Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

11. For You Just Worthless Kiss, For Me Priceless Thing

Okej, z góry przepraszam za ciągłe zmienianie perspektywy XD

Miłego Czytania XX

-------------------

*Harry's POV

Zanik ktokolwiek mógł się bliżej poznać, weekend dobiegł końca, a co za tym idzie, Liam, Zayn oraz Niall musieli opuścić dom moich rodziców. Co prawda nie spędziłem z nimi wiele czasu, ale w każdej wspólnie spędzonej chwili czułem szczerość. Tak jakby to, że płacę im za podszywanie się za inne osoby wcale nie miało miejsca ani czasu. Zachowywali się naturalnie i przyjaźnie w moim otoczeniu. Z chwilą zacząłem myśleć, że są jak inni i po prostu interesują ich pieniądze moich rodziców, ale oni nie mieli żądzy materialnej wypisanej w wyrazie twarzy. Czułem się przy nich nad wymiar komfortowo, choć czasami przyłapywałem się na myśleniu, czy gdyby nie ich ''praca'', to czy nadal utrzymywaliby ze mną kontakt? Jeżeli ta szopka dobiegnie końca będą chcieli mieć cokolwiek wspólnego ze mną? Ciężarnym chłopcem ze snobistyczną rodziną Adams'ów, ach szkoda gadać.

Razem z Louis'em staliśmy w progu drzwi, pomagając chłopcom we wniesieniu walizek na dziedziniec. Albo raczej Louis pomagał, nie chcąc abym się przemęczał, co było poniekąd słodkie. Nie miałem zielonego pojęcia dlaczego zabrali tyle rzeczy, skoro zostali na zaledwie 2 dni.

- Więc, powodzenia w waszym związku – Zayn specjalnie wymówił głośniej dwa ostatnie słowa – Taksówka czeka, jedziemy i do zobaczenia za tydzień.

Troje chłopców posłało nam mordercze uśmiechy, a następnie zniknęło za masywnymi, drewnianymi wrotami. Albo miałem zwidy, albo nasza wytatuowana przedszkolanka „przez przypadek" złapała za niższą część pleców blodnyna, dużo niższą. Jeżeli dwa pośladki wliczają się w rolę pleców. Oni naprawdę nie mają skrupułów. Zaśmiałem się bezmyślnie opierając rękę, na barku narzeczonego.

- Z czego się śmiejesz loczku?

- Jeżeli tak dalej pójdzie, nie wiem, czy będę jedynym ciężarnym – chłopak odwzajemnił mój chichot, a następnie udaliśmy się do salonu, gdzie czekał na nas mój smętny ojciec, wraz z nienaruszoną, wysiwiałą grzywą, albo raczej pozostałościami tej grzywy.

Już chciałem się wycofać, dopóki nie dotarł do mnie, jego ciężki, szorstki ton ochrypłego głosu.

- Chcę porozmawiać z wami – po moim ciele rozeszły się dreszcze i dopiero wtedy uświadomiłem sobie tak wczesną wyprowadzkę z rodzinnego domu, a tym samym miasta. Chłopak widząc moją reakcję szybko splótł nasze ręce ze sobą, pocieszająco gładząc kciukiem wewnętrzną część mojej dłoni

- Znaczy, chcę porozmawiać TYLKO z Lewis'em – chłopak chciał odezwać się i poprawić imię wymawiane przez starszego Styles'a, ale władczy ton ogarnął jego galaretowate ciałko.

Puściłem wcześniej mocno ścisnął rękę szatyna, a następnie z przerażeniem udałem się do sypialni, przed tym wyciskając lekki pocałunek na policzku chłopca.

*Louis' POV

- Więc, Louis – zaczął starszy, po sprawdzeniu, że Harry na pewno nie usłyszy naszej rozmowy – Jak to się stało, że uwiodłeś kogoś tak dobrego jak mój syn.

Próbował się uśmiechnąć, ale wyszło to raczej dwuznacznie. Nie jestem pewien, czy jest to uśmiech głoszący „zaraz wyjmę glocka i wystrzelam Cię niczym kaczkę", czy „chuj mnie obchodzi wasza relacja, nie krzywdź mojego syna".

Ciężko przełknąłem ślinę i pewniej oparłem się o tył drogiej, skórzanej kanapy. Zapamiętać: nigdy nie pić na niej żadnego, barwnego napoju.

- Uch, wie pan – wciągnąłem powietrze ze świstem, aby zyskać na czasie – Jak wcześniej opowiadaliśmy poznaliśmy się w kwiaciarni. Byłem stałym klientem, a Harry był po prostu sobą, więc ...

- Nie obchodzi mnie wasze pieprzone spotkanie – pogarda, jak i przekleństwo wplecione w zdanie przyprawiły mnie o dreszcze – Dlaczego do cholery tak majętny chłopiec, miałby mieć dziecko z taką ... aż szkoda na Ciebie tracić wyzwisk.

Och, okej, może poczułem się odrobinę urażony, ale nie raz byłem wytykany palcami, więc nie przeraziło mnie to znacznie. Kiedyś miałbym łzy w oczach, a teraz jedynie przyjmuję wszystko na siebie z fałszywym uśmiechem.

- Co chce Pan wiedzieć?

- Pokaż mi świadectwo ojcostwa, które dowodzi o tym, że naprawdę jesteś ojcem tego dziecka – jego słowa trochę mnie zmroziły, ale świadectwo miałem przy sobie.

Wyciągnąłem je z jeansowej narzuty i podałem do pomarszczonej dłoni mężczyzny.

Facet zaczął analizować papiery spoglądając na nie spod swoich okularów o czarnych, grubych oprawkach.

Gdy odłożył świstek na stół odetchnąłem z ulgą. Zayn wypełnił zadanie.

- Ale jedno mnie zastanawia – zamknąłem oczy i nabrałem powietrza w płuca, bojąc się o pytanie starszego – Skoro oświadczyłeś się mojemu synowi, czy aby przypadkiem nie powinniście nosić pierścionków zaręczynowych? Wiem, że jesteście innej orientacji, ale to nie upoważnia was do ominięcia tak pięknej tradycji. No chyba, że wy nie jesteście ...

Zastygłem z otwartymi ustami. Wiedziałem, że czegoś zapomnieliśmy.

Harry upewniał mnie, że wszystko jest na miejscu, ale ten cholerny gówniarz się mylił. Ugh, nie mogę mieć mu tego za złe. Harry jeśli to słyszysz, to przepraszam za nazwanie Cię cholernym gówniarzem.

Szukałem w głowie dobrej wymówki, ale chyba nie wyszło dość przekonująco.

- Ja – zamyśliłem się – zamówiłem je, jasne – wywróciłem oczami jakby to było coś oczywistego – Tylko na moje życzenie pierścionki wyrabiane są z drogiego szafiru. Dlatego przyjdą później.

Czemu to powiedziałem? Uzna, że wykorzystuję ich majątek. Głupi Louis.

- Wiesz co Louis, powiedźmy sobie szczerze. Czy to wszystko nie jest jakąś bujdą? Czy to po prostu nie chcesz wykorzystać Harrego i naszych pieniędzy?

Dokładnie w tym momencie chciałem wybuchnąć. Jak on mógł sądzić, że mógłbym skrzywdzić kogoś tak bezbronnego i na dodatek pokrzywdzonego przez los chłopca? Nie zasłużył sobie na to wszystko. Na niechcianą ciążę, wyrodnego ojca, wypieszczone rodzeństwo i głupią nietolerancję, nie tyle co orientacji, ale jego uczuć.

Wstałem z zajmowanej kanapy i z pogardą wyrzuciłem:

- Nigdy, ale to przenigdy nie skrzywdziłbym kogoś, na kim tak bardzo mi zależy. Więc niech mi Pan nie mówi, czy go kocham, czy tylko wykorzystuję. Jeżeli chciałbym zgarnąć wasz pieprzony majątek nawet nie zostałbym narzeczonym tego pięknego chłopca, a tym bardziej nie planowałbym z nim ślubu i wychowywania ślicznego dziecka, które za kilka miesięcy przyjdzie na świat. Kocham Harrego i nic, a tym bardzie Pan, tego nie zmieni.

Ostatni raz splunąłem na niego krwiożerczym wzrokiem, a następnie udałem się schodami na górę, do sypialni malca, znaczy Harrego.

Chłopiec rysował coś na kartce papieru, ale gdy wszedłem do pokoju natychmiast wyrzucił notes na biurko, spoglądając na mnie błagalnym wzrokiem.

- Coś się stało?

- N-nic – jąkał się kilka razy chowając wcześniej używany długopis pod siebie.

Czułem, że coś jest nie tak, a ten zeszyt wydawał mi się dziwnie podejrzany. Gdy chciałem podejść i zobaczyć co takiego chłopak w nim pisał przeszkodziło mi w tym jego ciało przylegające jak magnes do mojego. Uścisk był ciepły i naprawdę przyjemny. O dziwo, brunet był wyższy, ale to on wtulał nos w mój tors, co musiało wyglądać komicznie. Z uśmiechem po kilku minutach odkleiliśmy się od siebie, a gdy zerknąłem na biurko za sobą, notes zniknął. A to podły, mały chłopczyk.

- Och, tak chcesz się ze mną bawić?

Chwilę później jechałem opuszkami paznokci po leciutko ostającym brzuszku zielonookiego, dając mu tym szeroki, szczery do bólu uśmiech oraz kilka łez spływających po pulchnych policzkach, przez uczucie łaskotania.

*Harry's POV

Louis nie chciał powiedzieć mi o temacie rozmowy z moim ojcem, co trochę mnie zaniepokoiło. Chciał zawrzeć ze mną układ, że powie mi o ich rozmowie, kiedy ja pokażę mu notes. Niestety to nie wchodziło w grę. Nie wiem, czy Louis byłby zły z tego co tam by zobaczył, przecież nie jest częścią mojego życia. Jest jedynie fałszywą i wykreowaną postacią w moim nieszczęsnym losie. Więc to co tam zobaczy nie powinno go obchodzić, ale nie chciałbym aby komukolwiek o tym powiedział.

Postanowiłem oprowadzić chłopca po naszym cudownym, ośnieżonym ogrodzie. Gdy byłem mały uwielbiałem spędzać w nim czas, szczególnie zimą. Zaśnieżona altana, masa kolorowych ozdób, które zostały po świętach, czy nawet zwykły chłód, który towarzyszył nam i tym razem. Jak to u Louis'a bywa nie obyło się bez jego nadopiekuńczości, więc musiałem nałożyć gruby, ciepły sweter, zimową kurtkę, długi szal, oraz czapkę, którą jeszcze nie dawno mi pożyczył, ale nie mam najmniejszego zamiaru mu jej oddać. Po prostu ona nim pachnie. Może zabrzmiałem jak wariat, ale po tym jak los zaczyna się na mnie mścić, nie mam ochoty myśleć jak mogą postrzegać mnie inni.

- Tutaj trzymamy konie – wskazałem na czerwoną stadninę, gdzie trzymana była nasza klacz, która zimą nie często była wyprowadzana.

- Tu jest naprawdę pięknie – przyznał chłopak po raz setny odkąd spacerowaliśmy po ośnieżonym tarasie, który nadal ozdobiony był lampkami na złotej balustradzie.

Przystaliśmy przy zaśnieżonym drzewie, gdzie także zapodziało się kilka kolorowych lampionów na baterie.

Patrzyliśmy na siebie lekko zmieszani, ale gdy chciałem wyplątać dłoń z tej Louis'a on powstrzymał mnie słowami:

- Harry, teraz Cię pocałuję – brzmiało to jak lekki szept, ale mnie nadal dziwiły jego stwierdzenia, jakby chciał w ten sposób spytać mnie czy na pewno tego chcę.

Bez namysłu poddałem się szatynowi i jak ten powiedział złączył nasze usta w miłym i chłodnym przez wiatr pocałunku. Niższy zarzucił mi ręce na szyję, choć nie opierał się na mnie całkowicie, co pewnie wyjaśniłby moją ciążą. Przyciągnąłem go w tali i rozkoszowałem się posmakiem mięty i balsamu na jego pulchnych wargach. Z czasem nasz niewinny, przynoszący ciepłe dreszcze całus, zmienił się w jeden z tych głębszych, natarczywych pocałunków. Dałem dostęp językowi Louis'a do mojej buzi, która zdawała się boleć od wyginania szczęki na wszelkie możliwe sposoby. Ten pocałunek był inny od tego, który zaoferował mi podczas seansu. Nic nie mogło równać się z tym. Był precyzyjny, ale niechlujny, słodki, ale gorzki. Był całym Louis'em, czy raczej jego bipolarnością. Chłopak językiem zbadał całą moją jamę ustną, ręką głaszcząc kosmyki moich włosów. Na koniec szatyn zassał jedną z moich warg i z mlaśnięciem zakończyliśmy długo, przynajmniej przeze mnie, wyczekiwany całus.

Niebieskooki popatrzył się na mnie spod wachlarzu rzęs, a następnie przeniósł swój wzrok na okno, za którym był gabinet mojego ojca.

- Nie ma go – odetchnął z ulgą i małym uśmieszkiem.

- Kogo? - zapytałem lekko zmieszany sytuacją. Jeszcze przed chwilą się całowaliśmy, a on wydaję jakieś bezsensowne odpowiedzi.

- Twojego ojca – spojrzał w stronę okna po raz kolejny – Obserwował nas. Gdy byłem u niego, on chyba zaczął coś podejrzewać. Bałem się, że może nie czuć naszej miłości, więc gdy tylko zobaczyłem go w oknie skorzystałem z okazji.

Wydałem z siebie lekko stłumione „och", które najbardziej pasowało mi do tego co powiedział szatyn.

- Wszystko w porządku? - zapytał okrywając rękawiczką moją rękę.

Uśmiechnąłem się, co przychodziło mi z trudem, na myśl o goryczy, która wręcz paliła moje gardło.

- Tak, ja po prostu ... - zawahałem się – Chcę już do domu. To wszystko.

Chłopak odwzajemnił mój uśmiech i w milczeniu udaliśmy się do domu. Dla mnie cisza była męcząca i rozpaczliwa, natomiast dla niego komfortowa i spokojna. Właśnie dlatego ten pocałunek nic nie znaczył.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro