Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

25. My Sweetheart's Birthday (2/2)

UWAGA: Najchujowsza scena seksu, jaką widział kiedykolwiek świat. Czytasz na własną odpowiedzialność XD

-----------------

* Perspektywa Osoby Trzeciej

Louis kątem oka widział jak Zayn nieznacznie porusza biodrami na fotelu kinowym, a ręka Niall'a znajduję się niebezpiecznie blisko jego dość pokaźnego wzwodu. Szatyn prychnął pod nosem, ciągle obcałowując Harrego po wszystkim w zasięgu jego warg. Co prawda chłopak wciąż pociągał noskiem, ale na szczęście Louis wybrał komedię, jako wspólne wyjście do kina, więc kędzierzawy śmiał się od czasu do czasu. Liam nadal podsypiał na niewygodnym, jego zdaniu, fotelu, co z lekka martwiło Harrego.

- Kocham Cię – powtórzył po raz setny szatyn, zaciągając się zapachem pomarańczy, którym pachniały włosy zielonookiego.

Harry oparł się o jego tors, nadal ciążąc mu na kolanach.

- Ja Ciebie też – szepnął sennie, choć wcale nie śpieszyło mu się do spania. W sumie film niezbyt go ciekawił, bardziej osoba, która od dobrej godziny go pocieszała i prawiła czułe komplementy.

Louis po raz kolejny zlustrował wzrokiem Ziall'a, którzy wcale, a to wcale, nie obmacywali się tuż koło nich. Wcale.

- Hej – Louis trącił ramię mulata, a ten odwrócił się, pokazując mu swoje czarne od pożądania oczy oraz wypieki na policzkach, przez co szatyn zachichotał – Idźcie do łazienki, czy coś.

Niall zagryzł wargę, nie będąc pewnym tego pomysłu, ale Zayn bardziej niż pewien chwycił jego dłoń i bez słowa wydostał ich z zatłoczonej sali kinowej.

- Nareszcie sobie poszli – zarechotał Harry, co od razu odwzajemnił niebieskooki.

Młodszy musnął usta starszego, co nie umknęło Louis'owi. Ich lekkie i czułe pocałunki, przerodziły się w coś intensywniejszego, co nawet mógł zobaczyć przysypiający Liam. Starszy objął twarz nastolatka i wsunął język do jego buzi, przejmując dominację, co bez oporu Harrego, udawało mu się znakomicie. Louis smakował miętowych warg kędzierzawego, kiedy ten mruczał zachęcająco w jego stronę. Oderwali się od siebie dopiero po około 5 minutach, kiedy to obaj nie mieli zapasów powietrza. Gdy Harry po raz kolejny próbował wygodnie ułożyć się na kolanach Louis'a, poczuł, że coś mu w tym przeszkadza. Było twarde i dość niewygodnie. Z uwagi na to kędzierzawy zaczął wiercić się na udach chłopca, nagle słysząc donośny jęk, który Louis próbował stłumić ręką, lecz nie wyszło mu, tak jak tego chciał.

Harry skrzywił się i podciągną brwi w zakłopotaniu. Przesunął dłonie do tyłu, szukając twardej rzeczy na którą nieznośnie się nadziewał za każdym razem.

- Harry, proszę – usłyszał przy swoim uchu sapnięcie Louis'a, który jak zaplątany w sidłach, próbował rozkazać swojemu penisowi spocząć, ale przy biodrach na nim niezbyt mu się to udawało.

Kędzierzawy po raz kolejny nie zrozumiał chłopca, dopiero gdy chwycił owy „przedmiot" poczuł, że to jest dłuższe niż mu się wydawało. Przejechał koniuszkami palców po wypukłości, poruszając dłonią szybciej w celu znalezienia w umyśle, co ten kształt może oznaczać.

Czyżby Louis trzymał banana w swojej kieszeni – pomyślał, ale jego wahania zostały rozwiane, kiedy odwrócił swoją głowę.

Patrzył na rozkoszną twarz Louis'a, który w ekstazie pocierał kroczem o jego rękę. Miał przymknięte powieki i rozchylone usta, co peszyło nastolatka. Zobaczył co robił przez ten cały czas, dlatego natychmiastowo zdjął dłoń z członka Louis'a, co spotkało się z groźnym tonem:

- Nie przestawaj – Harry mógł poczuć jak sam staję się twardy na miękkie dźwięki, które wydawał przy jego uchu Louis.

Kędzierzawemu podobało się to, aż nadto. Zaczął poruszać biodrami na kroczu szatyna, samemu masując swoje przyrodzenie, przez materiał ciasnych jeans'ów. Jak nic żałował, nie założenia dzisiaj mniej przylegających spodni, które mogłyby przepuszczać tlen do jego niezaspokojonego penisa. Nie dość, że przez ciążę jest bardziej napalony, to jeszcze ma przy sobie Louis'a, przez którego co sekundę ma wzwód, co w publicznym miejscu wcale nie jest fajne.

Louis jednym ruchem przestawił Harrego tak, aby ich twarze były naprzeciwko siebie i właśnie tak kędzierzawy wylądował okrakiem na starszym, co nawet nie przeszkadzało śpiącemu Liam'owi. Szatyn złączył i walki, dłońmi powoli ugniatając pośladki chłopca. Niebieskookiemu nie śpieszyło się, natomiast jego narzeczony wręcz błagał o ponownie tarcie ich miednic.

- Lou, proszę – załkał nie szczęśliwie, próbując trzeć kroczem o udo chłopaka, który wciąż głaskał jego pośladki, powoli wsuwając ręce pod materiał kolorowych bokserek.

- Musi Ci teraz wystarczyć to – powiedział szeptem, a Harry nie rozumiejąc wygiął brwi w okrągłe łuki, co przypominało zarozumiałego łosia.

Louis widząc, że Harry nic nie kuma, dał mu upragnione tarcie. Ocierał się o niego boleśnie blisko i ciężko, czując jak penis kędzierzawego pulsuję pod materiałem jeans'u. Młodszy opierał się o jego czoło, dysząc mu prosto w usta, kiedy Louis złapał jego członka przez materiał wyginając nadgarstek w najróżniejsze strony. W pewnym momencie Harry chciał po prostu zdjąć te cholerne spodnie i wsunąć dłoń Louis'a prosto w swoje bokserki, ale wiedząc, że gdzieś niedaleko siedzą jakieś mochery wolał się nie narażać.

- Szybciej – sapnął, kiedy szatyn klepnął go mocniej w tyłek, a ten zaczął ruszać biodrami razem z dłonią Louis'a.

Niebieskooki widział ekstazę na twarzy Harrego, więc spodziewał się jęków z jego strony, jak się stało. Co do stosunku seksualnego Harry był głośny, co nawet mógł potwierdzić Nick, śpiący kilka pokoi dalej od sypialni tej dwójki. Teraz znów odezwała się jego głośna natura i krzyknął dość głośno, kiedy obficie wytrysnął w swoją nową parę bokserek. Opadł zmęczony na ramię Louis'a, wysysając tam malinkę, podczas gdy ten gonił swój orgazm, nie patrząc na wszystkie twarze, które zostały odwrócone w ich stronę. On po prostu czuł ciepło w podbrzuszu, które wzrastało z każdym sapnięciem młodszego nad uchem. Niewiele wystarczyło, aby i Louis powtórzył los swojego chłopaka i spełnił swój orgazm, uspokajając się po nim, ciągle ruszając biodrami w powietrzu.

- Skończyliście? - znajomy głos odezwał się, a dwójka zdyszanych i spoconych chłopców odwróciła się w stronę gorzkiego tonu. Och, Niall i Zayn zdążyli wrócić z toalety? Oops.

- Tak, skończyliśmy – mruknął Louis, tuląc Harrego do swojego torsu, który był bardziej niż senny.

Niewiele czasu minęło do końca filmu. Było dopiero koło 14.00, a Harry usypiał. Louis postanowił wziąść go na ręce, co wcale nie sprawiało mu trudności. Wiedział, że te wszystkie kolorowe płyny, które w siebie wlewał litrami nie poszły na marne, albo była to też zasługa loczka, który wygodnie spał w jego ramionach, bez zamiaru wstania o własnych siłach.

- Liam, zostawiam go u was – powiedział cicho, aby młodszy go nie usłyszał – Pamiętasz o mojej niespodziance, prawda? - Liam przytaknął – Świetnie weźcie go do siebie, niech zdrzemnie się, czy coś, a potem ... wiesz już co – mrugnął zachęcająco, na co chłopak o karmelowych włosach zaśmiał się.

- Ty i Twoje tajemnice, Tomlinson – cykał przez zęby, biorąc nastolatka w ciąży na tylne siedzenie auta – Naprawdę go wymęczyłeś – zarechotał – Wy się nawet nie pieprzyliście, a on już wygląda, jakby miał najlepszą przejażdżkę w swoim życiu.

Szatyn pacnął Liam'a w ramię, a następnie pozwolił odwieźć go do jego domu wraz z Zayn'em i Niall'em, którzy pożerali się, dosłownie.

- Ekhem – chrząknął uśmiechnięty od ucha do ucha Tomlinson – Mogę wam przeszkodzić?

Niall niechętnie oderwał się do czerwonych ust Malik'a i popatrzył w roztargnieniu na niebieskie oczy przed sobą.

- Tak? - Zayn podtrzymał swojego chłopaka w pasie, składając krótki pocałunek na środku jego czoła.

Louis rozluźnił napięte mięśnie.

- Kto jest na dole? - zapytał bez zbędnego cackania, niczym pytanie „ Co tam u Ciebie?".

Niall zarumienił się, a szatyn wiedział jak brzmi odpowiedź.

- Uhm, po co Ci to? - zapytał niewinnie Irlandczyk – No ... - spojrzał na mulata, który posyłał mu uśmiech, o mało co nie obśliniając swojej skórzanej narzuty – No ... ekhem ... ja ...

Louis wykonał swój sławny (sławny, bo aż 3 osoby go znały) taniec zwycięstwa.

- Tak! - pisnął uradowany – Wygrałem zakład z Harrym – uśmiechnął się, ale od razu pożałował podskoku radości, czując mokrą ciecz w swoich bokserkach. Mógł przypuszczać, iż twarda erekcja w kinie nie może skończyć się zbyt dobrze.

***

Gdy tylko Louis zjawił się w domu, zaczął wszystko przygotowywać. Już wcześniej zamówił potrzebne rzeczy, teraz jedynie zostało mu zrobienie tego prawidłowo. Dla nastoju na każdej z niezastawionych półek postawił świeczki o zapachu lawendy, czyli te, które Harry lubił najbardziej. Już wcześniej poinformował jego matkę oraz siostrę, o niespodziance, więc liczył, iż Nick także nie złoży im niespodziewanej wizyty. Na szczęście Anne zadzwoniła do Louis'a, mówiąc, że Nick poszedł na noc do kolegi. Louis ucieszył się myślą, że może nareszcie Pan Nick Niech Się Pieprzy Grimshaw opuści dom Styles'ów.

- To tutaj, to tam – zaczął wyliczać na drobnych palcach, punkty ze swojej listy, które zdołał wykonać. Naprawdę chciał aby urodziny Hazzy były wyjątkowe, choć akcja z ocieraniem w kinie była całkowicie niezamierzona. Po prostu Louis chciał, Harry chciał, inni ludzie na sali burzyli się, a Liam miał do w dupie, więc w czym problem. No może w tym, że obaj mają mokre bokserki, ale to i tak nie jest najgorsze.

Oczywiście, Louis prawie, że od razu zmienił swoje bokserki, mając nadzieję, iż Liam pomógł Harremu zmienić i swoje. Chociaż ... Nie! Louis nie chciał, aby Liam widział jego chłopaka nago.

* Dwie godziny później w domu Liam'a

- Liaaaam! - krzyknął we frustracji młody chłopak o pięknych, dość tłustych lokach – Gdzie do cholery masz szampon!?

Payne westchnął, opierając plecy o niewygodną kanapę, a w dłoni przewracając kolejną stronę kobiecego pisemka. Czy on miał zadatki na geja? Nie, no może tylko czasami lubił używać lakieru do paznokci, a rzadziej tuszu do rzęs, on po prostu dbał o siebie, prawda?

- Nie wykąpiesz się – rzekł powoli, ale głośno, aby chłopak usłyszał go zza drzwi łazienki – Mamy tylko zimną wodę – okłamał go, błagając Boga, aby ten nie sprawdził kurka. Liam po prostu znał calutki, bez szczegółów, plan Louis'a, ale wiedział, że raczej nie chciałby znać szczegółów, po ostatniej rozmowie z Niall'em. Kiedy to ten, szczegółowo opowiadał mu o prawidłowemu robienia loda Zayn'owi, tak aby doszedł szybciej niż zwykle. Naprawdę, od tamtego dnia, nigdy nie pytał o szczegóły.

- Kurwa, moje włosy są okropne – powiedział sfrustrowany – Poza tym, chcę wziąć kąpiel! Mogę iść w końcu do domu?!

Liam spojrzał na zegarek, który pokazywał godzinę szóstą wieczorem. Pokiwał powoli głową, z powrotem pochylając się nad stroną z kobiecym pedicure'm.

- Nareszcie – sapnął Harry, zakładając swoje długie i szpiczaste sztyblety, a następnie starannie owijając się szalikiem, wiedząc, że Louis nie lubi, kiedy jest zbyt cienko ubrany – Do zobaczenia.

***

- Wszystko jest na miejscu – rzekł, odkładając do lodówki tort, który Anne zrobiła dla Harrego dzisiaj rano, a kędzierzawy wręcz wtrąbił połowę w dwie godziny – Och, jeszcze brzoskwinie.

Postawił na stole tackę pełną brzoskwiń, które nielegalnie ściągnął dla niego Zayn. No cóż, chłopak umie to i owo, nie tylko co wiąże się z pieprzeniem Niall'a.

Siedział przy stole, nerwowo plącząc ze sobą palce, gdy do jego uszu dotarł dźwięk otwieranych drzwi. Pędem wstał od stołu i podszedł do zszokowanego chłopca.

- Hej, Louis, ja ... - rozejrzał się po pięknie udekorowanym salonie. Wszędzie były rozsyapne płatki róż, na półkach widniały świece, a rolety były leciutko zaciemnione. Do tego zapach brzoskiwniń i pomarańczy, który unosił się w powietrzu – Coś wspaniałego – rzekł, powoli literując każde słowo.

Gdy jego wzrok oderwał się od pięknie urządzonego pomieszczenia, spojrzenie zielonych tęczówek osadziło się na postaci niskiego szatyna z bukietem kwiatów w ręku, oraz starannym, nienagannym i cholernie gorącym ubiorze. Harry przełknął ślinę, spoglądając na swoje dość prymitywne odzienie, no chyba, że spodnie od dresu Liam'a, zbyt duża koszula w serek, oraz zabrudzone trampki, to ubiór szlachty.

- Cześć, kochanie – starszy przytulił swojego narzeczonego, co od razu odwzajemnił Harry – To dla Ciebie.

Wysunął rękę z kolorowymi różami, o których Harry nie miał zielonego pojęcia. Z wdzięcznością przyjął kwiaty, uprzednio zaciągając się ich czułym i drażliwym zapachem.

- Proszę za mną, jubilacie – Louis uśmiechnął się szeroko, zapraszając Harrego do stołu, a przed tym zdejmując mu płaszcz, szalik i kolorową czapkę, którą dał mu w ich pierwszy dzień spotkania. Pamiętał dokładnie jak Harry patrzył się na fantazyjną czapeczkę, udając, że wcale nie marznie. Na szczęście właśnie wtedy, Louis wiedział swoje i takową mu podarował. Jak widać, Harry przekonał się do niej, i do jej jaskrawych wzorów.

- Dziękuję, Louis – powiedział, nawijając na widelec, kolejną porcję makaronu z jakimś zielonym sosem. Harry naprawdę nie wiedział, co to jest, ale smakowało dobrze. Niestety, nawet Louis nie mógł zidentyfikować tego jedzenia, bo w całości zamówił je w jakiejś włoskiej restauracji, a jedyne co powiedział to: „Poproszę, coś, po czym mój chłopak nie zwymiotuję, gdyż ciągle go ciśnie na wymioty, jest w ciąży, wie Pani, no. Ma takie ładne zielone oczy, Pani mąż takie ma? Ale wie Pani, on ma taki malutki brzuszek i mogę go przytulać i wie Pani. To jest takie urocze. Wie Pani?"

Tak, w sumie, to dość dużo z nią gadał, ale nie o potrawie, którą chciał zamówić.

- To Twój dzień, skarbie – powiedział, zaczynając sprzątać ich dojedzone cosie z talerzy – Mam jeszcze jedną niespodziankę.

Harry nie mógł się doczekać, choć ciągle był zły, przez swój wygląd. Był brudny, a jego włosy kapały od tłuszczu. Nawet jego ubrania nie były zbyt okazjonalne, więc jego poczucie w środowisku zmalało drastycznie.

- Gdzie idziemy? - zapytał, kiedy Louis zawiązał mu na oczach chustę, a następnie prowadził gdzieś, gdzie jego spojrzenie dosięgnąć nie mogło.

- Uwaga, stopień – zachichotał niski szatyn, choć niewiele dała jego przestroga. Harry i tak upadał za każdym razem, silnie trzymając się szyi Louis'a.

W końcu dotarli do celu. Louis zdjął Harremu chustę, a tym samym, odsłonił widok na pięknie przystrojoną łazienkę. Kilkanaście kolorowych świec, brzoskwinie na półkach oraz wielka wanna z napuszczoną gorącą wodą, obsypana płatkami kolorowych róż.

- Wow – Harry oniemiał, a słowa z trudem wychodziły z jego ust – To jest – przełknął ślinę – Jest piękne, dziękuję – przytulił swojego chłopaka, który nie mógł ukryć uśmiech, oplatającego kruchą twarzyczkę.

- Wiesz, piękne miejsca zasługują na pięknych ludzi – powiedział rumieniąc się, co nie umknęło brunetowi. Louis właśnie się zawstydził, on się zawstydził, ON. To od zawsze Harry był tym nieśmiałym i czerwonym jak buraczek, kiedy powie coś zawstydzającego, a tu proszę.

- Kocham Cię – rzekł Harry, zanim obaj nie wzięli ciepłej kąpieli. Tylko Oni oraz brzoskwinki.

**

- Harry, pamiętasz naszą obietnicę? - zapytał Louis, jadąc mydłem po barkach chłopca, który plecami opierał się o jego tors. Brunet przytaknął niepewnie – Kiedy będziesz rodził ...

Harry zaśmiał się.

- Mam zadzwonić do Ciebie i krzyknąć: Brzoskwinie! - zaczął udawać zdesperowany głos matki, która właśnie rodzi, ale wyszło mu bardziej jak sarna po wylewie.

- Właśnie tak – przytaknął, biorąc niewielką ilość brzoskwiniowego szamponu, a następnie wylewając ją sobie na ręce, aby wmasować wszystko w piękne loki Hazzy.

Kiedy obaj skończyli mycie i drobne gierki w wannie, wyszli z łazienki. Harry w samych bokserkach, usiadł na skraju łóżka, przykładając pachnące loki do swojego nosa, oraz powoli zaciągając się zapachem pięknych brzoskwiń. Tak, stanowczo były to jego ulubione owoce.

- Hej, kochanie – usłyszał pomruk tuż przy swoim uchu, przez co zebrało go na dreszcze.

Louis stał przed nim całkowicie obnażony, nie licząc krótkiego ręcznika owiniętego wokół bioder. Harry głośno przełknął ślinę, delektując się tym widokiem póki mógł. Chwilę później, szatyn zmierzał w kierunku otumanionego Styles'a, który tylko z pokorą oddawał się wszystkiemu, co robił z nim jego chłopak.

- Boże, Louis – szepnął, kiedy starszy rzucił się na łóżko, przyciągając ciężarnego do pocałunku.

Młodszy natychmiastowo oddał pocałunek, wczołgując się na ciało Louis'a, z obawą, iż jest zbyt ciężki. Czasami Nick mówił mu, że waży zbyt wiele i zakazywał siadać mu na swoje kolana, co martwiło Hazzę. Dlatego zmartwił się, że mimo swojej diety, wszystko poszło na marne. Teraz jest w ciąży i waży nadto niż powinien.

- Jestem ciężki – powiedział w przerwie między pocałunkami, schodząc z ud zdziwionego chłopaka.

- Jeszcze raz to powiesz, a nie ręczę za siebie – zaśmiał się Louis, podciągają jego podbródek do góry, tak, aby ich spojrzenia się zetknęły – Jesteś lekki jak piórko, i nic, ani nikt tego nie zmieni. Tym bardziej nasze dziecko.

Harrego zamurowało, dosłownie, w przenośni, w nawiasie oraz we wszystkich innych możliwościach. Louis Pieprzony Ideał Tomlinson powiedział nasze. Ale nie od tak, on powiedział nasze dziecko. Harry nie mógł czuć się szczęśliwszy w tym momencie.

Louis nie mogąc dłużej patrzeć na to, jak gorący był Harry, o czym młodszy mógł nie zdawać sobie sprawy, po raz kolejny zaczął atakować jego usta. Wargi loczka stawały się sine, przez ponad nieustanne całodniowe pocałunki. Louis zassał dolną wargę, ciągnąc ją do siebie i lekko przygryzając. Dłonią przewrócił Harrego tak, aby ten na nim usiadł. Plecy podparł o ramę łóżka, a dłońmi bawił się gumką od bielizny chłopca.

- Harry – sapnął, czując jak jego chłopak pocierał swoim penisem o jego udo, dochodząc do wielkiego wybrzuszenia pod ręcznikiem.

- Jesteś zbyt ciepło ubrany – zaśmiał się, wbijając się w moje wargi, a dłonią odwiązując ręcznik z szatyna, który wypinał biodra w jego stronę.

Kiedy ręcznik został zdjęty, a Louis całkowicie obnażony, Harry zachichotał dziewczęco widząc jak twardy penis odbija się od torsu szatyna, rozmazując tam powstały preejakulat.

- Och, kurwa – Louis zamknął oczy przeklinając, kiedy jego członek został zapoznawczo polizany przez kędzierzawego, który lubił się droczyć, dlatego powoli drażnił główkę językiem, aby następnie koniuszkiem przejechać po całej długości – Harry, proszę, weź go.

Harry ostatni raz zlustrował wzrokiem rozkoszną, pochłoniętą w ekstazie twarz Louis'a, zanim nie pochłonął 1/3 jego boleśnie ociekającego członka. Szatyn wydał z siebie piskliwy dźwięk, jedną z rąk zaciskając na pościeli, a drugą kierując na włosy bruneta, który starannie wirował językiem, podczas zasysania policzków. Louis w końcu nie wytrzymał i zaczął pchać biodrami, tak, że jego przyrodzenie za każdym pchnięciem zagłębiało się o centymetr głębiej w buzi Harrego. Kędzierzawy próbował stłumić łzy w kącikach oczu, kiedy czuł jak jego nos uderza o prążkowane miejsce pod brzuchem, gdzie rosną włosy chłopca. Niebieskooki dołączył drugą dłoń do włosów Harrego, coraz szybciej pchając swojego członka w jego odkształconą buzię, niekiedy chwaląc go za to jak dobry jest, o ile właśnie nie dławił się żałosnymi jękami.

- Harry – oderwał chłopca z niechęcią od swojego penisa, dopiero teraz widząc brudną twarz Harrego – Chodź tu.

Przyciągnął chłopca do miękkiego i brudnego pocałunku, który niesamowicie rozbudzał ciężarnego chłopca. Tak naprawdę Harry ledwo się powstrzymywał przed dojściem od same pocieranie się o krocze Louis'a, cóż ciąża miała swoje złe, ale i dobre strony.

- Połóż się na pleckach, rozłóż nóżki, ja zaraz przyjdę – Louis wyszedł migiem w poszukiwaniu prezerwatyw, które zostawił w kurtce.

Harry natomiast od razu wykonał jego polecenia. Jego kutas już niebezpiecznie pulsował pod cienki materiałem bokserek, które były ciasne jak cholera. Zdecydował się je zdjąć nie czekając dłużej na Louis'a.

Ręką jeździł od jąder, do mokrego czubka, powoli rozsmarowując powstałą maź po całej długości. Jego oczekiwania na Louis'a dłużyły się w nieskończoność, szczególnie przy tak potrzebującym członku. Jedną dłonią nadal pocierał sterczącego penisa, natomiast drugą sięgną po lubrykant pod łóżkiem. Nauczył się, żeby go tak chować po wybryku dzieci Gemmy. Uznały, że śmiesznie byłoby dolać Ed'owi takie coś, jak to określiły, zamiast pasty do zębów. Jak mówiły, tak i zrobiły, a Ed ciągle ma koszmary po smaku lubrykantu na zębach i dziąsłach.

- Jestem, kotku – Louis wszedł, zobaczywszy Hazzę, który desperacko wpychał w siebie dwa palce, obtoczone w chłodnej substancji – Boże, taki napalony, dla mnie.

Harry odrzucił głowę w bok, czując jak szatyn podchodzi do niego dając mu lekkiego klapsa. Z sekundy na sekundę, zaczął powoli ruszać biodrami w rytm pchania palców, które były jakby dużo mniejsze niż poprzednio. Kędzierzawy wyjrzał zza zgiętych kolan, widząc swojego chłopaka, który stopniowo rozciągał go, nie raz dotykając wrażliwej prostaty.

Harry chciał krzyczeć, kiedy Louis szybkimi ruchami nabijał go na 3 palce, co chwila muskając jego prostatę.

- Proszę, Louis, jestem – krzyknął cicho, czując jak Louis oznacza go na udach – Jestem, już – nie mogł dokończyć zdania przez zwinny język Louis'a. Szatyn przygryzał jego skórę, zasysał ją, a na końcu koił czerwień językiem – Błagam – zaczął szlochać, kiedy niebieskooki w końcu przerwał pieszczotę jego ud, aby wyjąć z niego palce i ustawić się tuż przy wejściu. Obsmarował swojego penisa, starannie wcierając w siebie przezroczystą maź, kiedy Harry umierał z tęsknoty za rozepchaniem jego dziurki.

- Już, Louis, Lou – zaciął się, czując główkę penisa, wchodzącą w jego rozciągniętą dziurkę.

- Już, skarbie – westchnął, wsuwając powoli swoje członka w wejście młodszego, podpierając ręce za jego głową.

Louis widział dokładnie jak Harry pogrążą się w uczuciu wypełnienia i o mało co, nie jęknął, na to, jak jego twarz jest rozkoszna. A może jednak to zrobił?

- Rusz się – sapnął Harry, całując Louis'a krótko w usta.

Starszy zaczął powoli poruszać biodrami, a jego penis zanikał coraz głębiej. Czuł jak Harry, zacieśnia mięśnie obręczy z bólu, więc dla rozluźnienia, wycałował ścieżkę jego torsu. Zahaczając o sutki, które przygryzał, aby następnie bawić się nimi palcami.

- Proszę, Lou – słyszał jak Harry sapał, a jego mięśnie znacznie się poluźniły.

Louis zaczął od mocnego pchnięcia, czym od razu wywołał szloch rozkoszy zabrzmiały w pokoju. Wiedząc, że Harru czuję jedynie przyjemność zaczął wbijać się w niego boleśnie głęboko i mokro. Założył jego nogi na swoje barki, aby zmienić kąt, oraz trafiać celnie w jego czuł punkt.

Jak było słychać udawało mu się, prawie za każdym razem, kiedy chłopak skomlał jego imię i prosił o więcej.

Harry czuł się tak dobrze. Był na skraju, chciał dojść, ale bał się, że to jest za wcześnie, więc wstrzymywał wytrysk, nie chcąc aby Louis był zły. Kiedyś Nick nie pozwalał mu dojść przed nim, co bolało Harrego za każdym razem.

Szatyn widząc, że Harry jest na skraju, szepnął wprost do jego ucha, wciąż wbijając się w niego.

- Kochanie, możesz dojść – kędzierzawy poczuł się tak dobrze, jak nigdy przedtem, czując drobną dłoń starszego, która poruszała się w rytm wypychanych bioder. Harry wiedział, ze długo nie wytrzyma uczucia bycia pieprzonym i obciąganym w tym samym czasie, więc kilka chwil później dysząc w usta Louis'a, doszedł obficie na ich brzuchy, krzycząc głośno:

- Louis.

Niebieskooki zaczął jęczeć, słysząc krzyki chłopca, co powodowało u niego ciepło kumulujące się w podbrzuszu. Louis nie myślał, zapominając jak wrażliwa jest dziurka chłopca, po orgaźmie, jedynie pchał jeszcze mocniej, próbując dogonić własne spełnienie. Jednak słysząc zachęcające słowa Harrego, wiedział, że ten nie ma mu tego za złe. Chwilę potem doszedł prosto w ... wejściu Harrego. Ale gdzie te prezerwatywy?

Opadł zdyszany na tors młodszego, wcześniej całując go czule w usta. Od zawsze cenił sobie czułość w seksie, no bo, jakby nie patrzeć to nie jest coś bezwartościowego. Nie zważając na to jak są brudni, szatyn wtulił w siebie młodszego chłopca, głaszcząc go po rozczochranej głowie.

- Uhm, Louis – zagaił Harry – Zapomniałeś w końcu założyć tych prezerwatyw.

Louis zaśmiał się, przyznając mu rację.

- Przepraszam – zarechotali – Wszystkiego Najlepszego, Haz – szepnął sennie, zakopując głowę w pachnących brzoskwiniami lokach Harrego.

----------

Uhm, także ten, no ... Przepraszam? Czy coś. Bosz, to ma ponad 3,5k słów, jestem padnięta od pisana tego czegoś ;-;

#WielbcieBrzoskwinie xD

Tak, btw: już w majówce wrzucam pierwszy rozdział nowego FF "Call Me Daddy" i się cykam, niczym kurczak przed Wigilią ;-;

Dziękuję za wszyściutko <3 Kocham was *.*


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro