Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

12. I Love You. What? No Matter

*Louis' POV

Minęły dni od naszego namiętnego pocałunku. Z tego co widziałem Harry nie był zbytnio zadowolony. Parę razy przyłapałem go na nocnym płaczu. Tłumaczył mi, że śnił mu się jedynie koszmar, ale moje sumienie nie pozwoliło mi przyjąć tego do świadomości. Wiedziałem, że chłopak musi czuć się źle z myślą, że tak naprawdę w ogóle mnie nie zna, a ja jakby nigdy nic całuję go, na dodatek przed jego ojcem. Sam czułbym wstręt do siebie za coś takiego, ale o dziwo, nie czuję. Może spowodowane jest to litością, do tego złotego chłopca, a może to czysta ekscytacja.

Tego wieczoru nie było inaczej. Harry odwrócił się do mnie tyłem i zasnął pod miękką pierzyną. Kilka godzin później usłyszałem zdławiony szloch, więc jak najszybciej włączyłem lampkę nocną i spojrzałem na trzęsącą się kulkę owiniętą w błękitną pościel. Zgasiłem lampkę, a następnie otuliłem chłopca, przyciągając jego plecy do swojej klatki piersiowej. Kędzierzawy powoli się uspokajał, ale wiedziałem, że nie chodzi tu o jakiekolwiek koszmary.

- Harry? - zapytałem lekko kołysząc jego ciało w przód i w tył.

- Hm? - mruknął ospale, choć nadal w jego głosie można było usłyszeć cień szlochu.

- Dzisiaj jedziemy do jubilera, pamiętasz? - zanurzyłem twarz w jego bujnych lokach, ręką gładząc odstający brzuszek.

Chłopak jedynie kiwnął głową, a następnie przewrócił się na drugi bok, aby złapać ze mną kontakt wzrokowy. Choć było ciemno światło księżyca pozwoliło mi zobaczyć opuchnięte oczy chłopca, a także policzki na których błyszczały się ślady łez. Pocałowałem go krótko w nos, a następnie przytuliłem do własnej piersi. Zacząłem czesać jego loki dłonią, oraz chwilami przyciskałem usta do jego zmarzniętego czoła. Gdy usłyszałem równomierny oddech, odprężyłem się nieznacznie i z ostatnim cmoknięciem, sam zasnąłem wtulony w burzę loków ciężarnego nastolatka.

**

Obudził mnie dźwięk kaszlu, oraz szelest skrzypiącej podłogi. Natychmiastowo zerwałem się z łóżka i pobiegłem w stronę naszej łazienki, która swoją drogą do najmniejszych nie należała. Obok dużego, metrowego lustra, klęczał blady nastolatek pochylony nad muszlą klozetową. Bez wahania podbiegłem do chłopca i odgarnąłem z jego czoła parę zapodzianych kosmyków. Ręką głaskałem jego plecy, kiedy ten zwracał wczorajszą kolację. Gdy nastolatek skończył, wyczyściłem jego twarz, a następnie uniosłem do góry. Wziąłem go w swoje ramiona, odrywając bose stopy chłopca od zimnych kafelków.

- Louis! - krzyknął lekko przestraszony, zacieśniając uścisk na mojej szyi – Jestem za ciężki, odstaw mnie.

- Jesteś idealny, kochanie – chłopak zaniemówił na moje słowa, a ja dopiero po czasie zdążyłem zauważyć swój błąd – Och, ja przepraszam. No wiesz, tak jakby jesteśmy fałszywą parą.

Kędzierzawy nic nie mówiąc schował twarz, którą płonęła rumieńcem u zagłębienia mojej szyi, co powodowało u mnie dreszcze z każdym jego ciepłym oddechem. Gdy dotarliśmy do dużego łóżka na podwyższeniu delikatnie położyłem chłopca na pościeli, przed tym skradając mu jednego buziaka prosto w zaróżowione usta. Chociaż nie dawno co wymiotował, nie zdawało mi się to ani trochę ohydne.

- Harry, wyglądasz na zmęczonego. Powinieneś zostać w domu – stwierdziłem głaszcząc czoło chłopca, które także pokryte było lekkim rumieńcem – Pojadę z chłopcami, dobrze?

- Dziękuję – zamknął oczy, a jego twarz wtulała się w wewnętrzną stronę mojej dłoni – Za wszystko.

Uśmiechnąłem się samoistnie, a następnie ogarnąłem swoją osobę. Po ubraniu się i zaczesaniu potarganych włosów, ucałowałem śpiącego chłopca, którego zmorzył sen, a następnie wyszedłem za drzwi naszej sypialni.

- kochamcię– chłopak mruknął coś pod nosem, czego nie zdążyłem rozszyfrować po zamknięciu drewnianych drzwi.

**

Nie chciałem sprawiać problemów matce Harrego, a tym bardziej jego ojcowi, więc postanowiłem pojechać autobusem. Na całe szczęście przystanek był niedaleko domu Styles'ów, przez co nie czułem się zmęczony.

Czekając na autobus napisałem wiadomość do Zayn'a:

Do Wyżeracz Twojego Jedzenia:

Zayn. Park Norstreet. Za 20 minut. Przynieś mi kawę po drodze.

Od Wyżeracz Twojego Jedzenia:

Głupi gówniarz. Mała czarna?

Do Wyżeracz Twojego Jedzenia:

Tak.

Też Cię kocham xx

Kilkanaście minut później przechadzałem się wzdłuż jednego z większych parków w Holmes Chapel. Pogoda od rana dawała się we znaki, co powodowało u mnie ciągły niepokój. Od zawsze wolałem ciepłe klimaty, wakacje, baseny, choć przytulanie się przy kominku z kakaem trzymając w objęciach najbliższą Ci osobę, nie wydawało się takie złe. No chyba, że takiej osoby się nie posiada. Takie myślenie dobitnie mnie zniszczyło.

Idąc wzdłuż ścieżki utworzonej z porozrzucanych kamyczków myślałem nad chłopcem o intensywnym kolorze zieleni w tęczówkach. Miał on coś w sobie, co nie dawało mi spokoju. Przestałem patrzeć na niego z pryzmatu litości, tylko czystej troski, co wydawało mi się kompletnym absurdem. On mnie jedynie wynajął do pracy, jak zwał tak zwał. Po prostu nie ma żadnej opcji, abym mógł się o niego troszczyć w przypadku nie odgrywanej roli, prawda?

Mój potok stale sączących się myśli przerwała postać, szturchająca moje ramię. Podniosłem głowę w górę, a moje oczy ujrzały znajomo czekoladowe tęczówki, oraz nozdrza zalał zapach świeżej kawy. Powściągnąłem się od nagłej chęci skoczenia Zayn'owi na szyję, ponieważ nie widziałem go już kilka dni. Tak naprawdę przed propozycją Hazzy widywaliśmy się codziennie, a kilka dni mijało jak wieczność bez jego humorzastości. Tak, ja Louis Tomlinson przyznaję, że brakowało mi tego mulata o imieniu Zayn Sarkazm Malik.

- Twoja kawa – uśmiechnął się podając mi kubek gorącej cieczy, a połowa jego twarzy schowana była pod wzorzystym szalikiem – Jak Ci mija życie?

Chichotaliśmy jak za danych lat, albo raczej jak w niedzielę. Zayn opowiadał o swojej siostrze, która podobno znalazła swojego pierwszego chłopaka, więc on musi robić za przyzwoitkę na ich każdym spotkaniu. Następnie opowiedziałem mu o sytuacji z ojcem Harrego oraz o potrzebie znalezienia pierścionka dla chłopca. Szatyn przyznał, że szczerze współczuję Harremu takiej rodziny, choć wciąż pokrywa nadzieje u jego siostry, którą będziemy mieli okazję poznać już w ten poniedziałek.

- Tęsknisz za swoim współlokatorem? - zapytał popijając gorącą czekoladę oraz spoglądając na mnie tym dziwnie maślanym wzrokiem.

- Nawet nie wiesz jak bardzo – zaśmiałem się ochryple, przez wiatr, który towarzyszył nam podczas rozmowy – A co u Niall'a.

Mulat odruchowo spiął się na to pytanie, a gdy chciałem coś dopowiedzieć on się wtrącił:

- Och, patrz jubiler! - wskazał palcem na jeden ze sklepów na środku ulicy.

**

Weszliśmy do pięknie urządzonego sklepu z biżuterią. Zdjąłem z siebie ciepłe rękawiczki, co następnie także uczyniłem z czapką i szalikiem. Co jak co, ale tu naprawdę było gorąco. Zayn nadal gotował się w swoim grubym, puchatym płaszczu oraz skórzanych rękawiczkach. W pomieszczeniu było kilka klientów więc nie czułem się zbyt niekomfortowo, czego nie mogłem powiedzieć o swoim przyjacielu. Na każdą z rzeczy patrzył wielkimi oczami, które wręcz wychodziły z orbit.

- Louis, może stąd wyjdźmy – zaproponował kiedy zagłębiliśmy się w sali – Patrz na ceny tych rzeczy! - krzyknął szeptem, a moje oczy pociemniały.

Faktycznie były to drogie rzeczy, ale miałem co nieco zaoszczędzone. Może i był to mój cały majątek, ale przecież potem dostanę swoją wypłatę. Poza tym Harry nie zasługuję na jakieś tanie badziewia.

Kazałem Zayn'owi skoczyć do bankomatu, kiedy ja będę się rozglądać za pierścionkiem dla mojego skarba, znaczy Harrego. Po prostu wczułem się w rolę jego narzeczonego, okej?

Podszedłem do jednej z droższych wystawek i lustrowałem spojrzeniem każdy pierścień, który tam widniał.

Od wielkich i grubych, podobnych do sygnetów, po malutkie, drobne i delikatne, czyli takie, które idealnie ukazują kruchość chłopca.

- Przepraszam, mogę w czymś pomóc?

- Tak, szukam pierścionka zaręczynowego.

- Jak szczęściara wygląda?

- Tak właściwie, to chłopiec – piękny chłopiec.

I tak to właśnie się zaczęło. Spędziliśmy ponad 4 godziny w sklepie jubilerskim, ponieważ oni nie mieli pierścionka, który oddawałby piękność tego zielonookiego chłopca.

- A może ten? - sprzedawca po raz kolejny z rzędu pokazał mi nic nie warty, tandetny, brzydki pierścionek, który jedynie odstręczałby Harrego – On jest kruchy i drogi. A więc?

- Absolutnie nie – odtrąciłem już setny pierścień z rzędu.

- Louis, no proszę Cię – Zayn zamiast pomóc mi w wyborze biżuterii tylko grymasił na każdym kroku, mówiąc, że nie zdąży na randkę.

- Kurwa, Zayn – uciszyłem chłopca – A ten?

* 2 godziny później

-TEN! - zawołałem szczęśliwy, iż w końcu znalazłem piękny pierścionek, który idealnie będzie pasował do pięknego chłopca – Chcę go. Ile?

Sprzedawca otarł pot z czoła, a następnie posłał mi zmęczony uśmiech.

- 90 tysięcy. Akurat jest w promocji.

Och, 90 tysięcy? I teraz mamy klops. Mogłem zapytać się Harrego o te pieniądze. Wyjąłem portfel i potrząsnąłem nim nieznacznie, a moim oczom ukazała się masa zielonych pieniędzy.

Wyjąłem banknoty z portfela, do których dołączony był liścik:

Wiem, że chcesz zrobić Harremu niespodziankę. Daj mu pierścionek na sobotnim obiedzie.

Anne Styles xx

-----------

Okej, jesteście wielcy ^^ Dziękuję za każdy komentarz, każdy vote oraz za czas poświęcony czytaniu tego FF. Naprawdę ^^

Wiem, że może ten rozdział jest odrobinę bardzo nieogarnięty, ale naprawdę nie mogłam się skupić podczas pisania. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro