cztery
Gdyby niebo było osobą, to w tej chwili z pewnością byłby to dla niego trudny okres. Chodziłoby przygnębione, skąpane w różnych odcieniach szarości. Jego twarz nie wyrażałaby nic innego oprócz szczerego smutku i bólu, a ciałem raz po raz wstrząsałyby spazmy szlochu. Byłoby pełne poczucia winy, że nie pomogło aniołowi w potrzebie. Że nie zatrzymało tego wcielonego diabła od zbrodni, którą popełnił, a do niebiańskiego orszaku dołączyła kolejna gwiazda. Gwiazda tak piękna i jasna, że swoim blaskiem mogłaby ogrzewać rodzinne ognisko, zapewniając dostatek i szczęście. Niestety, ale jej już nie było, a świat miał się już nie przekonać o jej dobroci. Bo ten mroczny typ, odziany w noc, przybrał na twarz maskę obojętności, by wtopić się w ten szary i pospolity tłum. Był w nim anonimowy. Taki jak wszyscy. Czuł się bezkarny, wiedział, że nie poniesie żadnych konsekwencji, jeżeli go nie znajdą. A warto wspomnieć, że miał zamiar się ukryć najlepiej, jak to możliwe.
Gdyby niebo było osobą, jego policzki byłby pokryte non stop słoną cieczą, a mokre i zmęczone oczy nie miały ani chwili wytchnienia. Jego dłonie byłby całe przesuszone, a paznokcie poobgryzane do krwi, z powodu nerwicy, która by targała jego słabym i wątłym ciałem. Nie spałoby w nocy, mając nadzieję, że dzięki temu w śledztwie pojawią się nowe dowody. Wtedy chociaż na chwilę mogłoby przymknąć opuchnięte powieki i odetchnąć. Bo wiedziałoby, że wszystko zmierza w dobrym kierunku, a obłąkany list, który znaleziono na skąpanym we krwi miejscu, zdradziłby w końcu swojego nadawcę. Wtedy w jego małym i skromnym świecie, zapanowałaby swoista idylla, której już raczej nic by nie zmąciło.
Jednak życie to nie bajka, a niebo nigdy nie dostąpi możliwości stania się człowiekiem. Może w swoim innym wcieleniu dostałoby taką szansę, ale pewnie nadal pozostałoby bezkresną przestrzenią. Swoim błękitem zachwycałoby miliony par oczu, zaś kiedy przychodziłby wieczór, byłoby świadkiem najszczerszych modlitw oraz cichych, ale równie prawdziwych wyznań miłości. Jasne punkciki, potocznie zwane gwiazdami, migotałby do siebie, chcąc w ten sposób się ze sobą porozumieć. A ciemny nieboskłon owinąłby je szczelniej błyszczącym puchem, aby te czuły się bezpieczne. Nie oddałoby ich nikomu w obawie, że te straciłby swój blask żywotności, na rzecz podłych i samolubnych ludzi. Istot, które były skłonne ukraść je wszystkie i wykorzystać dla swoich haniebnych pobudek, żeby tylko pokazać się przed innymi przedstawicielami swojego gatunku. Pokazać się, jacy to oni nie są lepsi, że powinno się im zazdrościć z całego serca. Kochali przepych i to, że o nich mówiono.
To podejrzane indywiduum też chciało, aby o nim mówiono. Aby było nim głośno, a media społecznościowe wręcz wrzały od wszystkich spekulacji. Chciało być na językach, klawiaturach i w odbiornikach cyfrowych wszystkich ludzi, w momencie, kiedy ci oglądaliby wieczorne wiadomości. Napajałoby się ich strachem, śmiejąc się z ludzi, którzy zaczynali panikować. Drwiłoby z rodziców, którzy byli przerażeni o swoje dzieci, żyjąc w niepewności czy diabeł zesłany na ziemię nie zrobi krzywdy ich małej kruszynce. Usta ów osobnika byłyby wykrzywione w uśmiechu pełnym żądzy mordu, a oczy lśniłby majestatyczną czerwienią, odstraszając każdego, kto nawinie mu się pod nóż. Byłby bezlitosny i bezwzględny, pozbawiając życia każdego bez wyjątku. Niezależnie czy byłby kobietą, mężczyzną a nawet i małym dzieckiem. Każdego, a to nie podlegało żadnej dyskusji.
I tylko gwiazdy na niebie, pełne trwogi, wiedziały czy ten szaleniec nie planuje czegoś jeszcze...
xxx
W pomieszczeniu było niesamowicie chłodno, jeżeli nie pokusić się o stwierdzenie, że wręcz "lodowato". Szpitalna biel kontrastowała sama ze sobą, sprawiając klaustrofobiczne wrażenie, mimo że wrażenia powinny być zdecydowanie odwrotne. I pokój moglibyśmy nazwać pustym i opuszczonym, gdyby na jego środku nie stało wielkie, metalowe łóżko, obok którego znajdował się wózek, a w nim najróżniejsze narzędzia. Na jednej ze ścian był zawieszony metalowy zlew, a na drugiej mogliśmy zobaczyć szare i metalowe drzwi, które niektórym mogłyby się skojarzyć z tymi do szpitalnej kostnicy. Te takie dwuskrzydłowe z okrągłymi oknami, które nieraz napawały nas nieprzeniknionym strachem. A pośród tego wszystkiego stał on. Niski blondyn o kocich oczach, który swoimi zwinnymi ruchami po raz kolejny przecinał ciało denata.
Wielka litera "Y" już od dłuższego czasu zdobiła ciało wysokiego mężczyzny o trupio bladej twarzy. Nacinany był dokładnie i z precyzją co do milimetra, aby tylko jak najlepiej ustalić szczegóły zgony. Chociaż to w sumie nie było trudne, bo głęboka rana brzucha była chyba wystarczającym dowodem. Rana kłuta, dokładniej mówiąc rozprzestrzeniała się niemal przez całe podbrzusze mężczyzny nie tylko brocząc je resztkami krwi, ale nadając jej spuchniętego i nieciekawego wyglądu. Gdzieniegdzie nawet dało się dostrzec brzydkie stróżki ropy, co sugerowało, że narzędzie, którym wykonane było nacięcie było albo brudne albo wdało się jakieś zakażenie. Jedno było, jednak pewne. Broń musiała być tępa, bo mięso było postrzępione w niektórych miejscach. Możliwym było jeszcze, że ofiara w akcie samoobrony zaczęła się szarpać, co tylko pogorszyło sprawę.
Jednak najgorsze w tym wszystkim było to, że oprócz śmiertelnego ciosu, który doprowadził do wykrwawienia, młody Rozpruwacz posunął się do czegoś jeszcze. Wraz z znakomicie wykonanym cięciem, wyciął nasieniowody bruneta, a co za tym szło, odciął mu również jądra. Zostawił tylko prącie, rozcięte na dwie równe połowy. Krew już dawno na nim stężała, co nadawało mu wręcz czarna barwę. Robota była doprawdy okropna, ale i godna poszanowania oraz podziwu. Bo tylko specjalista był w stanie zrobić to z tak niebywałą precyzją.
- A co jeśli - słowa seulskiego patologa zostały przerwane przez niespodziewane wtargnięcie pewnego osobnika.
Wahadłowe drzwi obiły się z głośnym hukiem o ściany, a potężne echo rozniosło się po pomieszczeniu. A tuż za nim odgłos kroków stawianych przez policyjne buty, które teraz nieco przyśpieszyły, widząc, że Yoongi powoli kończy badać ciało zamordowanego. Dlatego też szybko pokonał dzielącą ich odległość, aby następnie opleść ręce wokół talii niższego, a nos wtulić w zroszoną potem szyję.
- Cześć słońce - Hosoek zamruczał cicho, cmokając dyskretnie miejsce tuż za uchem mniejszego. - jak ci idzie? Wiadomo już coś?
- Hej - nikły uśmiech zagościł na ustach patologa, bo nie spodziewał się wizyty swojego chłopaka w swojej pracowni, w której jakby to ująć, było dość... strasznie? Niepokojąco? Może trochę groźnie i niebezpiecznie? - to na pewno robota profesjonalisty. Widzisz to nacięcie? - ręką odzianą w białą rękawiczkę wskazał na dół brzucha ofiary, a następnie na zmasakrowane prącie. - tylko lekarz potrafi przeciąć penisa idealnie w połowie. Albo ktoś z wykształceniem medycznym. Amator w życiu by się czegoś takiego nie podjął.
- Czyli głębsza sprawa? - westchnął przeciągle, mocniej obejmując swojego partnera. Hoseok nie chciał tego przyznać, ale ta wiadomość mocno go zmartwiła. Wiedział, że ta sprawa nie była łatwa, ale teraz po badaniach wszystko jeszcze bardziej się zagmatwało. Nie wiedzieli zupełnie nic. Nie wiedzieli w jakich okolicznościach doszło do napadu, ani co było motywem. Wiedzieli tylko imię i nazwisko chłopaka oraz fakt, że ten posiadał brata. Brata, który sam ich poinformował o całym zdarzeniu. - nie pocieszasz mnie. Jak tego nie wyjaśnimy, to góra urwie mi głowę, a ty nie będziesz miał już faceta.
- W takim razie musimy dać z siebie wszystko i złapać tego gnojka! - Yoongi zaśmiał się dżwięcznie, zaraz odwracając się przodem do swojego prywatnego słońca.
A już po niespełna chwili można było usłyszeć przyśpieszone oddechy i dźwięk obijających się o siebie ciał.
a/n: jeżeli dotarłeś drogi czytelniku do końca i nie jesteś zgorszony tym, co tutaj zobaczyłeś, to wiedz, że Cię kocham!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro