10. Just Me, You And This Big Bed
*Harry's POV
Obudziło mnie cichy szelest papieru nad moim uchem. Lekko zdezorientowany uchyliłem powiekę jedna za drugą, coraz głośniej słysząc skomlenie oraz ciche nadgryzanie. Czyżbym nie świadomie trzymał chomika w swoim pokoju? Czując chłód na swoich barkach okryłem je pościelą, następnie knykciami przecierając zamglone gałki oczne. Przekręciłem się na bok skąd dochodziło źródło hałasu. Mrugnąłem kilka razy, aby upewnić się co do widzianej sytuacji. Starszy Tomlinson siedział koło mnie na łóżku niczym bezszelestny szczur podjadając jakieś kaloryczne krakersy. Chciałem uśmiechnąć się promiennie, ale bardziej przypominało to zdegustowany grymas. Kto powiedział, że po przebudzeniu mam dobry humor?
Szatyn przełknął zawartość w buzi i wolną ręką dotkną mojego czoła:
- Gorączka powoli Ci mija.
Jego słowa był suche, ale nie jestem pewien, czy przez to, że w buzi nadal miał pozostałości krakersów, czy może przespałem coś ważnego. Podniosłem się na łokciach i podparłem głowę o wezgłowie, przypatrując się rysom niebieskookiego.
- Twoja matka kazała Ci przekazać, że Gemma przyjeżdża w poniedziałek – uśmiechnął się lekko przekręcając kolejną stronę książki, którą miał na kolanach.
Zabawne. Ta lektura wygląda na znajomą. Stara, pomazana okładka. Wygięte rogi. Pismo podobne do mojego.
Cholera.
Szybko wyrwałem dziennik chłopcu, chowając go przy swojej piersi.
- Wiesz, mogłeś się zapytać, a nie grzebać w moich rzeczach – syknąłem z pogardą odsuwając się na skraj łóżka. Może nie był to zbyt sekretny dziennik, ale opisywałem w nim jakieś dziwne sytuacje, czy teksty piosenek, które mnie zaintrygowały.
Starszy widząc to przysunął się jeszcze bliżej, aż nasze klatki piersiowe nie załapywały każdego, wspólnego oddechu. Chciał coś powiedzieć, ale zamiast tego wybuchł śmiechem.
Wcale nie było mi do śmiechu, choć jego zmarszczki pod oczami zdziałały cuda, a moje usta wykrzywiły się w bardzo piskliwym, nie męskim chichocie.
Przełożyłem dziennik na stolik nocny, a gdy się odwróciłem nasze twarze dzieliły centymetry. Czułem jego nierównomierny, ciepły oddech na swoim nosie, przez co marszczyłem go z każdym powiewem. Starszy styknął ze sobą nasze wystające nosy i jakby wiedział co się stanie dalej przymknął obie powieki. Poszedłem za nim w ślady i zamknąłem oczy chcąc zasmakować pulchnych ust starszego, ale ...
- Hej, chłopcy! - Niall wtargnął do naszej sypialni, a moja głowa zatonęła pod taflą błękitnego lodu w oczach szatyna – Och, ja ... - zaczął w frustracji drapać się po głowie, a nasz pocałunek poszedł w nie pamięć. Jak to zazwyczaj bywa spaliłem dość obfitego buraka, co odbiło się mocno na mojej mlecznej skórze. Ku mojemu zdziwieniu Louis siedział niewzruszony sytuacją, szczerząc się od ucha do ucha, no bo czemu miałby się przejmować nic nie znaczącym pocałunkiem? To jego rola. Ma wpasowywać się w rolę mojego narzeczonego.
- Niall zamierzasz ochrzcić to łóżko, czy w końcu powiesz nam o co chodzi?
- Och tak – po raz kolejny zmierzwił farbowane blond włosy – Gemma, jednak przyjeżdża za tydzień w poniedziałek. Ma problemy z wypisaniem dzieci wcześniej z przedszkola.
Och, no tak. Gemma i jej dzieci. Jeszcze nigdy ich nie widziałem. Znaczy, raz, czy dwa, ale było to wtedy, kiedy miały zaledwie rok. Na pewno się zmieniły od tego czasu. Z tego co wiem, to dziewczyna wiedzie dość obfite życie w Nowym Yorku jako docent, a jej mąż to programista komputerowy. Dwójka dzieci, dom z ogrodem i czysto małżeńska miłość. Oczywiście, jak to w nasze tradycji bywa poślubili się w walentynki.
Podniosłem się na łokciach wyżej i pokiwałem głową, chcąc, aby ksiądz wyszedł z pokoju. Gdy ten zrozumiał o co chodzi zniknął za drzwiami z krótkim ''dobrej nocy'', a następnie zostawił nas samych sobie.
Louis kiwnął głową, a następnie z powrotem powiększył odległość między nami.
- Która godzina? - oschłe pytanie wypłynęło w moich zaróżowionych ust.
Szatyn sięgnął po swoją komórkę jednym ruchem palca wskazującego odblokowując ekran.
- 20.00
Podrapałem się po głowie bez celu, chcąc z powrotem odpłynąć w krainę snu.
Starszy przyłożył usta do mojego czoła, a następnie oznajmił, że temperatura stosunkowo poszła w dół. Jak wcześniej mi mówił, były to zwykłe powikłania ciążowe, które często zdarzają się przy początkowych miesiącach ciąży.
Chłopak chciał mi wcisnąć kanapki na kolację, ale wiedziałem iż oficjalną przegapiłem, więc nawet nie miałem ochoty nic przełknąć.
- Możemy coś pooglądać? - spytałem robiąc maślane oczy, którym nikt nie był w stanie się oprzeć. Tak było i teraz. Louis bez zawahania postawił laptop na naszych kolanach, które stykały się ze sobą pod pościelą, a następnie zaczęliśmy spór o gatunek filmu.
- Zdecydowanie chciałbym obejrzeć horror – sprzeczałem się gestykulując na wszystkie możliwe sposoby, o tym jak bardzo przejmujący jest ten gatunek filmowy. Nigdy ich nie lubiłem, ale kto powiedział, że humorki ciążowe schodzą tylko do jedzenia, czy seksu?
Odruchowo złapałem się za dół brzucha i przygryzając wargę, ale to nie zadziałało na starszego.
Przyłożył swoją dłoń na moją i z powagą w głosie rzekł:
- Nie możemy tego oglądać. A co jeśli dziecko to usłyszy? A jak tam będą przekleństwa i nauczy się ich?
To było dość komiczne, szczególnie, że chłopak nie udawał swojego przejęcia. Był bardziej zatroskany jeszcze nienarodzonym dzieckiem niż swoją twarzą całą w okruszkach z krakersów. Ale to jest jego praca. Udawana troska o nas.
- No dobrze, więc co chcesz oglądać? - oparłem plecy o ścianę, ale było to strasznie nie wygodne dla mojego kręgosłupa.
- Obejrzyjmy – potarł podbródek – Króla Lwa. Jest pouczający, piękny, a do tego lubię ich wielkie grzywy.
Z nutą zastanowienia zgodziłem się na pomysł szatyna, a następnie czekałem na załadowanie filmu.
Podczas seansu kręciłem plecami na ścianie, chcąc znaleźć odpowiedni kąt. Potem położyłem poduszke pod plecy, co też niewiele dawało.
Chłopak widząc moją bezradność zaśmiał się pod nosem, a następnie obniżył mnie tak, aby moje plecy opierały się o jego tors. Tak, teraz stanowczo było mi wygodnie.
Starszy oparł brodę na jednym z moich barków nosem muskając od czasu do czasu moje odstające ucho. Przez to cały film spędziłem na chichotaniu i wpasowywaniu się w każdy dotyk chłopca.
Nawet nie doszliśmy do połowy filmu, a moje powieki stały się ciężkie, a przed oczyma co chwilę widziałem mroczki.
- Chyba ten cały stres Cię zmęczył – mówił sunąc jedną z rąk po moich lokach – No wiesz, obiad, przedstawienie mnie Twoim rodzicom, przyjazd siostry. Ale pamiętaj, że jakby coś się działo jestem tutaj dobrze?
- Hmhm – mruknąłem niemrawo kładąc policzek na jego pierś, a nos przyciskając do mostka – Co rozkażesz książę.
Szatyn zaśmiał się, a po chwili poczułem jak ktoś wyłącza laptopa.
- Powinieneś się przespać – zaćwierkał nad moim uchem, a mnie zmorzyło jeszcze bardziej.
Nawet nie zdążyłem zarejestrować kiedy szatyn wstał z łóżka. Szybko podniosłem swoje ciało do pozycji siedzącej wypatrując chłopca.
- Louis?
- Spokojnie, jestem w łazience. Zaraz przyjdę.
Były to ostatnie słowa, które usłyszałem przed zaśnięciem. A stwierdzenie, że podczas snu wtulałem się w Louis'a tylko dlatego, że było mi zimno, jest całkowitym kłamstwem.
---------------------
Okej, ten rozdział jest totalnym zapychaczem, ale nie chcę aby fabuła szła tak szybko XD
I okej, wow, dziękuję za ponad 100 gwiazdek i 500 wyświetleń ^^ Dziękuję każdej osobie, która czyta te wypociny i marnuję na nie swój cenny czas. Naprawdę dziękuję ^^
Gwiazdki i komentarze mile widziane ^^
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro