Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

27. Wedding

Proszę, przeczytajcie notkę na dole!

------


Harry Tomlinson. Louis Styles. Państwo Tomlinsonowie. Państwo Styles. Pan i Pan Tomlinson. Pan i Pan Styles.

Harry tuż po przebudzeniu zaczął zastanawiać się nad nazwiskiem, bo cóż, wolałby przejąć nazwisko Louis'a, choć wiedział, że to Styles'owie mają swoją dziwaczną kulturę, która obejmuję nazwisko „Styles".

Poplątane, pokraczne, ale co kędzierzawy miał zrobić? Już i tak musiał wynająć fałszywego narzeczonego, oraz jego braci, więc wszystko było czystą obojętnością, a teraz? Chciał spędzić z Louis'em całe swoje życie, choć znał go zaledwie miesiąc. Ale jaki to był miesiąc. 30 dni wypełnionych miłością, bezgranicznym zaufanie, czule skradanymi pocałunkami i całą tą świąteczną, zimową atmosferą.

- Louis – Harry szepnął, po omacku szukając ciała swojego przyszłego, w tym dniu, męża. Niestety pościel była pusta i zimna, a nawet nie było charakterystycznego wgłębienia, które mówiło Harremu, że szatyn spędził z nim całą noc. Przestraszony kędzierzawy chłopiec zerwał się na równe nogi, ale zanim zdążył zanalizować sytuację, zebrało go na mdłości i pędem pobiegł do toalety. Po załatwieniu swoich 'potrzeb' z powrotem wszedł do przestronnej, ale pustej sypialni. W kącikach jego oczu zebrały mu się łzy, kiedy zauważył, że jego dziennik został otwarty. Już wiedział. Usiadł na łóżku, kryjąc twarz w dłoniach i cicho pochlipując. Przecież Louis go zostawi. Liam miał rację, mógł spalić ten dziennik przed ... tym co właśnie się stało. Louis za pewne nie chcę już znać Harrego, a co w tym najgorsze? Młodszy uważa, że garnitur Louis'a jest świetny i naprawdę chcę go zobaczyć w nim, przed ślubnym kobiercem, dzisiaj.

Przetarł oczy, a następnie po cichu zszedł na dół, widząc zapalone światło w salonie. Wszedł do niego, a widok rozpuścił jego serce. Szatyn spał wtulony w Brzoskwinkę, głową opartą na zagłówku, na dosyć niewygodnej kanapie.

- Lou, skarbie? - podszedł z wolna, nie chcąc go spontanicznie budzić. Miał pewność, że Louis go zostawi. Nie spał z nim przez całą noc. Obiecywał mu, że nigdy nie będzie spał sam, a teraz? Cóż, za pewne w nocy tego nie zauważył, ale czuł się źle wiedząc, że ponad 10 godzin spędził sam na sam z oziębłą pościelą i kawałkiem drewna.

- Haz? - otworzył jedno oko, przyzwyczajając się do natężenia światła żarówki. Harry skrócił jego niedolę, gasząc jedną z lamp – Kochanie, czemu nie śpisz?

- Nie lubię spać bez Ciebie – jego oczy zaszkliły się, ale próbował odgonić uczucie, które prowadziło go do wybuchnięcia niepohamowanym płaczem na środku salonu – C-czy to już koniec?

Louis rozszerzył oczy, wyraźnie wytrącony z kontekstu.

- Co? Czego koniec? - zapytał, widząc jak Harry klęka przed kanapą. Wykorzystując moment, Louis jedzie palcem po rysach szczęki młodszego, chichocząc w duchu – O czym ty bredzisz?

- O nas – odpowiedział, lgnąc do dotyku starszego – No bo, ten dziennik, potem to wszystko, znaczy – zachlipał – Boisz się być ze mną, czy ...?

- O czym ty mówisz, czy to znowu Twoje hormony? - zapytał z uśmiechem, ale widząc przejęcie Harrego, powstrzymał się – Nigdy bym Cię nie zostawił, po prostu czytałem Twój dziennik i odrobinkę się wystraszyłem.

- Ha! - krzyknął przez płacz – Wiedziałem! Wystraszyłeś się i już nic nie będzie jak dawniej! Jestem taki głupi, a mogłem ... - nie zdążył dokończyć, kiedy Louis pochylił się lekko łącząc ich usta w namiętnym pocałunku, który nie był zachłanny, ale czuły.

- Kochanie, nie bałem się Ciebie – wyjaśnił – Bałem się o Ciebie. Nie chciałem abyś oddawał swojego bąbelka do ... no wiesz – zawahał się, skradając tym samym kilka pocałunków w nosek chłopca.

- Czyli wszystko jest okej? Znaczy dlaczego więc spałeś na kanapie? - kolejna seria pytań zalała wargi kędzierzawego.

- Między nami nigdy nie będzie tylko okej, zawsze będzie wspaniale – uśmiechnął się pokrzepiająco – Spałem tu bo ... nie miałem zamiaru tu spać – podrapał się niezręcznie po głowie – Ja przyszedłem tu kiedy obejrzałem Twój dziennik i zacząłem rozmyślać o tym wszystkim. Nie chciałem żebyś oddawał dziecko, a potem po prostu zmorzył mnie sen. Jesteś zły?

- Nigdy – odpowiedział, tuląc głowę do jego piersi i wdrapując się niezgrabnie na kanapę.

Louis był pewien, że Harry zajrzał do dziennika, więc zobaczył wszystko, co tam napisał, a Harry był pewien, że Louis nie jest taki jak zwykle, po prostu się go boi.

- Gołąbeczki, wstawajcie – usłyszeli nawoływanie Gemmy, która radosna przyrządzała pyszne naleśniki dla dzieci – Pan i Pan Młody nie mogą się widzieć przed ślubem, zapomnieliście? A teraz Harry marsz do Liam'a z pomocą, a ty Louis do swoich braci! Albo nie! Louis chodź tu na chwilę.

Harry już po chwili wychodził z domu owinięty puchatym szalikiem oraz kurtką.

- Uważaj na siebie – szepnął Louis, scałowując calutką twarz młodszego – A ty masz bronić tatusia, okej? - zniżył się na poziom brzucha, całując go przelotnie – Kocham was – uściskał Harrego, po raz kolejny obsypując go masą ciepłych pocałunków – Tak bardzo was kocham.

- My Ciebie też – zachichotał młodszy w szalik, a następnie wyszedł z domu, kierując się do samochodu Liam'a.

- Louis, chodź tu – zarządziła Gemma. Louis naprawdę ją lubił, ale zbyt często nie zostawał z nią sam na sam.

Grzeczny i pokorny Louis spełnił żądanie Gemmy, siadając na stołku barowym, kiedy ona podawała dzieciakom naleśniki.

- Wiesz, dawno tego nie mówiłam, ale chyba czas i pora – zaśmiała się, smarując jednego z nich nutellą – Jeżeli skrzywdzisz mojego braciszka, to nie daruję Ci – oboje zachichotali.

- Mamusiu, czy Pan Lou chcę skrzywdzić wujaszka? - zapytał malutki Des, gestykulując agresywnie rękoma.

- Och, nie! Po prostu tak się mówi. Wiesz, kiedy dwójka ludzi ślepnie przez miłość, zawsze musi być ta druga osoba, która poda im okulary – Louis zerknął na małe brzdące, które nic nie rozumiejąc potakiwały.

- Nie bój się Gem, w życiu nie zrobiłbym nic, czego Harry by nie chciał – przysiągł Louis – Poza tym, on teraz chcę naprawdę wiele rzeczy, więc muszę nadążać z zamówieniami – puścił oczko malutkiej dziewczynce, która z pokorą czekała na naleśnika.

- Dobra, a teraz inna sprawa – zaczęła, a jej humor zmienił się drastycznie – Chodzi o Twoich braci.

Louis zmarszczył brwi.

- Co z nimi?

Gemma westchnęła.

- Cóż, chyba musisz z nimi pogadać, bo dzieję się coś niedobrego – Louis wsłuchiwał się w każde jej słowo z przerażeniem – Oni chyba, widziałam jak się całują, a potem słyszałam jakieś odgłosy z jednej z naszych sypialni, rozumiesz jakie odgłosy – spojrzała na dwójkę dzieci, które wymieniały się kolorowankami.

Louis parsknął śmiechem, ale szybko się opanował, bo przecież to nie byli jego bracia! Kazirodztwo nieuniknione.

- Jasne, ja chyba pogadam z nimi – próbował utrzymać ostoję spokoju, ale najchętniej wybuchnąłby morderczym śmiechem. No cóż, chyba nasz Ziall musi się opanowywać przy rodzinie Harrego.

- Mamo! - krzyknął Des – Ale ja wiem, co Pan Neil i Pan Zaza robiom w lozku!

Gemma i Louis z rozdziawionymi buziami spojrzeli na chłopca.

- Oni śpiewają! - zachichotał – Pan Neil ma baaaaardzo wysoki głosik, a Pan Zaza taki ochrypły i brzydki, ale Pan Neil jest taki głośny, że czasami bardzo fałszuję, ale boje się mu to powiedzieć, bo może mu być przykro.

***

Ten dzień. Nastał dzień ślubu, a Harry poddenerwowany nakładał na siebie muszkę w towarzystwie wszechwiedzącego Liam'a.

- Trochę ciaśniej – poprawił mu ją, patrząc na strój chłopaka z przymrużeniem oka – Może jednak trzeba było wybrać prosty granat zamiast szkarłatny?

Harry wzdrygnął się.

- Nie spodobam się mu? - spuścił głowę, patrząc na czubki swoich czarnych lakierków.

- Nie skarbie – zaśmiał się Liam – Po prostu od tak kontempluję. Chcę dla Ciebie jak najlepiej, wiesz?

Harry przytaknął, tuląc do siebie Liam'a, na co ten odsunął się lekko.

- Nie, Haz, garnitur, pognieciesz go – zaśmiali się, pryskając swoje stroje wytwornymi perfumami. Kędzierzawy użył tych, które miały w sobie cień brzoskwini, czyli jednych z ulubionych Louis'a.

- Wszystko będzie dobrze – upewniał go przyjaciel, kiedy nastolatek chodził poddenerwowany po pokoju – Muszę coś jeszcze załatwić, za chwilę wracam.

Chłopak o czekoladowych oczach zniknął z pola widzenia, a młodszy westchnął we frustracji. Jak on mógł się nie stresować? To najważniejszy dzień w jego życiu, a oni prawią mu morały co do opanowania. Na dodatek te hormony, które rozpierają go od środka.

Usłyszał lakierki uderzające o posadkę, więc odwrócił się w stronę hałasu.

- N-nick? - zapytał, widząc chłopaka z pięknie ulizanymi włosami, krawatem i lekko rozpiętą koszulą – Co tu robisz?

- To co ty – zaśmiał się – Szykuję się na katastrofę – usiadł na jednej z sof, lustrując młodszego od góry do dołu, na co spalił buraka – Myślisz, że on tego chcę?

Harry przełknął ciężko ślinę.

- Tak, Louis chcę tego i już więcej nie namącisz mi w głowie! - krzyknął szeptem, siadając na wygodnym łóżku, a następnie bawiąc się skrawkiem marynarki.

- Ta, jasne, a konie latają – prychnął, na co Harry posłał mu mordercze spojrzenie – Myślisz, że nie wiem? - Harry zamrugał kilkakrotnie – Och, jakoś wasz sekret nie był trudny do rozgryzienia, szczególnie, że Niall podał mi swój portfel, gdzie, cóż, byli zupełnie inni rodzice niż Zayn'a. Hm, kazirodztwo tak? Dziwię się, że Gemma nic nie podejrzewa, podobno była mądra, nieprawdaż? - założył nogę na nogę, a Harrego zemdliło. Jak on to zrobił? - Cóż, tak czy siak, Louis jest tylko z Tobą dla pieniędzy, prawda? Uznajmy, że obaj zgodzicie się, zamieszkacie razem, na jakiś czas. Ale co będzie jeśli bracia Louis'a nie będą już jego braćmi? Jak to wytłumaczysz? Jak wytłumaczysz to, że Louis jest, znaczy był prostytutką?

- Powiedziałeś, że nie piśniesz słowem! - Harry krzyknął, a łzy spłynęły na jego policzki.

Nick zaśmiał się szyderczo, poprawiając opadające kosmyki włosów.

- Wiesz, w sumie wisi mi to, ale mam ochotę się troszkę z Tobą po użerać, hę? Poza tym to moje dziecko i nie pozwolę żeby ktoś mi je odebrał.

Harry płakał bez skrupułów.

- Nigdy nie byłeś kiedy Cię potrzebowałem, a teraz jak ostatnia świnia chcesz wszystko zniszczyć!

- Ja nic nie zniszczę – odparł spokojnie, muskając palcami swój zarost – Ty wszystko zniszczysz, myślisz, że Twoi „przyjaciele" zostaną? Dasz im kasę i uciekną, razem z tym Twoim kochasiem, a ty znowu będziesz płakał, bo tylko w tym jesteś dobry – Harry wytarł łzy, choć oczy nadal miał opuchnięte, kiedy do pokoju wszedł Liam.

- Och, Nick, już wyjeżdżamy, jedziesz z nami?

- Jasne

Szatyn wyszedł, a Liam z Harrym zostali sami.

- Nic Ci nie jest Haz? - zapytał Liam, głaszcząc jego głowę.

- Nic, jedźmy już.

***

Louis był w rozsypce mentalnej. Wiedział, że Harry musiał zajrzeć do tego głupiego dziennika, prawda? Musiał zobaczyć, co Louis w nim napisał. Wszyscy weszli do kościoła. Louis stał przy pięknym, zdobnym kobiercu, wyczekując na Harrego. Widział, że pierwszy rząd zajmuję rodzina Styles'ów. Matka, Gemma, Ed oraz dzieci. Jedyne kogo brakowało to Pan Styles, który miał kroczyć z Harrym. Szatyn przełknął głośno ślinę, słysząc jak rozbrzmiewa dobrze mu znana melodia. Z oddali widział Zayn'a i Niall'a, którzy ledwo powstrzymują się przed spleceniem dłoni. Za nimi siedział Liam w gustownym, staromodnym garniaku, a obok niego Nick z grymaśną twarzyczką. Louis nigdy go nie lubił, szczególnie przez to w jaki sposób potraktował Harrego i jego bąbelka. Drzwi otworzyły się, a za nimi stał piękny chłopak, o zielonych jak trawa oczach, uśmiechu, który wypalał dziury, oraz bujnej czuprynie, która nie dała się okiełznać nawet żelowi, czy różnego rodzaju kosmetyków.

- Mój piękny – szepnął Louis, widząc jak jego przyszły mąż kroczy z ręką na ramieniu ojca, a jego ciemne sztyblety cienko stąpają po grubym dywanie.

Stanęli naprzeciw siebie, posyłając sobie rozkoszne uśmiechy. Msza zaczęła się.

Mijał dość długi czas, wypełniony czystą formalnością, aż dotarło do przysięgi.

- Czy ty, Louis'ie Tomlinson'ie, przysięgasz miłość, wierność oraz dozgonne zaufanie wobec Harrego Styles'a?

- Tak, przysięgam – Harry odetchnął z ulgą na słowa Louis'a. Tak bardzo chciał go całować bez skrupułów i przeszkód. Chciał go bardziej niż kiedykolwiek, a to wszystko dopiero miało się zacząć.

- A czy ty, Harry Styles'ie, przysięgasz miłość, wierność oraz dozgonne zaufanie wobec Louis'a Tomlinson'a?

Harry uśmiechnął się do Louis'a, marząc by w końcu móc zatopić usta w jego, ale coś było nie tak. Prawda, Louis z nim nie spał, a może brał go na litość, do cholery jasnej, Harry już ma naprawdę dość tych komplikacji losu. Na początku ten incydent z rana, potem przykre słowa Nick'a, które mogły być prawdą, oraz co najgorsze PRESJA. Rodzina Harrego obejmuję cały kościół. Wszyscy czekają, aż powie „tak", ale co będzie gdy się dowiedzą? Dowiedzą się, że to wszystko było banalnym oszustwem i kartactwem? Będą chcieli go znać? Harry miał dość życia pod kloszem, on chciał mieć przed sobą czyste fakty, a ta głupia ciążą jedynie go podjudzała. Spojrzał na księdza, który mówił cicho: „No powiedź: przysięgam", oraz na Louis'a, którego oczy wyszły z orbit na oczekiwanie słów Harrego. Nie wiedział, czy robi źle, czy dobrze, ale w kościele od parunastu sekund panowała cisza. Zauważył jak po policzku Louis'a zaczęła sączyć się pojedyncza łza, która następnie skapnęła na posadzkę wywołując tym jedyny, cichy dźwięk.

- Nie – kędzierzawy szepnął ze łzami – Nie przysięgam.

Wszystko go przerosło, a on chciał po prostu żyć w szczerości i prawdzie, ale czy jest to możliwe, kiedy życie budowało się na oszczerstwie? Kędzierzawy widział jak Louis spuścił głowę i nie mogąc na to wszystko patrzeć, Harry uciekł sprzed ołtarza.

------

Więc tak, wyjeżdżam w góry na tydzień, soooł, od 15 maja do 22 maja moja aktywność tutaj będzie zerowa ;-; Mam nadzieję, że jednak poczekacie aż wrócę, a do tego czasu wysyłam wam 6 część Call Me Daddy i właśnie ten rozdział ^^

Dziękuję za wszystko! Miłego Dnia or Nocy :*

PS: Tak, wiem, ten rozdział to chujnia na resorach, a na dodatek jestem podła, bo jest DRAMA TIME, ale spokojnie! To NIE jest koniec! Na wasze nieszczęście, jeszcze będą dalsze rozdziały, ale chyba na 30 się zatrzymam <3 Musicie ze mną wytrzymać XD 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro