17. Dimples In Your Cheeks
* Louis' POV
Spałem spokojnie, a na mnie leżała niezidentyfikowana kulka z dość długą sierścią, która przez całą noc łaskotała moje policzki. Gdy po raz kolejny obudził mnie dotyk sierści, jak uważałem, nastał ranek, więc mogłem dostrzec czym, że owy obiekt się okazał. Był to widok słodszy od kotka, a uśmiech, który niekontrolowanie wpełznął na moją twarz jedynie potwierdzał najpiękniejszy widok na świecie. Harry spał wtulony w moją klatkę piersiową, głowę trzymając krótko pod szyją, a rączkami obejmując ją. Siedział na moich kolanach lekko zgarbiony, a dopiero potem zdałem sobie sprawę, jak chłopca będzie bolał kręgosłup. Jedną ręką sięgnąłem po telefon i odblokowałem ekran patrząc na zbyt wczesną godzinę. Gdy poruszyłem szyją zobaczyłem, że obaj jesteśmy otuleni niebieskim kocykiem w pandy, który jeszcze bardziej rozrywał moje serce. Chciałem się poruszyć, ale nie mogłem doprowadzić do niechcianej pobudki chłopca. Jedyne co chciałem osiągnąć to pójście do łazienki i ogarnięcie się z tego amoku, a następnie wrócenie do chłopca, którego wolałbym przestawić na łóżko, ze względu na jego boleśnie zgięty kręgosłup. Co prawda moja szyja nie miała lekko, tak samo jak i plecy, które przynajmniej opierały się o ciepłą od grzejnika ścianę.
Wsunąłem ręce pod zgięcie kolan chłopca, oraz pod pupę.
- Mhmm – mruknął kędzierzawy mocniej zaciskając dłonie na mojej szyi.
Lekko podniosłem się na piętach, ale równie szybko upadłem gdy usłyszałem zduszone szlochem:
- LOUIS! - chłopak przylgnął do mnie całym swoim ciałem, powalając z powrotem na drewnianą, a swoją drogą, ocieplaną podłogę.
Brunet zaczął płakać w moją już i tak mokrą koszulkę od wczorajszych łez koszulkę. Trudno było mi wyznać rodzinie Harrego wszystko o czym nawet nie mówiłem najbliższym znajomych. Kiedy tak źle zareagowali na spotkany przeze mnie los, spiąłem się i to bardzo, szczególnie przez to, że nie powiedziałem im najważniejszego, co ciągle ciąży tylko na moim sercu. Kiedyś zwierzyłem się z tego Zayn'owi, ale wolę o tym nie mówić, tak czy inaczej.
- Kochanie, co się stało? - zapytałem głaszcząc jego główkę, a następnie ścierając z jego policzków łzy. Choć mnie samego wciąż zbierało na płacz i wymioty w tym samym czasie. Ale rodzice Harrego mieli stuprocentową rację. Na szczęście nie będę prawdziwym mężem bruneta. Na pewno znajdzie kogoś godnego podtrzymania go na duchu, oraz opieki na dzieckiem.
- Nie odchodź, proszę – szepnął tak cicho, że musiałem pochylić głowę, aby w pełni usłyszeć jego załamujący głos.
Czy ona naprawdę myśli, że ... odchodzę? Może miał jakiś zły sen, czy cokolwiek.
- Hej, o czym ty mówisz? - spytałem najdelikatniej jak tylko mogłem. Czułem się jak na wystawie kruchych rzeźb lodowych, a każdy głośniej wypowiedziany wyraz miałby roznieść po sobie niewyobrażalnie głośne echo i rozkruszyć topniejący od gorzkich łez lód.
- No – odchylił głowę w bok – Wiesz wczorajsza sytuacja nie była dla Ciebie dość komfortowa, a ja nie mogę Cię zapewnić, że już się nie powtórzy i myślałem, że ... no ... ty ...
Pocałowałem go w skroń głowy, a on dość dziecięco zachichotał, przez mój lekki zarost łaskoczący jego skórę.
- Kochanie, myślisz, że mógłbym wyjechać i Cię zostawić? - po raz kolejny zadałem mu pytanie, na które jedynie przytaknął z błyszczącymi od łez oczyma – No to się mylisz.
- Ale ta sytuacja ... - uciszyłem go palcem.
- Nie będziemy o tym rozmawiać o piątej nad ranem.
Uśmiechnąłem się do niego najmilej jak potrafiłem, a on jedynie odwzajemnił mój uśmiech. Usłyszałem cichy brzdęk kości, a moją uwagę natychmiast przykuł kręgosłup chłopca, który przez całą noc nie miał podpory. Nachyliłem się odrobinę aby podnieść kędzierzawego, ale ten wykorzystał moment mojej nie uwagi i przysunął się tak, że nasze wargi dzieliły milimetry. Znałem go od nie dawna, ale wiedziałem, że nigdy nie czyni czegoś jako pierwszy. Nie traktuję tego jako nieśmiałość, lecz jako rozwagę, co niezmiernie mi się podoba. Przylgnąłem ustami do jego i zatraciliśmy się w pięknym, lekko sennym pocałunku. Który może i był mozolny oraz nie zbyt zachłanny, ale najważniejsze było to, że był nasz. Podczas gdy po raz kolejny otarłem nasze języki o siebie, zauważyłem, że brunet przestał poruszać wargami, a jego głowa odchylona wisiała na moim ramieniu. Mały głuptas zasnął podczas pocałunku. Nie chciałem go znowu budzić więc jedynie podkuliłem nogi w kolanach, a plecy chłopaka oparłem o swój tors, aby wygodnie mu się spało. Sam nie wiem, kiedy równomierny oddech bruneta umorzył mnie do snu.
***
Obudziłem się wtulony w czystą pustkę. Przyciągnąłem koc bliżej i z zamkniętymi oczami przysunąłem go do twarzy. Był już zimny, ale wciąż pachniał Harrym, czyli głównie lawendą. Otworzyłem oczy i analizowałem sytuację w której się znajduję. Prześledziłem pokój wzrokiem, a moje spojrzenie stanęło na pięknym, młodym chłopcu pochylonym na krześle i bazgrzącym coś w zeszycie. Na moją twarz po raz kolejny wskoczył uśmiech. Gdyby Zayn mnie teraz widział za pewnie uznałby, że jestem na haju. Ale to naprawdę nie moja wina, że za każdym razem kiedy widzę Harrego moje wargi wykręcają się w najbardziej łzawym uśmiechu na świecie. Po cichu wstałem i skierowałem się w stronę chłopca, który nadal pisał coś w zeszycie. Okładka wydała się mi dość znajoma. Z tego co pamiętam widziałem ją kilka dni temu, kiedy Harry nie chciał abym widział ten notes.
- Harry? - dotknąłem jego ramienia, chcąc wypatrzeć co zapisuję, ale ten, gdy tylko usłyszał mój głos zapiszczał i z plaskiem zamknął zeszyt, patrząc na mnie ze swoim uśmieszkiem „Ja nic nie zrobiłem!".
- T-tak? - jąkał się odsuwając notes na znaczną odległość, a krew w moich żyłach buzowała z czystej ciekawości.
- Co pisałeś? - przetarłem oczy, które wciąż mroziły mroczki.
Moją wypowiedź przerwał ... och, no tak. Pan Wiecznie Wchodzę W Nieodpowiednim Momencie Horan.
- Hej chłopcy! - czasami się zastanawiam, czy podczas naszego stosunku Niall też wszedłby do pokoju bez pukania. Może wtedy nauczył się wcześniejszego uprzedzania. Znaczy, to nie tak, że myślałem o tym, żeby cokolwiek działać z Harrym. Znaczy, ten, no ... ładna pogoda, co nie?
- Hej Niall – entuzjazm Harrego był nie doopisania, szczególnie, że póki co upiekło mu się – Coś się stało?
Blondyn podrapał się po głowie i zaśmiał się lekko.
- Pomyśleliśmy z chłopcami, że dzisiaj niedziela i może poszlibyśmy do wesołego miasteczka? Nasze ostatnie spotkanie w tym tygodniu, no wiecie.
-------
Krótki, ale muszę czymś zapchać xD
Dziękuję za wszystko misie ^^ <3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro