pięć
Funkcjonariusze policji nie tylko krążyli po całej ulicy, szukając jakichkolwiek poszlak odnośnie całego zdarzenia, to na dodatek jeszcze wtargnęli do prywatnego pokoju, niegdyś należącego do nieżyjącego już Kim SeokJina. Przeszukiwali pomieszczenie metr po metrze, mając nadzieję, że w ten sposób dowiedzą się o tym, jak ofiara spędziła swoje ostatnie godziny. Bo, a nuż znajdzie się coś, jakiś dowód, który będzie kluczowy dla uchwycenia sprawcy, a tym samym do rozwiązania sprawy. Jednak jedyne co na razie ci byli w stanie znaleźć, to zapas prezerwatyw lub wszelkie możliwe erotyczne gadżety czy też skąpa bielizna.
Ale czegóż się mogli spodziewać w domu publicznym, który nota bene, faktycznie mieści się w dzielnicy "Czerwonych Latarni"?
Niemniej jednak wywołało to pewne oburzenie, wśród prowadzącego dochodzenie personelu. Ne byli oni przygotowani na to, że zobaczą tam coś, czego istnienia nawet by nie podejrzewali. Zapewne niektórzy zastanawiali się co do czego służy, ale to już opowieść na inny raz.
Materac zrzucony z łóżka, leżał teraz smętnie na środku pokoju w akompaniamencie kilku poduszek w kolorze pudrowego różu. Do tego po chwili dołączył puchaty, biały koc i pościel, w której jeszcze niedawno, ofiara oddawała się miłosnym uniesieniom. Ale o tym chyba policja nie chciałaby wiedzieć.
A wśród tego wszystkiego, zgiełku i okropnych słów dezaprobaty, stał TaeHyung. Cały roztrzęsiony, który gdyby mógł, to rozpłakałby się teraz, jak małe, bezbronne dziecko. Którym teoretycznie nadal był, w oczach swojego starszego brata. Który teraz został pozostawiony sam sobie. Nie miał już nikogo bliskiego. Nikogo, kto zganiłby go, jak szczeniaka, gdyby coś przeskrobał, ale i wstawiłby się za nim u szefów. Teraz był zdany sam na siebie, nie licząc tych wszystkich oblechów, którzy zapragnęliby "ofiarować" mu swoją pomoc. Oczywiście nie bezinteresowną. To było więcej niż pewne, że oczekiwali czegoś w zamian. Nie wspominając już o swoich kolegach po fachu czy też przełożonych. Bo co, jak co, ale na nich naprawdę nie miał co liczyć.
- Panie Kim TaeHyung - donośny głos funkcjonariusza, odbił się echem w głowie chłopaka, który odrętwiały nadal stał na środku pokoju. Zupełnie nic do niego nie docierało. Dalej żył sytuacją z rana, kiedy to odnalazł ciało swojego brata, niemal zmasakrowane. Tylko bestia bez uczuć mogła się dopuścić takiego czynu. - czy mogę zadać panu kilka pytań? Przypominam, że wszelkie zeznania jakie pan złoży, mogą zostać wykorzystane przeciwko panu. Możemy zaczynać?
Jasnej odpowiedzi, jednak się nie doczekał. W zamian za to, został obdarowany cichym chlipnięciem oraz niemrawym skinięciem głową. Na sam początek może być - westchnął w myślach, szczerze współczując czerwonowłosemu. On sam nie wiedział jakby zareagował na utratę najbliższej osoby, będąc mężczyzną w średnim wieku. A co dopiero musiał czuć ten młody chłopak, który dopiero wkraczał w dorosłość.
- Dobrze, więc - zaczął, wyjmując długopis z kieszeni spodni, by po chwili przyłożyć go do kartki wyrwanej z jakiegoś zeszytu. - co robił pan od wczorajszego wieczora, do dzisiejszych godzin porannych?
- Byłem na sali głównej, ponieważ mieliśmy rezerwację - stwierdził cicho, spuszczając przy tym głowę, niczym skarcony pies. - klient stwierdził, że mam być główną atrakcją wieczoru, wie pan. Jak to w takich miejscach bywa, na śpiewie i tańcu się nie skończyło.
- Rozumiem - westchnął smutno, szczerze mu współczując. Jednak nic nie mógł zrobić. Nie miał jak nawet pomóc temu chłopakowi, bo domy publiczne rządziły się swoimi własnymi prawami. - w takim razie... W co tym czasie mógł robić pański brat? Wie Pan może?
- Miał prywatne zlecenie, od jednego z klientów. Od Kena.
- Którego? - zaśmiał się funkcjonariusz. Doprawdy, kto nadaje sobie takie idiotyczne imię? Amerykanie? - tego od Barbie?
- Nie, tego z VIXX...
xxx
Korytarze uczelni, to doprawdy jest swoista dżungla, w której przetrwają jedynie najsilniejsi. Niczym w amerykańskich liceach, niekiedy możemy zobaczyć podział na charakterystyczne grupy, takie jak: gamerzy, sportowcy, kujoni, lamerzy i grupa dziewczyn, które są królowymi placówki. Każdy ich pragnął, a liderka zawsze umawiała się z kapitanem drużyny futbolowej. Jednak w tym wypadku mogliśmy mówić o kapitanie klubu szermierki, a dokładniej o osobie niejakiego Park Chanyeola. I jak zawsze wiadomo taki oto osobnik, tak zwany samiec alfa, zawsze wybierał swoja ofiarę. Nie wiadomo wówczas co nim kieruje, czy robi to z powodu jakichś kompleksów czy może dlatego, że w tej osobie widzie jakieś potencjalne zagrożenie. Ale warto wspomnieć, że Park Chanyeol miał taką swoją czarną owcę.
Pośród tego wszystkiego był jeszcze Jeon JeongGuk. Miły i spokojny chłopak, który jeszcze nikomu nie zalazł za skórę. Przykład tego chłopca, o którym marzy każda potencjalna teściowa. Ogarnięty, z dobrego domu i jeszcze student prawa! Och czegóż tu chcieć więcej? Czego mu może brakować? Chyba jedynie tylko dziewczyny. Ale o to nie musimy się martwić, ponieważ jej miejsce, zajmuje jego najlepszy przyjaciel, jakim jest Kim Yugyeom. Aktualnie worek treningowy szkolnego osiłka. No ale o tym może potem.
- Że niby ja przegram? - głośny i pełen niedowierzania krzyk Jeona rozniósł się po korytarzu uczelni, a zdziwione spojrzenie zatrzymało się na brązowowłosym chłopaku naprzeciwko. I pomimo hałasu jaka ta dwójka wywołała, nie zwrócili uwagi na zniesmaczonych ich zachowaniem, zbiorowości akademickiej.- no chyba twoja stara Yug! To więcej niż pewne, że wygram niż ty weźmiesz numeru telefonu od Lisy. Mierzmy siły na zamiary!
- Jeszcze się przekonasz! - fuknął podirytowany Kim. Że jemu niby się nie uda? Jemu i jego uroczej twarzyczce, której nie oprze się żadna dziewczyna? - A żeby ci to udowodnić, to jak wygram, zrobisz wszystko co będę chciał! Ok?
A JeongGuk uśmiechnął się wrednie na te słowa, wyciągając rękę na znak przyjęcia zakładu.
xxx
- Gitara siema lamerze, czas na twoje zadanie za karę! - krzyk pełen triumfu zaatakował uszy bruneta, który aktualnie siedział w bibliotece uniwersyteckiej. Miał do zrobienia referat o prawie rzymskim, jako wstęp do różnych dziedzin prawa, a jego przyjaciel nie dość, że perfidnie przerwał mu czytanie lektury, to też zwrócił na nich uwagę wszystkich tam zebranych. - patrz i płacz, niedowiarku! - zaśmiał się, rzucając przed Jeona kawałek papieru, na którym był zapisany rządek cyfr i małe, ledwo dostrzegalne serduszko.
- Żartujesz stary! Jak ty to zrobiłeś?
- Tajemnica państwowa! A teraz zbieraj się, jesteś mi coś winien!
Dzielnica Czerwonych Latarni, nie była czymś , czego Jeon mógł się spodziewać. A zwłaszcza w swoich najśmielszych snach, nie myślał, że zostanie tutaj przyprowadzony przez swojego najlepszego przyjaciela. Myślał, że już nic go w tym życiu nie zaskoczy, a tu proszę, jak widać to się udało. Jednakże JeongGuk nadal nie wiedział, jaki cel ma ta wyprawa. I co YugYeom chciał tym wszystkim osiągnąć? I dlaczego jest tutaj tyle policji?
- Robimy tak - szatyn zatrzymał się przed wejściem do jednego z budynków, którego wejście rozświetlał różowy neon z niezbyt zachęcającą nazwą. Cokolwiek by ona nie oznaczała, chociaż młody student nie był pewien czy dałby radę ją prawidłowo odczytać. - wchodzimy tam, aby obejrzeć jeden występ, a potem daje ci spokój ok? I nie ma, że nie, bo przegrałeś zakład i to jest moje zadanie ode mnie dla ciebie. Ty się przynajmniej ciesz, że nie wykupiłem ci prywatnej sesji, tylko we dwoje.
- Przepraszam, Yug, ale co do kurwy?
a/n: popłynęłam z tym rozdziałem, ale od dzisiaj zaczęło mi się wolne na uczelni! I nie obiecuję, że będę pisać regularnie, ale przynajmniej się postaram! A teraz miłego, ja lecę, bo jutro do pracy :( <3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro