Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

5. Oh, Sorry, It's Just My Pregnant's Humors

*Harry's POV

Obudziło mnie ciche skomlenie kota, przy moim uchu. Knykciami przetarłem zamglone oczy, aby po chwili odzyskać fokus. Czując pieczenie w gardle, zepchnąłem kota na bok i szybko pognałem do najbliższej łazienki. Zanim się obejrzałem mój oddech próbował się unormować, a po podbródku wciąż skapywały pozostałości wymiocin. Liam uparł się, aby ze mną zamieszkać, ze względu na to, że kiedyś mógłbym się zakrztusić własnymi wymiocinami. Tego mi jeszcze było trzeba. Osoby, która niezręcznie odsuwa moje włosy i stoi nade mną ze szklanką wody. Kolejny powód do upokorzenia.

Wytarłem twarz ręcznikiem i potykając się o własne nogi zszedłem na dół. Wielki salon jak zwykle świecił pustkami, co znów powodowało kolejny napływ wspomnień, gdzie w głównej mierze wciąż pozostawały resztki Nick'a. Odetchnąłem z ulgą, kiedy zauważyłem, że lodówka jeszcze nie świeci pustkami. Wziąłem do ręki karton mleka i jakieś tanie kolorowe chrupki, a następnie przyrządziłem sobie jedno z najpopularniejszych śniadań.

*Louis' POV

Opadłem zmęczony na kanapę, a dolna część mojej kraciastej piżamy zsunęła się na dół.

- Zayn, my naprawdę potrzebujemy tych pieniędzy – po raz kolejny próbowałem namówić przyjaciela do tego, że pomysł Harrego wcale nie jest zły. On miałby fałszywego narzeczonego, a ja wraz z Zayn'em za pieniądze Hazzy pojechałbym chuj wie, gdzie, aby najdalej od tego wszystkiego.

Mulat oparł twarz o wewnętrzną część dłoni i załkał sztucznie.

- Nie chcę żeby coś Ci się stało. Zgodziłem się na Twoją pracę, co też było błędem. Nie chcę,żeby ten gościu, jeszcze bardziej Cię skrzywdził.

Jego słowa były jak wyjęte z jakiegoś motywującego filmu. Po raz kolejny czułem potrzebę przytulenia go, choć ostatnim razem jego dziewczyna ostro się na mnie za to pogniewała. Hej, to że jestem gejem, nie oznacza, że będę z każdym kto posiada penisa. Nudne stereotypy.

- Harry jest naprawdę w porządku – zacząłem swoją rutynową śpiewkę, choć tak naprawdę nie wiedziałem do czego był zdolny – Poza tym on jest w ciąży. Raczej nic mi nie zrobi. I jest młodszy.

Zayn prychnął i uniósł zmęczone oczy ku górze. Jego praca także nie należy do przyjemnych, ale na pewno jest lepsza od mojej.

- Wiesz, widziałem dużo napalonych i ciężarnych zboczeńców. A to, że jest młodszy wcale go nie powstrzyma.

Lekko się zdenerwowałem, bo naprawdę nie chciałem po raz ęty słuchać wykładu Pana Zayn'a Wszechwiedzącego Malik'a.

W końcu Zayn uległ moim namowom, choć wcale nie poczułem się pewniej. Wręcz przeciwnie. Wolałbym nie być w tym sam.

Chłopak zaczął nakłaniać mnie, aby i on wziął w tym udział, niestety nadaremno. Co ja miałbym powiedzieć rodzicom Hazzy? Nawet nie mam pomysłu jak ja mam się przy nich zachowywać. Muszę to obgadać z Harrym. Mamy jeszcze trzy dni, tak?

*Harry's POV

Dochodziła szesnasta, a po Louis'ie nie było śladu. Miał przyjść, albo raczej mówił, że może przyjdzie. Czy to taka wielka różnica? ''Może'' to przecież prawie to samo co ''tak''. Tak, ale morze jest długie i bezkresne.

Oglądałem kolejny film Disney'a, a mroczki w moich oczach nie ułatwiały mi zachowania stanu przytomności. Z tego co pamiętam zakończyłem oglądanie na wędrówce pingwinów w ''Tupot małych stóp'', a następnie popadłem w błogi sen.

Obudziło mnie głośne walenie w drzwi frontowe. Analizując sytuację szybko wstałem z kanapy i pokierowałem się do przedsionkowego lustra. Przeczesałem długie loki, oraz przykleiłem na twarz piękny uśmiech. To musi podziałać. Ostatnio raz zerknąłem w lustro i udałem się przed drzwi. Kilka głębokich oddechów i zdecydowałem się otworzyć drzwi.

Nie myliłem się. Na niskich schodkach stał blady szatyn. Jego oczy chyba odżyły po wczorajszej nocy, co niezmiernie mnie cieszyło. Nie żeby robiło to na mnie przejęcie, po prostu wolałem nie widzieć go w trybie zombie. Uśmiechnąłem się trochę zbyt szeroko, bo niebieskooki popatrzył na mnie z zażenowaniem. Mój uśmiech zgasł, a on lustrował moją sylwetkę czekając, aż załapie o co chodzi.

- Wiesz, wiem, że mam być Twoim chłopakiem, ale mógłbyś się ubrać, co?

Jego słowa runęły na mnie jak zimna woda. Szybko zasłoniłem swoje krocze, choć miałem na sobie bokserki, więc całkowicie nagi nie byłem. Pobiegłem do sypialni wcześniej krzycząc coś w stylu ''rozgość się''.

Gdy w pełni werwy i gotowy do zrobienia maślanych oczu zszedłem na dół usłyszałem dźwięk czajnika. Wparowałem do kuchni, a szatyn przelewał gorącą wodę do dwóch kubków. Chyba naprawdę szybko się zadomawia. Chciałem coś powiedzieć, ale jego nie męski chichot mi w tym przeszkodził. Oboje zaśmialiśmy się dość sowicie, a następnie zajęliśmy miejsce w salonie, na dużej, włochatej kanapie. Czy miałem go upomnieć o czymś? Chyba coś błękitnego stanowczo odwróciło moją uwagę.

- Harry zgadzam się – upadł mi kamień z serca, a moje wnętrzności powróciły na miejsce. Przebywanie z tym chłopcem w jednym pokoju jest naprawdę strofujące – Ale musimy omówić pewne warunki.

Jak powiedział tak się stało. Razem wyznaczyliśmy pewne granice, jak i te nieodłączne części plany np.: częste pocałunki, gdzie Louis zażądał aby nie były namiętne, czy czułe dotyki, gdzie ja wyznałem iż mają nie być intymne.

I tak w kółko i w kółko dyskutowaliśmy na temat naszych tematów tabu, oraz tych przyjemniejszych kwestii. Jedyne co mnie zaciekawiło to zdziwienie Louis'a kiedy powiedziałem mu o braku jakiegokolwiek stosunku. Czy on naprawdę myślał, że mógłbym go wykorzystać?

- Czy jesteś prawiczkiem? - usłyszałem to pytanie i nie wiedziałem, czy mam paść ze śmiechu, czy może zatonąć w słonych łzach. On naprawdę mnie nie słucha, czy może jest głupi jak but.

Wskazałem ręką na brzuch i lekko się zaśmiałem, choć tak naprawdę miałem wielką ochotę go walnąć. Jak do cholery jasnej można pytać ciężarną osobę, czy jest prawiczkiem? Nie, ja po prostu spłodziłem dziecko z własną ręką.

- Och, ja przepraszam – podrapał się po głowie – Po prostu jesteś strasznie chudy i na pierwszy rzut oka nic nie widać. Po prostu zapomniałem.

- Wiesz, mógłbym Cię o to samo zapytać, ale chyba dokładnie widziałem Cię w tym klubie.

Oops, to mi się wyrwało niespodziewanie. Szatyn zbladł i wstał na równe nogi kierując się w stronę wyjścia. Pobiegłem za nim i tłumaczyłem się, że to wszystko przez humorki ciążowe. Na moje szczęście uwierzył mi. Naprawdę nie chciałem go urazić.

Kiedy obgadaliśmy kwestię jak ma zachowywać się przy moich rodzicach, nie był zbytnio zadowolony.

Kazałem mu ubierać długie rękawy, aby tatuaże nie były zbyt widoczne.

Nie psikać się zbyt tandetnymi perfumami, bo cuchną, czego moi rodzice nie trawią.

Nie przeklinać, a przynajmniej starać się tego nie robić zbyt często.

Nie palić przy nich papierosów, co Louis uznał za niedorzeczne.

Ostrzegłem go także przed moim ojcem, który do tej pory niezbyt toleruję moją orientację. Od dzisiaj nazywa się Louis Tomlinson i jest moim fałszywym narzeczonym. Przynajmniej nie było problemów z imieniem i nazwiskiem, ponieważ nigdy nie podawałem imienia swojego kochanka rodzicom. Może kiedyś wymsknęło mi się krótkie ''Nick'', ale raczej nie zwrócili na to uwagi.

Tak, czy siak mieliśmy kolejny, nieciekawy problem.

- Louis, bo ja tak jakby powiedziałem im, że mój chłopak ma dwójkę braci, którzy pojawią się na tym obiedzie. Kiedyś kazali mi ich przedstawić razem z Tobą więc się zgodziłem, wiedząc, że przecież Nick ma braci. I ten ...

- Nie masz pojęcia skąd wytrzasnąć mi dwójkę rodzeństwa?

- Bingo!

Szatyn zaśmiał się nerwowo w ręku obracając telefon z rozbitą szybką. Bez uprzedzenia wstał i wykręcił jakiś numer. Nie przejmując się moją obecnością zaczął rozmowę:

- Hej Zayn. Tu Louis. Nadal chcesz mnie pilnować?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro