby nie ty mój świat uległby w gruzach. [Nazwisko] [Imię] czy zechciałabyś wyjść za mnie? — po tych słowach Kuroko otworzył małe pudełeczko i twoim oczom ukazał się pierścionek ozdobiony pięknymi ornamentami, tak dokładnymi, że sam Hefajstos mógłby się powstydzić przy tym rękodziele.

— Och Tetsu... Nie wiem co powiedzieć. Ten pierścionek jest przewspaniały — powiedziałaś wzruszona — Tylko szkoda, że nie będzie noszony przeze mnie — twój ton głosu zmienił się diametralnie, stał się surowy i twardy, a muzyka w tle, która grała miłą melodię, nagle stała się uciążliwa dla chłopaka.

Kuroko nie mógł uwierzyć własnym uszom. Dopiero po dłuższej chwili dotarły do niego twoje słowa. Czuł, że w każdej chwili może się rozkleić, ale zachował swoją kamienną twarz.

— Ja... — zaczął chłopak, ale słowa mu utknęły w gardle. Nie mógł wydusić z siebie żadnego dźwięku.

— Wybacz, Tetsuya, ale nie pasujemy do siebie. Czuję, że Kagami bardziej mnie rozumie niż ty — Nie wiadomo skąd, ale nagle obok ciebie pojawił się wielkolud z Seirin, który przyciągnął cię do siebie i szybko pocałował w usta.

Pierścionek w dłoni Kuroko niespodziewanie zmienił się z małej obrączki w wielkiego węża, z którego kłów zaczął sączyć się jad. Zwierzę popatrzyło na chłopaka swoimi gadzimi ślepiami z istną nienawiścią. Nim Tetsuya zamknął oczy, wąż zaatakował niebieskowłosego, wbijając się w serce chłopaka. Jad zwierzęcia szybko zaczął się rozprzestrzeniać po ciele chłopaka. Jednak ból z rany nie był porównywalny do bólu, jaki czuł, gdy widział cię razem z Kagamim.

Zamknął oczy, a po jego policzku spłynęła samotna łza. Po chwili podniósł powieki i ukazał mu się sufit jego pokoju. Wtedy zrozumiał, że to był tylko zły sen.

Następnego dnia

— Kuroko, oszalałeś?! — krzyknął Kagami, trzymając swój nos, z którego powoli zaczęła kapać krew.

Kuroko jedynie fuknął na chłopaka i odwrócił się na pięcie, odchodząc.

— Idę poszukać, [Imię] — Tetsuya powiedziała na odchodne.

— Co w niego wstąpiło? — spytała się Riko, spoglądaj na odchodzącego chłopaka.

— Mnie się pytasz?! Sam chciałbym wiedzieć, czemu Kuroko celuje w moją twarz piłką podczas treningu!

Taiga Kagami

Kagami nie wiedział co się dzieje, ani dlaczego leży na ziemi pokrytej mokrymi liśćmi. Spróbował podnieść się na rękach, ale uczucie otępienia w głowie nie pozwoliło mu na to. Poczuł, jak nagle bierze go na mdłości. Wziął głęboki wdech nosem i o włos zdołał opanować nadchodzące wymioty. Świst wiatru między drzewami dał o sobie znać w postaci dreszczy na skórze chłopaka.

Spróbował jeszcze raz dźwignąć się na nogi, ale natychmiast tego pożałował. Ogarnęło go bardzo nieprzyjemne odczucie, jakby zaraz miało się stać coś bardzo złego. Instynkt samozachowawczy kazał mu biec przed siebie.

Kagami, mimo odrętwienia, posłuchał swojego instynktu i zaczął przemykać między drzewami, co chwila odgarniając od twarzy gałęzie, które chlastały mu twarz oraz ramiona. Słyszał jak wielkie łapy za nim odbijały się od ziemi. Wiedział, że długo nie będzie mógł biec, że za chwilę straci siły.

I wtedy to poczuł – jak w powietrzu unosi się lekki zapach śmierci.

Kreatura skoczyła na plecy chłopaka. Parę razy wielkimi szczękami zakłapał koło ucha czerwonowłosego, w końcu wgryzając mu się prawe ramię. Taiga krzyknął z bólu. Jednak Kagami nie stracił zmysłów i bez opamiętania zgarnął trochę ziemi, którą rzucił w oczy zwierzęcia.

Wroga istota puściła chłopaka. Taiga, korzystając z oszołomienia bestii, wyskoczył spod niej. Wziął najbliższą gałąź i mimo bólu w prawym ramieniu, zamachnął się na czarną kreaturę, jednak bestia zdąrzyła odskoczyć.

Kagami obserwował bacznie kolejny ruch potwora. Nie umknęło jego oczom, że bestia przypominała olbrzymiego kudłatego psa z domieszką wilka. Jego wielkie złote oczy świeciły w ciemności, które patrzyły na niego jak na przekąskę. Białe zęby uwydatniły się jeszcze bardziej, gdy pies się jeszcze bardziej nastroszył. Mógłby teraz konkurować z psami z reklamy Pedigree.

Najwidoczniej jego lęk do psowatych musiał zostać pokonany, jeśli chciał przeżyć.

Jego serce kołatało jak szalone. Poprawił swój uchwyt na gałęzi i zamachnął się jeszcze raz, gdy zobaczył, że pies zbliża się do niego powolnym krokiem, powarkując co chwilę. Była to znowu nie udana próba samoobrony.

Oczy Kagamiego zaszły łzami, już nie wiedział co ma robić, tylko wymachiwał na oślep patykiem z myślą, że w końcu uderzy kreaturę. Jednak stwór, jakby rozumiejąc zamiar chłopaka, zdołał chwycić niczemu winny patyk i przełamać na pół zębami. Kagami zamknął oczy w nadziei o szybkiej śmierci. Kreatura już miała do niego doskoczyć, gdy niespodziewanie została powalona przez inną istotę.

Taiga wytrzeszczył oczy, został uratowany przez [kolor]włosą piękność. Nigdy jeszcze nie był tak uradowany jak teraz. W oszałamiającej istocie rozpoznał swoją kochaną [Imię].

— [Im..]- — Kagami przerwał.

Dziewczyna zdawała mu się trochę inna. Może kobieta wyglądała na [Imię], ale w środku odczuwał niepokój. Jakby to nie była naprawdę ona.

Zobaczył jak walczy z kreaturą nocy. [Imię] wyglądała na dziką. W oka mgnieniu walka się skończyła. Jego ukochana stała nad martwym potworem, nieprzerwanie pocharkując.

Nagle odwróciła się w jego stronę i popatrzyła na niego spode łba. Kagami już nie wyglądał na tak ucieszonego jak przedtem, kiedy zobaczył, że w kącikach jej ust występują małe kiełki umazane krwią zwierzęcia, a w oczach szaleństwo.

— [Imię] — zdołał tylko tyle wypowiedzieć, gdy jego dziewczyna się na niego rzuciła.

Wtem zapadła ciemność.

Kagami obudził się z krzykiem. Szybko sprawdził czy ma wszystko na miejscu, a następnie chwycił komórkę. Popatrzył się na wyświetlacz telefonu, gdzie zobaczył na tapecie zdjęcie [Imię] i odczuł ulgę. Zgasił telefon i przytulił urządzenie do piersi.

— To był tylko koszmar — powiedział i ponownie zasnął z lekkim uśmiechem na ustach.

Ryōta Kise

Kise czuł w środku, że coś jest z tobą nie tak. Jak sparaliżowani, patrzyliście się w swoje oczy, nie odrywając od siebie wzroku. Żadne z was nawet nie spróbowało drgnąć. Kise podświadomie wiedział, że jak się ruszy lub odwróci wzrok od twojej sylwetki, to ciebie już tam nie będzie.

Na jego czole zaczęły wytwarzać się małe kropelki potu, a oczy piekły niemiłosiernie od ciągłego nie mrugania. W końcu Kise nie wytrzymał i zamknął oczy, kończąc tym samym wasz mały pojedynek na wzrok.

— Aua! — krzyknął Kise, gdy dobiegałaś do niego i dałaś mu kuksańca w bok.

— Wygrałam! — powiedziałaś uśmiechnięta. Na twarzy blondyna wytworzył się mały grymas.

— Coś jest z tobą nie tak, że potrafisz tak długo wytrzymać nie zamykając oczu i stać bez ruchu — chłopak odpowiedział, masując sobie bolące miejsce — Chce rewanżu — zadeklarował, a na jego twarzy znów pojawił się uroczy uśmiech.

— Nie myśl sobie, że dam ci fory — roześmiałaś się.

— Nie śmiał bym — odpowiedział uradowany Kise.

Tak zaczęła się druga runda waszego konkursu.

Po kilku minutach Kise ponownie poczuł, jak piekący ból w oczach spowodował, że po policzkach zaczeły wylewać mu się łzy. Tak bardzo chciał móc pomrugać, ale myśl, że znów może przegrać, szybko przegoniła chwilę słabości.

Jednak w głowie Kise narodził się plan. W ułamku sekundy ręce chłopaka zatrzymały się przed twoją twarzą. Byłaś tak zaskoczona, że zamknęłaś oczy.

Model, nie myśląc ani chwili dłużej, szybko dał ci pstryczek w nos, ale konsekwencji się nie spodziewał. Na twoim nosie pojawiła się rysa, która zaczęła się powiększać o więcej i rozchodzić się po całej twojej twarzy. Później linie przeszły na szyję, tułów, ręce i nogi. Kiedy byłaś cała pokryta pęknięciami, popatrzyłaś się przestraszona na swojego chłopaka, który sam wyglądał nie najlepiej.

Usłyszeliście lekkie zgrzytanie i trzask-prask rozsypałaś się na kawałki. Kise rzucił się, żeby cię poskładać, ale kawałki porcelany zaczęły kruszyć mu się w palcach. Łzy, które wychodziły mu spod powiek, już nie były tylko powodem bolących oczu, ale były przepełnione smutkiem i bezradnością. Kise obwiniał się za to, co zrobił.

Nagle dźwięk obijanych talerzy wypełnił mu uszy. Popatrzył się na rozbitą porcelanę, którą byłaś, ale zamiast niej zobaczył parę stóp. Uradowany spojrzał do góry i krzyknął:

— [Imię]cchi!

— Ryōta — zaczęłaś, a mina chłopaka zrzedła. Nie widział twojej twarzy, która była zasłonięta przez twoje włosy, ale słyszał, że nie byłaś zadowolona. — Oszukiwałeś. Mieliśmy dwie zasady — nie mrugać oraz nie ruszać. Złamałeś jedną z nich.

— Ja- — chłopak nie zdołał dokończyć, gdy wyciągnęłaś rękę i sama pstryknęłaś go w nos. Kise popatrzył na ciebie wielkimi oczami i w ułamku sekundy rozbił się na milion kawałeczków.

— Zawsze kara spotka grzesznika. Jesteśmy tylko lalkami, które łatwo można rozbić — Uśmiechnełaś się lekko. Wzięłaś do ręki kawałek twarzy chłopaka z jego prawym okiem, tak żeby mógł cię widzieć i delikatnie pogłaskałaś po ostrej krawędzi. W twoich oczach można było widzieć szaleństwo. — Ale nie martw się ukochany, zawsze można posklejać cię od nowa — Kise może nie mógł się ruszyć, ale widział, jak na twojej twarzy wykwitł demoniczny uśmiech.

— Aaaaaa! — Dziś w nocy po domu rodziny Kise, można było usłyszeć nieprzerwane wrzaski chłopaka.

— Zamknij się Ryōta! — jedna z sióstr chłopaka krzyknęła przez ścianę. — Co mu się takiego śni? — wymamrotała, ale jednak wzruszyła ramionami i przyłożyła poduszkę do uszu, ponownie odpływając w krainę snów.

[dop.aut. Kise miał jedną czy dwie siostry? Ktoś się orientuje?]

Shintarō Midorima

— [Imię], wiesz, że bez okularów nic nie widzę. Oddaj je, nanodayo — zarządzał Midorima, wyciągając rękę w stronę dziewczyny.

— Nie-e~ — zaśpiewała [kolor]włosa. Na jej ustach spoczywał kokieteryjny uśmiech, który co chwilę posyłała w stronę chłopaka. — Wiesz, że to mój szczęśliwy przedmiot na dziś. Może oddałbym ci je, gdybyś dał mi buziaka. O! prosto tu! — [Imię] wskazała na swoje usta.

Koszykarz popatrzył się na nią. W jego głowie zaczęły krążyć różne scenariusze, które mogły się wydarzyć. Nie wiedział czy mógłby przystać na tą propozycję, ponieważ zawsze miała jakiś plan przeciwko niemu. Tak, [Imię] bardzo lubiła, gdy Shin-chan był kozłem ofiarnym jej kawałów.

— To nie jest twój kolejny chory plan? Oddasz mi okulary, gdy cię pocałuję? — W jego głosie można było usłyszeć niepewność. Bardzo kochał swoją dziewczynę, ale jeśli chodzi o żarty, to nie wiedział czy w tej sprawie mogłby jej zaufać.

— Żadny plan, po prostu chcę, żeby mój chłopak mnie pocałował. Czy to takie złe? — [Imię] powiedziała z wydentą dolną wargą, udając obrażoną.

— Dobrze, dobrze. Jesteś taka denerwująca, nanodayo. Chodź tu — odpowiedział, uśmiechając się pod nosem i gestem ręki ją zaprosił do swojego uścisku. Dziewczyna zrobiła, jak kazał i właśnie znajdywała się w objęciach swojego ukochanego. Shintarō pochylił głowę i złączył usta z swoją drugą połówką.

Jednak nie wiedział, że tego dnia czeka na niego Śmierć, która właśnie w tej chwili swoim pocałunkiem pozbyła chłopaka życia.

Midorima oderwał się od dziewczyny, która teraz była dwa razy wyższa od niego oraz miała na sobie czarny kaptur, a w kościstym ręku trzymała lśniącą kosę.

— Midorima Shintarō, twój czas nadszedł — Wskazała na wymówionego chłopaka palcem, który zaczął się dusić. Świat mu się rozmazał, gdy jego oczy zaszły łzami. Zaczął trzymać się za gardło, odruchowo łapiąc powietrze, ale nic to nie działało, tlen jakby nie chciał dochodzić mu do płuc. W końcu stracił przytomność, a jego dusza zaczęła kierować się w stronę nam bliżej nie określonego miejsca metafizycznego.

Niespodziewanie jednak chłopak wziął głęboki oddech, ale tym razem nigdzie nie widział kostuchy. Opanował swoje kołatające serce, które myślał, że za chwilę wyskoczy mu z piersi. Chwycił swój lucky iteam z szafki nocnej i zadumał się na chwilę.

„Co jest po śmierci?"

Daiki Aomine

Wieczorem wyczerpany Aomine rozkoszował się dotykiem świeżej pościeli, która czekała na niego od ranka. Całe jego dzisiejsze zmęczenie wyparowało jak kropla wody, gdy położył głowę na miękkiej poduszce. Zamknął oczy i wsłuchał się w ciszę. To był istny miód dla uszu.

Nagle usłyszał lekkie skrzypnięcie drzwi i parę stóp, które zaczęły kroczyć do jego łóżka. Materac przy jego lewym boku ugiął się pod nagłym ciężarem ciała i chłopak poczuł, jakby wzrok osoby przejeżdżał wzdłuż jego sylwetki, dając mu nieprzerwane fale gorąca. Daiki zaczął próbować opanować swoje zmysły, ale nie pomagał mu w tym delikatny dotyk, kreślący wzory, na jego klatce piersiowej oraz słodki zapach perfum, który zaczął roznosić się w powietrzu.

— Daiki... — wyszeptał imię chłopaka kobiecy głosik — Daiki — tym razem Aomine usłyszał głośniej i poczuł na swoich wargach delikatny pocałunek ich odpowiedniczek. Nawet nie próbował otwierać oczu, kiedy pomyślał, że jego rozkosz może się zakończyć z ich otwarciem.

— [Imię]... — granatowo-włosy zdołał tylko tyle wypowiedzieć, gdy znowu poczuł na ustach ciepło kobiecych warg. Delikatne uczucie zaczęło się przemieniać w bardziej namiętny pocałunek. Ciało jego ukochanej zaczęło bardziej napierać na niego, powodując tym samym miłe uczucie w podbrzuszu.

Daiki położył prawą dłoń na twarzy swojej dziewczyny. Przejechał kciukiem po policzku ukochanej, wyobrażając w swojej głowie jej piękne oblicze.

Nie mógł uwierzyć, że to się działo naprawdę.

Każde z nich było przyklejone do siebie, niczym glonojady do szyby. Aomine już czuł, że zaczynało brakować mu tchu. Chłopak ostrożnie zaczął przełamywać pocałunek, ale [Imię] bardziej go pogłębiła. Daiki spróbował kolejny raz, ale nic to nie dało. W końcu wyczerpany z braku tlenu otworzył oczy i to co zobaczył zmroziło mu krew z żyłach.

[Kolor] tęczówki jego dziewczyny, w które tak się kochał wpatrywać, zmieniły się w puste czarne gały, a jej delikatna skóra i paznokcie zaczęły w oka mgnieniu gnić, wylewając z ran ciemną maź. Jej jedwabne włosy już nie były tak piękne jak przedtem, zrobiły się posklejane oraz gdzieniegdzie powypadały, zostawiając po sobie głębokie dziury.

Swąd zgnilizny wypełnił pokój.

Daiki zapomniał, że już brakuje mu tchu i zaczął się szarpać spod gnijącej kobiety. W końcu mu się udało, odrzucił na drugi kraniec łóżka maszkarę i sam stanął na nogach, przy tym łapczywie łapiąc powietrze. Już w głowie układał sobie plan ucieczki, ale przeszkodził mu w tym skrzekliwy głos:

— Już uciekasz, Daiki? Przecież jeszcze nie doszliśmy do punktu kulminacyjnego - Po tych słowach nagle poczuł na szyi mocny uścisk, chłopak zaczął się dusić.

Popatrzył na twarz sprawczyni i znów nie mógł uwierzyć, że to się działo na prawdę.

Zaraz zginie i to z rąk jego strasznej dziewczyny.

Gdy już zęby dziewczyny miały się zatopić w jego ciele, nagle poczuł, że pochłania go ciemność.

Obudził się w swoim łóżku w środku nocy. Aomine był cały oblany zimnym potem. Chwycił za komórkę i napisał szybko trzęsącymi się rękami:

„[Imię], już mnie więcej nie całuj."

Atsushi Murasakibara

Właśnie była ta pora, której Atsushi wyczekiwał co godzinę — podwieczorek! Nim się spostrzegł, a wszędzie zaczęły latać filiżanki, talerzyki, sztućce, smakołyki i rzeczy, które były na tyle lekkie, żeby można było nimi rzucać. W tym harmidrze nie brakowało deszczu gorącej herbaty oraz lawiny serwetek, z której wygrzebała się urocza dziewczyna w wielkim cylindrze, a była to Panna Szalony Kapelusznik, bliżej nam znana jako [Imię].

— Marcowy Zającu, proszę podaj mi filiżankę herbaty — kobieta powiedziała do puchatej istoty w kubraku, której ruchy były tak energiczne, że wydawało się, że odleci w kosmos.

— Już się robi szefowo! Hihi — Prosto w jej stronę poleciała filiżanka, z której herbata w połowie drogi wyleciała z środka. Porcelana byłaby pusta, gdyby nie szybki refleks dziewczyny, która w mgnieniu oka złapała spadającą ciecz.

— Dziękuję ci bardzo, przyjacielu! — Wyszczerzyła się do niego najszerszym uśmiechem, jaki potrafiła stworzyć. Później odwróciła się w stronę Atsushiego. — Nasz kochany Alicjo, masz może ochotę na pralinki w czekoladzie... albo jagodziankę? Lub słony karmel... Lukrecję? Ciągutki? Chmurkę z malinami? — [Imię] zaczęła wymieniać — O! Już wiem! Placek z kruszonką! Może miałbyś ochotę? — powiedziała, przybliżając swoją twarz do jego, które jedynie dzieliło rondo kapelusza dziewczyny.

— Placek z kruszonką wcale nie brzmi źle, ara — zastanowił się Atsushi.

— Wyśmienicie! A więc placek! — Dziewczyna rozpromieniona odsunęła się od fioletowego olbrzyma i zaklaskała w ręce. — Kochani! Alicja zażyczyła sobie placka... i to z kruszonką!

— Placek? — Obrócił się do pary Kot z Cheshire.

— I to z kruszonką! — wykrzyczał Marcowy Zając, podskakując ponad stół.

— To kogo dziś rokruszymy? — zapytał Suseł, biała mysz, wyciągając swoją szpadę.

— Oczywiście ktoś musi dostać rolę kruszonki. Bez tego podwieczorek się nie obejdzie — Uśmiechnęła się do zwierząt Pani Kapelusznik.

— Ara? Kruszonka to osoba? — zapytał się Atsushi, przekrzywiając lekko głowę.

— Tak, kochanie! Mam pomysł, jak wybierzemy naszą kruszonkę! — zaćwierkotała [kolor]włosa dziewczyna. — Zagramy w kamień papier nożyce! Kto wyciągnie co innego niż kamień zostaje kruszonką!

Wszyscy stanęli w kółeczku, po czym wyciągnęli przed siebie ręce i łapy. Policzyli do trzech i kruszonka została wskazana.

— Z przykrością stwierdzam, Alicjo, że przegrałeś. Musimy jednak zaakceptować prawo kamień papier nożyce i zostajesz mianowany kruszonką — stwierdziła kobieta.

— Ara? Przecież wyciągnąłem kamień — oburzył się Murasakibara.

— Skarbie, wyciągnąłeś pięść, nie kamień. My wyciągnęliśmy kamienie — Cała czwórka pokazała małe skałki, które mieli w dłoniach i łapach.

— Skoro już mamy kruszonkę, to zaczynamy! — Suseł wykrzyknął swoim piskliwym głosem, wyciągnął szpadę w rozmiarze wykałaczki i skoczył na wysokiego chłopaka. Atsushi zasłonił się rękami, choć wielkość broni myszy była znikoma, to zostawiała dość głębokie wcięcia na skórze fioletowo-włosego.

Murasakibara zdołał złapać białego gryzonia, jednak w tym samym czasie z tyłu za nim wyskoczył Marcowy Zając. Jego szalony wzrok błądził po chłopaku, wyciągnął za siebie młotek do bicia kotletów i zamachnął się na Atsushiego.

— Niestety nie mam młotka do kruszonki, więc pozostanie do mielonki! — Metalowa strona narzędzia trafiła w głowę Murasakibary. Chłopak upadł oszołomiony, za nim mógł sprawdzić co się stało z jego głową, kolejny atak padł z strony futrzanych oprawców. Tym razem poczuł jak po czole zaczęła lecieć mu strumieniem krew, wzięło go na odruchy wymiotne, a świat wydał się rozmazany.

Mysz, która była uwięziona w dłoniach chłopaka, wyhaczyła okazję słabości człowieka i wyswobodziła się z jego solidnych palców. Skoczyła na twarz Atsushiego, wbijając swoją szpadę w policzek chłopaka. Koszykarz zaskoczony otworzył usta, Suseł skorzystał z tego i chwycił w swoje drobne łapki język Murasakibary, i wyrysował na nim wielkie „S”. Atsushi krzyknął z bólu.

Nad tym wszystkim stała [Imię], która patrzyła się pustym wzrokiem na Alicję. Może Atsushi był ważnym gościem Krainy Czarów, ale prawo kamień papier nożyce było ponad wszelką gościnnością. To była złota zasada. Pani Kapelusznik ściągnęła z głowy swój cylinder, popatrzyła się w oczy Murasakibary, które błagały, żeby ból się skończył i nie mówiąc nic odeszła w drugą stronę.

Murasakibara oblany potem wybudził się z okropnego koszmaru. Drżącą ręką złapał się za czoło i odgarnął przyklejone kosmyki z twarzy.

— Mogłem się słuchać, gdy [Imię]-chin mówiła, żeby nie jeść na noc — powiedział do siebie Atsushi, po czym wstał z łóżka i chwiejnym krokiem skierował się w stronę kuchni. — Ale nie powiedziała nic o jedzeniu w nocy, ara.

Seijūrō Akashi

Na początku było spokojnie. Akashi zadowolony trzymał cię za rękę, gdy ty na łóżku szpitalnym czekałaś aż nadejdzie czas wyjścia na świat waszego pierworodnego. Uśmiechnełaś się lekko do swojego ukochanego i ścisnęłaś mocniej jego dłoń. Gest ten miał dodać otuchy, ale nie wiedziałaś komu się bardziej przyda – tobie czy Seijūrō?

Przyszedł lekarz prowadzący, ubrany cały na biało, w rękawiczkach i masce. Popatrzył się na was, a później na zegar nad twoim łóżkiem. Sprawdził jeszcze coś w twojej karcie informacyjnej i oznajmił:

— Poród się trochę spóźnia. Spróbujemy wywołać skurcze. Bądźcie cierpliwi, za niedługo przywitacie waszego dzidziusia. — Doktor wyszedł, zostawiając was samych na sali.

— Nie mogę się doczekać, kiedy wrócimy do domu — powiedział Seijūrō, w jego oczach tliła się miłość. Wiedziałaś, że będzie dobrym ojcem dla waszego dziecka.

— Ja też, Sei- — przerwałaś.

Jak grom z jasnego nieba, oblała cię fala bólu. Jednak to nie był skurcz macicy. Z środka twojego okrągłego brzucha wyszła piła motorowa, fontanna krwi trysnęła, zabarwiając wszystko wokół na szkarłatny kolor.

Twoje oczy stały się puste, a puls już nie wyczuwalny. Można było usłyszeć, jak głośny alarm wydobywał się z kardiomonitora. Akashi już wiedział, że cię stracił. Po policzkach zaczeły mu spływać łzy.

Z brzucha wyskoczyły dwa bliźniaki pokryte krwią o ostrych ząbkach niczym żyletki i oczach jak u gada. Jednak najdziwniejsze w nich było to, że w miejscu, gdzie powinny się znajdować ręce, były małe piły mechaniczne.

— Chcemy jeść! — zaskrzeczały potwory i rzuciły się na lekarza, który zaniepokojony hałasem przybiegł do sali. Wbiły mu się brzuch, wyjadając jego wnętrzności.

Akashi tylko patrzył na to obojętnym wzrokiem, było już mu wszystko jedno. Stracił swoją miłość, a spłodzone dzieci okazały się potworami.

Akashi otworzył oczy i ukazał mu się sufit z swojego pokoju, wpatrywał się w niego długo, czekając aż znowu zmoży go sen. Jednak słynny Morfeusz nie nadszedł zbyt szybko. Kiedy w końcu Seijūrō opadły powieki, w pokoju rozległ się głośny alarm budzika, żeby oznajmić, że już rano.

— Cholera.

[Drobne przypomnienie – autorka nie jest profesjonalnym lekarzem i także nie wie jak dokładnie przebiega poród. Nie sugerować się tym XD Choć i tak było dziwne.]

Kazunari Takao

Takao, ubrany jedynie w przepaskę na biodrach, rozpędził się po wielkiej gałęzi drzewa i w mgnieniu oka skoczył na jedną z lian, które zwisały z koron. Nie obawiał się, że spadnie. Dokładnie wiedział, że może zaufać swoim silnym ramionom.

Chłopak zaczął rozglądać się po gałęziach w poszukiwaniu swojej ukochanej. Kobieta była zajęta wyplataniem koszyka z liści, obrócona plecami do Kazunariego. Takao uśmiechnął się do siebie, widząc swoją miłość. Jej piękne lśniące włosy powiewały na lekkim wiaterku, jej delikatna skóra połyskiwała w świetle słońca. Sokoli wzrok Kazunariego wyhaczył również, jak skąpe materiały okalają jej ponętną figurę. Takao rozbujał się na lianie i skoczył na gałąź, na której przesiadywała, o mało nie doprowadzając ją do ataku serca.

— Dzień dobry, mój słodki ananasku — powiedział Kazunari, całując [kolor]włosą w policzek. [Imię] odpowiedziała mu krótko tym samym i wróciła do wyplatania. Przecież koszyki same się nie zrobią. — Może ci pomóc? — Promienny uśmiech zagościł na twarzy Takao.

— Myślę, że poradzę sobie sama. Poza tym dobrze wiesz, że masz do tego dwie lewe ręce. Może byś nam coś upolował na obiad? — zaproponowała kobieta. — Tylko uważaj, ostatnio myśliwi coraz częściej zapuszczają się na nasze tereny — zmartwiona dodała, patrząc na Kazunariego.

— Nie martw się, moja królowo! Jako król dżungli nic mi się nie stanie! — w całej dżungli można było usłyszeć jego rozpromieniony śmiech.

„Chyba, że cię pomylą z małpą” pomyślała zażenowana [Imię], myśląc o wygłupach swojego ukochanego.

— Wrócę zanim słońce zniknie za tym drzewem. Mam nadzieję, że będziesz rozpaczać z tęsknoty — Kazu wskazał na pień za dziewczyną i roześmiany pobiegł w przeciwną stronę. [Imię] tylko kręciła głową na zachowanie Takao.

Kiedy chłopak się dość daleko oddalił od dziewczyny i był już w połowie drogi, nagle usłyszał wystrzały. Zaczął nasłuchiwać. Jeszcze raz. Te same strzały. Drugi, trzeci. Dźwięki wychodziły skąd przyszedł. Takao otworzyły się szerzej oczy. Zaczął biec z myślą, żeby [Imię] nic nie było.

Dotarł na miejsce, ale po [Imię] ani widu, ani słychu, jedyne co mogło świadczyć o jej obecności były w połowie wyplecione koszyki z liści. Takao zestresowany po raz kolejny rozglądnął się na wszystkie strony, ale jego królowej nadal nie było widać, nawet na ziemi.

Kazunari skakał z gałęzi na gałąź, z liany na lianę, biegł ile mógł, ale kobiety nie widział. Kolejne strzały. Tym razem pięć.

— [Imię]! — krzyknął zrozpaczony Takao. — [Imię]!

Nawoływanie dziewczyny nie miało końca. Zero odzewu, jedynie co słyszał to odgłos strzelby, który z każdym strzałem stawał się nie do zniesienia. Szukał jej bez końca.

— [Imię]... [Imię]... — mamrotał przez sen Kazunari. — [Imię], gdzie jesteś?


Tatsuya Himuro

— Kapitanie! Wyłowiliśmy maszkarę! — krzyknęła jedna osoba z załogi statku Czarnej Muszli. Reszta pobratymców wyciągała sieć na pokład, w której miotał się oślizgły potwór morski, skrzecząc nieustannie.

Kapitan o pięknych kruczych włosach podszedł do szkarady. Długie macki kreatury wiły się pod ciężarem siatki, całej formy potwora nie można było zobaczyć, ale z wyglądu przypominał wielką ośmiornicę.

— Skąd? — zapytała głowa statku.

— Leżała na jednych z skał — odpowiedział ten sam głos majtka co przedtem.

Himuro uśmiechnął się, przy tym uwydatniając bardziej swój pieprzyk na policzku.

— Hm... Więc co my tu mamy? — chłopak spytał sam siebie. — Kraken? Choć trochę mały jak na niego.

— Wrzuć mnie do oceanu, a pokażę ci moją potęgę — przemówił nieznany głos, mimo bulgoczącego tonu, można było w nim rozpoznać odgłos kobiety. Kreatura zaczęła się wyłaniać spod sieci, pokazując swoją pełna sylwetkę. Była to kobieta o [kolor] włosach i [kolor] oczach jak najpiękniejsze kamienie szlachetne. Od połowy pasa w dół miała cztery pary [kolor] macek, a jej klatkę piersiową zasłaniały jedynie długie wodorosty.

— Nie sądzisz chyba, że cię wypuszczę? Jeśli naprawdę jesteś krakenem, możesz zniszczyć mój statek — powiedział kapitan Tatsuya.

— Słusznie z twojej strony, żeby nie ufać potworowi morskiemu — kobieta uśmiechnęła się, pokazując swoje ostre zęby jak u rekina. — Ale długo nie będziesz mógł trzymać królowej mórz i oceanów z daleka od wody. Wtedy naprawdę może się coś przykrego zdarzyć.

Niespodziewanie niebo zaszło ciemnymi chmurami, błyskawice zaczęły się sypać jak grad, a woda została wzburzona. Ogromne fale zaczęły rzucać statkiem, woda morska zalewała pokład. Gdzie się nie odwróciłeś, to do ust, oczu, uszu i nosa wlewała ci się słona woda.

— Chwytać za ster! Wszyscy do lin! Łapać maszt! — można było słyszeć, jak Himuro krzyczy do załogi. — Coś ty zrobiła, przebrzydła kreaturo? — wściekły Tatsuya zwrócił się do kobiety, która podle się do niego uśmiechnęła.

— Ocean tęskni za swoją panią — nagle kraken zaczęła rosnąć, była tak wielka, że sieć była dla niej jak mała szmatka. Z wrostem przybyło też jej wagi, która złamała statek na pół. Cała kąpannia wylądowała w wodzie wraz z wszystkimi zapasami. Himuro przyglądał się z odległości jak jego statek tonie, a kobieta kraken śmieje się w niebo głosy.

— Nie zatapiaj... — mamrotał Tatsuya przez sen, gdy [Imię] po cichu wkładała mu rękę do miski z wodą. Dziewczyna miała nadzieję, że żart się powiedzie.

Yukio Kasamatsu

Yukio czuł, jakby się obudził. Popatrzył w sufit, a tam ukazała się rozpromieniona twarz [Imię], która słodkim głosem powiedziała:

— Ooo, mały Yuki się obudził! Wyspałeś się, moje słoneczko? — dziewczyna wyciągnęła ręce w stronę Kasamatsu, przytrzymując mu główkę, tak żeby mogła go podnieść.

Dopiero teraz Yukio się skapnął, że ma ograniczoną możliwość ruchów, a łóżko, na którym spał, to nie było łóżko, to był kojec. Do tego jego dziewczyna była wielka! Chciał coś powiedzieć, ale z jego ust wydobyły się niewyraźne dźwięki, jak gaworzenie małego dziecka. Zestresowany zaczął wydawać więcej dźwięków, które stawały się bardziej histeryczne. Jego histeria zamieniła się w płacz.

— Co się stało, Yuki? Może chcesz się pobawić? — szeroki uśmiech [Imię] od razu spowodował, że Kasamatsu przestał płakać, ale nie z powodu, że dziewczyna go uspokoiła, tylko spowodowała jeszcze większą nawałnicę strachu. Na ciele chłopaka powstały ciary, ta [Imię] wydawała mu się bardzo przerażająca, sztuczny wyszczerz nie schodził jej z ust.

Jak sparaliżowany patrzył na nią wielkimi oczami, gdy dziewczyna położyła go na ziemi wśród klocków i misiów z wielkimi gałami, które wyglądały, jakby obserwowały każdy ruch chłopaka. Kasamatsu zaczął układać wierzę z klocków, które wydawały mu się najbardziej normalne spośród zabawek. Mimo że [Imię] zostawiła go samego do zabawy, to czuł jak jej wzrok bez emocji wwierca mu się w tył głowy, nie dając mu spokoju.

„Ta [Imię] jest straszna” pomyślał Yukio.

I tak dzień w dzień.

Z minuty na minutę.

Oraz z sekundy na sekundę.

Czuł jej wwiercący wzrok.

Natomiast ciało Yukio wierciło się w łóżku, rozkopują kołdrę. Cały był oblany zimnym potem, a oddech przyspieszony.

[Moi kochani czytelnicy, tak sobie myślę i ja chyba pogorszyłam się w polskim. XD Dobrze, że autokorekta istnieje, to tutaj by były błędy ortograficzne jak i gramatyczne (choć możliwe, że są), a o przecinkach to nie wspomnę. Jak kiedyś w tym byłam lepsza (może nie, może mi się tak tylko zdawało), to teraz nie mogę powiedzieć, gdzie przecinek wstawić. Mogliście też zauważyć, że mój styl pisania mógł się lekko zmienić, dlatego że eksperymentuje. Powiedzcie czy lepiej, bo sama nie wiem. XD Mam zamiar napisać własnego autorstwa książkę i pisanie jej zajmuje mi 3 dni na jedną stronę A4, więc bardzo opornie mi idzie. XD Do tego doszło nałogowanie openingów i endingów z "Vinland Sagi". Bardzo polecam anime. <3]

[Wracając do chłopaków, to stwierdzam, że mam zadatki psychopatyczne (uwierzcie mogło być o wiele gorzej XD) i jeden z scenariuszy jest oparty na moim śnie. Ciekawe czy zgadnięcie, o którego chłopaka mi chodzi.]

[Dziękuję tym, którzy wytrwali do końca, bo wiem, że długi rozdział.]

[See ya!]

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro