15. Tears On Your Chubby Cheeks (2/2)
UWAGA: To jest 2 rozdział w tym dniu, więc sprawdź czy przeczytałeś wcześniejszy!
--------
* Harry's POV
- Haz – coś szturchnęło moje ramię – Haz, kochanie wstawaj.
Jedno głupie słowo wystarczyło abym otworzył oczy, a przed sobą zobaczył równie uśmiechniętego szatyna.
- Twoja mama czeka z obiadem.
Po lekkim ogarnięciu swoich, coraz większych, czterech liter zszedłem wraz z Louis'em na dół. Przy stole siedzieli już wszyscy, oprócz mojego ojca. Atmosfera była cudowna. Już od dawna tak bardzo się nie śmiałem, a po moich policzkach znów sunęły się łzy, tym razem szczęścia.
- Hej, Haz? - zmartwiony szatyn przetarł mój policzek wewnętrzną stroną swojej ciepłej dłoni – Coś się stało?
Uśmiechnąłem się ciepło widząc jego troskę i wtuliłem się zapobiegawczo w jego szyję, mrucząc przy tym z czystego szczęścia, którym chciałem się nacieszyć. Niebieskooki ucałował mnie we włosy, dłonią gładząc plecy, które mogły roztopić się przy jego dotyku.
Coś lekko szturchnęło mój bok. Odsunąłem twarz od chłopca, patrząc na dziewczynkę nie pordanie ciągnącą kawałek mojej bluzki.
- Wujku, wujku – ciągnęła dalej nie ustępując chociażby na sekundę, co wywołało chichot u Louis'a, którego swoją drogą tak bardzo nienawidziłem, że aż kochałem.
- Tak skarbie? - poczochrałem jej główkę, na co skrzywiła się nieznacznie.
- Czy mogę mówić do Louis'a wujek? - zapytała spod wachlarza nieukształtowanych rzęs.
Na początku lekko speszyłem się jej pytaniem i wolałem je uzgodnić z Louis'em, lecz ten przejął rozmowę.
- Oczywiście, że tak szkrabie – złapał ją za rączkę i ucałował jej wierzch. On naprawdę w przyszłości będzie świetnym ojcem.
Z wielką czułością wpatrywałem się w przekomarzanie dwóch małych urwisów, jednego trochę starszego, ale równie głupiutkiego, co do rudowłosej dziewczynki. Nagle do nich dołączył się malutki Des, który z wielkim zainteresowaniem przyglądał się mojemu brzuchu. Przez chwilę mnie to peszyło, ale przecież już każdy wie o mojej ciąży.
- Wujku, chyba musisz przestać jeść słodycze – stwierdzenie siedmiolatka uśmiało osoby siedzące przy stole.
Louis uśmiechnął się do mnie promiennie, a następnie złapał za rękę pod stołem.
- Jestes glupi – splunęła niewyraźnie jego siostra, która czasami miała problem z wymową – Tam jest dziecko.
Des wystraszył się i z płaczem uciekł na kolana matki. Gemma pogłaskała chłopca po głowie i ze śmiechem zapytała o co chodzi.
- B-bo – jąkał się – Wujek Harry zjadł dziecko! On nas zje!!
Po raz kolejny każdy wybuchł śmiechem, a mnie coraz bardziej łapało rodzinne szczęście. Kiedy patrzyłem na Niall'a i Zayn'a, którzy potajemnie spletli swoje ręce pod stołem moje serce krajało się.
Louis podszedł do dziecka i wziął go na ręce, a następnie usiadł koło mnie.
- Malutki, wujek Harry urodzi to dziecko. Wiesz potem będziecie się mogli razem bawić, wiesz?
Des wyraźnie rozluźnił się, a nawet ucieszył, jak na dziecko przystało.
- Ale mama mówi, że dziecko się rodzi kiedy dwójka ludzi się baaaardzo kocha – zaczął przesadnie gestykulować, na co Louis uśmiechał się od ucha do ucha – Wujku Lou Lou, czy ty kochasz wujka Harrego?
Starszy posłał mi kolejny czuły uśmiech i z dumą rzekł:
- Bardzo kocham.
***
*Louis' POV
Kiedy obiad wylądował na szeroki stole, ojciec rodzeństwa zaszczycił nas swoją (niechcianą) obecnością. Wszystkie szmery ucichły, a ja jedynie mogłem dostrzec coś wypukłego spoczywającego w mojej kieszeni. Czułem się jakbym nosił w tej kieszeni swoją wątrobę. Ale tak naprawdę nosiłem coś czysto droższego, a mianowicie warty 90 tysięcy pierścień dla Harrego. Po skończonym obiedzie matka Harrego dała mi znak, abym zaczął swoje przedstawienie, jakby to nie ująć.
Wstałem od stołu, a wszystkie oczy zwróciły się ku mojej osobie. Bałem się tego, ale matka Harrego nalegała aby „powtórzyć" zaręczyny przy nich, kiedy pierścionek zostanie zakupiony. Nie chciałem się z nią kłócić, więc tak oto jestem, Louis klęczący przed krzesłem na którym siedzi Harry.
- Harry Edwardzie Stylesie – ciężko przełknąłem ślinę, a usta bruneta wykrzywiły się w małej literce ''o'' – Czy uczynisz mi ten zaszczyt i wyjdziesz za mnie?
Cisza, która dłużyła się sekundami, dla mnie osobiście trwała miesiące, jak nie lata. Podniosłem wzrok na Harrego, a po jego policzkach, po raz kolejny w tym dniu sunęły się łzy o przejrzystym kolorze.
- J-ja – rozejrzał się wokół siebie, gdzie Ziall (Zayn+Niall) trzymali swoje ręce i w szoku spoglądali na dwójkę chłopców, Liam przestał sączyć napój, a słomka zwisała pomiędzy jego wargami, Gemma gładziła Audrey po głowie, a Ed z uśmiechem i łzami trzymał Des'a za rączkę. Jay nie powstrzymywała łez, ale oczy Ben'a były nieugięte i pełne charakterystycznego wstrętu – Tak!
Kruchy chłopiec rzucił się w moje ramiona, klęcząc. Obaj przytulaliśmy się na ziemi w popłochu, a jedyne co słyszałem to bicie serca Harrego, które w każdej chwili mogło od tak wyskoczyć z jego piersi.
Gdy chłopiec odsunął się ode mnie wsunąłem na jego szczupły palec małą, srebrną obrączkę, jako znak przysięgi, która za niedługo ma być złamana. Gdy pierścień dotknął połączenia palców uśmiechnęliśmy się do siebie, a następnie złączyliśmy nasze wargi w czułym i delikatnym pocałunku. Mogłem słyszeć cichy płacz Gemmy i Jay, albo głuche ''awww'' Niall'a, ale jedyne co w tym momencie chciałem słyszeć to bicie naszych naszych dwóch, dużych serc i jednego malutkiego, które siedziało w brzuchu bruneta.
- Louis! - młodszy oderwał się ode mnie, przykładając rękę do dolnej części brzucha – Kopnęło!
Zaskoczony szybko przystawiłem nasze dłonie do zaokrąglonego, ledwie odstającego brzuszka.
- Kopie! - krzyknąłem szeptem, chcąc zwrócić uwagę rodzina, która oniemiała na swoich siedzeniach.
Ponownie przytuliłem Harrego, a następnie powróciliśmy do obiadu, który po oświadczynach zaczął być lekko nie przyjemny, ze strony ojca Harrego, bo ...
------
Pls, nie zabijajcie XD
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro