14. Tears On Your Chubby Cheeks (1/2)
*Harry's POV
Podczas prysznica zdążyłem przemyśleć kilka kwestii. Louis nie jest mi niczego winien. On jedynie, jak komicznie to nie zabrzmi, pracuję dla mnie. Ma za zadanie wykonywania takich pocałunków tylko przy osobach z moich rodziny. Musi być dla mnie czulszy tylko w ich otoczeniu, to wszystko, nic o co powinienem być zły. Źle go potraktowałem, wręcz najpewniej wystraszyłem swoim zachowaniem. Jeszcze pomyślał sobie, że ktoś taki jak ja, człowiek bez widocznej przyszłości, zakochał się w nim. Po części jest to prawdą, ale jest to tylko złudne zauroczenie, bo przecież on nie będzie czuły dla osoby, która nosi w sobie nie jego dziecko.
- Harry! Proszę wyjdź! – jego wrzasków nawet nie stłumił szum wody uderzającej o moje ciało.
Zakręciłem kurek i wyszedłem z prysznica, którego szyby zaparowały od ciepłej wody. Wytarłem się i nałożyłem na siebie jedynie dolną część garderoby, która składała się z bokserek i zwykłych, szarych dresów. Podszedłem do wielkiego, mieniącego się lustra i lustrowałem siebie wzrokiem. Para zapadniętych oczu, po nie przespanych, czy wypłakanych nocach. Zielone oczy, które przybrały cień szarości, a świecące chochliki w nich wygasły razem z moją ostatnią nadzieją. Niewidoczne rysy, zbladłe i wykrojone. Jedyne czego brakowało mi najbardziej to poczciwy uśmiech, który gasł z każdą myślą tłoczącą się w mojej głowie, niczym w kotle.
Przejechałem otwartą dłonią po policzkach, a następnie po szczęce, twierdząc, że jestem beznadziejnie brzydki. Nawet moja klatka piersiowa, którą zdążyłem sobie całkiem nieźle zrobiła się wypukła. Głupi Nick i jego głupie pomysły.
Ostatni raz przeczesałem wzrokiem swoją posturę, a następnie poczłapałem do drzwi, gdzie otworzyłem zamek.
- Wejdź – rzekłem widząc Louis'a niepewnie stojącego we framudze drzwi.
Chłopiec nieporadnie podszedł do mnie kładąc dłoń na moim odsłoniętym barku.
- Przepraszam – jego głos był miękki, a dolna warga lekko drżała.
Nic nie powiedziałem jedynie wystawiłem do niego ręce w celu niedźwiedziego uścisku, który zazwyczaj polega na braterskim przytulaniu, ale dobrze wiedziałem, że będzie czuły i delikatny. Louis nie był typem osobnika, który jest zachłanny, myślę, że przez niespodziankę, którą zgotował mu los stał się tym troskliwym, a nie materialnym. Nawet przez myśl mi nie przeszło, że ten czas, który poświęca głupiemu pocieszaniu mnie robi tylko ze względu na wypłatę.
- To ja przepraszam – powiedziałem w jego włosy, które przyjemnie łaskotały mój odstający nosek. Chłopak mocniej ścisnął moje plecy, lekko się na mnie opierając.
Oddaliłem się od niego tylko po to, aby złożyć nieznaczny pocałunek na jego szczęce. Gdy oderwałem swoje usta od jego skóry, a moje ręce opuściły się wzdłuż ciała, chłopak przyszpilił mnie do kafelkowej ściany, na co cicho zapiszczałem. Do cholery jasnej, ja wciąż nie mam na sobie koszulki!
- Nie, to ja przepraszam – sapnął pomiędzy pocałunkami na mojej szyi.
Odepchnąłem go od siebie przejmując władzę i sunąć wargami po jego grdyce. Chłopak oparł się o zlew i zacisnął pięści na moich mięśniach masując je okrężnymi ruchami krótkich paluszków.
- Ja przepraszam – przycisnąłem usta do jego nosa otulając go swoim ciepłym oddechem.
Starszy chłopak zachichotał i przeniósł swoje dłonie na moje pośladki. Jednym ruchem uniósł mnie w powietrze, na co trochę się speszyłem, ale oplotłem nogi wokół jego pasa. Następnie posadził mnie na murku, koło zlewu, obdarowując moją klatkę piersiową całusami. Zamknąłem oczy i delektowałem się tą chwilą, chcąc poczuć ją jak najgłębiej.
- Nie, to ja przepraszam – jego głos był inny. Trochę oschły, ale równie wysoki. Przez chwilę myślałem, że zauważyłem w nim cień Irlandzkiego akcentu. Oderwałem się jak oparzony od ust chłopca, a następnie zobaczyłem Niall'a, który zdezorientowany opierał się o drewniane drzwi. Głupi cocblocker. Louis jakby nie dosłyszał jego głosu i dalej obdarowywał moje ciało pocałunkami – Louis, powiedziałem PRZEPRASZAM!
Szatyn odwrócił się w stronę blondyna, który w lekkim rozdrażnieniu cedził słowa przez zęby. Zagryzłem wargę żeby nie wybuchnąć śmiechem, co także w pewnym momencie zrobił Zayn, który niezauważalnie stał tuż za młodym księdzem.
- Niall, jeżeli chcesz nas rozgrzeszyć to poczekaj do niedzieli - powiedział Louis, a ja wraz z mulatem wybuchliśmy śmiechem.
- Hah śmieszne – odpowiedział z ironią – My będziemy czekać na dole, a poza tym Harry – zwrócił się w moją stronę mierząc moją postać od bosych stóp do czubka nosa – Gemma przyjeżdża dzisiaj, więc ubierz się przyzwoicie.
Mówiąc to Niall wyszedł z łazienki, a tym samym z sypialni zostawiając nas z Zayn'em samych.
- Czy w czymś wam przeszkodziliśmy? - zapytał głupkowato mulat robiąc przy tym najbardziej komiczny wyraz twarzy.
Louis potrząsnął głową w chichocie i splótł nasze palce ze sobą.
- Zayn, chcemy się ubrać, więc zostaw nas samych.
***
O dziwo, tylko się ubraliśmy, nie żebym liczył na coś więcej. Po prostu Louis czasami zachowuję się dość dwuznacznie, co zaczyna mnie powoli drażnić. To ja jestem tym ciężarnym, a to on ma te nieznośne humorki, nie żebym i ja ich nie miał.
Stresowałem się wizytą Gemmy. Ona znała mnie, aż za dobrze dlatego kazałem Louis'owi udawać dwa razy lepiej, na co z przyjemnością się zgodził. Siedziałem na pufie w salonie wykręcając palce na wszystkie możliwe strony, a nogami wystukując rytm na drewnianej posadzce. Wszystko powoli zaczęło mnie przytłaczać i myślę, że gdyby nie Louis już dawno dławiłbym się własnym szlochem. Może jest to poniekąd śmieszne, ale bez niego moje życie byłoby zupełnie inne. Bałem się wizyty z jednego dość przykrego powodu, ona ma wszystko, a ja nic. Ma rodzinę, kochającego męża, dobrą pracę, piękny dom, a ja? Aż szkoda mówić.
- Kochanie, wszystko w porządku? - Louis zajął miejsce koło, dłonią czesząc mój policzek, którego wtulałem w niego.
- Chciałbym żeby było – uśmiechnąłem się nieznacznie, a chłopiec pocałował mnie czule w nos.
Louis najwidoczniej się czymś speszył, bo jego gałki oczne lekko się rozszerzyły.
- Kocham Cię – splótł nasze palce ze sobą, a ja dokładnie wiedziałem, że ktoś za nami stoi.
- Ja Ciebie też – musnąłem ustami jego różowe wargi.
Usłyszałem ciche ''aww'' i natychmiast się odwróciłem. W drzwiach do salonu stała szczupła blondynka o wyraźnych zarysach twarzy i szarych chochlika tlących się w jej oczach, takich które zdążyłem zapamiętać.
Ubrana była w skórzany płaszcz do kolan, granatową sukienkę oraz szal, który luźno wisiał na jej chudej szyi. Zauważyłem, że jej brzuch zdążył powrócić do dawnych rozmiarów po drugiej ciąży.
- Braciszku, w końcu doczekałam się poznać Twojego chłopaka – jej głos był słodki i wysoki o kolorowej barwie.
Louis natychmiast wstał ze skórzanej kanapy, a następnie wziął dłoń Gemmy i przelotnie musnął ją wargami:
- Jestem Louis, ty za pewnie jesteś Gemma? Harry sporo o Tobie opowiadał.
Dziewczyna zachichotała jak za nastoletnich czasów, a następnie odpowiedziała zdejmując szal:
- Miło mi Cię poznać, Lou – och, to przezwisko mogła sobie darować, przecież to mój przyszły mąż – Tak, jestem Gemma, siostra tego małego loczka.
Szatyn uśmiechnął się słodko w moją stronę, abym wstał. Posłusznie wstałem, a on szybko przygarnął mnie do swojego boku obejmując w talii i podtrzymując lekko brzuszek.
- Och mój Boże – zapiszczała blondynka – A kogo my tu mamy?
Dziewczyna zniżyła się do poziomu mojego ostającego brzuszka i miziała go paluszkami. Przyznaję było to przyjemne, ale jednak nikt nie równa się z Louis'em, który był stworzony do dotykania moje brzucha.
Podczas gdy Gemma zajęta była konwersacją z moim brzuchem do salonu wpadła dwójka roześmianych dzieci. Louis od razu rozpromienił się na widok maluchów i zaczął je głaskać po głowach. Nie wiem, czy ten chłopak spadł z nieba, czy może ja do niego trafiłem.
- Och, zapomniałabym wam ich przedstawić – zaśmiała się dziewczyna – To jest Audrey – wskazała na rudowłosą dziewczynkę, która wyglądała na około 10 lat – A to Des – opuściła wzrok na szatyna o pięknej, bladej karnacji, która uwiodła mnie tak samo jak Louis'a. W porównaniu do siebie tej dwójki dzieci widać było jedynie same różnice. Ona, szalona, kędzierzawa, rudawa, piegowata, posiadająca głębokie niebieściutkie oczka, on bladawy, ciemnowłosy, deklaracja dziecięcego piękna, bez żadnych skaz na twarzy.
- Des ma dopiero 7 lat, a Audrey 10 – do pokoju wszedł nie kto inny, jak stary i poczciwy Ed, mąż Gemmy.
Rude włosy, niebieski oczy oraz piegi jako jego znak rozpoznawczy. Teraz na jego nosie także zagościły kwadratowe okulary, które lekko przykrywały błękitne tęczówki, choć wciąż nie gasiły znajomego blasku w oczach za którym szalała nastoletnia Gemma.
Ed objął blondynkę ramieniem i ucałował krótko w policzek.
- Jestem Ed, mąż Gemmy – wystawił rękę do Louis'a, którą szatyn natychmiastowo uścisnął.
- Jestem Louis, przyszły mąż Harrego – ucałował mnie w szczękę, a następnie odbyliśmy bardzo komfortową rozmowę. Po chwili dołączyli do nas również chłopcy, którzy przyjechali na weekend.
- Więc – zaczęła Gemma popijając sok jabłkowy – Chyba nie muszę Ci przypominać Louis, że jeśli skrzywdzisz Harrego, to zmierzysz się z mocą rodziny Styles'ów?
Louis zaśmiał się krótko masując mój brzuch przez całą rozmowę i ukradkiem składając kilka (albo kilkaset) pocałunków na mojej, już ciepłej i mokrej, szyi.
- Nie musisz. Nigdy bym go nie skrzywdził. Za bardzo kocham tego bąbelka – pacnąłem go w ramię, na co każdy się zaśmiał.
Wszyscy świetnie się ze sobą dogadywali. Niall znalazł wspólny temat z Ed'em, Zayn dogadywał się z dwójką pięknych dzieci, Liam i Louis żartowali z Gemmą. Czułem się świetnie i potwornie zarazem. Wiedziałem, że to wszystko za miesiąc dobiegnie końca. Niedługo zostanę sam z wszystkim. Po raz kolejny stanę się czarną owcą rodziny, która straci męża. To będzie okropne. Nawet nie poczułem jak po moich policzkach zaczęły sączyć się ciężkie, słone łzy. Zachlipałem cichutko, co tylko zdołał dostrzec Louis.
- Kochanie, Haz, wszystko w porządku? - szepnął, scałowując każdą pojedynczą, czy zapodzianą łezkę.
- Nie – wtuliłem się w jego tors, chcąc zostać tam już na zawsze – Źle się czuję.
Louis pogłaskał moją głowę i ucałował jej czubek.
- Chcesz się przespać, skarbie? Obiad dopiero za dwie godzinki.
Naprawdę straciłem rachubę czasu, co do tego ciągłego zdrabniania słów przez szatyna. To jest słodkie i wcale nie ułatwia sytuacji w której się znajduję.
- Dobrze, to ja pójdę na drzemkę – wstałem z kanapy, a gdy chciałem się poruszyć moje nogi oderwały się od ziemi.
- Zaniosę Cię – zaśmiałem się krótko, tak jak wszyscy w pomieszczeniu. Dopiero wtedy zdałem sobie sprawę, że chłopak robi to pod publikę i znów zamilkłem.
---------
Wiem, że nudne potwornie XD Ogółem napisałam dość długi rozdział więc podzieliłam go na dwa i jeszcze dzisiaj dodam tą krótszą część ^^
Dziękuję za wszystko xxx
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro