Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

21. Trick Or Treat? Fuck Out

 *Harry's POV

Szatyn. Brązowe oczy. Cholernie wysoki. Ohydne kości policzkowe, które prześladują mnie nocami. I ten podły uśmiech na twarzy.

- Harry?

- Nick?

O nie, nie, nie. To nie może być on. Nie, nie, nie. Nienienienie.

- Kochanie! - rzucił się na mnie jakby nie zważając, że po pierwsze jest cały mokry, a po drugie nie zdając sobie sprawy, że opiera się na mnie całym ciałem, a ja jestem w ciąży. Louis na pewno zwróciłby na to uwagę, jest tak kochany i troskliwy. Ej, ale czekaj. Jak on do chuja Pana się dostał na moją posesję? Przecież mamy dwumetrowe ogrodzenie, oraz wszystkie bramy po północy ulegają automatycznemu zamknięciu.

Wyswobodziłem się z niechcianego uścisku chłopaka, o którym powinienem był zapomnieć, i zrobiłem to. Od kiedy jestem z Louis'em zapominam o wszystkich przykrościach doświadczonych przed naszym pierwszym spotkaniem, a teraz one wracają z podwójną siłą.

- Co tu robisz? - zapytałem oschle, podtrzymując coraz bardziej odstający brzuszek, chcąc przypomnieć mu o tym, że jest cholernym tchórzem zostawiając mnie w drugim miesiącu ciąży. Chwilę potem poczułem ciepło osoby, która obejmuję mnie z tyłu. Wystarczył tylko zapach kawy i tanich perfum, a już wiedziałem, że był to mój ukochany. On także objął mój brzuszek i z wyczekiwaniem wpatrywał się w Nick'a, którego twarz nabrała dziwnych kolorów.

- Ja przyszedłem ... Kim on jest? - wskazał długim palcem na Louis'a, który z uśmiechem odgarniał spocone loczki z mojego czoła.

Już chciałem wytłumaczyć mu, żeby wyszedł i nie wracał, ale ubiegł mnie w rozpoczęciu rozmowy szatyn.

- To chyba ja powinienem się zapytać kim ty byłeś zostawiając tego biednego nastolatka w drugim cholernym miesiącu ciąży! - Louis naprawdę przestał się kontrolować. Dopiero później zdałem sobie sprawę, że mój narzeczony nigdy przedtem nie widział Nick'a na oczy, czyli jednak musiał mnie słuchać, kiedy mu o nim opowiadałem. Poza tym nigdy nie lubiłem, kiedy Louis dawał mi miano „biednego". Wcale taki nie jestem, szczególnie przy nim.

- Harry, mogę wejść? Musimy porozmawiać.

- Nic nie musimy – zaprzeczyłem odsuwając się od jego dłoni, która kierowała się na mój policzek – Lepiej stąd wyjdź.

Nagle ogarnął mnie strach. A co jak Nick powie im, że to jego dziecko? Co jak powie, że to on mnie wystawił? Co jak powie, że wszystko między mną, a Louis'em to kłamstwo? A co jak dowie się o naszym planie i powie wszystkim, że rzekomi bracia Louis'a, Niall i Zayn właśnie teraz, o tej godzinie, pieprzą się w każdym możliwym miejscu, nawet tym najbardziej obscenicznym?

- Znam Cię – wskazał na Louis'a, który szeroko otworzył oczy – Czy ... czy wy jesteście razem?

- Tak – Louis cmoknął mnie w czoło, na co chciałem zachichotać, ale zważając na sytuację, powstrzymałem się.

- Och, Harry upadłeś tak nisko? - zaśmiał się szyderczo, na co miałem ochotę zwrócić dosłownie wszystko. Nienawidziłem każdej jego cząstki. Od śmiechu, przez czułe słowa, które były obrzydliwym kłamstwem, po obietnicę, które nigdy się nie spełnią.

- O czym ty gadasz!? - krzyknąłem zdegustowany tą sytuacją. Gdyby nie ten palant, mógłbym właśnie teraz wić się na łóżku z Louis'em nade mną. Na początku ten głupi cockblocker Horan, a teraz on. Życie jest jak długa i kręta jezdnia, ale ja wciąż jadę na ręcznym.

- Och, tylko o tym, że przecież nasz kochany Lou nie jest tak wierny, co? - Grimshaw skrzyżował ramiona podpierając plecy o masywne, drewniane drzwi.

- O czym ty mówisz!? - naprawdę miałem go stanowczo dość. Odwróciłem się do Louis'a, a jego dobry humor jakby odparował. Patrzył się z powątpieniem na czubki swoich palców u stóp.

- Czy Louis nie powiedział Ci jak dobrze płatną miał pracę? - czyli Nick'owi chodziło o pracę Louis'a? - Nie powiedział Ci jak świetnie się bawiliśmy?

- Louis znasz go? - zapytałem od razu spoglądając na przygnębionego szatyna, który tworzył niestworzone wzory z własnych palców.

- Tak jakby – burknął wtulając czubek nosa w plecy swojego narzeczonego – On, tak mi się zdaję, był jednym z moich klientów, stałym bywalcem.

Zimny pot oblał moje plecy. Wiedziałem o pracy Louis'a, ale o tym co robił Nick ... to było obleśne. Wyższy chłopak przytaknął na jego słowa, a mnie po raz kolejny brało na wymioty. Chłopak przyznał się, że często bywał w tym klubie, czy jakkolwiek to miejsce nazwać. Jedno mnie zabolało. Jako, iż Nick musiał być pamiętnym gościem, a Liam w tym czasie był barmanem, dlaczego nie powiedział mi jak bardzo byłem zauroczony osobą, która była kompletnie nie warta uczuć, moich uczuć? Może chciał mi to powiedzieć, ale ja byłem zbyt bardzo oślepiony tą złudną miłością, której między nami nigdy nie było?

- Nick, ale ja nadal nie rozumiem – przyznałem przysuwając się do Louis'a, który szczelnie trzymał mnie w swoich ramionach, wrogo patrząc na mojego byłego 'partnera' – Po co tutaj przyszedłeś? Jaki masz cel? Gdzie jest haczyk? Raczej wątpię, że przyszedłeś w odwiedziny do swojego dziecka, którego nawet nie chcesz.

- Mam swój cel, a ty musisz go spełnić – spojrzał na moją obrączkę, mieniącą się na jednym z palców – Bo raczej Twoi rodzice nie wiedzą o tym jaki zawód Louis umie pełnić najlepiej.

Och, okej, teraz miałem ochotę chwycić moją podręczną patelnię, niczym w „Odlotowych Agentkach" i pacnąć go nią w jego szkaradną buźkę.

- Jeszcze raz powiesz coś złego o moim narzeczonym, a nie ręczę za siebie – podwinąłem ostrzegawczo rękawy od sweterka w różowe reniferki. Może to nie był zbyt dobry strój na walkę, ale cóż. To był sweter Louis'a, który stanowczo uwielbiał. Choć wiele razy mówił, że nie lubi samego swetra, lecz mnie w tym swetrze, który swoją drogą ledwo zakrywał mój pępek.

Przeraziłem się. Cały plan mógł lec w gruzach. Matka zabiłaby mnie za kłamstwa, ojciec wydziedziczył i wysłał do szkoły dla przyszłych księdzów z tupecikami na głowie, a Gemma odseparowała by mnie od ... dosłownie wszystkiego. Na szczęście ojciec wyjechał na tygodniową delegację, co ucieszyło mnie i Louis'a. Przynajmniej nie musieliśmy się krępować w okazywaniu sobie uczuć, znaczy fałszywych uczuć, rzecz jasna.

- D-dobrze, wejdź – odsunąłem się w bok, czując uścisk ukochanego na talii – Obgadamy całą sprawę.

***

Wraz z Louis'em zajęliśmy kanapę, natomiast nasz niespodziewany gość usiadł na fotelu z wysokim, skórzanym oparciem. Chwilę wpatrywaliśmy się w siebie, aby jakkolwiek zrozumieć sytuacje. Nick spoglądał to na mnie, to na Louis'a przygryzając wargę, która nabrała nieodpowiedni kolor czerwieni.

- Więc, co chcesz nam powiedzieć? - odezwał się mój narzeczony, wtulając moje plecy w swoją klatkę. Widziałem jak bardzo zazdrość płonęła w jego oczach, choć sam do końca tego nie rozumiałem. Szatyn powoli obrysowywał paluszkiem ślad czerwonej malinki, którą zdążył mi zrobić przed zjawieniem się wysokiego bruneta.

- Jest sprawa. Za pewne nie chcecie, aby rodzice Harrego dowiedzieli się o Twojej pracy? Bo chyba o niej nie wiedzą, prawda? - obaj popatrzyliśmy na siebie. Już chciałem się odezwać, co do tego, i skłamać iż wiedzą o dawnej pracy Louis'a i szanują go, ale kogo bym tym okłamał? - No chyba, że nawet nie wiedzą o tym kto jest ojcem tego dziecka – zaśmiał się, na co obaj zachichotaliśmy, żeby nie wyglądało na to, iż chłopak ma rację.

- Do konkretów – Louis rozzłościł się, kiedy Nick głaskał moje kolano. Wzmocnił uścisk na moich plecach i gładził mnie po brzuszku. Gdyby nie sytuacja w której się znajdujemy oddałabym się całkowicie tej przyjemności. Ale o trzeciej nad ranem jakiś chuj postanowił złożyć nam wizytę.

- Nie pisnę słówka jeżeli dacie mi zamieszkać tutaj przez tydzień.

O zgrozo! Tego mi jeszcze brakowało. Kogo miałby niby udawać? Kochanka brata ojca matki prostytutki księdza?! Ja już naprawdę nie mam miejsca w mojej fałszywej rodzince.

- Nie – powiedziałem stanowczo, na co chłopak uśmiechnął się i puścił mi oczko.

- Kochanie, przysługa za przysługę. Powiesz mamusi, że jestem Twoim przyjacielem, przecież ona na oczy mnie nie widziała – zarechotał – Mógłbyś nawet udawać, że Louis – mówiąc jego imię oblizał usta – Że on jest ojcem dziecka. Więc, co? Cukierek, czy psikus?

- Wypierdalaj – Louis odgryzł się, a ja zachichotałem cichutko. Wyobraziłem sobie małe dzieci na Haloween, które chodzą po domach i pytają: „Cukierek, czy psikus", a tu nagle „Wypierdalaj".

Po długich i namacalnych, przez Nick'a przekomarzaniach Louis uległ, ale wciąż nie był do końca pewien dlaczego to zrobił. Ach, zapomniałem, że użyłem na nim swoich maślanych oczu oraz może tylko kilku słów: „Louis brzuch mnie boli, dziecko kopie, skończmy to i chodźmy spać", chodź nie do końca było to prawdą.

- Jaki jest powód abyś tutaj mieszkał? - dociekał mój chłopak, a ja powoli odpływałem na jego kolanach, na które wciągnął mnie po tym jak Nick zaczął jeździć dłonią po moim udzie.

- Powiedźmy, że nie pracuję, wywalili mnie z mieszkania, za tydzień wraca mój kumpel, a nie mam dachu nad głową. Ale za to mam ciekawe informację o Twoim życiu, Louis.

Szatyn był wściekły. Wiedziałem, że ciężko mu być obok „stałego klienta", tak samo jak mi, być obok „(nie) wiernego chłopaka".

- Louis jestem zmęczony, proszę, dajmy mu, to tylko tydzień – ziewnąłem nad jego uszkiem.

- Kochanie jesteś pewny? On Cię zranił. Nie chcę żeby było Ci smutno. Wiesz to prawda? - zaczął się ze mną przekomarzać, stykając nasze nosy ze sobą. Ucałowałem go pierwszy, co on od razu odwzajemnił, zapominając, że tuż obok nas siedzi Nick, choć myślę, że Louis robił to z reprymendą. Nigdy bym nie pomyślał, że jest takim typem zazdrośnika.

- Zaraz rzygnę – wtrącił się gburowaty chłoptaś i zakończył nasze obściskiwanie – Więc jak?

- Zgadzamy się – odpowiedziałem, a następnie ziewnąłem wtulając się w drobne ciało Louis'a, które wydawało mi się jednym z najwygodniejszych miejsc na ziemi – Możesz nocować na piętrze. Druga sypialnia na lewo.

- Nie! – Louis przerwał – Czwarta sypialnia na prawo.

Spojrzałem na niego lekko zdezorientowany, ale ponownie zanurzyłem nos w jego szyi.

- Dobrze, świetnie. Macie gosposię i kucharkę, prawda? - cały Nick. Jedyne co siedzi mu w głowie to życie w luksusie. Jakoś o luksusie nie myślał, kiedy zapomniał się zabezpieczyć, a ja głupi się cieszyłem, że jestem w ciąży.

***

*Louis' POV

Gdy Nick poszedł do swojej sypialni, Harrego zmorzył sen i usnął wtulony we mnie. Delikatnie odłożyłem chłopca na kanapę, a sam pognałem schodami na górę.

- Nick – zauważyłem jak chłopak szwenda się po korytarzu w ... piżamie? Och, no tak. Zapomniałbym o tej wielkiej walizce, którą przytaszczył, jakby wiedząc, że Harry zgodzi się na jego nocleg. Kędzierzawy jest tak ufny i drobny, że mam ochotę zabić go za każdą łezkę, którą przez niego wypłakał - Jeżeli zrobisz coś Harremu to Ci nie daruję, wiesz to? Jeżeli choćby dotkniesz go tym swoim paluchem to Cię zabiję. A jeżeli powiesz coś złego o nim lub o dziecku, które nosi, sam kupię szubienicę, jasne?

Nick zachichotał.

- Spokojnie, przecież dziecko nadal może usunąć.

Och, nie. Tego było za wiele. Chciałem go pobić tu i teraz, ale wiedziałem, ze wszyscy domownicy śpią.

- Jedyne co w tym domu jest do usunięcia to ty i Twoje wielkie dupsko.

- Moje wielkie dupsko? Myślę, że Twoja pośladki są większe, przecież nie raz je widziałem ...

- Skończ!

Oddaliłem się od niego jak najszybciej mogłem, aby zabrać Harrego do sypialni. Chłopak siedział skulony na kanapie z szeroko otwartymi oczkami. Słyszał nas.

***

*Harry's POV

Płakałem. Dużo płakałem, ale ze szczęścia. Ktoś taki jak Louis troszczy się o mnie, a ja tak bardzo chcę w to wierzyć, że to aż niepojęte.

- Kochanie, co się stało? Czemu płaczesz? To przez Nick'a? Boże, przepraszam, powiem mu żeby jutro sobie poszedł nie chcę – zakłóciłem jego potok słów wtulając się w niego najciaśniej jak potrafiłem, co zaczął mi utrudniać malucieńki brzuszek.

Szatyn pocałował moje rozchylone wargi, na co moje ciało przeszły przyjemne dreszcze. Nie pozwoliłem aby ten pocałunek skończył się na niewinnym muśnięciu. Z każdym impulsem przepływającym przez moje ciało nasz pocałunek stawał się coraz bardziej zachłanny, a mi odechciało się spać, naprawdę. Już nawet nie powstrzymywałem myśli, które głosiły: NieBądźTwardyNieBądźTwardy. Bo do księdza Niall'a, ja już byłem twardy!

Szatyn położył drobne dłonie na moich pośladkach, aby następnie sprawnie unieść mnie w powietrze, tak, że moje nóżki bezsilnie zwisały spod jego ramion. Czułem się grubo. Czułem, że Louis'owi może być ciężko. Chciałem zejść, nie chciałem aby szatyn, gdy tylko by na mnie spojrzał, patrzyłby na mnie i wspominał dzień w którym mnie upuścił, bo byłem zbyt gruby. Niestety chłopiec uniemożliwił mi to i zacisnął palce na moich pośladkach na co pisnąłem.

- Ups? - zaśmiał się. Mały gnom. Nienawidzę go, ale kocham tak mocno.

Zanim się obejrzałem mój narzeczony doczłapał nas do sypialni, gdzie z rozmachem otworzył drzwi, o mało co nie wyrywając zamka w nich.

- Louis! - pisnąłem chichocząc, na to jak chłopak zdesperowany i pośpieszny był. Jeszcze chwilę temu byłem pewien, że do naszego zbliżenia może dojść na schodach, bo czułem jego ciśnienie WSZĘDZIE.

- Przepraszam, nie myślę, kiedy jestem napalony – i dopiero wtedy zdałem sobie sprawę do czego to wszystko prowadzi. To jest to. To co miało być przed przyjściem Nick'a.

Louis popchnął mnie na drzwi i zmiażdżył swoimi ustami, ocierając nasze krocza.

- Ugh! - jęknąłem donośnie, a Louis zachichotał w moją szyję, wcześniej ją naznaczając.

- A ty się dziwiłeś dlaczego kazałem Nick'owi spać kilka sypialni dalej.

Skąd niby mógł wiedzieć, że jestem głośny w łóżku? Moim zdaniem zachowuję się całkiem cicho.

-UGH!

No dobra, może jestem odrobinę głośny.

---------------

Okej rozdział wyszedł mi długi, jak na razie jest najdłuższy. Mam nadzieję, że wam to nie przeszkadza. I opisu tego seksu NIE BĘDZIE. Nie wiem czy mam robić opis ich któregoś późniejszego stosunku, bo się cykam, że zjebie po całości. Proszę piszcie, co o tym sądzicie i szczerze dziękuję wszystkim, którzy skomentowali i zagwiazdkowali wcześniejszy rozdział ^^ Naprawdę komentarzy było sporo i tak samo gwiazdek. Po prostu was kocham misie ^^

Nie bójcie się pisać swoich opinii. Nie zjem was (chyba) XD


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro