[1.1] Pierwsze spotkanie
Dzień dobry! Z tej strony autorka tych absurdalnych scenariuszy – Agusia! Cieszę się, że tutaj zajrzeliście. Zawsze miło widzieć innych masochistów (/≧▽≦)/
Dla części z Was to pierwsze zetknięcie z moimi scenariuszami z Danganronpy, ale proszę się nie martwić. Nie będzie tak źle, jak myślicie. Będzie gorzej :)
Na początek zaczniemy standardowo, czyli od pierwszego spotkania. Postanowiłam sobie ten scenariusz rozbić na kilka części, bo scen z pierwszym spotkaniem mam bardzo dużo (chyba dla każdej z postaci, o ile pamięć mnie nie myli), także wyjątkowo nikt nie zostanie pokrzywdzony~♥
»Makoto Naegi«
Niezmiernie znudzona [Imię] bawiła się telefonem, tylko połowicznie przysłuchując się dyskusji swoich znajomych. Zaplanowanie wspólnego wyjścia było wystarczająco trudne dla ich dziesięcioosobowej paczki, gdyż każdy miał inne preferencje względem czasu i miejsca spotkania. W końcu jednak udało im ustalić te dwa najważniejsze szczegóły, ale cała reszta...
Cóż, organizacja nie była ich najmocniejszą stroną i przygotowanie planu spotkania spełzło całkowicie na boczny tor, jako że zabrakło im przekąsek. Sprzeczka o to, kto powinien pójść po zaopatrzenie kompletnie [Imię] nie interesowała. Ochota na rozmowę również jej minęła, dlatego czekała, aż kłótnia osiągnie punkt kulminacyjny, aby móc wcześniej wrócić do domu.
– Ja nigdzie nie idę. Te dłonie nie są przeznaczone do noszenia ciężkich siatek.
– Mnie po treningu też nie chce się nigdzie iść.
– Oi*, ludzie, przecież to nic wielkiego!
– To dlaczego sam nie pójdziesz?
– Bo mam nadwyrężoną kostkę, jakbyś nie zauważył!
[Imię] westchnęła ciężko.
– Może zagrajmy w kamień, papier i nożyce – zaproponowała bez większego zainteresowania ich reakcją. Podejrzewała, że wylosowana osoba nie będzie zadowolona z takiego rozwiązania, aczkolwiek mało ją to obchodziło. Równie dobrze mogłoby paść na nią i przyjęłaby to z obojętnością.
– Świetny pomysł, [Imię]-chan*! Niech los o wszystkim zadecyduje! – obwieścił Hiroshi, który jako sąsiad od siedmiu boleści i przyjaciel z dzieciństwa [Imię], wciągnął ją w tę nieznośną zabawę. A potem nagle znieruchomiał, najwidoczniej kogoś wypatrując. – Oi, Makoto! Chodź się przyłączyć! – zawołał, machając ręką do kogoś po drugiej stronie parku.
[Imię] schowała telefon i spojrzałam w tę samą stronę, co pozostali, dostrzegając zbliżającego się do ich grupy niewysokiego chłopaka ze śmieszną antenką na czubku głowy, dodającą mu co najmniej paru centymetrów wzrostu. Uśmiechnęła się mimowolnie i szturchnęła Hiroshiego łokciem.
– Kto to?
– Nie pamiętasz? To Naegi Makoto. Mieszkał kiedyś w naszej dzielnicy. – Hiroshi popukał palcem w czoło [Imię], jak gdyby to miało jej przypomnieć, co działo się w dzieciństwie. Kiedy niedelikatnie odsunęła jego dłoń, zwrócił się z nowymi pokładami energii do Makoto. – Chcesz do nas dołączyć, Naegi-kun*?
– A... co tak właściwie robicie? – Rozejrzał się wokoło speszony, jakby obawiał się nieczystych intencji po tak licznym zbiorowisku.
[Imię] doskonale rozumiała jego obawy, kilku jej kolegów rzeczywiście wyglądało na delikwentów, toteż uśmiechnęła się serdecznie, kiedy jego wzrok na niej spoczął.
W tym czasie Hiroshi zaczął objaśniać naturę dręczącego ich problemu, czemu towarzyszyły skwapliwe potakiwania Makoto. [Imię] przysłuchiwała się temu z uwagą, korzystając z okazji, żeby móc przyjrzeć się nowo poznanemu chłopakowi. Chciała ocenić, czy warto było mu współczuć; Hiroshi niewątpliwie zamierzał wkręcić go w zakupy.
Po kilku minutach wszystko zostało ustalone i nie pozostało im nic innego, jak zdać się na kaprys losu. [Imię] schowała zaciśniętą dłoń za plecami, odliczając głośno razem z pozostałymi:
– Raz... Dwa... Trzy!
Każdy wyciągnął przed siebie dłoń zaciśniętą w pięść – kamień. Każdy z wyjątkiem Makoto, który jako jedyny wybrał nożyczki.
– O kurczę, przykro mi, Makoto, ale wychodzi na ciebie... – odparł Hiroshi, masując dłonią kark.
– No trudno. Najwyraźniej miałem pecha – rzucił Makoto, po czym bez większego entuzjazmu ruszył w kierunku osiedlowego supermarketu po wysłuchaniu zamówień pozostałych członków grupy.
Nikt nie próbował go zatrzymać.
Prawie nikt.
– Zaczekaj, pójdę z tobą! – zawołała [Imię] i nim zdążyła zastanowić się nad swoimi poczynaniami, dogoniła Makoto.
– Wielkie dzięki, ale nie musisz – odparł z zakłopotaniem.
[Imię] nie miała pewności, czy speszył się, bo nie znał jej dobrze, czy dlatego, że była dziewczyną i jako przedstawicielka przeciwnej płci wywoływała w nim naturalny dyskomfort.
– To nic wielkiego – zapewniła z szerokim uśmiechem. – Ach, zapomniałam, że się nie przedstawiłam. Nazywam się [Nazwisko] [Imię]*.
– Miło cię poznać, [Nazwisko]-san*.
– Ciebie również, Naegi-kun.
Po tych formalnościach zaległa między nimi niezręczna cisza. [Imię] zaczęła się denerwować. Zagadnięcie do nowo poznanego chłopaka nie było czymś, co robiła w każdy wolny weekend. Właściwie to miała małe problemy na tle społecznym i musiała ciężko pracować, żeby nawiązywać nowe kontakty oraz utrzymywać te zacieśnione. Szczególny kłopot sprawiał jej small talk*.
– Miałeś niezłego pecha, co nie? – Zapragnęła dać sobie w twarz, gdy tylko te absurdalne słowa wyszły z jej ust.
– Zazwyczaj mam więcej szczęścia – zaśmiał się Makoto, wciąż wyraźnie zakłopotany.
[Imię] pokiwała głową na znak zrozumienia. Niemniej czuła na policzkach palące rumieńce wstydu. Desperacko próbowała nawiązać do czegoś jeszcze, aby podtrzymać rozmowę.
– Skąd wracałeś, zanim do nas dołączyłeś?
– Ze szkoły.
– Och? Tak późno? – sapnęła zdziwiona. Znała kilka osób, które czasem trzeba było wręcz siłą wyciągać ze szkoły, ale Makoto nie wyglądał jej na kogoś takiego.
– Postanowiłem dzisiaj zrobić coś innego niż zazwyczaj i wybrałem dłuższą drogę do domu – wyjaśnił, niezrażony jej zmieszaniem.
Dziewczyna nie widziała w jego postępowaniu sensu, ale zachowała uwagę o tym dla siebie. Wzruszyła jedynie ramionami, nie kontynuując tego tematu. Uznała, że jak na jeden dzień dosyć wstydu się najadła.
Ku wielkiej uldze [Imię], po kilku minutach wreszcie dotarli do sklepu. Kupili najróżniejsze przekąski oraz słodzone napoje gazowane, dzieląc się kosztami po równo, mimo że Makoto zaoferował pokrycie wszystkich wydatków.
Niosąc w obu rękach siatki z zakupami [Imię] zapomniała o rozmowie i w pełni skupiła się na swoich cierpiących katusze rękach, które definitywnie nie były przyzwyczajone do takiego ciężaru.
Gdy tylko znaleźli się niedaleko parku, [Imię] przystanęła na moment i położyła reklamówki na pobliskiej ławce. Westchnęła ciężko, poruszając powoli zesztywniałymi i czerwonymi palcami.
– Nie śpiesz się, [Nazwisko]-san. Możemy chwilę odpocząć – oznajmił Makoto, odkładając obok niesione torby.
– Nie. Nie chodzi o to, że śpieszę się do pozostałych, po prostu... – Schowała za ucho kilka upierdliwych [kolor] kosmyków, które w trakcie wędrówki opadły jej na twarz. – Zaraz zacznie się muzyczne show z Sayaką Maizono i bardzo chciałabym je zobaczyć, dlatego...
– Też chcesz to zobaczyć?! – wtrącił Makoto.
Zaskoczona tym nagłym wybuchem emocji, [Imię] odwróciła głowę w jego stronę i spojrzała na niego wielkimi jak spodki [kolor] oczami.
– No... tak. Ty też?
– Uhm! Bardzo chcę zobaczyć jej występ! Tylko... co zrobimy z tym? – Wskazał na siatki z zakupami.
– Bez obaw. Wyślę Hiroshiemu wiadomość, żeby po to z kimś przyszedł. W końcu mieliśmy tylko pójść do sklepu kupić prowiant, o niczym więcej nie było mowy. – [Imię] z szerokim uśmiechem wyjęła telefon z kieszeni i napisała prędko e-maila do Hiroshiego. – Załatwione!
Uradowana wskazała na swój telefon, pokazując, że Hiroshi dostał i odczytał wiadomość. Jej radość jednak nie potrwała długo, zmroziło ją przerażenie, gdy zobaczyła godzinę na wyświetlaczu. Sapnęła głośno, po czym złapała Makoto za ramię.
– Chodźmy, bo nie zdążymy!
Makoto nieco zmieszała nagła zmiana zachowania [Imię], niemniej posłusznie poszedł za nią. Zależało mu na obejrzeniu muzycznego show równie mocno, co jego nowej znajomej, dlatego porzucił myślenie o zakupach i w pełni skupił się na ich wspólnym celu.
Wkrótce jednak przyszło im się rozstać, jako że musieli na skrzyżowaniu skręcić w przeciwne sobie strony. Niemalże tuptając w miejscu [Imię] zaproponowała wymianę adresów e-mail, aby po skończonym występie, mogli podzielić się nawzajem swoimi wrażeniami.
__________________
*Oi (jap. おい) – w japońskiej kulturze jest to bardzo nieformalny sposób na przyciągnięcie czyjejś uwagi i może oznaczać hej, popatrz, spójrz itp.
*Chan – japoński pieszczotliwy przyrostek, stosowany wobec dzieci i kobiet, najczęściej w rodzinie, jednak można go użyć także jako zwrotu do przyjaciół, ukochanych lub pupili.
*Kun – japoński przyrostek kierowany głównie do mężczyzn. Stosowany przez osobę starszą wobec młodszej wyraża hierarchiczny porządek stosunków społecznych, natomiast w przypadku osób w tym samym wieku jest oznaką bliskości i zażyłości.
*Imiona i nazwiska są podawane w kolejności japońskiej (najpierw nazwisko, potem imię).
*San – japoński przyrostek, który jest odpowiednikiem polskiego pan/pani i stosowany jest wobec osób starszych, obcych czy nowo poznanych – nawet w przypadku szkolnych znajomych.
*Small talk (ang.) – luźna rozmowa na bezpieczne tematy z osobami, które nie zawsze dobrze znamy.
»Hajime Hinata«
[Imię] wyszła dumnym krokiem z Akademii Szczytu Nadziei, ściskając w dłoniach dokument, który ceniła równie mocno, co własne życie. Czytała decyzję raz po raz, ale wciąż nie mogła uwierzyć, że naprawdę spełniło się jej największe marzenie. Tylko garstce uczniów z kursu rezerwowego udawało się przenieść na kurs główny, przez co większość szybko się zniechęcała i ostatecznie przenosiła do zwykłych szkół, aby nie mieć łatki tych, co próbowali się wkupić do Akademii Szczytu Nadziei.
Dlatego [Imię] nie potrafiła okiełznać radości i po prawdzie nawet nie chciała tego robić. Wręcz przeciwnie, najchętniej wykrzyczałaby całemu światu, że [Nazwisko] [Imię] dostała się na kurs główny i teraz należy do superlicealistów!
Nim się obejrzała, a jej dumny chód zamienił się w radosne podskakiwanie. Zastanawiała się, jak przedstawi tę wspaniałą nowinę swojej rodzinie. Istniało przecież tyle możliwości! Ale w głębi serca wiedziała, że nie zdoła wysilić się na żadną aktorską scenę i najpewniej od razu po przekroczeniu progu swego domostwa opowie o wszystkim rodzicom.
Raz jeszcze spojrzała na tę z pozoru zwykłą kartkę i uśmiechnęła się od ucha do ucha. Była tak zaabsorbowana własnymi myślami, że kompletnie zapomniała o całym bożym świecie. W tym o naturalnie występujących przeszkodach na drodze takich jak chociażby kamień wielkości arbuza, o który [Imię] nagle się potknęła.
Zaraz zasyczała z bólu. Na dłoniach oraz kolanach poczuła nieprzyjemne pieczenie po zaryciu nimi o bruk. Jakby tego było mało, uderzyła się także w nos, ale na szczęście nie poleciała z niego krew.
Mimo wszystko [Imię] odetchnęła z ulgą. Tuż obok była fontanna, od której dzielił ją zaledwie metr. Publiczną zimną kąpiel jeszcze zdołałaby przeżyć, ale gdyby ucierpiał dokument z akademii, popadłaby w ogromną rozpacz!
Wtedy uzmysłowiła sobie, że niczego w rękach nie trzymała. Serce podeszło jej do gardła, by za moment zjechać do żołądka. Z szeroko otwartymi oczami zaczęła rozglądać się za białą kartką. Już miała zerwać się z ziemi, gdy naraz spostrzegła kątem oka jakiś ruch. Spojrzała w tamtą stronę, dostrzegając ucznia o przeciętnej aparycji, który właśnie podnosił się z drewnianej ławki.
[Imię] zesztywniała, rozpoznając doskonale znany mundurek, który musieli nosić członkowie kursu rezerwowego. Dopiero po chwili dotarło do niej, że u stóp chłopaka leżał jej zagubiony dokument. Zanim zdążyła cokolwiek zrobić, ten podniósł kartkę i podszedł do niej.
– Etto*, wszystko w porządku? – zapytał i zaoferował jej pomoc przy wstaniu.
[Imię] ujęła jego rękę, choć z pewnym wahaniem.
– T-tak, nic mi nie jest. Dziękuję – odparła i nieco oniemiała przyjęła zwrócony jej dokument. Zaczęła zastanawiać się nad stosownym pożegnaniem, aby nie wypadło niezręcznie, gdy wtem usłyszała kolejne pytanie:
– Ty też uczęszczasz na kurs dla rezerwowych?
[Imię] uśmiechnęła się nieśmiało, jednocześnie unikając kontaktu wzrokowego. Jej fala radości cofnęła się do brzegu o nazwie rzeczywistość, kiedy uzmysłowiła sobie, iż wszyscy z kursu dla rezerwowych znienawidzą ją w chwili, w której dowiedzą się, że dostała się na kurs główny.
– Etto... He he... – zaśmiała się z zakłopotaniem. Nie potrafiła spojrzeć chłopakowi w twarz i powiedzieć wprost, że osiągnęła coś, czego on prawdopodobnie nigdy nie osiągnie. Była przez to tak zdenerwowana, że zaczęła tuptać nogami w miejscu, jakby rozgrzewając je przed biegiem. – Ja... Chodziłam... na ten kurs – wymruczała w końcu, ledwie słyszalnym głosem.
– Och... Przenieśli cię na kurs główny?
Krew odpłynęła jej z twarzy, kiedy powoli pokiwała głową.
– Tak, ale... Ech... – Wzięła głęboki, uspokajający wdech, gdyż odczuwane napięcie zaczęło mocno dawać się jej we znaki. – Sam rozumiesz, co to dla mnie oznacza, prawda?
– Uhm, to świetnie.
– Świetnie?
– Pewnie bardzo się cieszysz.
[Imię] podniosła na chłopaka wzrok, usta rozdziawione miała z szoku.
Czy dobrze widziała? Czy jej rozmówca naprawdę się uśmiechał? Niewiarygodne!
– Tak, cieszę się... I to jeszcze jak! To właśnie z tego powodu byłam tak zaabsorbowana, że aż się przewróciłam – wyznała ze śmiechem, pocierając dłonią kark. Poczuła się jednak nieco głupio, kiedy zobaczyła cienie smutku krążące po zielonych oczach chłopaka. – Wiesz... Gdyby nie ten upadek, nadal bym myślała, że to mi się śni. Uznać taką błahostkę...
– O jakiej błahostce mówisz?
– O moim talencie. Dołączę do akademii jako Superlicealna Optymistka. Śmieszne, prawda? Wcale nie uważam tego za talent, ale najwyraźniej komisja uznała, że skoro mają Superlicealnego Szczęściarza, Superlicealną Nadzieję i Superlicealną Buntowniczkę, to i mój talent się nada.
– Ach, a więc to ty jesteś [Nazwisko] [Imię].
[Imię] przechyliła pytająco głowę.
– Zgadza się, ale skąd to wiesz?
– S-słyszałem, jak w pokoju nauczycielskim o tobie rozmawiają – odpowiedział, a na jego policzkach pojawił się ledwie widoczny rumieniec.
– Hm... A więc wychodzi na to, że całkiem sporo już o mnie wiesz, podczas gdy ja nawet nie znam twojego imienia – rzuciła [Imię] na wpół oskarżycielskim, na wpół żartobliwym tonem.
Zastanawiała się, czy gdzieś wcześniej nie widziała tego chłopaka, ale niestety – nie potrafiła skojarzyć jego twarzy.
– A-ach, racja! Wybacz. Nazywam się Hajime Hinata.
– Dobrze wiedzieć. – [Imię] uśmiechnęła się szeroko, po czym spojrzała na zmieniające kolor niebo. – Oya*! Robi się późno. Powinnam już dawno być w połowie drogi do domu.
[Imię] pospiesznie poprawiła mundurek po niedawnym spotkaniu z gruntem i schowała dokument do torby, aby bezpiecznie odbył czekającą ich podróż. Kiedy ze wszystkim się już uwinęła, poklepała Hajime po ramieniu.
– Miło było cię poznać, Hajime-kun. Mam nadzieję, że pewnego dnia spotkamy się na kursie głównym.
__________________
*Etto (jap. えっと) – używane na początku zdania. Można je uznać za coś w rodzaju cóż w języku polskim.
*Oya (jap. おや) – używane na początku zdania. Można je uznać za coś w rodzaju och lub o rany w języku polskim.
»Shūichi Saihara«
[Imię] wyciągnęła do góry ręce, rozciągając się niczym kot, co było dosyć dobrym porównaniem, zważywszy na to, iż nawet wydała dźwięk podobny do mruczenia. Powoli zamrugała, gdy przez okno wpadły ostre promienie słońca. Nie miała ochoty się nigdzie ruszać, ale wiedziała, że nie powinna testować swojego szczęścia dłużej niż to konieczne. Gdyby znowu została przyłapana na spaniu w szkolnej bibliotece, otrzymałaby niemałą karę.
Oczywiście miała bardzo dobre wytłumaczenie na swoje nieodpowiednie zachowanie. W końcu event w grze był naprawdę ważnym powodem zarwania nocki, takie wydarzenia trwały tylko przez jakiś czas! Tylko nie każdy dorosły to rozumiał...
Sprawa jednak samoistnie się rozwiązała w momencie, w którym [Imię] przestała spać, więc nie miała się już czym martwić. Nawet jeśli ktoś zauważyłby jej zaspany wyraz twarzy, nie miałby żadnych obciążających ją dowodów. Wszakże mogła być zwyczajnie zmęczona intensywną nauką, czyż nie?
Jednakże dla przezorności postanowiła opuścić bibliotekę. Do zapadnięcia zmroku pozostało jeszcze sporo czasu, toteż mogła w drodze do domu zahaczyć o sklep z grami.
Złapała za ramiączko torby, na której przed chwilą smacznie spała i zebrała się do wyjścia, gdy nagle zauważyła ucznia z przeciwległej klasy – Shūichiego Saiharę. Naręcze niesionych książek ewidentnie ograniczało mu widoczność, jako że stawiał bardzo niepewnie kroki. Chociaż śmieszny był to widok, [Imię] postanowiła mu pomóc.
– Chyba lubisz czytać książki, co? – rzuciła zaczepnie.
Shūichi, zaskoczony niespodziewanym towarzystwem – i to jeszcze tak bliskim, że czuł oddech [Imię] na policzku – wzdrygnął się, przez co stos niesionych tomów zachwiał się niebezpiecznie. Na szczęście dziewczyna w porę wyciągnęła przed siebie ręce, pomagając mu powstrzymać książki przed ucieczką.
– Dziękuję... [Nazwisko]-san, prawda?
– Zgadłeś!
Chichot [Imię] urwał się w momencie, w którym zdała sobie sprawę, że wciąż nakrywała swoimi dłońmi ręce Shūichiego. Ten również musiał zdać sobie z tego sprawę, jako że jeszcze chwilę temu blade policzki zrobiły się nagle czerwone. Widząc jego reakcje, [Imię] zrobiła krok w tył i szybko zdjęła ze stosu kilka książek.
– N-nie musisz, [Nazwisko]-san...
– Bez obaw, Saihara-kun! Idziemy w tym samym kierunku, więc mogę ci pomóc. Nie musisz mieć z tego powodu niepotrzebnych wyrzutów sumienia – zapewniła, uśmiechając się przekonująco.
W końcu zakłopotany Shūichi przyjął jej pomoc.
– Może wezmę jeszcze jedną książkę, co?
– Nie, w porządku. Już wystarczająco się dla mnie zrobiłaś.
– Przecież to nic wielkiego. Poza tym nie robiłam niczego ważnego.
Shūichi rzucił jej badawcze spojrzenie znad stosu niesionych książek, które naraz z zaciekawionego zamieniło się w karcące.
– Gdyby Hiromi-sensei* złapała cię na spaniu...
– Pff, wcale nie spałam! – zaoponowała [Imię]. – Jestem tylko zmęczona po dzisiejszych zajęciach.
– W prawym kąciku ust masz trochę zaschniętej śliny. Policzek po tej samej stronie jest lekko zaróżowiony. Białka są nieznacznie przekrwione, a pod powiekami widnieją ciemne plamy. Poza tym robisz przerwy przed każdym zdaniem, jakbyś musiała zebrać myśli, zanim je na głos sformułujesz. Najprawdopodobniej nie spałaś zbyt wiele zeszłej nocy, o ile w ogóle, i dlatego czas na zajęcia klubowe poświęciłaś na odsypianie w bibliotece – orzekł Shūichi. Jego wnioski były proste i oczywiste, a jednak wprawiły [Imię] w takie zdumienie, że dopiero do dłuższej chwili się ocknęła.
– To było niesamowite! Zwróciłeś uwagę na takie małe szczegóły!
– Nie nazwałbym ich małymi...
– Teraz rozumiem, po co ci tyle książek. Musisz nimi karmić swój mądry mózg. – Shūichi wydawał się zdumiony jej słowami, mimo to [Imię] beztrosko mówiła dalej: – Chciałabym się z tobą przyjaźnić. Czuję, że zestawienie naszych osobowości byłoby zabawne!
Shūichi nic nie odpowiedział. Był tak zmieszany, że po prostu dał [Imię] ciągle mówić. Na szczęście z tej niecodziennej sytuacji uratowało go pojawienie się Hiromi-sensei, na której widok [Imię] od razu czmychnęła.
– Doprawdy nie wyrabiam z tą dziewczyną. Na pewno znowu spała gdzieś w kącie – parsknęła Hiromi-sensei, skanując kody książek z wrogością, która bez wątpienia nie była ku nim skierowana, a ku nieodpowiedzialnej uczennicy. – Widziałeś, jak spała, Shūichi-kun?
– Nie.
– A zauważyłeś, żeby wyglądała na nieprzytomną?
Shūichi na moment się zawahał.
– Nie. Była bardzo energiczna, kiedy pomagała mi przenieść książki.
– Hm, może wreszcie coś z moich pouczeń do niej dotarło – wybąkała bibliotekarka ze słabo skrywanym rozczarowaniem.
__________________
*Sensei – japoński przyrostek, który kieruje się bezpośrednio do nauczyciela, prawnika, lekarza itp., jako wyraz szacunku do doświadczenia i wiedzy danej osoby.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro